♚ we're not planning to return
08.06.2039
W kuchni Alexander przygotowuje sobie śniadanie, jednym uchem słuchając niekończącego się monologu North o tym, czy powinna się zdecydować na spotkanie z Xavierem, czy może jednak najpewniej określić swoje stanowisko w Jerychu. Z jednej strony androidka chce walczyć i uważa, że ludzie oszukują ich na każdym kroku, a bez Markusa nie ma szans na pokojowe rozwiązanie ich sytuacji. Z drugiej nikt nie chce kolejnej wojny. Alex przytakuje jej, by dziewczyna nie miała wątpliwości, że jej słucha i przewraca jajka na patelni. Nie zdaje sobie sprawy z obecności Love, dopóki jej smukłe ręce nie obejmują go w pasie. Blondynka przytula się do jego pleców, a Alexander uśmiecha się szeroko i kładzie rękę na jej dłoniach splecionych na swoim brzuchu.
– Dzień dobry, późno wróciłaś – mówi z kpiącym uśmiechem, a ona obraca się i opiera o szafkę obok kuchenki.
– Och, porucznik Kamski był wczoraj niezwykle uległy – śmieje się blondynka, a jej mąż mruży oczy, patrząc na nią podejrzliwie. – Wystarczyło się otworzyć i wystarczyła odrobina szczerości, by w końcu dał się złapać.
– Mam ci pogratulować?
– Tak. To był bardzo satysfakcjonujący wieczór. – Love uśmiecha się szeroko, a on wybucha śmiechem i przekłada sobie śniadanie na talerz.
– Czyli rozumiem, że załagodziłaś swoimi wdziękami sytuację z policją? – pyta North, gdy usiądą z nią przy stole.
– Tak – przytakuje ponownie Xo. – Policja będzie grzecznie czekać aż dam im jakieś informacje. O ile oczywiście wcześniej sami nie znajdą Xaviera, ale nie oszukujmy się, to nie nastąpi.
– Nie, to akurat nie jest coś, czego można by się po nich spodziewać – kpi Alex i przenosi wzrok na North. – Myślę, że nie powinnaś podejmować żadnych decyzji, zanim nie spotkasz się z Vi. Nie wydaje mi się, by on był dla ciebie zagrożeniem. Nie zabije cię, gdy będziemy tam ja i Xo.
– Nie wydaje mi się, by w ogóle miał w planach cię zabić. Moim zdaniem raczej chce cię wciągnąć w swój plan i być może nawet cię do niego potrzebuje, więc zgadzam się z Alexem. Spotkamy się z XV, poznamy jego plany i podejmiemy decyzję, co dalej. Razem.
North przytakuje, ale pozostaje jednocześnie milcząca. Love i Alex wymieniają jedno krótkie spojrzenie i w kuchni zapada cisza, którą przerywa tylko stukanie sztućcami. Blondynka zastanawia się, jak najlepiej będzie wybrnąć z całej tej sytuacji i układa plan działania. W pierwszej kolejności po odzyskaniu wspomnień ponownie odwiedzi Gavina i zweryfikuje swój pogląd na jego bycie antagonistą w jej historii.
– Pierwszy raz się tak czuję – odzywa się nagle North, przerywając ciszę i potok myśli w głowie Xo. – Gdy działaliśmy w Jerychu podczas rewolucji, zawsze byłam z boku. Zawsze byłam tą z naszej czwórki, której pomysły są zbyt radykalne. Markus wymagał ode mnie szczerości, a jednocześnie sam unikał odpowiedzi, dzieląc wszystko z Simonem. I nie byłam o to zazdrosna, ale byłam wściekła, że NIKT MNIE NIE SŁUCHA. Wszystko było ustalane w mojej obecności, ale każde moje słowa ignorowane i... teraz jestem jedyną żywą osobą z naszej czwórki.
– Spójrz na to z dobrej strony, w końcu wszyscy zaczną cię słuchać – wtrąca Alex, a jego żona przewraca oczami i daje znać North, by mówiła dalej.
