17

Wstałam jakoś tak po dziewiątej i pierwsze co zrobiłam to przeciągnięcie się oraz pójście załatwienie porannej toalety. Umyłam zęby, a włosy związałam w niedbałego, szybko wykonanego koka. Przebrałam się w zwyczajne, domowe ubrania i zeszłam na dół, wciąż się myląc, gdzie co było. Nie zdążyłam się przyzwyczaić, nadal skręcałam w prawo, a nie w lewo na schody.

- Zrobiłem śniadanie. - usłyszałam jak tylko przekroczyłam próg kuchni. Uśmiechnęłam się na widok pełnych talerzy znajdujących się na stoliku i zajęłam miejsce obok bruneta. Obserwował jak nakładałam dżem na bagietkę i nie miałabym nic przeciwko, gdyby nie fakt, że jego wzrok, aż palił moją skórę.

- Coś nie tak?

- Nie, kochanie. Jedz dalej.

- Nie mogę, kiedy się tak patrzysz. Stało się coś?

- Idę dzisiaj zobaczyć kancelarię. Chcesz mi towarzyszyć?

- Chętnie, ale jednak zostanę i ogarnę resztę domu. Mam rozpakować twoje rzeczy czy...

- Poradzę sobie. Potem oprowadzę cię po okolicy i centrum miasta. Czy teraz dostanę buziaka?

- To wszystko było po tego jednego, głupiego całusa?

- Nie, dla twojego buziaka.

- Przestań, bo i tak ci nie uwierzę w ten twój romantyzm. - wywróciłam oczami, słysząc jego odpowiedź i wstałam z krzesła, aby podejść do niego bliżej. Nie miałam zamiaru siadać na jego kolanach, aczkolwiek pociągnął mnie za rękę w taki sposób, że czy chciałam czy nie to i tak na nich wylądowałam.

- Przepraszam.

- Za co?

- Za to, że przespałem się z tą kobietą w samolocie. Ja nie...

- Powiedz mi, czemu tak ci na tym zależy? Przepraszasz mnie od wczoraj.

- Nie mam bladego pojęcia. Po prostu czuję, że mam taki obowiązek. - kiwnęłam w zrozumieniu głową, ale nie zdążyłam zrobić nic innego, gdyż złączył nasze usta w dotychczas najbardziej namiętnym pocałunku. Z zamkniętymi oczami wymacałam miskę z dżemem, który następnie nałożyłam na palec i ubrudziłam policzek zielonookiego czerwoną mazią. - Emmo...

- Ups? - uśmiechnęłam się niewinnie w jego kierunku, wzruszając ramionami. Szybko podniosłam się z jego kolan i biegiem ruszyłam na schody. Nie udało mi do nich dobiec, bo na zakręcie dopadł mnie Styles, który przyparł mnie do ściany i ponownie pocałował. - Harry, twoja komórka.

Warknął niezadowolony, lecz odsunął się wyłącznie odrobinę. Nie wyglądało na to, by odebrał.

- Pewnie moja mama.

- No to odbierz!

- Oddzwonię.

- Pogadaj z nią. Ona jako jedyna cię wspiera, nie ignoruj jej. Poza tym, masz jeszcze coś do załatwienia.

- Za grosz wczucia w sytuację. 

- No już, kretynie.

- Grabisz sobie. - cmoknęłam ustami w powietrzu i uciekłam do siebie na górę. Zabrałam się za rozpakowywanie reszty rzeczy, a także dekoracji, które kryły się w kartonach, a stać powinny w salonie. Harry wciąż rozmawiał przez telefon, co jakiś czas zaczepiając mnie w wszelaki sposób. Ustawiłam świeczki na półkach oraz stoliku od kawy, a mój ulubiony kwiat postawiłam nad kominkiem. Usiadłam obok mężczyzny, gdy pokazał palcem, abym zajęłam miejsce obok niego. Podał mi komórkę, więc odebrałam urządzenie i przyłożyłam je do ucha.

- Witaj, Anne.

- Cześć, kochanie! I jak tam podróż? - postanowiłam nie mówić kobiecie o wyczynie jej syna, ponieważ i tak już dużo się o niego martwiła. Nie chciałam dorzucać jej kolejnych zmartwień.

- Bez większych kłopotów. - wymownie spojrzałam na Harry'ego, który oblizał wargę i zatopił twarz w moich włosach przy szyi. Przeniósł mnie na swoje uda, mając lepszy dostęp do mojej skóry. Położyłam mu rękę na klatce piersiowej, by oddalić się od jego osoby.

- To bardzo dobrze! Och, ledwo wyjechaliście, a już za wami tęsknię. Kochanie, jest sprawa.

- Co to takiego?

- Chodzi o ślub. Gemma wybrała kolor i krój sukien druhen, więc wyślę ci zdjęcie na maila, abyś wiedziała co jej po głowie chodziło. Wierzę, że znajdziesz coś podobnego. Dopilnuj też, żeby Harry znalazł odpowiedni garnitur. Wszystko dostaniesz w wiadomości ode mnie.

- Na pewno damy sobie radę.

- Dziękuję, kochana. No nic, zadzwonię do was jeszcze w tym tygodniu. Do usłyszenia!

- Cześć, Anne! - dotknęłam pola z czerwoną słuchawką i oddałam telefon brunetowi, który dziwnie się do mnie uśmiechał. - I co się tak szczerzysz?

- A tak sobie. Nie mogę? - wzruszyłam ramionami, chcąc wstać z jego kolan, jednak jemu się to chyba nie spodobało. - Jesteś pewna, że nie pójdziesz ze mną obejrzeć kancelarii?

- Mam sporo do zrobienia. - dał mi znak, że rozumiał i ze mną na rękach podążył z powrotem do kuchni, aby dokończyć śniadanie.

Po zjedzeniu, zaczęłam ogarniać wszystkie talerze, szklanki i ulubione kubki, bez których nie mogliśmy wyjechać. Harry miał dwa - jeden był z logo drużyny Manchesteru United, a drugi kształtem przypominał kota i naprawdę nie umiałam ogarnąć jak z tego pił. Mój natomiast był zwykłym kubkiem z małymi koalami, słonikami i żyrafami.

- Wychodzę, kochanie.

- Ok. - niezbyt się nim zainteresowałam, a zamiast tego wypakowywałam ze szczelnego opakowania naczynia, które pragnął wziąć ze sobą. Mógł je kupić tutaj, aczkolwiek tłumaczył to tak, że nigdy by ich nie zdobył ponownie.

- Nie dasz mi buziaka? - wywróciłam oczami, ale się nie odwróciłam. Trzymałam się swoich obowiązków, a on uparcie starał się mnie pocałować, stojąc za moimi plecami.

- Jesteś takim osiołkiem, upartym osiołkiem.

- Lubisz to. 

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Hej x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top