♚ would've, could've, should've

18.05.2039

Connor jest przyzwyczajony do życia w chaosie, wśród porozrzucanych rzeczy, niewyprasowanych koszul, wiecznie nierozpakowanej zmywarki i niezebranego z suszarki prania. Jego rodzice nigdy nie przywiązywali wagi do porządku i dopiero Gia wprowadziła do jego życia i domu trochę systematyczności i zasad, które rozmyły się, gdy jej zabrakło. Connor nie może powiedzieć, że żyje w syfie i bałaganie, ale właśnie w chaosie. Dlatego tak trudno znieść mu ascetyczność Elijaha Kamskiego. Porucznik ma nawet jasną tapicerkę w samochodzie, przez którą Connor ma niemal ataki paniki, gdy wsiada do środka z kubkiem kawy. I boi się szczerze pomyśleć, jak musi wyglądać jego mieszkanie, gdy już w samochodzie wszystko jest czyste, lśniące i ma swoje miejsce.

- Długo będziemy tu siedzieć? Nie wiemy, czy już nie jest w środku - odzywa się, by przerwać ciszę, która wydaje mu się krępująca. A której Kamski sprawia wrażenie, że w ogóle nie zauważa.

- Nie chcemy ryzykować, jeśli go tam nie ma, a jeśli wpadniemy do środka, to dadzą mu cynk i pewnie w ogóle Wallace dziś się tu nie pojawi.

- To pojedziemy do jego domu. Jest dopiero trzecia po południu, może tu nie przyjechać przez następne kilka godzin, albo może przyjechać tu już z żoną i... - Connor przerywa w pół słowa, bo przez boczne wyjście wychodzą trzy dziewczyny. Jedna z nich zapala papierosa, druga cały czas coś opowiada, gestykulując przy tym dość energicznie, a trzecia słucha tego z zainteresowaniem. I właśnie ona przykuła uwagę detektywa, te niebieskie włosy wyglądały zbyt znajomo.

- Anderson? Zgubiłeś wątek.

- Kiedy prowadziłem pierwsze śledztwo z Hankiem mieliśmy trop w klubie Eden, możesz go nawet pamiętać, w końcu się tam spotkaliśmy.

- Uduszony oblech i zatłuczona androidka. Trudno zapomnieć. Szczególnie że przyjechałeś spóźniony i pachnący jak potłuczona półka w monopolowym. - Connor puszcza tę uwagę mimo uszu i dalej przygląda się dziewczynom.

- Podejrzaną była WR400 o niebieskich włosach...

- I? Wiesz, ile jest takich androidek?

- To ona. - Kamski przytakuje mu i kilkanaście sekund milczy, też patrząc w stronę androidki.

- Uciekły wam wtedy. A raczej Hank dał im uciec, prawda? - Connor przytakuje, a Elijah od razu uśmiecha się chłodno. - Więc wygląda na to, że wisi ci przysługę. Idź, popytaj, jak się jej tu pracuje i czy może nam powiedzieć coś ciekawego o swoim szefie. O ile oczywiście się nie pomyliłeś.

Nie odpowiada mu, tylko wysiada i rusza w stronę dziewczyn, które od razu spoglądają w jego stronę. Connor zauważa nerwowe drgnięcie u androidki o niebieskich włosach i nagle ma już sto procent pewności, że się nie pomylił. Szczególnie, że WR400 od razu odsyła swoje koleżanki do środka, a ta, która paliła papierosa, wygląda na niezadowoloną tym pomysłem, ale ostatecznie jej ulega.

- Nie spodziewałam się ciebie w takim miejscu, detektywie - odzywa się, gdy tylko Connor stanie naprzeciwko niej.

- I wzajemnie, też nie zakładałem, że wrócisz do takiej pracy.

- Opłaca mi rachunki. Poza tym to nie do końca taka sama praca - mówi nerwowo i krzyżuje ręce na piersiach. - Więc? Czemu zawdzięczam tę wizytę?

- Chciałem właśnie zapytać o to miejsce... - zaczyna, ale dziewczyna parska śmiechem.

- Posłuchaj mnie uważnie, detektywie. Nie ma szans, że powiem ci cokolwiek złego na temat mojej szefowej, tego miejsca, czy mojej pracy, bo jeśli ją stracę, to będę w tak głębokiej dupie, że ucieczka z klubu Eden, to będzie przy tym przyjemne popołudnie.

- Jeśli obawiasz się, że może coś ci grozić, to możemy zapewnić ci bezpieczeństwo.

- Nie - znów śmieje się androidka i kręci głową. - Nie mogę stracić tej pracy, bo nie ma za wielu miejsc, gdzie zarobię tyle, by utrzymać siebie i swoją dziewczynę, której zachciało się być altruistką i pracować dla idei w Jerychu. Za darmo. Więc ja zdejmuję z siebie ciuchy, by nas utrzymać i później znoszę jej pretensje, więc nie mam ochoty na jakieś kolejne.

