♚ the lady simply had enough
03.05.2039
Jerycho zostało oficjalnie zakwalifikowane jako organizacja społeczna, która może posiadać swoich przedstawicieli przy senacie i izbie reprezentantów, by jak najskuteczniej dbać o interesy swojego gatunku. Androidy jednak wciąż nie mają pełni praw; trudno mówić o równości, gdy minęło zaledwie pięć miesięcy i jedynym co pozwala im jakoś przetrwać, jest to, że nie potrzebują snu, jedzenia, czy ogrzewania w swoich nędznych mieszkaniach urządzonych w opuszczonych budynkach i biurach. Choć Elijah uważa, że słowo "biuro" jest tu mocno na wyrost, bo odkąd weszli do środka, obawia się, że stara kamienica w Ferndale po prostu się rozpadnie cegła po cegle, gdy tylko zawieje mocniejszy wiatr. Najgorsze są chyba jednak brakujące szyby w oknach, przez które do środka wpada deszcz, tworząc na podłodze rozmokłe błoto, które brudzi mu buty i nogawki spodni. Kamski spogląda na Connora, który idzie kilka kroków przed nim, rozmawiając z blondwłosym androidem, który przedstawił im się jako Simon, i porucznik musi przyznać, że jest pod niespodziewanym wrażeniem tego, że Anderson nie tylko zorganizował to spotkanie, co jeszcze pojawił się w pracy o czasie i trzeźwy. Wciąż ma wątpliwości co do jego udziału w tym dochodzeniu, ale naiwnie wierzy, że może zastrzelenie jego androida będzie dla niego motywacją do tego, by nie zawalić sprawy, tak jak zawalał wszystkie poprzednie, gdy jeszcze zdarzało im się razem pracować.
Elijah słucha rozmowy na temat trudnej sytuacji Jerycha i jego mieszkańców oraz o nastrojach politycznych, które pomimo tego, że w większości sympatyzują z androidami, nie prowadzą za sobą realnej pomocy. Kamski nie ma zdecydowanego zdania na temat listopadowej demonstracji, po której androidy zostały uznane za nowy gatunek. Od początku był bardzo sceptycznie nastawiony do ich istnienia, bo obawiał się, że stworzenie maszyn o wiele mądrzejszych od ludzi w efekcie nie przyniesie nic dobrego. Wolał więc trzymać się na dystans od wszystkich androidów, a już szczególnie od defektów, bo zwyczajnie widział w nich konkurencję. A Elijah bardzo nie lubi konkurencji. Nie lubi też przegrywać i nierozwiązanych spraw. Dlatego odsunął się od Andersona, bo ten nie wpływał pozytywnie na prowadzonego przez niego śledztwa.
- Zapraszam - mówi w końcu Simon, otwierając przed nimi drzwi do jednego z większych pomieszczeń, gdzie, ku ich zaskoczeniu, przy biurku siedzi jeszcze jedna osoba. - North zajmuje się listami naszych zaginionych, więc jeśli ktoś będzie w stanie wam pomóc, to ona.
Androidka o truskawkowo-różowych włosach nie rusza się ze swojego miejsca. Siedzi w fotelu ze skrzyżowanymi na piersiach dłońmi i patrzy na nich tak, jakby się nimi brzydziła. Elijah słyszał o niej, trudno było nie słyszeć w mediach jawnej krytyki jej agresywnego nastawienia wobec ludzi, a zwłaszcza wobec polityków. Trudno było nie słyszeć też o jej przeszłości i pierwotnym przeznaczeniu, co przeciwnicy Jerycha bardzo często wywlekali na wierzch, by osłabić jej polityczną pozycję.
Co to za organizacja, gdy na jej czele stoi kurwa? I teraz gdy Kamski na nią patrzy, domyśla się, że takie słowa rzucali pod jej adresem tylko ludzie, którzy nigdy nie stanęli z nią twarzą w twarz. Kamski umie rozpoznać godnego przeciwnika i gdy patrzy na nią, wie doskonale, że to nie będzie łatwa rozmowa.
- Dziękuję za poświęcenie nam czasu... - zaczyna Connor, ale North spogląda na niego tak, że szatyn od razu milknie, choć ta nie robi nic więcej. Jedynie przechyla lekko głowę i przenosi na chwilę wzrok na Kamskiego, a później z powrotem na Andersona.
- Ciebie znam. Osiemset mówił o tobie dobrze. Pracowaliście razem, dałeś mu dom - zwraca się do detektywa.
- Tak. Hank był moim przyjacielem.
