Rozdział 02

Rozdział połączony (2 z 3 rozdziałem).

Louis POV:

Byłem zbyt rozkojarzony przez niesamowicie pięknego mężczyznę, który tańczył przede mną, aby zrozumieć, co mówił do mnie Damien. To naprawdę dziwne, ponieważ on zawsze przyciągał moją uwagę.

Niesamowicie rozkoszne myśli, które wypełniły mój umysł z udziałem grzesznych czynów, których żadna matka nigdy nie usłyszy, były tak głośne w mojej głowie, że ledwo słyszałem grająca w tle piosenkę Wale - Bad wersję od SoMo (Rendition).

Słowa Damiena zagłuszał ten imponujący człowiek na scenie, który miał moją całą uwagę. Sposób, w jaki celowo odchylał biodra, aby uwydatnić jego ciało, wywołało u mnie dziwne, nieprzyjemne uczucie.

Ja pierdole.

Oczy mężczyzny skanowały tłum, jakby patrzył z czym ma do czynienia. Kiedy jego piękne zielone oczy wylądowały na mnie, mój oddech utknął mi w gardle.

Na jego ustach pojawił się uśmieszek, jego dłoń ciągnęła się po złotej rurze, ani razu nie zerwał kontaktu wzrokowego ze mną.

- Louis? - dłoń Damiena machająca mi przed twarzą przywróciła mnie do rzeczywistości.

- C-co? - zająkałem się i zamrugałem kilka razy, zanim zwróciłem moją uwagę na Damiena najlepiej, jak tylko potrafiłem.

- Pfft! - zadrwił, przewracając oczami. -A ty powiedziałeś, że nie byłeś na striptizerach.

- A ty powiedziałeś, że nie są striptizerami. - odchyliłem się do tyłu, a on zaśmiał się lekko.

- Tak, nie są. Oni są... - zaczął wyjaśniać, ale mu przerwałem.

- Playboyami. - dokończyłem za niego. Kiwnął głową. -Czym właściwie jest playboy, Dame?

- Techniczna definicja to bogaty człowiek, który spędza czas, bawiąc się sobą. Szczególnie ten, który zachowuje się nieodpowiedzialnie lub prowadzi bogate życie seksualne. - powiedział, jakby czytał to milion razy. -Myślę, że jest to słuszne, ponieważ nasi playboye naprawdę dobrze się bawią. - uśmiechnął się, patrząc na chodzącego modela seksu na scenie. - Ale nasi chłopcy są ściśle profesjonalni. Nie są niechlujni jak striptizerzy i nie chodzą jak prostytutki.

- Zasadniczo są bardziej na pokaz. - dodałem, a on kiwnął głową. -Jak lalka?

- W pewnym sensie, pozwalam na tańce osobiste. Sam na sam, jeśli tego playboy chce. Nie każdy może np. brudny stary kurwa nie może dotknąć moich playboyów.

- Playboye wybierają? - zapytałem.

- Playboye wybierają. - Damien powtórzył, a ja kiwnąłem głową i skierowałem moją uwagę na kędzierzawego mężczyznę.

Ku mojemu zdziwieniu, ciągle się na mnie patrzył. Pokręciłem się pod jego spojrzeniem, czując się trochę nieswojo, ale mnie to usatysfakcjonowało, bo z całego tego tłumu, on skupił się na mnie.

Wystawił różowy język i przejechał nim po górnej wardze w złośliwie powolny sposób. Jego ręka owinęła się wokół złotej rury i kilka razy obrócił się wokół niej w celu pokazania show.

Mały tłum otoczył scenę, gwizdali i klaskali, rzucając dolary na scenę. Nie wyciągnąłem żadnych pieniędzy, ponieważ czułem, że ten człowiek to o wiele więcej niż striptizer. On jest wart więcej niż dolar.

Wkrótce piosenka dobiega końca. Wziął dolną wargę między zęby, kiepskie oczko, które puścił, było przeznaczone dla całego tłumu, ale jego oczy wciąż wpatrywały się w moje, wywołując dreszcz na moim karku.

- Jak on ma na imię? - zapytałem, a moje oczy wywiercały dziurę w muskularnych plecach mężczyzny, kiedy schodził ze sceny.

- Nie możemy podać prawdziwych nazwisk. - wzruszył ramionami. -Klienci po prostu nazywają naszych tancerzy „Playboyem". Jeśli go tak nazwiesz, odpowie ci.

- Dlaczego nie możesz? - nie wiem, dlaczego tak bardzo mnie to interesowało, odkąd ten tancerz wszedł na scenę.

- Aby ich chronić, jest wśród nas wielu psychicznych zboczeńców. - Damien pokręcił głową i zadrżał.

Otworzyłem usta, aby odpowiedzieć, ale ktoś dotknął mojego ramienia i odwróciło to moją uwagę od Damiena.