- Na pewno chodzi tylko o to...

- Na pewno - odpowiada mu tak pewnie, jakby jej życie od tego zależało i patrzy Connorowi prosto w oczy. - Nie jestem szczurem, więc lepiej znajdź inny adres, detektywie. Ja ci nie powiem nic więcej.

- Twój szef.

- Co z nim? - pyta, wyglądając, jakby absolutnie nie wiedziała, o co chodzi. - Płaci mi na czas i dba o nasze bezpieczeństwo. Nie muszę o nim wiedzieć nic więcej.

- Powiedz mi chociaż, w której części klubu pracujesz?

- Tej, do której nie wejdziesz bez zaproszenia - rzuca jeszcze kpiącym tonem i obraca się na obcasie swoich absurdalnie wysokich butów, ale ku zaskoczeniu Connora zatrzymuje się w drzwiach. - Jeśli masz do mojego szefa jakąś sprawę, to jest u siebie w biurze, z całą pewnością nie naraziłby tego miejsca, więc idź z nim porozmawiać i nie nachodź mnie więcej. Powiedzmy, że mężczyźni nagabujący tancerki nie są tu zbyt mile widziani.

Androidka o niebieskich włosach znika za drzwiami dla personelu, a Connor wypuszcza powietrze z płuc i zapala papierosa, zanim wróci do samochodu Kamskiego, ale Elijah już idzie w jego stronę. Też paląc papierosa i mając taką minę, jakby założyli się o przebieg tej rozmowy i porucznik właśnie przyszedł ogłosić swoje zwycięstwo.

- Niech zgadnę, spławiła cię?

- Powiedziała, że Wallace jest u siebie w biurze i że nie naraziłby tego miejsca...

- Cokolwiek to znaczy - mówi Kamski i zaciąga się papierosem. - Ciekawe, czy będzie w tym biurze, jak zapukamy do jego drzwi, czy już zdąży się rozpłynąć w powietrzu.

- Myślę, że będzie. Jednak coś mi nie pasuje...

- No niemożliwe, przecież ta sprawa niemal rozwiązuje się sama - kpi Elijah i spogląda w stronę wejścia do klubu. - Nie znoszę takich miejsc.

- Wow, w końcu coś nas łączy - mruczy sarkastycznie Connor i chwilę pali w milczeniu. - Nie wydaje mi się, żebyśmy dowiedzieli się czegoś od pracujących tu dziewczyn. Jednak zanim mnie wyśmiała, rzuciła coś ciekawego, powiedziała: moja szefowa.

- Ciekawe, może Wallace jest pionkiem? - sugeruje Kamski i wyrzuca papierosa do pobliskiej studzienki kanalizacyjnej. - Albo naprawdę jest współpracownikiem naszej podejrzanej. Chodź, porozmawiamy z nim sobie. Kto wie, może zdarzy się cud i go rozpoznasz. - Gdy tylko otwierają drzwi klubu, Elijah prawie wpada na wysoką brunetkę o ściętych tuż za uchem włosach. Kobieta cofa się o krok i uśmiecha do nich niemal serdecznie. Niemal, bo Elijah ma wrażenie, że jest w tym uśmiechu głęboko zakamuflowana kpina.

- Proszę za mną - odzywa się brunetka i obraca na obcasie, by ruszyć w głąb klubu.

- Nie pamiętam, byśmy zapowiedzieli się na tę wizytę... - zaczyna Kamski i choć nie widzi w tej chwili twarzy kobiety, jest święcie przekonany, że ta uśmiechnęła się szeroko.

- Echo przekazała mi, że chcecie porozmawiać z Alexandrem, więc uznałam, że was do niego zaprowadzę. Przyznam, że jestem zaskoczona, spodziewałam się, że policja po prostu znów obserwuje klub.

- Znów? - dopytuje Connor, a ona obraca się do niego i posyła mu pełne politowania spojrzenie.

- To była siedziba irlandzkiej mafii, zanim ją przejęliśmy, a teraz jesteśmy schronieniem dla wielu dziewczyn, które są w trudnej sytuacji. Więc tak, bycie obserwowanym to dla nas nic nowego. Jednak przesłuchanie to co innego.

- To nie jest oficjalne przesłuchanie, chcemy zadać panu Wallace'owi kilka pytań.

- Jeśli to kwestia związana z klubem, to możecie zadać je już mnie.

- Nie wiemy nawet, kim pani jest - odpowiada jej od razu Kamski, a brunetka obraca się do nich i zatrzymuje w połowie schodów. Wyciąga rękę w stronę porucznika i uśmiecha się w uprzejmy, a jednocześnie sztuczny sposób.

- Faye. Menadżerka - przedstawia się i gdy tylko dotknie dłoni Connora, od razu rusza dalej w górę schodów. - Więc? Pytania?