- A teraz nie żyje. Tak się wychodzi na byciu twoim przyjacielem, detektywie Anderson? - Jej głos jest najzimniejszą rzeczą w tym paskudnym pomieszczeniu, do którego wiatr wdziera się przez pęknięcia w szybie za jej plecami. North nie daje detektywowi szansy na odpowiedź, bo spogląda na drugiego z policjantów. - O tobie nie wiem nic, poruczniku Kamski. Moja analiza mówi mi, że przynajmniej nigdy nie gościłeś w żadnym z klubów Eden, więc nie wyrzucę cię za drzwi. Nawet jeśli wszystko w twoim zachowaniu mówi mi, że bardzo nie chcesz tu być.
- Owszem, nie chcę tu być. Myślę, że nikt tak naprawdę nie chce tu być - odpowiada, patrząc na zniszczone ściany i brudną podłogę. Wszystko tutaj wydaje mu się wprost odrażające i w tej całej ruderze uroda androidki sprawia wrażenie, jakby ktoś rzucił bukiet róż na wielką hałdę śmieci. - Tylko chcę rozwiązać sprawę zabójstwa waszego kolegi, więc nie mam wyboru. Muszę poświęcić swój i twój cenny czas na tę rozmowę.
- Nie rozumiem chyba do końca, po co tu jesteście. Simon powiedział mi, że poszukujecie osoby, która waszym zdaniem jest androidem, którego nie są w stanie rozpoznać wasze systemy - mówi dalej beznamiętnym tonem North, a uwadze Kamskiego nie umknęło to, że na dźwięk swojego imienia w jej ustach, jasnowłosy android drgnął nerwowo.
- Tak, ta osoba zastrzeliła Hanka z mojej broni, zrobiła to bardzo precyzyjnie, co daje nam podstawy... - zaczyna Connor, ale ona od razu parska gorzkim śmiechem.
- By podejrzewać nas o bratobójstwo?
- Więc wszystkie androidy są kryształowe i żaden z was nie zdobył się na zabicie kogoś ze swoich braci, by ratować własne życie? - pyta ją Kamski, domyślając się, że bezpośredniość to najlepsza droga do sukcesu w przypadku kogoś tak mocno okopanego na swojej pozycji. North kilka sekund patrzy na niego, zanim kącik jej ust unosi się w krótkim uśmiechu.
- To chyba nie są okoliczności na toczenie teraz światopoglądowych debat, prawda, poruczniku?
- Jak już mówiłem: nie traćmy wzajemnie swojego czasu. Osoba, której poszukujemy, jest moim zdaniem powiązana też z zabójstwem polityka, a w napadzie na pociąg zabiła policjanta i powrała świadka...
- Och, więc Osiemset miał takie same prawa jak ludzcy funkcjonariusze policji? Jego śmierć jest ścigana jak zabójstwo oficera w trakcie służby? - North uśmiecha się już dużo dłużej na widok zmieszania na twarzy Connora i przenosi wzrok na Kamskiego, którego surowe oblicze pozostawało do tej pory niewzruszone, ale teraz brunet odpowiada jej tak samo lodowatym uśmiechem.
- Tak, sytuacja jest niesprawiedliwa, nie wywalczyliście sobie pełni równych praw, wszyscy to wiemy. Jednak kapitan naszego posterunku chce znaleźć osoby odpowiedzialne za zabicie jednego ze swoich podwładnych...
- Naprawdę? To takie wspaniałomyślne! Kto by się spodziewał, że są na świecie jeszcze jacyś ludzie wierzący w równouprawnienie! - Kpi sobie androidka, przykładając teatralnie dłoń do piersi i udając wzruszenie, zanim jej twarz znów nie stężeje w grymasie szczerego rozczarowania tą rozmową. A może całą rzeczywistością, w której przyszło im żyć. - Wasza kapitan chce przede wszystkim znaleźć osobę, która porwała jednego ze szczurów, które uciekły z CyberLife po rewolucji. Jak z tonącego okrętu. I skoro macie jakieś powiązanie, to przy okazji znaleźć też osobę, która zabiła jakiegoś polityka... Tu stawiam na Collinsa. To on dostał kulkę na świątecznym obiedzie, a nie słyszałam, by skazano sprawców.
- Myślę, że to nie są okoliczności na rozważania na temat naszych motywacji, bo sprawę porwania prowadzi oficjalnie Chicago, a zabójstwo...
- Oficjalnie - łapie go za słówko North i kręci głową, uśmiechając się. Po czym w końcu rusza się z miejsca. Wstaje ze swojego fotela i wskazuje na potłuczoną szybę za swoimi plecami i dopiero teraz policjanci zdają sobie sprawę z tego, że pęknięcia na niej rozchodzą się pajęczyną od niewielkiego otworu, który do tej pory zasłaniała głowa androidki.
