62
- Harry, możesz powiedzieć gdzie mnie zabierasz?
- Zadajesz to pytanie od dwudziestu minut.
- Bo od dwudziestu minut jedziemy. - mruknęłam, wywołując u niego cichy śmiech i wywrócenie oczami. Wyciągnął mnie z domu bez żadnych wcześniejszych informacji. Po prostu powiedział, że wychodzimy i tyle. - Leroy Merlin? Naprawdę? Przerwałeś mój ulubiony serial, ponieważ chciałeś pojechać kupić sobie nowy dywan? Twoje brudne skarpety już służą za ozdobę na podłodze.
- Nie przyjechaliśmy tu po jakiś dywan. Zobaczysz. - splótł nasze dłonie, kiedy wyszliśmy z samochodu. Schowałam nos z szalik z uwagi na panujące zimno na dworze.
Przeszliśmy przez prawie cały sklep, aż doszliśmy do alejki, gdzie znajdowały się wszystkie rzeczy związane z ogrodem.
- Och, chciałeś sobie kaktusa kupić? - spojrzał na mnie kpiącym wzrokiem, pokazując coś za mną. Odwróciłam się i moim oczom ukazała się się huśtawka, taka zwyczajna, drewniana, dla dziecka. - Skarbie, to kochane, ale zwolnij trochę.
- Chcę mieć wszystko gotowe i chcę wam pokazać, że potrafię się zaopiekować swoją rodziną.
- Komu? Przecież wiem, że będziesz dobrym tatą, więc komu zamierzasz to udowodnić?
- Gemmie, ojcu. Moja mama jak się dowiedziała, że jesteś w ciąży to już szykowała się do przyjazdu. Nie ufa mi.
- Ale ja ci ufam. - odwzajemnił mój uśmiech, aczkolwiek na krótko, bo nachyliwszy się, musnął moje usta.
- No to co ty na to?
- Może pomyślimy o tym później? To bardzo dobry pomysł, jednak uważam, że mamy jeszcze dużo czasu na takie zakupy. Poza tym, jest zima i nie ma sensu kupować jej teraz.
- Okej, to chodźmy po lampę do sypialni, ponieważ ją zbiłem.
- Zbiłeś lampę?!
- Oj, zdarzyło się.
- Kiedy?
- Jak byłaś na kursie językowym? - posłał mi niewinny uśmiech i znalazł identyczne źródło światła jak te, które kiedyś stało w sypialni na szafce nocnej.
Wróciliśmy do domu z nowym nabytkiem i pierwsze co zrobiłam to weszłam do kuchni, aby wygrzebać wafle z karmelem. Wczoraj były jeszcze trzy paczki, dlatego powinny nadal tu być. Nie znalazłam ich, więc usiadłam na kanapie w salonie i czekałam na Harry'ego, aż zejdzie na dół.
- Co jest? - uniosłam wzrok, ignorując go. Włączyłam telewizor i puściłam dalej swojego Sherlocka. Cmoknął w powietrzu, widząc, że było coś nie tak. Położył się obok mnie, a głowę ułożył na moich kolanach, twarzą zwróconą w stronę mojego brzucha. Podciągnął materiał mojej czarnej koszulki i zaczął składać delikatne pocałunki na odkrytej skórze.
- Gdzie podziały się moje wafle?
- Myślę, że ty i nasz maluch zjedliście wczoraj.
- Nieprawda! Zostawiłam sobie trzy paczki.
- Tak, ale wstałaś o pierwszej, żeby właśnie je zjeść.
- Co? Nic takiego nie pamiętam.
- Ponieważ moje maluchy się obudziły, wstały, zjadły i poszły znowu spać. Dlatego tego nie pamiętasz, a ja tak, bo miałem większe problemy z zaśnięciem po obudzeniu mnie. Nie jesteście najcichsi.
- Po prostu się przyznaj, że mi bezczelnie podkradłeś.
- Powiedziałem jak było!-wzruszyłam ramionami, ponieważ mogła być to prawda.
- To łaskocze. - ostatnio jego ulubionym zajęciem było mizianie mnie po brzuchu nosem, włosami, palcami, czymkolwiek. Robił to często i za każdym razem mnie gilgotał. - Przestań!
- Czy gdybym ci się teraz oświadczyć, zgodziłabyś się? - oblizałam wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie chciałam wszczynać kolejnej kłótni z tego samego powodu. Kochałam go, mieliśmy zostać rodzicami, lecz nie byłam pewna, co do oświadczyn lub ślubu. Zwyczajnie się wahałam, gdyż obawiałam się, że jak pojawią się jakieś niechciane kłopoty w naszym związku to zachowamy się dokładnie jak wtedy w Australii. - Powiedziałabyś "nie", prawda?
- Daj mi trochę czasu.
- Po co? Za osiem miesięcy urodzi nam się dziecko, kochamy się, także nie widzę przeszkód. Nie rozumiem.
- Nie naciskaj, proszę cię.
- Wyjaśnij mi, czemu nie chcesz za mnie wyjść? Unikasz tematu, raz mi już odmówiłaś. Jeżeli sądzisz, że nie jest mi przykro z tego powodu to się mylisz.
- Harry...
- Mam dużo pracy. Będę w gabinecie.
✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top