- Nie mamy pytań bezpośrednio o działanie klubu, a raczej o działania pana Wallace'a - oświadcza Connor, a brunetka przytakuje i zatrzymuje się przed drzwiami. Uwadze Kamskiego nie umyka to, że kobieta nie puka do drzwi, tylko od razu je otwiera, co jednocześnie świadczy, że czuje się w swojej pozycji bardzo pewnie i że ich podejrzany doskonale spodziewa się nadchodzącej policji.

- Alex, panowie chcą z tobą porozmawiać - mówi Faye, nie kryjąc się już ze swoim odrobinę bezczelnym uśmiechem. - Nie udało mi się ich spławić, więc bawcie się dobrze.

Brunetka żegna się z nimi skinieniem głową i zamyka za sobą drzwi, zostawiając ich w dużym biurze. Elijah rozgląda się po wnętrzu, po ciemnych czerwonych ścianach, drewnianych meblach i złotych dodatkach, które zapewne dobrała brunetka, która porzuciła ich tu kilka sekund temu. Postawny szatyn, który stał do nich plecami przy ekspresie do kawy, obraca się, trzymając filiżankę w dłoni i uśmiecha w czarujący sposób. Wallace ma na sobie ciemny garnitur w delikatny srebrny prążek i z całą pewnością nie kupił go w sklepie, tylko został dla niego uszyty na miarę i kosztował tyle, ile Kamski zarabia w miesiąc. Jednak nawet ten strój nie ukryje tego, że mężczyzna wygląda jak kryminalista i to nie z gatunku takich, którzy dają się łatwo złapać na handlu narkotykami, czy innym pobiciu. Nie, Wallace wygląda jak ktoś kto jest świadomy swojej przewagi i ten garnitur wcale nie ma go przed nimi ukryć.

- Kawy? - pyta uprzejmie Alexander, a Elijah od razu kręci głową. - Szkoda, to naprawdę dobra kawa. Więc czemu zawdzięczam tę wizytę? Powinniście wiedzieć, że odkąd przejąłem klub, nie prowadzimy tu żadnych nielegalnych interesów. Nie mamy żadnych trupów w piwnicy. Te czasy minęły razem z odejściem mojego kuzyna.

- Nasza wizyta nie jest związana bezpośrednio z klubem - zaczyna Connor, obserwując mężczyznę uważnie, jednak jedyne, co mu pasuje, to jego postura. Charakterystyczny brytyjski akcent, z którym mówi Wallace, ni jak nie pozwala mu poznać, czy to głos tego samego mężczyzny, który towarzyszył ich podejrzanej w pociągu. W jego ruchach też jest pewna miękkość, swoboda, gdy tamten zachowywał się nerwowo, agresywnie.

- Któraś z dziewczyn coś odjebała, a my byliśmy jej jedynym kontaktem? - pyta spokojnym głosem, siadając jednocześnie przy biurku. Connor patrzy, jak szatyn rozpina guzik marynarki i jego uwagę przykuwa sygnet na jego palcu, pierwsza i jedyna do tej pory poszlaka, mogąca potwierdzać, że Wallace był wtedy w pociągu.

- Nie, chodzi nam bezpośrednio o pana. Proszę powiedzieć, co robił pan w nocy z czternastego na piętnastego maja?

- W ostatni weekend? - upewnia się Alex, przenosząc wzrok z Connora na Kamskiego, który krąży w milczeniu po jego biurze. - Byłem tu, później wyszedłem na drinka.

- Prosimy o więcej szczegółów, panie Wallace.

- Wyszedłem z klubu około szóstej, może to potwierdzić i monitoring i Faye - zaczyna szatyn, mówiąc obojętnym głosem, jakby składał podobne zeznania nie pierwszy raz. Co z całą pewnością jest akurat prawdą. - Spotkałem się na drinka ze znajomą i wróciłem do domu.

- Jesteśmy tu, bo był pan w nocy w hotelu Continental, a mój kolega nie wierzy w zbiegi okoliczności - mówi Connor, uśmiechając się pewnie. - Pan ma dość ciekawą kartotekę, a tamtej nocy dokonano morderstwa...

- Ja pierdole, ja to mam zawsze pecha - wchodzi mu w słowo Alex i kręci głową. - Nikogo nie zbiłem. Byłem w hotelu ze znajomą, wypiliśmy kilka drinków, odstawiłem ją do pokoju i...

- To pana żona? - przerywa Kamski i unosi fotografię stojącą na półce, na której Wallace obejmuje blondynkę w krótkiej sukience.

- Tak, a co to ma do rzeczy?

- Widzieliśmy monitoring, jak na żonatego mężczyznę, jest pan dość blisko ze swoją znajomą - mówi Elijah i podaje ramkę Connorowi, który rzuca krótko okiem na blondynkę i odkłada zdjęcie na biurko.