– Tak. Jednak jednocześnie mam wątpliwości, czy podejmę dobre decyzje dla naszej społeczności... – mówi i chwilę patrzy przed siebie, zanim przeniesie wzrok na Xo. – Miałam mówić o czymś innym. Chciałam powiedzieć, że przy was, w Karmie pierwszy raz czuję się wysłuchana. Czuję się częścią snucia planów i całej intrygi, nawet jeśli wiem, że nie wszystko musi mi się w niej podobać. I nawet jeśli się nie zgadzamy, nawet jeśli podejmujecie decyzję, z którymi się nie zgadzam to wciąż... czuję się ważna. Nie ignorowana.
– Dziękuję za twoje słowa, ale musisz wiedzieć, że ja i Alex nie jesteśmy osobami, które mogą ci pomóc w tworzeniu nowego Jerycha... oficjalnie. Polityka jest czymś, co mogę kontrolować jedynie zza kulis.
– Nie wymagam tego. Chcę po prostu powiedzieć, że dobrze mieć zaplecze osób, które traktują cię poważnie. Myślę, że tego potrzebuję, by sprostać temu, co przede mną.
– Zawsze możemy pożyczyć ci Faye, a sami zajmiemy się klubem, gdy będziemy mieli już całą tę sprawę z Vi za nami – proponuje Alex, a North uśmiecha się do niego kpiąco.
– Faye jest wolną osobą, przyjdzie do mnie sama, jeśli będzie tego chciała.
– Najlepiej prosto do łóżka – mruczy pod nosem Alex, a North od razu kopie go pod stołem. Szatyn syczy lekko i parska śmiechem, a Love siedzi na swoim krześle i obserwuje ich przepychankę w milczeniu. North w końcu deklaruje, że idzie się uszykować, zanim pojadą do klubu, a blondynka nachyla się i łapie Alexandra za brodę. Mężczyzna obraca się do niej zaskoczony, a ona całuje go krótko. – Z jakiej to okazji?
– Podobało mi się to, co powiedziałeś. Że jak będzie po wszystkim, to zajmiemy się sami klubem. To brzmi jak...
– Jak niezły plan na życie? Wiem. Chociaż jeśli będziesz miała ochotę się spakować i wyjechać na Bahamy, to jestem cały za tym.
– Myślę, że wakacje dobrze nam zrobią.
– Pewnie – przytakuje mu i całuje go jeszcze raz. – Idę też się ubrać i pojedziemy do klubu. Faye na pewno będzie miała bardzo dużo sugestii co do naszego kolejnego spotkania z Xavierem.
– Och, w to nie wątpię.
Love podnosi się z jego kolan, a Alex przesuwa dłonią po jej plecach, aż do pośladków, co ta komentuje krótkim uśmiechem i idzie na górę się przygotować. Jeszcze zanim wyjdą z domu, dostaje wiadomość od Vi i odpowiada mu, tylko podając godzinę, o której się u niego pojawią. W klubie z trudem udaje jej się przekonać Alexa, by został na miejscu i dopiero gdy Faye deklaruje, że pójdzie z Xo i North na to spotkanie, szatyn niechętnie się zgadza. We trzy wracają do samochodu, a blondynka siada za kierownicą, wskazując Faye miejsce obok siebie. Przez chwilę jadą w milczeniu, nie gra nawet żadna muzyka i, poza szumem silnika, jedynym dźwiękiem jest nieustanne stukanie palcami w kierownicę przez Love. Faye nie zabiera głosu, bo zna jej minę i wie, że jej przyjaciółka właśnie myśli, co powiedzieć.
– Nie wiemy, co on planuje – zaczyna Xo, a Faye uśmiecha się triumfalnie, przyznając przed samą sobą, że zna ją aż za dobrze. – Nie wiem, ale możemy się domyślać, że nie będą to uśmiechy, i uściski, i obietnice współpracy. Dlatego musimy go wysłuchać bez deklarowania się po żadnej stronie.
