41

- Harry, śniadanie. - mruknęłam, delikatnie szturchając jego ramię. Mężczyzna był przykryty po uszy kołdrą i wystawały wyłącznie włosy. Jeszcze raz podjęłam próbę obudzenia go i chyba nareszcie mi się to udało. - Harry, wstawaj.

- Nie.

- Masz pracę.

- Nie pójdę.

- Wczoraj już cię nie było. Wstawaj.

- Chyba cię nie kocham. - wdrapałam się na łóżko, a potem na jego plecy.

- Jeśli pójdziesz do pracy to założę tę czarną bieliznę wieczorem.

- Tę koronkową? - burknęłam ciche "tak" w jego szyję i nawet nie mogłam się spostrzec, kiedy zostałam zrzucona na materac, a on pędem ruszył do łazienki.

- Uważaj, bo umyłam po... - usłyszałam głośny huk i już wiedziałam, że się wywrócił.

- Kto do cholery myje podłogę o siódmej rano?!

- Ja! - odkrzyknęłam ze śmiechem, wstając z łóżka. Zeszłam na dół do kuchni, gdzie przelałam świeżej herbaty do dwóch kubków. Na śniadanie przygotowałam zwykłą jajecznicę z pomidorem.

Gdyby nie fakt, że miałam dzisiaj kurs na ósmą rano to na pewno bym jeszcze spała. Aczkolwiek było inaczej, dlatego wstałam nawet wcześniej od Harry'ego.

Wczoraj spędziliśmy dzień przed telewizorem z waflami i popcornem. Oczywiście nie odbyło się bez zaczepiania oraz całowania, jednakże było miło.

- Pomóż mi. - spojrzałam na bruneta, który nie mógł uporać się z krawatem. Podniosłam się z krzesła i zawiązałam mu czarny materiał na szyi. Wyłożyłam na talerze posiłek, a zielonooki wziął herbatę. - Podwieźć cię na kurs?

- Mógłbyś, ale później mam zamiar zrobić zakupy, więc pojadę drugim. - przy jedzeniu rozmawialiśmy na temat co chcieliśmy robić po jego robocie. Cóż, stanęło na kinie, lecz w planach mieliśmy pójść znaleźć w końcu sukienkę oraz garnitur na ślub Gemmy, bo przecież dostałam już maila z kryteriami dotyczącymi strojów. Po zjedzeniu, każde z nas wzięło swoje najpotrzebniejsze rzeczy i skierowaliśmy się do garażu.

- Kocham cię, Emmo. - patrzył na mnie przez chwilę, zapewne czekając, aż mu odpowiem. Stałam tak przy samochodzie, którym miałam zamiar jechać i przyglądałam mu się z rozbawieniem w oczach.

- Czekasz na moją odpowiedź?

- Oczekiwałem wyznania miłości z twojej strony, ale będę musiał się pocieszyć tymi tamponami na moim siedzeniu.

- Co? - podeszłam bliżej, spoglądając na fotel, na którym siedziałam podczas naszej podróży. - Harry, to nie jest moje.

- Nie żartuj.

- Nie żartuję. Nie używam tamponów.

- No moje to na pewno nie jest.

- Harry, jeżeli kupiłeś to sobie, bo ci czasem krew z nosa leci to to jest twoja sprawa.

- Bóg mnie jeszcze nie opuścił!

- No to skoro to nie jest moje, ani twoje to czyje?

- Nie wiem, ale weź to z mojego auta! Fu! - zabrałam opakowanie tamponów, które należały do mnie. Warto się czasem z niego pośmiać.

- Kochanie, oczywiście, że to moje. Kogo innego? - cmoknęłam go w usta i odblokowałam drzwi od strony kierowcy.

- Wkręcałaś mnie!

- Tak jak ty mnie. Kocham cię! - wsiadłam do pojazdu, machając mu na pożegnanie. Miałam nadzieję, że na kursie nie będzie mnóstwa ludzi, ponieważ ostatnio musiałam dukać trzy słowa po francusku przy ponad dwudziestu osobach. Prawie jak w szkole.

Po nauce francuskiego, natychmiast wybrałam się do sklepu, wcześniej wysyłając Harry'emu wiadomość z pytaniem o produkty dla niego. Przechadzałam się między półkami, wybierając artykuły spożywcze, które będą mi potrzebne do zrobienia obiadu. Oczywiście nie odbyło się bez wymyślnych rzeczy od bruneta, który zażyczył sobie papaję. Będąc w alejce z przyprawami, usłyszałam dźwięk mojego telefonu, dlatego wyjęłam urządzenie z kieszeni i nie patrząc kto dzwonił, odebrałam.

- Halo?

- Witaj, Emmo!

- Cześć, Anne! Co tam u ciebie słychać?

-Wszystko dobrze. Mam teraz tyle roboty, bo i ślub i moje urodziny. Kochanie, mam do ciebie sprawę.

- Zamieniam się w słuch.

- Moje urodziny wypadają za miesiąc, dokładnie dwudziestego grudnia i całą rodziną chcieliśmy wyjechać z tej okazji na wakacje. Święta spędzilibyśmy w ciepłej Australii. Oczywiście, jesteś zaproszona, ale czy mogłabyś przekonać Harry'ego?

- Przykro mi, Anne, lecz święta spędzę z rodziną.

-To żaden problem! Chętnie poznam twoich rodziców! Myślę, że to całkiem dobry pomysł, ponieważ w końcu ty i Harry jesteście razem. Jak ja się z tego powodu cieszę, skarbie! Nawet nie masz pojęcia!

- Anne...

- Och, wiem, że jeszcze tego tak nie powiedzieliście wprost, lecz ostatnia rozmowa z Harry'm uświadomiła mi, że jednak coś tam pomiędzy wami jest. No cóż, to co ty na to?

- Jeżeli moja mama i tata się zgodzą to nie widzę problemu.

- To świetnie! Teraz tylko mojego uparciucha przekonaj.

- Dobrze, postaram się.

- A jak tam u was? Jak sobie radzicie we Francji? - opowiedziałam jej o naszej małej wycieczce do Paryża, omijając zboczone wydarzenia w przymierzali, jednak nie oszczędziłam uwag na temat jego fatalnej geografii. Porozmawiałyśmy jeszcze parę minut na ogólne tematy, a potem wróciłam do robienia zakupów.

- Skarbie, kupiłabyś mi maszynki? Powinienem się ogolić.

- Powinieneś.

- Wcześniej nie narzekałaś. - wywróciłam oczami, rozłączając się. Przeszłam przez cały sklep, żeby na końcu znaleźć dział kosmetyczny dla kobiet jak i dla mężczyzn.

- Charles? - przyjrzałam się mężczyźnie stojącym niedaleko mnie i akurat trafiłam na mojego znajomego.

- Cześć, Emmo. Mam nadzieję, że nie narobiłem wam wielu kłopotów.

- Nie, w żadnym razie. Nic się nie stało, ale to ja powinnam cię przeprosić. Może nie ja, a Harry, lecz nie sądzę, aby to zrobił. Przepraszam za niego, zareagował zbyt pochopnie.

-Jasne, rozumiem. Gdybym był na jego miejscu to pewnie też bym był zazdrosny. - cóż, jednak każdy facet był taki sam. 

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top