- To nie ma żadnego znaczenie. I okej, to nie była znajoma. To była randka z Tindera, nie znam nawet jej nazwiska, ale mogę wam pokazać jej profil - tłumaczy się Alex i sięga po telefon, a po niecałej minucie pokazuje im profil dziewczyny, z którą był w hotelu i ich wcześniejszą rozmowę. - To była szybka akcja, spisaliśmy się i umówiliśmy tego samego dnia, bo była w mieście przejazdem. Zjedliśmy tapas, pojechaliśmy na drinka do hotelu, wróciłem do domu po północy. Mogę zadzwonić do żony, ona na pewno będzie pamiętać dokładnie, o której wróciłem.

- Może sami ją o to spytamy...

- Nie ma takiej potrzeby. - Wallace wchodzi Kamskiemu w słowo ostrzejszym głosem, co wyraźnie cieszy porucznika. - Moja żona jest obecnie... sporo przeszła w ostatnim czasie, nie ma potrzeby dokładać jej stresu. A ja nie jestem waszym podejrzanym.

- I pana romanse mają jej w jakiś sposób pomóc? - wtrąca uszczypliwie Kamski, a szatyn wyraźnie się denerwuje.

- Myślę, że problemy w moim małżeństwie omówimy sobie z Lavrą na terapii, a nie będę ich omawiał z wami - odpowiada cierpko, a Connor podsuwa mu tablet ze zdjęciem Harrelsona.

- To ofiara, agent FBI... - zaczyna detektyw, ale Alexander rzuca tylko okiem na zdjęcie i opiera się wygodniej w fotelu.

- Agent FBI? Miałbym zabić agenta FBI? Wybaczcie bezpośredniość, ale po chuj miałbym to zrobić? Gdyby to był ktoś... o mojej reputacji i powiedzmy to ładnie: z mojej branży zawodowej, to jeszcze bym rozumiał wasze podejrzenia. Ale federalny? Co by miało mi to dać?

- Pieniądze? Jeśli to było zlecenie od kogoś innego? - sugeruje Connor, a szatyn znów się śmieje.

- Proszę was, panowie, bądźmy poważni. Nie jestem zabójcą na zlecenie, prowadzę klub ze striptizem i raczej zarabiam na takich leszczach, jak wasz federalny, którzy wpadają tu po godzinach pracy. - Wallace opiera łokcie na biurku przed sobą i składa dłonie na sobie, ewidentnie czekając na jakieś wyjaśnienia ze strony policjantów. Connor patrzy na złoty zegarek na nadgarstku szatyna i przypomina sobie drogi zegarek mężczyzny, którego widział w pociągu. To z całą pewnością nie ten sam zegarek, ale ta sama, droga marka. Podobnie żaden z sygnetów na palcach Alexandra nie jest tym, który miał partner Sophie... Jednak Connor jest za długo policjantem, by nie widzieć podobieństw.

- Co robił pan dwudziestego stycznia? - pyta, zbijając szatyna z pantałyku, a ten wzrusza ramionami.

- A skąd ja mam to, kurwa, pamiętać? Dajcie mi spojrzeć w kalendarz - mówi, sięgając po telefon. - Kurwa. Lav, by mnie zajebała, jakby się dowiedziała, że nie pamiętam. Mieliśmy w domu po południu kilku gości, sami bliscy znajomych.

- W czwartek? - dopytuje Connor.

- Tak. I to w czwartek po południu, wieczory i weekendy w naszej branży są raczej trudne do wzięcia wolnego - rzuca znów uszczypliwie Alex. - I tak, była okazja. Jednak to prywatna sprawa.

- Doprawdy?

- Tak, podobnie, jak wszystko, co z moją żoną związane - mruczy pod nosem szatyn. - Macie jeszcze jakieś daty, które mam sprawdzić w kalendarzu? Czy w ogóle jakieś dowody? Poza tym, że z jakichś trzystu gości hotelu, jedyny miałem pasującą wam odrobinę kartotekę?

- Dlaczego androidki? - pyta Elijah, wskazując na salę widoczną za plecami Wallace'a.

- One potrzebują pracy, a klub ładnych dziewczyn, które nie zadzwonią nagle, że są chore, czy ich dziecko jest chore, nie wypiją alkoholu z baru, czy nie przedawkują narkotyków na zapleczu...

- I można im płacić mniej - wchodzi mu w słowo Connor, a Alexander wzrusza ramionami.

- I tak zarobią tu więcej, niż gdziekolwiek indziej. Poza tym nie pracują tu same androidki i nikt ich do niczego nie zmusza. Uwierzcie mi, ale ostatnie, na co pozwoliłaby moja żona w moim klubie, to na nadużycia - tłumaczy szatyn, po czym uśmiecha się do nich szeroko. - Z resztą zapraszam w godzinach pracy, to znaczy naszej pracy, nie waszej. Nie pożałujecie.

- Och, i do której części klubu jest to zaproszenie? - pyta Kamski, a Wallace dalej uśmiecha się szeroko.

- To zależy już tylko od was - mówi i przenosi wzrok między policjantami. - Rozumiem, że nie macie już więcej pytań?

