11
- Przykro mi, Cassie, ale nie umawiałem się z tobą. - siedziałam w salonie, natomiast ta urocza dwójka negocjowała w kuchni. Dziewczyna była jakby w swoim świecie. Nie rozumiała tego co Harry próbował jej wytłumaczyć najprostszymi słowami. Cóż, ale na pewno w łóżku miała lepszą wiedzę niż taką powszechną. Westchnęłam, podnosząc się z kanapy. Trudno było słuchać jej głosu, który zadawał te same pytania.
- Przepraszam, jednak pan Styles ma dzisiaj spotkanie.
- Och, jasne. No cóż, to do potem.-pomachała nam przy drzwiach i zatrzasnęła je za sobą.
- Co to było do cholery?
- Nie wiem, jednakże oznajmię ci, że wybierając kobiety, nie kierujesz się inteligencją. - prychnął, wykładając z szafki dwa kubki. Wstawiłam wodę na herbatę, a on pokroił cytrynę na plasterki.
- Przepraszam, Emmo. Nie miałem pojęcia, że przyjdzie.
- Skąd mogłeś wiedzieć? Poza tym chyba dobrze się stało.
- Emmo...
- Posłuchaj, mamy odmienne zdanie na temat życia, inaczej go postrzegamy i inaczej nim kierujemy. Lubisz zabawy, jesteś kobieciarzem, a ja należę do tych nudnych, którzy wolą mieć jedną osobę przy sobie przez wiele lat. Nie marnuj czasu, bo i tak nic na tym nie uzyskasz. - przypatrywał mi się przez dobre parę minut, aż zaprzestał każdej czynności.
- I myślisz, że tacy ludzie nie mają przyszłości? - zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią, lecz w końcu kiwnęłam głową, że wcale tak nie uważałam.
- Nie, aczkolwiek w naszym wypadku tak właśnie jest.
- Nie możesz tego stwierdzić tak sobie, ponieważ nie spróbowałaś.
- I nie zamierzam.
- Jesteś tego pewna?
- Jak nigdy. - chyba nie do końca mi uwierzył, gdyż podszedł bliżej i ulokował mnie pomiędzy swoimi ramionami.
- Zmienię twoje nastawienie na bardziej pozytywne.
- Pozytywne dla ciebie?
- Dla ciebie również. - mruknął z uśmiechem, nachylając się ku mnie. Zaśmiałam się i odsunęłam jego buzię od swojej. - Nie bądź taka.
- Nie, odczep się, kretynie.
- Nie nazywaj mnie tak!
- Ale jak? Kretynie?
- Przestań! - staliśmy tak w ciszy, aż wreszcie postanowiłam ją przerwać.
- Miałam ci o czymś powiedzieć.
- Więc mów.
- Byłam u swoich rodziców, żeby pogadać z nimi o tej wyprowadzce. - wyglądał na zaciekawionego, dlatego mi nie przerywał. Patrzył na mnie tak dobitnie, że poczułam się lekko skrępowana. - Mama wręcz sama mnie wpychała do samolotu, a tacie jedynce co się nie podoba to, że jadę tam z tobą.
- Oczywiście, że nie jest zadowolony. A jakie jest twoje zdanie?
- Zdążę spakować wszystkie swoje rzeczy przed wyjazdem? - nie mogłam ogarnąć co się działo, kiedy gwałtownie wpił się w moje usta. Musiałam podeprzeć się rękoma o blat, ponieważ siła z jaką się rzucił była dość mocna. - Nie rób tak!
- Jak?
- Nie uśmiechaj się tak bezczelnie i mnie nie całuj!
- Lubisz to.
- Nie lubię. - wywrócił oczami, odsuwając się z moją pomocą. Zalał torebki z herbatą i podał mi filiżankę.
- Co powiesz na miłe spędzenie czasu w moim towarzystwie w postaci obejrzenia filmu?
