31
- Hej, tu Emma. Możesz mnie nie pamiętać, ale...
- Jasne, że pamiętam! Takiej pięknej kobiety się nie zapomina. Miałem nadzieję, że zadzwonisz. Co tam u ciebie słychać?
- Uch, w porządku. Miałbyś ochotę się spotkać? Dzisiaj? - zapytałam, ponieważ zależało mi na wyrwaniu się z tego domu pełnego ciszy i niezręcznej atmosfery.
- Pewnie, o której ci pasuje?
- Najlepiej jak najszybciej, lecz jeśli masz jakieś plany na teraz to...
- W sumie siedzę w domu i pracuję, więc mogę się wyrwać nawet w tej chwili. - omówiliśmy miejsce naszego spotkania oraz godzinę, a potem zaczęłam się szykować do wyjścia. Ubrałam zwykłe jasne jeansy z niewielkimi zatarciami, małymi dziurami i białą koszulkę, na którą zarzuciłam kardigan. Włosy porządnie rozczesałam i pozostawiłam rozpuszczone.
Harry był w pracy, dlatego nie musiałam się tłumaczyć, gdzie wychodziłam. W sumie to w ogóle nie byłam do tego zobowiązana, aczkolwiek mężczyzna o zielonych oczach zamęczyłby mnie pytaniami tak, że nie miałabym już ochoty wychodzić. Od trzech dni naprawdę mnie denerwował, bo przyczepił się jak rzep do psiego ogona. Było to cholernie irytujące.
Zatrzymałam się pod uroczą kawiarenką, której adres podał mi Charles. Weszłam do środka, a tam czekał już na mnie młody mężczyzna. Przywitałam się z nim i zasiadłam naprzeciwko niego. Od razu podeszła do mnie kelnerka, aczkolwiek widocznie nie znała angielskiego, gdyż nie potrafiła mnie zrozumieć. Na całe szczęście brunet nas wyręczył.
- Więc co cię sprowadziło z Anglii do Francji?
- Szczerze? To praca, a raczej mój szef, który nie wiem jakim cudem przekonał mnie na przeprowadzkę.
- To ten facet, z którym byłaś wtedy w sklepie?
- Dokładnie, teraz to chyba żałuję, że tu przyjechałam.
- Francja to piękny kraj! Nie możesz tak mówić, nawet jeśli coś poszło nie po twojej myśli.
- Nie gadajmy już o tym. Czym się zajmujesz?
- Jestem na trzecim roku studiów dziennikarskich. Dorabiam w firmie mojego wujka, ale to tylko chwilowe. - pogadaliśmy jeszcze godzinę i dopiliśmy swoje napoje oraz zjedliśmy ciastka, które zamówiliśmy. Charles mieszkał niedaleko mnie, a przyjechał metrem, także postanowiłam go odwieść. Zaparkowałam na podjeździe u siebie i rozstaliśmy się dopiero pod drzwiami domu Harry'ego. Zrobiło się dość niekomfortowo, ponieważ niebieskooki nachylił się nade mną, co oznaczało, że miał zamiar mnie pocałować. Nie mogłam się odsunąć, gdyż stałam oparta o drzwi. Nie było możliwości ucieczki. Jego usta zbliżały się coraz bliżej, lecz w pewnym momencie drzwi się otworzyły, a ja polecałam do tyłu. Zostałam złapana przez Harry'ego, który mnie odsunął na bok, patrząc wściekle na mojego towarzysza.
- Masz pięć minut, aby ewakuować się z mojej posesji. Nigdy się do niej nie zbliżaj.
- To raczej ona będzie decydowała z kim się będzie spotykać.
- To może inaczej... jeżeli się do niej zbliżysz jeszcze raz to uwierz, że się nie powstrzymam od przypierdolenia ci.
- Harry...
- Wejdź do środka, Emmo.
- Nie, raczej... - ponownie nie dał mi dokończyć , bo to on mnie właśnie pocałował. Czy każdy facet myślał o jedynym? Miałam tego powoli dosyć.
- Proszę cię, Emmo. Wejdź do środka. - westchnęłam, ale pożegnałam się z Charles'em i weszłam wgłąb mieszkania. Zdjęłam buty oraz płaszcz i usiadłam na kanapie, czekając, aż Styles pojawi się w salonie. Długo nie wracał, dlatego postanowiłam iść sprawdzić, co się działo. Stanęłam jak wryta, gdy przed moimi oczami Harry bił Francuza, siedząc na nim okrakiem.
- Harry! - użyłam jak największej siły, by go odsunąć, jednakże mało mogłam. Zaczęłam go uderzać pięściami po plecach, aż wreszcie wrzasnęłam, że jeżeli go nie puści to nigdy więcej się do niego nie odezwę. Byłam do tego zdolna i dobrze to wiedział, więc podniósł się z biednego chłopaka. - Zwariowałeś?!
- Chciał cię pocałować!
- I co z tego?! Ty też to robiłeś, a jakoś nikt się na ciebie nie rzucał!
- Ale ja cię kocham! - pociągnęłam za swoje włosy ze złości i niewiedzy, która była teraz jak najgorsza zmora. Pomogłam koledze się ogarnąć, jednak dzięki Bogu nic mu się za bardzo nie stało. Wyłącznie śliwa pod okiem, rozcięta warga jak i łuk brwiowy.
- Wszystko w porządku?
- Tak, tak. Będę się już zbierał.
- Wypierdalaj.
- Przepraszam cię za niego.
- To nie twoja wina. Do zobaczenia. - pomachałam mu i zamknęłam na chwilę oczy, aby się potem odwrócić do niego przodem.
- Jak mogłeś się tak zachować?
- Nigdy bym tak nie zareagował, gdybym cię nie kochał. Nie mogłem patrzeć jak się nad tobą nachylał.
- A ja nie mogłam słuchać jęków tamtej kobiety, ale jej jakoś nie pobiłam z tego powodu!
- Bo mnie nie kochasz! Nie wiesz jak to jest, kiedy ukochana osoba prawie się całuje z innym!
- Nie wiem?! Ja nie wiem?! Patrzyłam tak na Jason'a codziennie! Codziennie obserwowałam jak podrywał inne laski! Więc nie mów mi takich gówien! - gwałtownym ruchem pojawiłam się znów w domu, chodząc nerwowo po dużym pokoju. Nie trwało to długo, bo zostałam przyparta do jednego z dużych okien. Pocałował mnie niedbale, szybko, namiętnie i co najdziwniejsze - odwzajemniałam to.
-Nie całuj mnie! Nie możesz! Znów ci wybaczę, a później przyprowadzisz jakąś kobietę, której imienia nawet nie potrafisz zapamiętać!
- Zrobiłem to, ponieważ osoba, którą kocham nie odwzajemnia mojego uczucia. Poczułem się odrzucony. I wiesz co? Kocham ją tak bardzo, że sam się sobie dziwię, iż moje serce tak potrafi. A nigdy tego nie chciałem. Unikałem tego uczucia jak ognia, ale pojawiłaś się ty.
- No co za pech.
✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top