29

- Harry, oddaj mi wafla!

- Wafel za buziaka.

- Dałam ci już dwa!

- Ale ja chcę trzeciego. - przewróciłam oczami, złączając nasze usta. Miałam nadzieję, że teraz mi odda ostatniego wafelka z karmelem. Niestety.

- Co znowu?

- Wafelek za "kocham cię". - w tym momencie się od niego odsunęłam, milcząc. Zapanowała pomiędzy nami niekomfortowa cisza, którą przerywał wyłącznie zegar. Jego uśmiech powoli znikał z jego buzi, aczkolwiek nie mogłam nic na to poradzić. - Ty, ty mnie nie kochasz, prawda?

Milczałam, nie miałam pojęcia co powiedzieć, a gula w gardle wcale w tym nie pomagała. Nie wiedziałam, co do niego czułam. Ostatnim razem było między nami dobrze, jak na niego doskonale, ale jaką miałam pewność, że tak zostanie? Przecież nawyki nie odchodzą ot tak.

- Czyli nie kochasz. - warknął, rzucając wafla na stolik od kawy. Wstał z kanapy i pędem ruszył na górę. Nie zatrzymywałam go, nie szłam za nim, gdyż zdawałam sobie sprawę z tego, iż mogłabym wyłącznie pogorszyć sytuację.

Cały wieczór spędziłam sama, natomiast Styles wyszedł gdzieś, nawet na mnie nie patrząc. Wyłączyłam telewizor z zamiarem pójścia do siebie, gdy z hukiem do środka wpadł Harry całując jakąś kobietę. Złapałam palcami rękawy mojego swetra, powstrzymując się przed czymkolwiek.

- Jesteś sam?

- Nie, ale nie zawracaj sobie tym głowy. Ta dziewczyna nie jest warta niczego. - nie zauważyli mnie. Weszli od razu na górę do sypialni bruneta. Wytarłam samotną łzę, którą poczułam dopiero jak zleciała na mój policzek. Było mi przykro, oczywiście, że tak, lecz rozumiałam, że była to w jakiś sposób zemsta. Wyłączyłam światło i powoli szłam po schodach, niechętnie słysząc ich jęki.

Przez całą noc nie spałam przez odgłosy jakie wydawali. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że robił to specjalnie do momentu, w którym nie krzyknął, iż rzekoma kobieta nie musiała się przejmować kimś jeszcze w mieszkaniu. Tym kimś byłam ja.

Zeszłam do kuchni o szóstej i przyszykowałam sobie kawę. Moje powieki kleiły się z każdym mrugnięciem, jednakże nie było mowy o zaśnięciu o tej porze. Kurs zaczynałam o dziesiątej, dlatego nie mogłam tak zwyczajnie się położyć. Przygotowałam sobie małe śniadanie, które szybko spożyłam.

O ósmej na dole pojawił się zielonooki. Nawet na mnie nie zerknął, gdy kręcił się po pomieszczeniu.

- Jak ci minęła noc, Emmo?

- Wiesz co? Nie zasługujesz na jakąkolwiek miłość, więc nie możesz mieć do mnie pretensji o brak uczuć.

- Nie zasługuję?! - szarpnął mnie za ramię, kiedy chciałam opuścić kuchnię.

- Nie, nie zasługujesz. Może nie popełnię samobójstwa przez twoją głupotę, jednak nie będę jej tolerować. Wczorajszą nocą skreśliłeś wszystko. Żyj sobie jak chcesz, ale ja w tym nie będę uczestniczyć. Myślę, że nawet mnie nie kochałeś, ponieważ nie dbałeś o to co sobie pomyślę podczas twojego seksu, co się stanie, a co się skończy. Od razu cię poinformuję, że rozmyślam nad powrotem do Anglii. - mruknęłam z zadziwiającym spokojem i wróciłam do siebie na górę. Naprawdę zaczęłam rozważać opcję powrotu do Londynu, do mojej rodziny. Po co miałam się tu męczyć skoro Harry zachowywał się w ten sposób? Rozumiałam, że był zraniony, bo nie powiedziałam mu tego, czego oczekiwał, lecz to chyba nie był powód do takiego zachowania.

- Wychodzę.

- Nie chcę tego wiedzieć.

- Kocham cię.

- Kochasz? Kochałeś mnie wtedy, gdy ją pieprzyłeś?

- Emma...

- Przestań! Zaufałam ci, powiedziała o Jasonie, a ty co zrobiłeś? Po prostu się bzyknąłeś z jakąś laską.

- Żałuję. Emmo, żałuję i...

- Przestań mi mydlić oczy! Nie uwierzę ci, nie chcę i nie zamierzam. - zanim się obejrzałam, stałam przyparta do ściany i zachłannie całowana. Uderzyłam go w policzek z otwartej dłoni, nie zastanawiając się dłużej. Jak mógł mnie całować w takiej chwili? - Wyjdź stąd.

- Emmo...

- Wypieprzaj!

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top