- Na razie nie, panie Wallace. Potwierdzimy pana wersję wydarzeń z tą znajomą, z którą był pan tamtego wieczora i w razie czego znów się spotkamy.

- Oby nie - odpowiada pewnie szatyn i podnosi się z krzesła, by odprowadzić ich do drzwi, za którymi już czeka na nich ta sama brunetka, z którą rozmawiali wcześniej. Menadżerka nie odzywa się do nich ani słowem, jedynie żegna się chłodnym uśmiechem i zamyka za nimi ciężkie drzwi. Kamski zatrzymuje się pod zadaszeniem, by zapalić papierosa i patrzy na promienie wiosennego słońca, które zaczynają przedzierać się przez szare chmury. I myśli, co dalej, ale Connor przerywa tę błogą chwilę ciszy, nerwowym westchnieniem.

- Nie wiem - mówi krótko. - Nie mogę mieć pewności, czy to on był w pociągu, czy nie on, sporo rzeczy mi się pokrywa, sporo wręcz przeciwnie. Nie pamiętam tatuażu na prawej dłoni, ale mógł być przecież zakryty. Widziałem w końcu głównie jego lewą rękę. Zegarek jest tej samej marki, ale to nie ten sam zegarek. Kurwa! No i akcent. Tamten typ nie mówił, jakby się urwał z filmu Ritchiego.

- Kogo?

- Takie stare gangsterskie komedie, nieważne. Jebać tę sprawę! - fuka Connor, obracając się i kopie pustą puszkę po jakimś napoju, która wypadła z pobliskiego śmietnika. - Jedziemy sprawdzić żonę? Wallace w końcu brzmiał, jakby bardzo nie chciał, żebyśmy to zrobili. Kto wie, może nie ustalił z nią alibi...

- Albo boi się, że jak żona dowie się o "koleżankach" to przestanie być jego alibi - sugeruje Kamski. - Tak, jedziemy do niej, adres jest w papierach?

Connor przytakuje i kierują się do samochodu, Kamski zajmuje miejsce za kierownicą i rusza na północ w stronę dzielnicy podanej w dokumentach ich podejrzanego. Anderson w tym czasie próbuje się dowiedzieć czegoś o pani Wallace i kręci głową, czytając jej kartotekę.

- Lavra Wallace, panieńskie nazwisko Lysenko. Urodzona w dwa tysiące dwunastym w Połtawie. To w Ukrainie...

- Wiem - wchodzi mu ostro w słowo Kamski, a Connor widzi, że porucznik zaciska mocniej dłonie na kierownicy. - Ciekawe. Harrelson też twierdził, że nasza podejrzana jest urodzona w Ukrainie.

- Tylko ona nie zaginęła w trakcie wojny, tylko wyjechała z babcią do jej siostry, tu w Michigan. Nie ma danych, co stało się z jej rodzicami...

- To była wojna, można dodać dwa do dwóch, Anderson.

- Można. Zwłaszcza że po śmierci babci Lavra została pod prawną opieką ciotki. Nigdy nie skończyła liceum, za to w wieku osiemnastu lat została aresztowana z chłopakiem posiadającym sporą ilość Bordo. Na nią nic nie mieli, poza tym, że była z nim i była pod wpływem. Wypuścili ją. Dwa lata później ta sama sytuacja. Znów była aresztowana ze swoim dilerem, znów nie posiadała przy sobie nic, za co można by ją zamknąć. W dwa tysiące trzydziestym piątym jest o niej wzmianka w raporcie z wezwania do podejrzenia przemocy domowej. Nie wniosła oskarżeń.

- Ma dziewczyna typ, nie ma co - mruczy pod nosem Kamski. - Coś więcej?

- Nie. Aż do ślubu z Wallacem czternastego lutego trzydziestego siódmego.

- Romantycznie - kpi dalej porucznik i zaczyna już mieć w głowie obraz tego, czego może się spodziewać po pani Wallace. Connor kieruje go po uliczkach między domkami na przedmieściach, aż w końcu zatrzymują się pod białym budynkiem z mnóstwem kwiatów na parapetach. Nie udaje im się jeszcze dobrze wysiąść z samochodu, gdy szpakowata staruszka mieszkająca naprzeciwko Wallace'ów stanęła przed nimi. - Dzień dobry, możemy jakoś pomóc?

- Policja - oświadcza kobieta, mierząc ich wzrokiem. - Po niego?

- Kogo? - dopytuje Connor, mając przeczucie, że dowiedzą się dużo ciekawych rzeczy jeszcze zanim postawią nogę na trawniku domu ich podejrzanego.

- No Wallace'a. Mówiłam tej dziewczynie, że on tylko na nią sprowadzi kłopoty, ale głupia gęś świata poza nim nie widzi. A ja się znam na ludziach - gada staruszka, rzucając krótkie spojrzenia w stronę domu sąsiadów.

- Wierzę w to. Ma pani jakieś podejrzenia wobec pana Wallace'a?