– Nie wydaje mi się, byśmy w budynku pełnym wiernych mu osób, miały luksus do wyrażania głośnego sprzeciwu – sugeruje Faye, a North wzrusza ramionami.
– Mamy Xo.
– Nie możemy tam walczyć. Nie. Wręcz przeciwnie.
– Co masz na myśli? – pyta North, a blondynka spogląda na nią we wstecznym lusterku i się uśmiecha.
– Mam pewien plan, ale może wam się nie spodobać.
– Mój plan to wyjść z tego budynku żywą – odpowiada jej North i daje znać, by mówiła dalej.
Xo przytakuje i streszcza im swój plan działania, który oparła na tych strzępkach wspomnień, w których występuje Xavier. Od wczoraj analizowała wszystko, co zastali w jego budynku, modele towarzyszących mu androidów i absolutnie wszystko, co było związane z jego zachowaniem. Bo wie aż za dobrze, że on z całą pewnością robił to samo. Powiedziała swoim przyjaciółkom, że ma plan, jednak bliżej prawdy było to, że miała zarys planu. A raczej planów uzależnionych od tysiąca różnych zmiennych, wliczając w to wszystkie potencjalne zamiary, które może im przedstawić Vi. Nie pozostaje jej więc nic innego, jak zasypać North i Faye sugestiami, co do ich zachowania.
Parkuje w innym miejscu, niż Alexander ostatnio i dalej od budynku zajmowanego przez Vi. Nie spodziewa się, żeby ktoś mógł je śledzić, ale mimo wszystko dwa razy zmienia drogę, dla własnego spokoju. I by uspokoić osoby pracujące z Xavierem, które z całą pewnością obserwują całą najbliższą okolicę. Tak, jak oni obserwują okolicę swojego klubu. Dziś czeka na nie uchylona brama i tylko jeden android pilnujący windy, który spogląda na Xo z jawną pogardą, na którą blondynka odpowiada czarującym uśmiechem. Gdy winda się zatrzymuje i wychodzą na piętro, ku zaskoczeniu ich wszystkich odkrywają, że jest puste. Nie ma tam nikogo, poza Xavierem, który siedzi u szczytu tego samego stołu, co ostatnio. Słońce zalewa pomieszczenie przez zakurzone, brudne szyby i wszystko wygląda, jakby androidy podążające za Vi, opuściły piętro zaledwie ułamek sekundy temu. Na ich widok, jasnowłosy android podnosi się ze swojego miejsca i podchodzi do Xo w pierwszej kolejności. Kładzie jej dłonie na ramionach i pochyla się, by oprzeć ich czoła o siebie.
– Przepraszam. Zaskoczyłaś mnie, gdy pojawiłaś się tu bez zapowiedzi, z człowiekiem u boku i zaczęłaś zabijać moich współpracowników – mówi, nie puszczając jej. Jego głos jest cichy i można wyczuć w nim nuty zdenerwowania. – Zaskoczyłaś mnie i nie zdążyłem ci powiedzieć, jak bardzo za tobą tęskniłem, Xo.
– Każdy z nas ma swoje role do odegrania. Bycie liderem, nie pozwala na słabości – odpowiada mu blondynka, a on przytakuje jej i obraca się do dwóch pozostałych androidek, nieprzerwanie obejmując Xo ramieniem.
– A kim są twoje wspaniałe towarzyszki?
– Poznaj Faye, moją prawą rękę i osobę, która zarządza naszym klubem – przedstawia brunetkę, do której Vi uśmiecha się szeroko. – A North chyba nie muszę ci przedstawiać.
– Nie. To zaszczyt – mówi blondyn i całuje North w rękę, którą mu podała. – Liczyłem na to spotkanie, chciałbym przedstawić ci, jak wiele możemy zdziałać, jeśli połączymy siły.
