50
Wczoraj wieczorem wyjęłam ze skrzynki list od Anne, aczkolwiek miałam zamiar przeczytać go dopiero po śniadaniu następnego dnia. Gdy przyszedł ten moment, nie wiedziałam czego mogłam się spodziewać, lecz pod naciskiem mojego taty otworzyłam kopertę i wyjęłam kartkę.
- "Jesteśmy zmuszeni do przekazania wam smutnej wieści. Z uwagi na przykre wydarzenia w naszej rodzinie postanowiliśmy przełożyć ślub. Przepraszamy i informujemy, że ślub odbędzie się 24-tego kwietnia 2016 roku." - przeczytałam na głos, spoglądając na moich rodziców.
- Przykre wydarzenia? - pokręciłam głową, nie mając pojęcia o co mogło chodzić. Postanowiłam się dowiedzieć, więc wyszłam z salonu i natychmiast wybrałam numer mamy Harry'ego. Za pierwszym razem nie odebrała, za drugim również nie, jednak zlitowała się za trzecim.
- Halo?
- Anne, co się dzieje? Czemu ślub został przesunięty?
- Emmo, nie mogę teraz rozmawiać.
- Powiedz mi. - nalegałam, bo gdzieś tam mój mózg podpowiadał mi, że mogło to mieć coś wspólnego z brunetem. Wolałabym, aby to jednak było kłamstwo.
- To nie twoja sprawa, kochanie. W tej chwili muszę być ze swoją rodziną. Przykro mi. - zanim zdołałam odpowiedzieć, ona już zakończyła połączenie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie odbierze ode mnie ponownie, dlatego odpuściłam. Zadzwoniłam za to do Eric'a, który nie postąpił jak Anne i nie odebrał ode mnie ani razu. Czułam się bezsilna i taka zresztą byłam. Jedynym pomysłem jaki wpadł mi do głowy to lot do Francji, aby dowiedzieć się co się stało. Chciałam zwyczajnie mieć pewność, że wszystko było z nim w porządku.
Pomimo tego jak się zachował, jaki brak szacunku mi okazał to w takim momencie naprawdę nie główkowałam nad tym, gdyż moje głupie serce kierowało całym ciałem.
- Musze jechać do Francji.
- Uspokój się.
- Przecież on jest taki nierozsądny. Upił się i go pobili albo sobie coś zrobił lub kogoś sprowokował.
- Nie masz pewności, że coś mu się stało.
- Jak nie jemu to komu?!
- Może Gemma lub Fred. Nie możesz myśleć tylko o nim. - zrzuciłam ręce mojej mamy ze swoich ramion, ponownie zaczynając wariować. Od kiedy tak bardzo mi zależało na jakimkolwiek mężczyźnie? Gdzie podziała się Emma, którą byłam na początku pracy u Harry'ego?
Postanowiłam. Miałam zamiar jutro lecieć do Francji, żeby wiedzieć, że wszystko było dobrze. Żaden z członków ich rodziny ode mnie nie odbierał, dlatego musiałam wziąć sprawy we własne ręce.
Na następny dzień przed wylotem wybrałam się do domu Styles'ów, bo miałam nadzieję, że mi otworzą, jednak ich gospodyni powiadomiła mnie, że nikogo nie było od dobrych dwóch dni. Cholera.
- Kochanie, jesteś pewna? - mój tata nie był w ogóle zadowolony z mojego pomysłu, natomiast mama ciągle pytała o to samo. Dałam jej znak, że tak i pożegnałam się z nimi. Przeszłam przez barierki i w spokoju czekałam na swój samolot. Nie wzięłam ze sobą walizki, ponieważ nie przypuszczałam, żebym pojechała tam na dłużej. Jeżeli okaże się, że niepotrzebnie panikowałam to wrócę do Londynu, zajmując się sobą.
Nie leciałam tam, aby do niego wracać, by go przepraszać albo próbować naprawić nasz krótki związek. Robiłam to, bo chciałam mieć pewność, że moje słowa powiedziane pod wpływem chwili w Tajlandii się nie sprawdziły. Dlatego właśnie wychodziłam teraz z samolotu w mieście, w którym niedawno mieszkałam. Wraz ze swoją torebką oraz torbą podróżną skierowałam się do wyjścia z lotniska, a następnie do metra.
Znalazłszy się pod drzwiami mojego już byłego domu, niepewnie zapukałam. Denerwowałam się, ponieważ jeżeli nikt mi nie otworzy to będzie jasne, że coś się stało. Na całe szczęście klamka się poruszyła, a potem zobaczyłam Harry'ego ze szklanką w ręku. Nie musiałam pić tego świństwa, by wiedzieć, że była to whiskey.
- Czego chcesz?
- Wiesz, że ślub został przełożony?
- Mam to w dupie. - widocznie zamierzał zatrzasnąć mi drzwi przed nosem, aczkolwiek go powstrzymałam.
- Harry, coś się stało. Chciałam być pewna, że wszystko jest z tobą w porządku.
- W porządku?! Jest cudownie. Kobieta, którą kochałem odrzuciła mnie na oczach mojej gównianej rodziny! Czuję się fantastycznie! Wynoś się!
- Lot powrotny mam dopiero za osiem godzin. Pozwól mi chociaż...
- Wypieprzaj! - nie zdołałam nic zrobić, gdyż tym razem udało mu się zamknąć mi drzwi przed nosem. Nie zareagowałam nawet na moje łzy. Po prostu odeszłam w stronę centrum miasta.
✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫
Misie, głosujcie na Playoboya w konkursie Skrzydlate słowa jako trwające ff ! LINK macie podany jak coś ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top