- Przepraszam, proszę pana, przepraszam, że przeszkadzam... - młody mężczyzna w skąpym stroju kelnera przeprosił, głównie kierując to do Damiena, ponieważ jest jego szefem. -...Ale jeden z naszych Playboyów zaproponował prywatny taniec.

- Jestem trochę zajęty. - westchnął Damien.

- O nie, proszę pana, nie dla ciebie. - policzki chłopca zrobiły się czerwone przez zażenowanie. -Propozycja jest dla niego.

Czekaj, czy on ma na myśli mnie? Rzeczywiście, chłopak wskazał palcem w moim kierunku.

- Kto mi zaproponował? - nie mogłem nic poradzić, ale zapytałem o to. Miałem cichą nadzieję i modliłem się, że był to bóg seksu, którego występu przed chwilą byłem świadkiem. Zaintrygował mnie nie do uwierzenia i czułem się tak, jakbym był fizycznie do niego przywiązany.

- To niespodzianka. Osobistych taniec, Lou. - Damien zaśmiał się lekko i poklepał mnie po plecach. -Idź się dowiedzieć.

- Naprawdę nie chcę tańca. - potrząsnąłem głową. Zawsze istniała taka możliwość, że chodziło o jakiegoś chudego bladego chłopaka lub jakiegoś zbudowanego sportowca. Żadnym z nich nie jestem zainteresowany.

- Oh daj spokój, Lou! - Damien praktycznie zrzucił mnie z krzesła. -Idź! Zabaw się, to przecież jest impreza!

- Nie, Dame... - zacząłem się sprzeciwiać, ale on mi przerwał.

- Nalegam, a teraz idź! - machnął na mnie ręką. Jęknąłem i przewróciłem oczami, upewniając się, że Damien to zauważył. Zaśmiał się i wstał z fotela, mrugając do mnie, po czym poszedł w tłum.

- Um, więc gdzie mam iść? - zapytałem chłopaka w stroju kelnera.

- Chodź za mną. - powiedział, a ja zrobiłem to, co powiedział. Przeciskaliśmy się przez tłum, aż dotarliśmy do czarnych drzwi. Słowo "vouloir" znajdowało się nad drzwiami w wyrazistym neonowoniebieskim kolorze.

- Co to znaczy? - wskazałem na znak nad drzwiami. Wiedziałem, że to nie jest angielski i jestem trochę rozczarowany tym, że znam tylko jeden język.

- To po francusku „pragnienie". - powiedział mi, zanim otworzył drzwi.

Pokój był całkowicie oświetlony przez czarne światło, tylko neonowe różowe światła i różowa farba nadająca kolor ścianom i krzesłom. Pokój wydawał się być podzielony na różne sekcje, z których każda miała dość mały rozmiar.

- No to jesteśmy. - zatrzymał się przy ostatnich drzwiach po lewej stronie i położył rękę na gałce od drzwi. - Baw się dobrze.

Byłem przerażony, miałem wiele scenariuszy o tym, kto poprosił mnie o prywatny taniec. Mam złe przeczucie, że to będzie jakiś facet, który będzie chciał złapać mnie za tyłek. Jeśli tak, to będę stąd spierdalał tak bardzo kurwa szybko. Damien na pewno się o tym dowie.

Chłopak przekręcił gałkę i otworzył drzwi. Wszystkie moje obawy zostały natychmiast wyrzucone przez okno i zastąpiły oczekiwaniem, szokiem, a przede wszystkim: pragnieniem.

Ciemny Adonis stał obok jedynego krzesła w pokoju, stukał palcem w fotel. Ten seksowny leniwy uśmieszek rozlał się po jego pulchnych wargach.

Chłopak w stroju kelnera wepchnął mnie do pokoju, zanim zamknął za mną drzwi, kiedy wyszedł.

Wiedziałem, że moje usta były lekko rozchylone i byłem pewien, że wyglądałem jak kompletny dziwoląg, stojąc tutaj i patrząc na niego. Do diabła, nie można na niego nie patrzeć. Jest piękny, jego ciało jest idealne jak posąg.

- Nie wstydź się. - sam jego głos posłał mi dreszcz po plecach. Jest chrapliwy, głęboki i nie mogę przestać się zastanawiać, jakby brzmiał, kiedy by jęczał moje imię.

- Usiądź. - zażądał, poklepując dłonią górę krzesła.

Moje stopy były jak cement, przyklejone do czarnej, wyłożonej kafelkami podłogi. Nigdy nie byłem osobą pełną wstydu, nigdy się nie denerwowałem, ale oczywiście w tej właśnie chwili musiałem.

Podszedł do mnie z frustracją i zniecierpliwiony, owinął swoją dużą dłoń wokół mojego nadgarstka i popchał mnie na krzesło.