- Tak. Prowadzi ten sprośny klub, prowadza się z bóg jeden wie kim, wraca w środku nocy i tylko stresuje tę biedną dziewczynę. Ona to wie pan, chciałaby mieć normalne życie, a on to jest przestępca. Nosi broń, co chwila ma inny samochód, dorabia się na tych obrzydliwych robotach i zboczeńcach, zamiast dbać o żonę.

- Rozumiemy, że zna pani dobrze sąsiadkę?

- Tak. Złota dziewczyna. Sporo przeszła, to teraz jak ma dom i pieniądze to jej się wydaje, że lepiej być nie może, a on w końcu pójdzie siedzieć, a ona zostanie z niczym. Szukacie go? Bo go nie ma. Pojechał koło południa, Bóg wie gdzie.

- Właściwie to chcemy zadać kilka pytań pani Wallace - odpowiada Kamski, a staruszka kręci głową.

- Jakby nie miała dziewczyna dość stresu ostatnio...

- Widać, że jest pani zorientowana w sytuacji. Czy państwo Wallace często urządzają przyjęcia? Miewają gości?

- Nie. To znaczy, u niej bywają koleżanki co jakiś czas, ale to dwie, trzy dziewczyny. Wszystkie śliczne jak obrazek, więc pewnie z tego jego klubu.

- A pamięta pani kiedy ostatni raz było u nich więcej gości?

- To chyba w styczniu na baby shower... Mówiłam jej, że to za wcześnie na taką imprezę, ale ona twierdziła, że u niej to się właśnie w trzecim miesiącu świętuje. Więc co ja tam wiem.

- U niej? To znaczy? - dopytuje Kamski, a staruszka kręci głową.

- No w Ukrainie.

- No tak. - Porucznik przytakuje i spogląda na Connora w taki sposób, że detektyw wie, że muszą się wycofać, zanim skończą u tej staruchy na herbacie.

- Dziękujemy za rozmowę pani...

- Kennedy - odpowiada z uśmiechem. - Jeśli będziecie jeszcze mieli jakieś pytania, to odpowiem.

- Dziękujemy za współpracę - dodaje jeszcze Kamski i rusza w stronę równego trawnika przed domem ich podejrzanego.

- Nie macie co dzwonić do domu! Widziałam, jak Lavra szła do szklarni za domem! - krzyczy jeszcze za nimi staruszka.

Policjanci od razu kierują się żwirową dróżką w stronę głębi ogrodu. Całe otoczenie domu i to, co udaje im się dojrzeć przez okna, jasno daje im obraz tego, że kim by nie było małżeństwo, to doskonale pielęgnuje swoją prywatną przestrzeń. Za domem widzą rozległy, zadbany ogród, pranie schnące na sznurach na lekkim wietrze i wspomnianą szklarnie. Kobieca postać o jasnych włosach ginie gdzieś między krzaczkami pomidorów i nie reaguje na ich powitanie, dalej grzebiąc szpadelkiem w ziemi. Connor podchodzi do niej i dotyka lekko jej ramienia, a dziewczyna niemal podskakuje, przestraszona, nieopatrznie uderzając szpadelkiem w swoją dłoń. Pierwszym co słyszą z jej ust, jest głośne przekleństwo po ukraińsku, gdy kobieta unosi się i drugą dłonią wyjmuje z uszu bezprzewodowe słuchawki. Nieporadnie wyciąga dół swojej flanelowej koszuli i owija nim tę rękę, która zaczyna już obficie krwawić. A Elijah mierzy blondynkę wzrokiem.

I jest absolutnie przerażony.

Lavra Wallace jest najpiękniejszą kobietą, jaką widział w życiu. Ma wrażenie, że ktoś spisał listę wszystkich atrakcyjnych dla niego wizualnych cech i umieścił je w tej blondynce, której duże oczy w kolorze migdałów, przyglądają mu się bardzo uważnie z odrobiną wypisanego w nich zaskoczenia. Elijah zazwyczaj nie zwracał w pracy uwagi na takie szczegóły, gdy prowadził śledztwo. Dlatego urodę Chloe udało mu się dostrzec, dopiero, gdy na jakimś policyjnym przyjęciu komentował ją jeden z jego kolegów.

- Męża nie ma. Jest w klubie. Wierzę, że nie muszę wam podawać adresu - odzywa się Lavra, zanim któryś z nich zdąży otworzyć usta. - Nie bądźcie tacy zaskoczeni. Śmierdzicie psami na kilometr.

- Właściwie chcemy porozmawiać z panią, pani Wallace - odzywa się Kamski, wracając w kilka sekund do swojej chłodnej, profesjonalnej postawy. - Jednak możemy zrobić to w domu, pani ręka wymaga opatrunku.

