27
- Harry... - szturchnęłam go w ramię, próbując go obudzić. Dzisiaj była środa, dlatego powinna do nas zadzwonić Anne, a poza tym brunet miał pracę. - Harry, wstawaj.
- Hm? - nie ruszył się ani milimetr, jednakże mruknął w poduszkę. Położyłam dłonie na jego plecach, opierając się o nie i zaczęłam smyrać go po ramieniu.
- Wstawaj.
- Nigdzie nie idę. - przewróciłam oczami na jego dziecinny ton i postanowiłam zastosować inną taktykę.
- Zrobię ci śniadanie.
- W tej bieliźnie? - potwierdziłam, więc nagle się ożywił i odwrócił w moją stronę. Wyglądał uroczo z warkoczem, który wykonałam zeszłego wieczoru. Jednak chyba zapomniał, że go miał na sobie. - No to może wstanę. Dostanę buziaka?
- Nie, dopóki nie umyjemy ząbków.
- Potrafisz zniszczyć każdy moment. - wystawiłam mu język i wygrzebałam się spod kołdry. Poszłam do swojego pokoju, aby się przebrać i załatwić poranną toaletę. Umyłam zęby, włosy i twarz, a na siebie założyłam czarne legginsy i szaro-niebieski sweter. Od samego początku nie miałam zamiaru gotować dla niego w tak skąpym stroju. Jeszcze aż tak nie zwariowałam. - Kochanie, czemu jesteś ubrana?
- Wybacz, ale kłamałam. - uśmiechnęłam się niewinnie, wzruszając ramionami i wróciłam do przyrządzania posiłku.
- Wracam do łóżka. - naburmuszony przysunął krzesło bliżej stołu, a potem wyszedł z pomieszczenia. Nalałam świeżo zrobionego shake'a bananowego do dwóch szklanek, pilnowałam naleśników na patelni i jednocześnie kroiłam ostatnie dwa banany. Gotowe jedzenie nałożyłam na dwa talerze i polałam danie miodem, a dodatkiem były żółte owocki. Położyłam wszystko na tacę i ostrożnie kierowałam się na górę do pokoju bruneta.
- Zrobiłam śniadanie.
- Nie chcę śniadania. - bąknął, będąc totalnie zakopanym w kołdrze.
- Nie bądź dzieckiem. Wystygnie ci.
- Nie.
- Zrobiłam naleśniki. - nie odezwał się, więc westchnęłam i usiadłam na materacu. - Z miodem i bananami. Do tego przygotowałam twojego ulubionego, bananowego shake'a.
- Naprawdę? - odrzucił pościel na bok i spojrzał na szafkę nocną, na której leżała taca z jedzeniem. Uśmiechnął się, niespodziewanie całując w usta. - Postanowiłem, że zwolnię Florence.
- Jak przypuszczam, to twoja asystentka.
- Dokładnie. - kiwnęłam głową, maczając kawałek banana w miodzie. Kiedy stwierdziłam, że ilość lepkiej cieczy była wystarczająca, ubrudziłam nią jego nos. - Ej!
- Ups? - uśmiechnęłam się, lecz po chwili również zostałam umazana słodkim płynem. Bawiliśmy się w ten sposób parę minut z przerwami na pocałunek do momentu, w którym nie przerwał nam dzwonek telefonu stacjonarnego.
- To pewnie moja mama. - szepnął jakby czyhała gdzieś na nas za rogiem. Ostatni raz złączyłam nasze usta i zrzuciłam go z siebie, by następnie wyjść na korytarz. Przechwyciłam urządzenie, od razu wciskając zieloną słuchawkę.
- Emma Silver, słucham?
- Witaj, kochana!
- Hej, Anne! Co tam u ciebie?
- Bardzo dobrze, przygotowania do ślubu idą pełną parą. Mam nadzieję, że nasz uparciuch nie zmienił zdania.
- Wiesz, Anne... - zaczęłam, przerywając, gdy Harry zjawił się obok mnie i zaczął całować mnie po odsłoniętym ramieniu.
- No nie mów mi, że się rozmyślił! Tak bardzo chciałabym go zobaczyć na tej ceremonii. Przekonaj go.
- Przykro mi, Anne, ale nie mogę nic zrobić. To będzie jego samodzielna decyzja. Nie powiedział "nie", lecz "tak" także nie.
- Czuję, że pomiędzy nimi coś się kiedyś stało i nie chcą mi tego powiedzieć. A co tam u was?
- Dobrze, niedługo zaczynam kurs językowy, by choć trochę coś rozumieć co leci w wiadomościach. A jeśli chodzi o Harry'ego to on sam ci opowie. - podałam mu słuchawkę i odeszłam, żeby mógł spokojnie porozmawiać z własną mamą. Dokończyłam jedzenie swojej porcji, która i tak stała się już zimna, jednakże wciąż była smaczna. Brunet wrócił do swojej sypialni ze telefonem przy uchu i zasiadł obok mnie, aby również spożyć resztki śniadania.
- Tak, mamo. Emma i ja dajemy sobie radę. Nie jestem dzieckiem. Wiem, ale Emma się mną opiekuje. - trzepnęłam go w ramię, gdyż jego ostatnie słowa brzmiały dwuznacznie. Może nie same słowa, ale ton, którym mówił już tak. - Och, nawet bardzo się opiekuje. W porządku, do usłyszenia.
- Nie możesz się powstrzymać nawet przy mamie?
- Jeśli chodzi o ciebie to nie. - odłożył nasze talerze na szafkę nocną, a nas przewrócił tak, że leżałam pod nim. Całował mnie po szyi przez parę minut, następnie znów zmieniając naszą pozycję. Tym razem moja głowa spoczywała na jego klatce piersiowej.
- Harry?
- Hm?
- To co mówiłeś to prawda?
- Konkretnie, kochanie.
- No wtedy jak krzyknąłeś, że mnie kochasz. To było prawdziwe czy pod wpływem emocji i złości? - milczał przez dłuższy czas, dlatego stwierdziłam, że jednak druga opcja była bardziej realna. Zrobiło mi się w pewnym sensie przykro, ale czego mogłam się spodziewać?
- Kocham cię, Emmo.
✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top