61

- I co się patrzysz? - zapytałam, kiedy o drugiej w nocy do kuchni wszedł zaspany mężczyzna. Zdziwiony przetarł oczy i spojrzał na mnie z rozbawieniem, ponieważ jadłam ogórka. Zwykłego, ale obranego. 

- Nic, kochanie, jednak następnym razem zachowuj się ciszej. Chcesz herbaty?

- Jest druga w nocy.

- Ty jesz, a ja nie mogę zrobić herbaty?

- Nigdy nie jadłeś ogórka w środku nocy? - oczywiście, że nie, dlatego właśnie przyglądał mi się w ten sposób. Ugryzłam zielone warzywo, obserwując jak przyrządzał napój, a potem podstawiał mi pod nos jeden z kubków. W ciszy ją wypiliśmy, gdyż każde z nas było śpiące i wróciliśmy na górę. Zasnęłam niemal od razu, aczkolwiek słyszałam, że brunet miał problem, przez co kręcił się na całym łóżku. Ostatecznie zrzuciłam go na podłogę, bo nie mogłam znieść jego szamotaniny.

Obudziwszy się tym razem o normalnej porze, przewróciłam się na bok, gdzie leżał wciąż pogrążony w śnie Styles. Po cichutku wstałam z łóżka i załatwiłam wszystkie poranne potrzeby w toalecie. Weszłam do pomieszczenia, w którym jeszcze parę godzin temu jadłam ogórka i zabrałam się za przygotowanie śniadania. 

- Witam, moje maluchy. - uśmiechnęłam się, czując jak składał delikatny pocałunek na moim karku. Otworzył lodówkę, a ja nadal grzebałam w swojej jajecznicy, którą powoli przekładałam na talerz. - Gdzie jest mój ogórek na kanapkę?!

- No zjadłam. - zwróciłam wzrok w jego stronę, a on jakby nagle przypomniał sobie nasze nocne spotkanie. Warknął, zatrzaskując drzwiczki i podszedł do szafki, w której zazwyczaj były moje wafle. - Ej, to moje!

- Ogórek też był mój. - przewróciłam oczami, uważnie patrząc jak siadał naprzeciwko i wyjmował z opakowania wafelka z karmelem.

- Smakuje?

- Mhm.

-A wiesz, jaki dziś za dzień?-zmarszczył brwi, przestając jeść.

-Sobota?

- No akurat dzisiaj jest wtorek i za dokładnie.... czterdzieści minut masz rozprawę. - mruknęłam, przeżuwając jajka oraz pomidora, który był dodatkiem w całym daniu. Wpierw jego oczy zrobiły się niczym spodki, a następnie poderwał się z miejsca, biegnąc ku górze. - Mam nadzieję, że ty jesteś małą Emmą.

Powiedziałam do swojego brzucha i wyciągnęłam rękę po niedokończonego wafla.

Nie miałam pojęcia czy Harry zdążył do sądu, lecz nie było go już dobre trzy godziny. W tym czasie postanowiłam iść na spacer. Kupiłam sobie w kawiarni ciastko w postaci marchewkowej babeczki i wróciłam do domu. Przeczytałam książkę, przygotowałam obiad i zrobiłam pranie.

- Jestem! - wszedł do salonu z dwoma dużymi torbami, które przykuły moją uwagę. - Zakupy spożywcze mam w samochodzie, a to jest dla nas.

- Dla nas?

- No tak. Tutaj mam książkę dla początkujących rodziców. - uniosłam brwi, widząc jak wyciąga wszystko z papierowych toreb. Najpierw pokazał mi wspomnianą książkę. Oszalał. - Dali mi w gratisie smoczki.

- Harry...

- To nie koniec. Widziałem w sklepie takiego malucha w wózku i pomyślałem o wózku...

- Harry...

- Nie kupiłem, ale przyniosłem katalogi. No wiesz, żebyśmy razem wybrali.

- Harry!

- Co?

- To jest malutkie. Mamy jeszcze dużo czasu. To kochane, ale i dziwne.

- Uważasz, że przesadzam? - słychać było wahanie w jego głosie, gdy rozglądał się po pokoju, zdając sobie sprawę ze swoich zakupów. Usiadłam obok niego na podłodze, a raczej pomiędzy jego nogami, przodem do niego.

- Sądzę, że po prostu się cieszysz. To chyba normalne. W końcu będziemy rodzicami po raz pierwszy. - oparł czoło o moje, a później złączył nasze usta w delikatnym, uroczym pocałunku. Przez kilka dni miałam małe wątpliwości, co do tego wszystkiego, jednakże szybko mi przeszło i również byłam szczęśliwa. Tyle, że nie latałam po sklepach, w poszukiwaniu ubranek oraz zabawek dla dziecka. Chciałam najpierw poznać płeć.

- Mama do mnie dzwoniła podczas rozprawy chyba z dwadzieścia razy.-  chwycił telefon, przez chwilę w nim grzebiąc. Przyłożył sobie urządzenie do ucha, dlatego musiał wybrać jej numer. - Cześć, mamo. Dzwoniłaś. Tak, jest. Też się cieszę! Co? Nie, mamo, nie. Chyba umiem zająć się swoją ciężarną dziewczyną. Nie wierzysz? Kochanie, powiedz tej kobiecie, że doskonale dam sobie radę i nie jest tu potrzebna.

Parsknęłam śmiechem, odbierając od niego komórkę. Przywitałam się z Anne i wysłuchałam gratulacji, a potem zaczęłam ją zapewniać, co do opieki nade mną.

- Troszczy się aż za bardzo.-spojrzałam wymownie na Harry'ego, który przykładał głowę do mojego brzucha.

-To dobrze! Martwiłam się, że może Harry...

- Anne, on jest naprawdę dobrym człowiekiem. Musisz w niego uwierzyć, tak jak ja to zrobiłam.

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top