66

- Harry, szybciej, bo się spóźnimy. - popędziłam go, kiedy wciąż pakował coś do torby podróżnej. Za dwa dni Gemma bierze ślub, dlatego musieliśmy się pośpieszyć, gdyż jak nie zdążymy na samolot to nie pójdziemy na uroczystość. Dwa tygodnie przed musieliśmy znów zawitać do sklepu z sukniami i garniturami, ponieważ mój brzuch się zwiększył i nie mieściłam się w poprzednią kreację. - To ja wyglądam jak wieloryb, a ruszam się prędzej od ciebie.

- Kochanie, wyglądasz pięknie z brzuszkiem. Poza tym, to dopiero czwarty miesiąc.

- No właśnie! Czwarty, a wyglądam jak beczka! I wszystko to twoja wina. - przewrócił oczami, uśmiechając się i biorąc bagaże, by zanieść je do samochodu. 

- Pamiętaj, że jak wrócimy to idziemy się dowiedzieć czy chłopczyk czy dziewczynka. - mruknął w mój brzuch, kiedy pozbył się już wszystkich maneli. Pocałował go przez bluzkę i pomógł mi wsiąść do auta, chociaż dałabym sobie radę.

- Przestań. Poradzę sobie!

- Oczywiście. - wystawiłam mu język, zapinając pasy.

Podczas lotu do Anglii Harry miał zaszczyt posmakować cierpliwości do dzieci. Za nim siedział mały chłopczyk, może miał z siedem, osiem lat i cholernie kopał fotel 23-latka. Przez pierwsze minuty wytrwale trzymał buzię na kłódkę, później się odwrócił i delikatnie zwrócił uwagę. Na koniec się wydarł, bo dziecko ewidentnie nie chciało słuchać.

- Pomyśl sobie, że twój synek będzie się zachowywał podobnie. - spojrzał na mnie, widocznie pozbawiony poczucia humoru.

- To będzie córka. - parsknęłam śmiechem, przekręcając głowę w stronę malutkiego okna. Przytulił się do mnie, prawie mnie zasłaniając, gdy mężczyzna obok nas zaczął kichać oraz kaszleć. - Precz od mojego dziecka.

- Harry, ludzie się dziwnie patrzą.

- Co z tego? Nie pozwolę, żebyś była chora. - zrobiłam motorek ustami, ponieważ trochę przesadzał, lecz rozumiałam, że się troszczył i było to bardzo miłe. Mocniej się w niego wtuliłam, chowając nos w zagłębieniu jego szyi. 

- Nasz maluch będzie miał najlepszego tatę. - szepnęłam, całując go ledwo wyczuwalnie w miejsce, gdzie szyja łączyła się z ramieniem. 

- I najlepszą mamę. 

W Londynie przywitali nas moi rodzice, którzy wpierw zajęli się wyściskaniem mnie na tyle ile pozwalał mój brzuch. 

- Jak pięknie wyglądasz w ciąży, kochanie! Bardzo się cieszę.

- Mhm, masz mi coś do powiedzenia, Harry? - mój tata pomalutku szedł w stronę Styles'a, a ten cofał się z niezręcznym uśmiechem do tyłu.

- T-to ona! - wskazał na mnie, nadal idąc tyłem. Oczywiście, jak zwalić to na mnie. 

- Tak? A jak dobrze pamiętam to do zapłodnienia potrzebny jest plemnik. Chyba spałeś na biologii, co?

- Przysięgam, że...

- Że co? Zapyliłeś moją córkę.

- T-tak, ale...

- Jest z tobą w ciąży.

- Będę się nimi opiekować. Obiecuję, j-ja... - no i został przyparty do ściany na zewnątrz lotniska. Starszy człowiek stanął tuż przed nim, przez chwilę mu się przyglądając.

- Zrobiłeś mnie 46-letnim dziadkiem.

- P-przepraszam...

- Gratuluję! Od teraz będziemy rodziną.

- C-co? - zaśmiałam się razem z mamą z miny zielonookiego, która przypominała przestraszone zwierzę. Podeszłam do nich bliżej wyłącznie po to, aby uspokoić Harry'ego. 

- Przyzwyczaj się. - burknęłam, ciągnąc go do pojazdu należącego do Silver'ów. Spakowaliśmy swoje walizki do bagażnika i ruszyliśmy do domu. 

- Skoro już mamy więcej rąk do pracy to Harry pomożesz mi w ogródku.

- Wiesz co? Ja już nie chcę być w twojej rodzinie.

- To samo pomyślałam, gdy Anne zrobiła zapiekankę. - pokazałam mu środkowy palec, gdy on pierwszy okazał mi miłość za pomocą tego jakże pięknego gestu.

- No już, już, idziemy do ogródka. Kochanie, w lodówce masz lody i zrobiłam sałatkę owocową. Jak będziesz chciała koktajl to mikser jest w szafce nad zlewem.

-Dziękuję, mamo.

- Ale nie zjedz wszystkiego... - brunet nachylił się nade mną i musnął moje wargi, a później podkradł truskawkę, która leżała w misce pośród wielu innych. - ... wielorybku.

- Ej!

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

ZAPRASZAM NA YOU ARE JEALOUS!

Kocham xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top