28

- I może jeszcze cytrynę do herbaty.

- Ok...

- O! I dżem, ale nie z ten co ostatnio kupiłaś. Wolę malinowy.

- Ok...

- I możesz kupić jeszcze tosty, bo się skończyły, albo...

- Ja pierdziele, Harry! Po prostu zrób listę i mi ją wyślij! - z uśmiechem rozłączyłam się i odłożyłam telefon na stolik. Brunet był w pracy, natomiast ja postanowiłam zrobić zakupy, bo powoli lodówka świeciła pustkami. Przez ponad dwadzieścia minut słuchałam zielonookiego, który co chwilę zmieniał zadanie lub dorzucał coś do swoich zachcianek. Czekałam i czekałam, ale wiadomości z wymienionymi artykułami spożywczymi nie dostałam. Wybrałam numer bruneta i po chwili odebrał.

- Wiesz, kochanie? Jednak stwierdziłem, że razem pojedziemy do sklepu.

- Boże, jak ty mnie irytujesz. - mruknęłam, kończąc rozmowę. Truł mi tyle minut o jedzeniu, a kiedy przyszło co do czego to postanowił, że jednak zrobi zakupy ze mną. Irytująca bestia.

Resztę czasu spędziłam na czytaniu książki i rozmawianiu ze swoją mamą przez telefon. Opowiedziałam jej o wszystkim co zdarzyło się w przeciągu paru dni. Około piętnastej do domu wrócił Harry, który przebrał się z garnituru w zwykłą szarą koszulkę i chwytając mnie za rękę, wyszedł z mieszkania.

- Jak było w pracy?

- Szukam nowego asystenta, więc mam więcej roboty. Poza tym jest w porządku. Chcesz, żebym cię zawiózł jutro na ten kurs?

- Mógłbyś, ale potem wrócę metrem, aby ogarnąć jak to jeździ.

- W porządku. - uśmiechnęłam się i dalszą drogę odbyliśmy w przyjemnej ciszy. Zaparkowaliśmy przed supermarketem i ja weszłam do środka, natomiast on poszedł po wózek. - Kochanie, nie bierz papryki.

- Czemu? Mam zamiar zrobić zapiekankę, więc raczej jej potrzebuję.

- Nie lubię jej.

- Nawet nie poczujesz, że jest w środku.

- Nie wierzę ci. - przewróciłam oczami, odkładając warzywo z powrotem na miejsce. Często robiłam danie z papryką, aczkolwiek nigdy mu o tym nie mówiłam, bo tak to się kończyło. Nie cierpiał zapachu papryki, smaku, wyglądu. Wziął worek mandarynek i chciał już je włożyć do wózka, lecz go powstrzymałam. - Co?

- Nie lubię mandarynek. - posłałam mu złośliwy uśmiech, który odwzajemnił i nachylił się, jednak zdążyłam się odsunąć.

- Jak rozumiem papryka za mandarynki?

- Mandarynki za paprykę. - wpakował do koszyka pomarańczową siatkę owoców i trzy papryki. Cóż za dobry kompromis. - Dobra, ja pójdę po słodycze i herbatę, a ty wybierz przyprawy.

- Jakieś specjalne życzenia czy brać jak popadnie?

- Weź takie najbardziej znane. - rozstaliśmy się przy alejce ze słodyczami i zaczęłam szukać tego co najczęściej jedliśmy. Oczywiście, że wybrałam wafle, ale wzięłam również czekoladowe płatki do mleka i moje ulubione cukierki owocowe, których nie zamierzałam dzielić z Harry'm. Kiedy się odwracałam niechcący na kogoś wpadłam. Mężczyzna zaczął coś do mnie mówić, jednakże nie potrafiłam zrozumieć ani słowa. - Przepraszam, lecz nie mówię po francusku.

- Och, dobrze, że rozumiem po angielsku. Wybacz, nie chciałem na ciebie wpaść.

- Nic się nie stało. Zdarza się.

- Mam na imię Charles, a ty?

- Emma. - uścisnęłam dłoń, którą wystawił i z uśmiechem się od niego odsunęłam, by bardziej się mu przyjrzeć.

- A ja jestem Harry. Bardzo mi miło. - ugryzłam się w język byleby nie skomentować tonu głosu Styles'a. Zazdrość była doskonale widzialna jak i słyszalna, co było z jednej strony zabawne, a z drugiej urocze. Objął mnie w pasie, chcąc, abym go pocałowała. Wymigiwałam się wyłącznie dlatego, żeby go wkurzyć. Chyba mi się udało.

- Charles, mi również. Skąd jesteście?

- Z Londynu, przeprowadziliśmy się tu niedawno. - odpowiedziałam, chociaż wzrok Harry'ego przekazywał mi, bym siedziała cicho.

- To fajnie, witamy we Francji!

- Dziękujemy. Śpieszymy się, więc...

- Może wymienimy się numerami, by jakoś się skontaktować?

- Pewnie, daj mi swoją komórkę. - podałam mu urządzenie i przelotnie zerknęłam na bruneta. Raczej nie zapowiadało się dobrze. - Miło było was poznać.

- Nam również.

- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, iż właśnie doprowadziłaś mnie do szaleństwa?

- Nie zrobiłam nic złego. Nie podrywał mnie.

- Spróbowałby. - schylił się, całując mnie krótko w usta. Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam do niego dłoń, którą złapał.

- Jesteś na mnie zły?

- Nie, dopóki wiem, że nie ma u ciebie szans.

- Nigdy nie powiedziałam, iż ty je masz.

- Ale to ja cię kocham i podkradam ci wafle, kiedy nie patrzysz.

- Wiedziałam!

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top