- Alex mnie zabije, to jego koszula - mruczy nerwowo blondynka, spoglądając na poplamioną flanelę i daje im znać, by wyszli pierwsi. Wyprzedza ich na tarasie i otwiera drzwi, kierując się prosto do kuchni. Gdy wchodzą za nią do dużego pomieszczenia, Lavra już płucze ranę pod wodą, a Kamski rozgląda się po pomieszczeniu. - Detektywie, podasz mi bandaże z szuflady koło kuchenki? - prosi kobieta, spoglądając w stronę Elijaha.

- Jestem detektyw Anderson, to jest porucznik Kamski. Chcielibyśmy zadać...

- Proszę poczekać, aż skończę krwawić, okej? - syczy blondynka i zabiera od Kamskiego bandaż, którym obwiązuje dłoń, nie przyjmując jego pomocy.

- Nie wiem, czy nie będą potrzebne szwy - zaczyna brunet. - Możemy zawieść panią do szpitala.

- Nie, żadnych szpitali. Jeszcze się nie wypłaciliśmy z ostatnich, bo musiałam wezwać do siebie karetkę. - Macha niedbale dłonią w stronę lodówki, na której magnesami istotnie przypięty jest cały plik dokumentów ze szpitala okręgowego. I wtedy Kamski mierzy blondynkę jeszcze raz wzrokiem. Jeśli w styczniu była w trzecim miesiącu ciąży, to teraz powinna zbliżać się już do porodu, a nic w jej sylwetce na to nie wskazywało. - Więc? Macie do mnie jakieś pytania? Zgaduję, że dotyczą mojego męża lub klubu.

- Skąd to przypuszczenie?

- Ja nie zrobiłam nic, by mieć policję na karku.

- A pani mąż? - dopytuje Kamski, a blondynka uśmiecha się szeroko.

- Kilka dni temu osobiście wyrzucił z klubu jakiegoś frajera, który zrobił się zbyt dotykalski wobec jednej z kelnerek. Frajer mógł wnieść oskarżenia. - Lavra wzrusza ramionami, mówiąc takim tonem, jakby opowiadała im, co jadła na śniadanie.

- Nie, z całą pewnością nie chodzi o to. Proszę nam powiedzieć, gdzie był pani mąż w nocy z czternastego na piętnastego maja?

- W łóżku obok mnie.

- A wcześniej? - dopytuje Connor, a blondynka mruży oczy.

- W pracy... - odpowiada, przeciągając każdą zgłoskę, po czym wyjmuje z kieszeni telefon.

- Cały dzień?

- Mam wam opowiedzieć cały dzień? - upewnia się blondynka i wzrusza ramionami, gdy Connor jej przytakuje. - Okej. To dziwna szczegółowość, ale co mi tam... Byliśmy rano razem w pracy, późnym popołudniem odwiózł mnie do domu, przebrał się i wyszedł spotkać się z jakąś dziewczyną. Ja zostałam w domu, wzięłam kąpiel, posłuchałam podcastu kryminalnego i zadzwoniłam do mojej przyjaciółki. Alex wrócił o pierwszej trzydzieści siedem. Skończyłam rozmawiać, gdy usłyszałam jego samochód. Opowiedział mi, jak minął mu wieczór, wziął prysznic i poszliśmy spać.

- Czyli wie pani, że był w hotelu z inną kobietą? - dopytuje Anderson, a blondynka przytakuje, niewzruszona.

- Tak. Jesteśmy w otwartym, poliamorycznym związku, nie przeszkadza mi to, że mój mąż spotyka się z innymi, bo wiem, że zawsze będę dla niego najważniejsza.

- A on nie ma nic przeciwko temu, że pani spotyka się z innymi? - pyta Kamski, a na twarzy Lavry pojawia się szeroki uśmiech.

- Czemu pytasz, poruczniku? Chcesz mnie zaprosić na randkę?

- To czysta ciekawość.

- Oczywiście. I tak nie byłoby cię stać na restauracje, które lubię - śmieje się kobieta. - Nie ma nic przeciwko, choć okoliczności ostatnio nie są dla mnie wyjątkowo kuszące do poszukiwania innych osób. Myślę, że dopiero będę do tego powoli wracać.

- Więc wie pani, z kim był mąż tamtej nocy? - wraca do tematu Connor.

- To była jakaś randka z Tindera, wiem, że byli na drinkach i u niej w hotelu.

- Nie zauważyła pani nic niepokojącego w zachowaniu męża, gdy wrócił?

- Nie. Powiedział, że w sumie to mógł zostać ze mną i bawiłby się lepiej, oglądając ze mną serial, niż na tej randce. Jednak dość często tak mówi. On nie jest specjalnie wybredny. W przeciwieństwie do mnie.

- Skoro jesteście w otwartym związku, to czemu pani mąż wydawał się zdenerwowany wizją naszej rozmowy? - Blondynka wzrusza ramionami, patrząc to na Kamskiego, to na Andersona.

- Zapewne to jego sposób okazania troski. Nie chce mi dokładać stresu, po tym, jak straciłam dziecko. Nie umiem mu wytłumaczyć, że powrót do normalności to będzie dla mnie najlepsze lekarstwo.