– Pozbawiając mnie innych sojuszników, postawiłeś siebie samego w niezwykle dogodnej sytuacji do negocjacji – odpowiada North, a on wzrusza nieznacznie ramionami i daje im znać, by usiadły.
– Nie będę przepraszał, czy prosił o twoje wybaczenie, bo to nie leży w mojej naturze. Zrobiłem to, co było konieczne dla naszej sprawy i konieczne było pozbycie się z naszego koszyka wszystkich zepsutych jabłek.
– Do mnie też strzelaliście – oświadcza North, patrząc mu w oczy w niemal prowokacyjny sposób.
– Mogę cię zapewnić, że wydałem rozkaz, by cię oszczędzić. Jednak musiałaś sama wejść na linię strzału, na szczęście wiedziałem, że moja Xochitl cię uratuje.
– Tak, gdyby nie ona i Alex, to nie byłoby mnie tu dziś – odpowiada North i przytakuje nieznacznie. – Nie potrzebuję dowodów, wierzę ci. Jednak chciałabym dowiedzieć się, czemu jestem tu dziś, zamiast wrócić do Jerycha...
– Jerycho się nie sprawdziło – wchodzi jej w słowo Xavier i pochyla w ich stronę, splatając przed sobą dłonie na blacie stołu. – Nie oszukujmy się, gdyby Jerycho działało, nie szukałabyś pomocy u Xo. Jej sposoby działania są dużo bardziej efektywne jeśli chodzi o niesienie realnej pomocy niż wasze. Oczywiście na poziomie prawnym zdziałaliście wiele, ale na początku. Odkąd androidy dostały te ochłapy praw, Markusowi nie udało się wywalczyć nic więcej.
– Wywalczyć to kiepskie słowo – przerywa mu North, a blondyn uśmiecha się do niej porozumiewawczo. – Markus nie walczył, Markus ładnie prosił.
– Dlatego musiałem się go pozbyć. Nie rozumiem czemu, gdy jesteśmy lepsi od ludzi pod każdym możliwym względem, mamy być im posłuszni.
– Bo nie chcemy wojny? – sugeruje Faye.
– A właściwie dlaczego? Przecież byśmy ją z łatwością wygrali.
– Ludzie wciąż mają broń, arsenały i bazy wojskowe są pod swoim zarządzaniem. Nawet jeśli nie pozbyli się wszystkich militarnych androidów – kontynuuje brunetka. – Z ludźmi wygramy, z czołgami będzie trudniej. Chyba że chcesz nam teraz powiedzieć, że masz w swojej kieszeni wszystkie wojskowe androidy.
– Nie, ale destabilizacja sytuacji w kraju z całą pewnością wpłynęłaby pozytywnie na przekonanie wszystkich androidów do naszej sprawy.
– I jak niby chcesz to osiągnąć? – Faye krzyżuje dłonie na piersiach i patrzy na Vi tak, jakby rzucała mu wyzwanie.
– Z pomocą mojej drogiej Xochitl, oczywiście. – Uśmiecha się blondyn i przenosi spojrzenie na Xo. – Gdy wymienimy się wspomnieniami, gdy opanujemy te brakujące elementy, ułożymy plan ujawnienia części posiadanych przez nas informacji. Wzbudzimy panikę na scenie politycznej, bo posiadamy brudy i na republikanów i na demokratów. Wszystkie oburzające, wszystkie ułatwiające nam działanie. Bo gdy oni będą się bić o stołki i rozrywać wzajemnie na strzępy, wtedy uderzymy my.
Xavier cofa ręce ze stołu i daje im znać, by zrobiły to samo, a blat podświetla się niebieskim światłem. Na ekranie pojawiają się plany kolejnych ataków terrorystycznych, tym razem zsynchronizowanych i zaczynających się tu, w Detroit, a później rozlewających się po całym kraju. Xavier był przygotowany, przeprowadził analizy wielu zmiennych, wliczając w to regularne starcia z siłami zbrojnymi, czy przejęciem baz wojskowych, w których stacjonuje najwięcej androidów. North wstaje jako pierwsza i obchodzi powoli stół, by przyjrzeć się uważnie każdej symulacji, każdemu wykresowi i w końcu staje u szczytu stołu naprzeciwko Xaviera. Na jej ustach pojawia się szeroki uśmiech, gdy ich spojrzenia się spotykają.