- Nie masz pracy?
- Po tym jak mi odstraszyłaś klienta? Jestem wolny. - wyjęłam z mojej sekretnej, a raczej już niesekretnej skrytki wafle z karmelem, natomiast on wybrał czerwone wino. - To tutaj je ukrywałaś.
- Dobrze wiedziałam, że będziesz chciał je podkraść. Czy ty masz zamiar mnie upić?
- Jedną butelką wina? Nie doceniasz mnie. - zabraliśmy wszystkie przekąski oraz trunek i skierowaliśmy się do salonu. Wyjęłam z komody trzy puchate koce, a Styles zrzucił na podłogę wszystkie poduszki.
- Czuję się jak nastolatka, która nocuje u przyjaciółki. Muszę zrobić obiad!
- Odpuśćmy sobie jedzenie. Postawny dzisiaj tylko na wafle, wino no i na nas, tylko my. - jak na złość zaczął dzwonić jego telefon, a na ekranie widniała nazwa "mama". Zachęciłam go do odebrania i tak też zrobił, także szukałam filmu sama. - Mamo, dam sobie radę. Nie jestem dzieckiem. Tak, tak jedzie. Wiem, że się cieszysz. Co? Po co? Mamo!
Uśmiechnęłam się, gdy podał mi komórkę. Przyjęłam ją i przyłożyłam do ucha.
- Cześć, Anne.
- Witaj, Emmo! Bardzo się cieszę, że się zgodziłaś. O wiele lepiej się poczułam. Harry potrzebuje kogoś rozsądnego, aby nie robił tylu głupstw.
- Oj, nie mam pewności czy moja obecność coś zmieni. - wystawiłam mu język, widząc jak widocznie chce wiedzieć o czym rozmawiałyśmy.
- Pożyjemy, zobaczymy. Kochana, wpadnę do was w piątek, ponieważ w sobotę idę do lekarza.
- Coś się dzieje? Coś nie tak ze zdrowiem?
- Nie, skądże! W młodym ciele, zdrowy duch, kochanie! To wyłącznie rutynowe badania.
- To dobrze, bo już się martwiłam.
- Nie ma czym. Dobrze, nie przeszkadzam wam w takim razie.
- Przepraszam cię, Anne. Twój syn jest bardzo nachalny. - jedną dłonią starałam się do odepchnąć, gdyż natarczywie mi przeszkadzał, co jego matka usłyszała. Puknęłam się w czoło, później wskazując na niego.
- W porządku, do zobaczenia, kochana!
- Pa, Anne. - rozłączyłam się i oddałam mu urządzenie. - Jesteś niemożliwy.
- Lubisz to.
- Nie lubię.
- Lubisz.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Nie.
- Nie. - nie dałam się nabrać, co skutkowało jego naburmuszoną miną.
- Dobra, także jaki film?
- Wybrałam "Incepcję".
- Patrzyłaś też na "Króla lwa"? Chciałaś oglądać bajkę?
- Nie śmiej się. Była to moja ulubiona bajka z Disney'a. W sumie nadal tak jest. Zaskoczyło mnie to, że masz to w swojej kolekcji.
- Widać jest coś co nas łączy. Więc "Incepcja"? - kiwnęłam głową, podając mu pudełko z płytą. Włączył DVD i wrócił na miejsce obok mnie. - Daj mi jednego wafla.
- Weź sobie.
- Za grosz romantyzmu. - ułamałam kawałek swojego wafla i wpakowałam mu go do buzi, a do kieliszków nalałam wina.
- Czy nie za bardzo się do mnie przyczepiasz? - zauważyłam, kiedy oplótł mnie ramionami i dziwnie mocno przytulił się do mojej ręki. Cóż, nie umoczył warg w trunku, także był trzeźwy.
- A przeszkadza ci to?
- O dziwo nie.
✫✫✫✫✫✫✫✫
Hej x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top