48
Po powrocie do Francji, od razu wzięłam się za pakowanie. Nie zaszczycił mnie nawet spojrzeniem, gdy opuszczałam jego dom. Zostawiłam klucze na stoliku w korytarzu i skierowałam się w stronę metra, by dojechać na lotnisko.
W spokoju czekałam na swój lot, a kiedy przyszedł ten moment to rozejrzałam się jakby szukając Harry'ego. Tym razem widocznie nie zamierzał mnie powstrzymać. Weszłam na pokład samolotu i oczekiwałam na start.
- Kochanie, nie przejmuj się. Z drugiej strony nareszcie możesz dokończyć studia. Pamiętasz? Chciałaś najpierw trochę zarobić, a potem skończyć filologię włoską. Specjalnie uczyłaś się tego języka w szkole średniej. - westchnęłam, pijąc czwarty kubek herbaty. - Marzyłaś o wyjeździe do Włoch, żeby tam się spełniać.
Mieli rację. Takie były moje plany do pewnego czasu. Przyszedł koniec z Jason'em, a ja chcąc wyjechać z kraju, zbierałam pieniądze, by móc zamieszkać we Włoszech. Plany pokrzyżował mi Harry, lecz tym razem mogłam go wykluczyć. Wyszłam z salonu, tłumacząc rodzicom, że byłam zmęczona.
Na swoim dawnym łóżku, w swoim starym pokoju rozmyślałam nad przyszłością. Powrót na studia nie był złym pomysłem. Dzięki temu mogłam nareszcie robić to co chciałam, a dodatkowo mogłam zapomnieć o moich ostatnich latach porażki. Zerwałam zaręczyny z Jason'em, poznałam Harry'ego, zakochałam się we własnym szefie i zostałam skrzywdzona przez tego samego człowieka. Nie ma co, życie wciągu tych dwóch lat miałam udane.
Z myślą jak bardzo nienawidziłam ostatnich momentów, które mi się przytrafiły, zasnęłam.
Obudziłam się po dziesiątej, od razu wybierając się do łazienki. Po ciszy panującej w domu zrozumiałam, że nikogo w nim nie było oprócz mnie. Po umyciu zębów, twarzy oraz wykonaniu porannej toalety, zabrałam się za przygotowanie śniadania. W kuchni okazało się, że wcale nie musiałam się zbytnio wysilać, bo kochana mama zostawiła dla mnie górę naleśników i kartkę z dopiskiem, iż pojechała do ogrodniczego. Nie wiedziałam kiedy, ale musiało to już być jakiś czas temu, gdyż niedługo potem wróciła do mieszkania.
- Och, witaj, kochanie. Pomogłabyś mi dzisiaj w ogródku? Muszę przyciąć te krzewy, ponieważ nieźle zarosły. - kiwnęłam głową, dokańczając mój posiłek. W końcu nie miałam nic do roboty, więc czemu nie miałabym pomóc?
Po zjedzeniu, ubrałam się odpowiedni, aby nie zmarznąć na dworze. Przebrałam się w granatowy sweter, czarne spodnie i zwykłe czarne emu. Potem nałożyłam na to kurtkę i wyszłam na zewnątrz.
- Dobrze, także przycinaj te od prawej w miarę równo, a ja zajmę się tymi. - pomalutku przycinałam gałązki Żywotnika. - I jak? Myślałaś nad studiami?
- Tak i chyba to właściwy kierunek. No wiesz. Teraz powinnam wrócić do swoich poprzednich planów. Mogę je realizować, w końcu mam już sporo pieniędzy dzięki pracy u Harry'ego. Poza tym, potrzebuję zapomnienia. Naprawdę nie mogę uwierzyć, że tak się zachował. Przecież zdawał sobie sprawę z tego, że byłam już kiedyś zaręczona. Mamo, nie chciałam powtórki. Chciałam najpierw się upewnić, że Harry mnie tak nie potraktuje.
- Wiem, kochanie. On też to w końcu zrozumie.
- To nic nie zmieni. Postawił sprawę jasno. Wyrzucił mnie z domu, uprawiał seks z obcą kobietą na pokładzie samolotu. Przy was, przy mnie, przy swoich rodzicach. Kto tak robi? - nie odpowiedziała, ponieważ była świadoma, że miałam rację. Nie trudno było zauważyć jak zareagowali na jego zabawę w transporcie inni.
- Pójdziesz na ten ślub?
- Pójdę, ale wyłącznie dla Anne oraz Gemmy. Harry i tak się tam nie pojawi.
- Jesteś pewna?
- Jedyne czego jestem pewna, mamo to to, że teraz ma przy sobie jakąś kolejną kobietę. Jak nie dostaje tego czego chce to idzie odreagować. W jego wypadku jest to seks i to żadna tajemnica. Nie mogłabym być z takim człowiekiem.
- Wyrosłaś na bardzo rozważną i mądrą kobietę, kochanie.
- W końcu po kimś to mam.
✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top