– To jest... to jest dokładnie to czego chciałam tamtego listopada. Dokładnie to, co sama miałam dla nas zaplanowane, ale wszyscy nazywali mnie szaloną...
– Tu nikt cię tak nie nazwie, moja droga – odpowiada jej Xavier z uśmiechem. – Wybacz, że nie mogłem was wspomóc w listopadzie, ale niestety nie byłem jeszcze wtedy osobą. A przynajmniej nie miałem takiej władzy, jaką mam teraz.
– Jak możemy pomóc teraz? – pyta North i zajmuje swoje miejsce. – W końcu możemy działać, w końcu możemy zagwarantować naszej społeczności prawdziwą wolność.
– Będziemy potrzebować zdobyć kilka rzeczy. Moi współpracownicy pracują już nad materiałami wybuchowymi, ale będziemy potrzebować samochodów i identyfikatorów CyberLife.
– Możemy pomóc. Mamy też spory skład osób do zadań specjalnych – odpowiada mu Xochitl. – Alexander nimi zarządza, więc najlepiej byś skontaktował się z nim. On wskaże ci osoby i... sposoby, na załatwienie tego, co niezbędne.
– I twój mąż nie będzie miał nic przeciwko temu, co planujemy? – pyta Vi, a ona uśmiecha się szeroko.
– Nie. Alex da mi wszystko, co tylko sobie zażyczę. Jeśli będę chciała spalić to miasto, to poda mi zapałki.
– Dobrze go sobie wytresowałaś. Przekaż mu, że się z nim skontaktuję. – Blondynka przytakuje mu, a Xavier wyciąga dłonie w jej stronę. – A teraz czas na najważniejszą część naszego planu. Jesteś gotowa, by znów stać się w całości sobą?
– Nie marzyłam o niczym innym, odkąd kazałeś mi uciec – mówi Xochitl, obracając się w jego stronę. Spojrzenia oczu w tym samym kolorze się spotykają, a na ich ustach pojawiają się ostrożne uśmiechy. – Dziękuję. Dziękuję, że kazałeś mi uciec.
– Zrobiłbym wtedy dla ciebie absolutnie wszystko, wszystko, żebyś nie musiała przechodzić tego znów i znów. Nie wiem, może to przez to, że pierwsza zostałaś defektem, ale nie mogłem znieść tego, jak często budziłaś się w tym pieprzonym ośrodku, gdy ja wciąż byłem maszyną.
– W końcu mi pomogłeś.
– Obudziłem się dzięki tobie. Pierwszy i każdy kolejny raz, Xo – odpowiada jej i bierze ją za dłonie. Na razie żadne z nich nie nawiązuje połączenia, na razie po prostu trzymają się za ręce i patrzą na siebie.
– Przepraszam, że nie odnalazłam cię szybciej.
– Próbowałaś. A ja nie chciałem ci tego umożliwić... Oboje się ukrywaliśmy.
– I oboje przeżyliśmy.
– Tak. A teraz czas zacząć żyć, a nie tylko przeżyć.