Przez jego dotyk powstała gęsia skórka na mojej skórze, rozpalił ogień głęboko w jamie brzucha. Nigdy nie czułem się tak, nie od pierwszego spotkania, ale myślę, że to lubię. Nie znam nawet imienia tego człowieka, ale potrzebuję tego.

- Jak masz na imię, kochanie? - zapytał i położył rękę na moim ramieniu.

- Louis. - odpowiedziałem krótko, więc nie wydałem niepotrzebnych odgłosów z powodu jego bliskości.

- Hmm.- zanucił, poruszając się wokół mnie, dopóki nie usiadł za krzesłem. Jego dłonie spoczywały na moich ramionach, ściskając je.

Jego gorący oddech uderzył w moje ucho. Wyszeptał uwodzicielsko.

- Lubię to, Louis. - jego głos sprawił, że ​​zamknąłem powieki.

- Jakie jest twoje? - zapytałem od niechcenia, choć w głębi duszy desperacko pragnąłem cokolwiek o nim wiedzieć.

- Ah, ah, ah. - obrócił krzesłem co spowodowało, że krzyknąłem. Szeroki uśmiech rozlał się po jego twarzy, kiedy dał nogę na moich kolanach i usiadł na mnie okrakiem. - To tajemnica. -wyszeptał, pochylając się, aby zostawić mokrą ścieżkę na mojej szyi. -Chociaż, chciałbym usłyszeć, jak twój seksowny głos krzyczy moje imię. - wziął mój płatek ucha między zęby. O cholera.

Zbyt wcześnie wstał i oddalił się ode mnie. Ten leniwy uśmieszek, który zawsze wydawał się być przyklejony na jego twarzy zniknął i pojawiła się powaga.

- A więc, Louis. - podniósł rękę i przesunął palcami po odsłoniętym tułowiu. -Co byś chciał?

Patrzyłem, jak jego palce wędrowały po dwóch jaskółkach, motylu i między dwoma liśćmi. Zachichotał, kiedy dostrzegł grymas na mojej twarzy, kiedy dotknął swoje czarne szorty, po to, aby znów wrócić. Pieprzony złośliwiec.

- Przepraszam? - podszedł do mnie znowu, podniósł mój podbródek palcem, abym spojrzał na jego twarz. -Zadałem ci pytanie.

- C-co? - zająkałem się, kiedy wrócił do swojej pozycji obejmowania mnie. Jest wysoki, więc jego stopy dotykały ziemi po obu moich stronach.

- Zapytałem. - jego dłonie chwyciły moje ramiona, a jego biodra lekko ocierały się o moje krocze, tworząc małe tarcie między nami, które chciałem zwiększyć. -Co byś chciał?

- Ciebie. - moje usta wypowiedziały te słowa, zanim mój mózg mógł zrozumieć, co powiedział. W myślach spoliczkowałem się z powodu tego, ponieważ musiałem desperacko wyglądać.

Zachichotał lekko, oczy zamknęły mu się na chwilę, kiedy potrząsnął głową na boki. Zaczął mocniej ocierać biodrami o moje krocze co spowodowało, że jęk wydobył się z moich ust. Pieprzone gówno, nie mogę kontrolować niczego wokół niego, prawda?

Kiedy jego oczy znowu się otworzyły, były o kilka odcieni ciemniejsze. Jego źrenice były rozszerzone i wpatrywał się prosto w moje oczy.

- P-przepraszam. - wymamrotałem przeprosiny, lekko spanikowałem, kiedy wstał z moich kolan, żeby się ode mnie oddalić. Świetnie, wystraszyłem go.

- Twój czas się skończył. - prawie zawarczał.

- Oh, um, okej. - wstałem szybko z krzesła, podchodząc do drzwi. Opuściłem głowę w dół i wpatrywałem się w ziemię.

- Louis! - zawołał, podbiegł do mnie. Starałem się nie gapić na sposób, w jaki jego mięśnie napinały się, kiedy się poruszał.

Ściągnął uszy czarnego królika ze swojej głowy i starannie wsadził je w moje włosy. Przygryzł dolną wargę, kiedy cofnął się, aby na mnie spojrzeć.

- Nie obrażaj się, Louis. - zamknął oczy zaraz po tym, jak powędrował wzrokiem po moim ciele. -Po prostu nie chcę zaczynać czegoś, co prawdopodobnie nie powinienem skończyć.

Oh. Cóż, to chyba mi pochlebia? Tak czy inaczej,  wyrzucił mnie. Szczerze to chciałem tu zostać z nim, pozwolić mu się ocierać o mnie i więcej, ale jeśli on chciał, żebym odszedł, to odejdę.

Posłałem mu proste skinienie głową i wyszedłem z pokoju przez drzwi, przez które wszedłem.

__________
Jeśli szanujesz te kilka godzin, które spędziłam nad tłumaczeniem tego rozdziału to proszę zostaw po sobie gwiazdkę ⭐⭐⭐

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top