- Przykro mi - mówi Connor, a ona uśmiecha się nerwowo.

- Nie potrzebuję współczucia, to się zdarza. Może następnym razem się uda... - Lavra przerywa w pół słowa i kręci głową, po czym bierze głębszy wdech. - Czy mogę zapytać, o co chodzi? Mój mąż jest o coś podejrzany? Czy ta dziewczyna, z którą się widział? Nie rozumiem do końca, skąd w ogóle pomysł, że mogę coś wiedzieć.

- Chcieliśmy sprawdzić zbieżność historii pani i pani męża, pani Wallace - tłumaczy Kamski, a ona przytakuje mu i posyła wyczekujące spojrzenie. - A pamięta pani, co robiliście dwudziestego stycznia?

- Baby shower - odpowiada bez chwili zwłoki. - To znaczy, można to tak nazwać. Zorganizowałam przyjęcie, by powiedzieć przyjaciołom, że spodziewamy się dziecka. Z perspektywy czasu, to było strasznie głupie. Mogłam poczekać, ale byłam zbyt podekscytowana. Więc tak. Mieliśmy gości, mogę wam nawet pokazać zdjęcia - oświadcza i zaczyna przeszukiwać galerie w telefonie.

- Nie trzeba. A czy rozpoznaje pani może tę kobietę? - Kamski podchodzi do niej i podaje jej swój telefon ze zdjęciem z monitoringu stacji kolejowej. Jedynym zdjęciem ich podejrzanej.

- Nie. A powinnam? Nie pracowała w naszym klubie. Znam każdą dziewczynę, która pracowała tam ze mną, gdy zaczynałam i wszystkie, które przewinęły się tam później.

- Nawet gdybym powiedział, że to androidka? - dopytuje, stojąc naprzeciwko blondynki. Lavra patrzy mu prosto w zimne niebieskie oczy z taką pewnością, jakby chciała mu jasno powiedzieć, że się go nie boi. Patrzy tak samo, jak jej mąż. Jak osoba, która wie, że jest kilkanaście kroków przed wszystkimi.

- Tak. Pomagam w klubie androidkom, niekoniecznie je zatrudniając, ale z tego co wiem, to już żadna zbrodnia. Tej nie znam.

- Na pewno? - drąży Elijah.

- Tak. Nie widziałam takiej ani jednej.

- A jak jest pani rola w klubie?

- Zatrudniam i trenuję dziewczyny.

- Czyli już pani nie występuje?

- A co, chciałbyś mnie zobaczyć na scenie, poruczniku?

- Nie...

- Nie daję już prywatnych tańców, ale mogę zrobić wyjątek.

- Proszę się skupić na odpowiedzi na pytania.

- Nie słyszę żadnych kolejnych pytań... - śmieje się blondyna.

Connor nie ma pojęcia, co się dzieje. Ma wrażenie, że Kamski i blondynka prowadzą jakiś, nie do końca wypowiedziany pojedynek, stojąc naprzeciwko siebie w kuchni. I nie byłby zaskoczony, gdyby mieli, choć cień przeczucia, że Wallace może być z ich sprawą powiązana. On jednak żadnego takiego powiązania nie umie dostrzec, może poza tym, że blondynka ewentualnie ukrywa wiedzę na temat ich podejrzanej. Bo z całą pewnością nie jest Sophie.

- To na razie wszystko, pani Wallace - odzywa się Anderson, a Lavra przenosi na niego spojrzenie, choć Kamski stoi metr od niej. - Będziemy w kontakcie, jeśli pojawią się kolejne pytania.

- Oczywiście. Wiecie, gdzie mnie znaleźć. A teraz proszę wyjść z mojego domu. - Elijah obraca się do wyjścia, kiedy w podłużnej doniczce pelargonii stojących w oknie, zauważa żółto niebieską flagę.

- Tani sentyment - mówi po ukraińsku, wskazują w stronę flagi, a blondynka wybucha śmiechem.

- Nie, po prostu łatwo tęsknić za czymś, czego się nie pamięta - odpowiada mu w tym samym języku.

Odprowadza ich wzrokiem aż do samego samochodu i czeka, aż odjadą, zanim ściągnie z bandaż z dłoni, na której nie ma już najmniejszego śladu po krwawiącej ranie. Otwiera szafkę, by napić się Tyrium i uzupełnić to, które straciła, w tym samym czasie dzwoni do Alexandra i powiedzieć mu, że wszystko idzie zgodnie z ich przewidywaniami.

Tak zgodnie, że Xo jest niemal znudzona brakiem zaskoczeń ze strony porucznika Kamskiego.

Dzień dobry, kto czekał na pierwsze spotkanie Xo z naszymi policjantami? 😉 Ja bardzo, ale na kolejne czekam jeszcze bardziej.

Trzymajcie się tam i do zobaczenia pod kolejnym rozdziałem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top