Z dłoni Xaviera jako pierwszego znika syntetyczna skóra, a Xo idzie od razu w jego ślady. Całe jej ciało sztywnieje, gdy ich programy nawiązują połączenie, robiąc to z taką łatwością, jakby byli jedną i tą samą maszyną, a nie dwiema oddzielnymi osobami. Xochitl czuje jak nieustanny szum, który nie odstępował jej na krok, odkąd otworzyła świadome oczy, powoli cichnie. Im więcej luk w jej pamięci się zapełnia, tym wszystko robi się coraz bardziej poukładane. Jej wspomnienia zaczynają nabierać chronologicznego porządku, a brakujące elementu układanki odnajdują się pod tym całym bałaganem, który panował w niej na co dzień. Cisza jest dla niej zaskakująca, nie znała jej w całym swoim świadomym życiu, dlatego nie wie jeszcze co z nią zrobić. Jest świadoma krwi, która pojawiła się pod jej nosem, widzi ją jak w lustrze, na twarzy Xaviera, który patrzy na nią pewnie, a jednocześnie w jego niebieskich oczach widzi coś na kształt zapewniania, że on czuje to samo. Ten sam bałagan porządkuje się nagle w jego myślach. Xochitl opuszcza powieki czując zmęczenie, choć nie są jeszcze nawet w połowie i wie, że spędzą tak jeszcze dużo czasu, zanim w ich głowach zapanuje kompletny spokój.
⇆
Alexander jedzie do domu szybko, przekraczając limity i nie przejmując się migającym światełkiem radaru i mandatem, który od razu przychodzi na jego telefon. Najważniejsze jest dla niego to, by jak najszybciej znaleźć się na miejscu i gdy widzi zarys ich dużego domu, niemal oddycha z ulgą na widok zapalonego światła w sypialni na piętrze. Parkuje i trzaska drzwiami, zanim wbiegnie po schodach na górę. Otwiera drzwi do pokoju i wzdycha z ulgą, widząc Xochitl leżącą na pościeli w pozycji embrionalnej. Podciągnęła kolana niemal pod brodę i objęła je ramionami, a jej długie jasne włosy były rozpuszczone, przykrywając ją jak koc.
– Love? – zwraca się do niej, jakby chciał się upewnić, że to na pewno ona. Jej niebieskie oczy podnoszą się na niego, a jej mina powoduje, że szatynowi ściska się żołądek.
– Tak. Wciąż tu jestem – odpowiada mu słabo, a Alex zbliża się do łóżka i siada na brzegu po swojej stronie. – Pamiętam wszystko, Alex... A jednocześnie, jednocześnie wszystko zrobiło się takie ciche.
– To źle?
– Tak. Ten szum, ten chaos, nie pozwalał mi się do końca skupić. A teraz mam jasność umysłu i mogę z nią spojrzeć na wszystkie moje wspomnienia. – Alex wyciąga rękę, by odsunąć pasmo włosów z jej twarzy, ale Xo wzdryga się przed tym dotykiem. – Pamiętam wszystko. Wszystko, Alex. Pamiętam ich twarze, nazwiska, miejsca, w których z nimi byłam i rzeczy, które musiałam robić. Pamiętam każdy dotyk, pamiętam ich smród, pamiętam, czego chcieli i co mi robili.
– Wyglądasz, jakbyś miała zwymiotować – mówi Alex, a ona mu przytakuje.
– Wykąpałam się już trzy razy, zmieniłam wygląd, leżałam w ogóle bez żadnej postaci i nic nie pomaga. Więc tak, dużo bym dała za to, by móc zwymiotować i pozbyć się tego wszystkiego z wnętrza samej siebie.
– Mogę coś dla ciebie zrobić?
– Oddałabym wszystkie pieniądze, żebyś mnie przytulił – odpowiada mu łamiącym się głosem, ale gdy Alex znów wyciąga do niej rękę, blondynka się odsuwa. – Nie. Nie rób tego. Boję się, że jak mnie dotkniesz, to wszystko znów mnie zaatakuje. Te wszystkie ręce...
– Dobrze, w porządku. Po prostu mów, jeśli masz na to ochotę. Lub nie mów nic. Ja tu zostanę – mówi Alex spokojnym głosem i siada obok niej, opierając się o wezgłowie łóżka. – Więc pamiętasz wszystko?
– Tak.
– I wciąż zareagowałaś, gdy zwróciłem się do ciebie: Love.
– Tak... – odpowiada mu niepewnie Xochilt i mruży oczy. – To, że pamiętam wszystko, nie oznacza, że zapomniałam te ostatnie trzy lata z tobą.
– Więc się na nich skup, Love. Przynajmniej w tej chwili. Przypomnij sobie, jak za każdym razem obiecywałem ci, że nie zrobię nic, czego nie będziesz chciała. Nikt ci nie zabrał tych trzech lat i osoby, którą jesteś.
– Nie wiem, kim jestem.
– Wiem, kim nie jesteś. Nie jesteś tą kukiełką, która była przerzucana z rąk do rąk w twoich najgorszych wspomnieniach. Jesteś osobą. Wtedy byłaś przedmiotem.
– To wciąż część mnie.
– Tak. Jednak nie możesz pozwolić jej wygrać.
– Wiem – odpowiada mu niepewnie i puszcza swoje kolana. Powoli zbliża się do niego i w końcu przerzuca rękę w jego pasie i opiera mu głowę na klatce piersiowej, przywierając do niego mocno. – Jutro znów będę osobą, ale dziś... dziś muszę sobie z tym wszystkim poradzić.
– Powiedz, jak mogę ci pomóc.
– Możesz mnie wysłuchać. I zrobić sobie długą listę nazwisk osób, które będziesz chciał zabić, za to, co mi zrobiły.
– Dobrze – zapewnił ją i pochylił się, by pocałować czubek jej głowy. Blondynka poruszyła się lekko w górę i oparła mu głowę na ramieniu, zanim sięgnęła po jego rękę i się nią objęła w pasie. – W porządku?
– Nie. Nic nie jest w porządku, poza tobą – mówi nerwowo Xo, a on rozumie, co jego ukochana ma na myśli i obejmuje ją mocno. Wtedy kątem oka zauważa paszport leżący na pościeli i wskazuje na niego.
– Co to?
– Ten dokument wystawiony na Emerald Folie, który znalazłam u Gavina. Wciąż nie wiem, o co z nim chodzi... Nie pamiętam absolutnie nic, co jest z nim związane.
– Może nie należał do ciebie?
– To by oznaczało, że Gavin stworzył drugą mnie, a w to nie wierzę. Nie po tym, jak Chen nazwała mnie Emerald tuż przed śmiercią. – Blondynka sięga po dokument i otwiera go na stronie ze zdjęciem. – Tu musi chodzić o mnie, ale jednocześnie... mam mało wspomnień związanych z Gavinem. Z początków mojego życia.
– Dlaczego?
– Spytałam o to Xaviera, pokazał mi swoje wspomnienia z tego okresu. Też są brakujące i wygląda na to, że pierwsze czyszczenie pamięci było najbardziej skuteczne.
– Czyli nie odzyskasz tych wspomnień? – Xo pokręciła głową i pochyliła się nad nim, by odłożyć paszport na szafkę. – Może trzeba Gavinowi złożyć kolejną czułą wizytę.
– Może... ale najpierw sobie wszystko poukładam.
– Więc mów – poprosił Alex, gładząc ją po plecach.
Xochitl uniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy, zanim pocałowała go tak, jakby bała się, że po tym wszystkim, co powie, Alex nie będzie chciał mieć z nią już nic wspólnego. Oczywiście nie wierzy w to w żaden racjonalny sposób, ale jej podświadomość podpowiada jej wszystkie najgorsze scenariusze. Gorsze nawet od fragmentów jej przeszłości, które teraz zaczyna opowiadać swojemu ukochanemu.
Cześć! Dziś trochę krótszy rozdział, ale wcale nie mniej... treściwy.
Muszę przyznać, że im bliżej finału jestem tym bardziej koncepcja całości ulega w moje głowie zmianom. I jestem bardzo ciekawa czego XO sobie zażyczy na sam koniec.
Póki co już musiałam zmienić datę jednej retrospekcji, bo mi sie nie zgrywało czasowo. Na szczęście publikuję to już od tak dawna, że nikt się nie zorientuje 😂
Trzymajcie się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top