- Powiedzcie mi, gdzie była wasza wspaniała pani kapitan i wy, gdy to mnie ktoś próbował zastrzelić? Nikt się tym nie przejął, nikt nie przyjął zgłoszenia, bo jestem androidem. Moje życie nic dla was nie znaczy, dopóki funkcjonuję. Oczywiście, gdybym zginęła, to pewnie ktoś by zaczął śledztwo i umorzył je miesiąc później, by zająć się czymś ciekawszym. Proszę was, bądźmy poważni. Żyję tylko dlatego, że jestem androidem, usłyszałam pękające szkło i udało mi się uchylić. Większość z naszych braci żyje tylko dlatego, że jesteśmy od was lepsi i musimy polegać tylko na sobie, więc nie mam najmniejszych powodów, by wam w jakiś sposób pomóc.
- Więc nie obchodzi was śmierć Hanka? - apeluje do nich Connor, a Simon znów drga nerwowo.
- Obchodzi, ale... - zaczyna blondyn, ale North od razu ucisza go spojrzeniem.
- Wiecie, jaka jest dzienna śmiertelność wśród naszych braci?
- Czyli jednak będziemy toczyć światopoglądowe debaty? - odpowiada jej pytaniem, na pytanie Elijah, a ona parska wściekle.
- Niemal taka sama jak ludzi. Różnica polega na tym, że my nie chorujemy, nie starzejmy się tak szybko, jak wy, nie zapijamy się na śmierć, nie przedawkowujemy narkotyków i nie umrzemy z głodu, czy wyziębienia. A jednak umieramy. Tak samo, jak ludzie. Więc wybaczcie, ale marnujecie czas, który moglibyśmy poświęcić na realną pomoc tym androidom, których jeszcze nikt nie zabił - mówi ponownie beznamiętnym tonem. - Jest mi przykro, że umarł ktoś, kogo znałam, ale nie apelujcie do moich uczuć, licząc na sukces, bo nie tędy droga.
- Więc nie możemy liczyć na pomoc Jerycha w ujęciu niebezpiecznego przestępcy? To nie będzie brzmiało dobrze w mediach. Szczególnie jeśli udowodnimy, że dziewczyna jest androidem. Wtedy można by pomyśleć, że chronicie swoich. - Elijah uśmiecha się do niej, a North odpowiada mu tym samym. Teraz trafił we właściwy punkt, teraz ją rozpracował i ona też to zauważyła, dlatego niechętnie odpuszcza.
- Dlaczego nie zapytacie o nią w CyberLife? Czyżby okłamali opinię publiczną, że udostępnili wszystkie swoje dane? Aż w to nie wierzę! - żartuje z udanym przejęciem androidka i spogląda na kieszeń płaszcza Kamskiego. - Wysłałam ci adres serwera, na który możesz udostępnić obraz tej androidki. Zaraz go przejrzę i zobaczę, czy kojarzy mi się z kimś lub jakąś otwartą sprawą zaginięcia. Tysiące naszych braci codziennie zgłaszają się do biur Jerycha, szukając swoich bliskich, jeśli będzie pasować do opisu, to podam wam dane.
Elijah wyjmuje telefon i wysyła jej zarówno nagranie z kamery na dworcu, jak i to krótkie, zapętlone, z pociągu oraz portret pamięciowy zrobiony na podstawie zeznań Andersona. Jednak ma przeczucie, że pojawienie się tu dzisiaj było jedną wielką stratą czasu. Może gdyby Osiemset nie zginął, to on miałby jakąś przewagę w tych negocjacjach, ale oni nie mają szans. Nie z nią. Nieustępliwą królową Jerycha, która jest gotowa na wiele więcej niż negocjacje, by zapewnić androidom lepsze życie. I wtedy w jego głowie elementy wskakują na swoje miejsce i czuje złość na samego siebie, że nie wpadł na to wcześniej.
- To, co macie, jest gówno warte. A na pewno nie jest żadnym dowodem na to, że to jest android - odzywa się North i kręci głową, zanim przeniesie wzrok na Simona. - Spójrz sam.
- Wygląda na bardzo młodą, młodszą niż aparycja większości androidów może wskazywać - mówi blondyn, przymykając oczy. - I czy to papieros?
- Tak - śmieje się North. - Dlaczego przychodzicie do nas z jakąś dziewczynką, wmawiając nam, że to jedna z nas?
- Bo to jedna z was - odpowiada Kamski, robiąc to takim tonem, że nikt przy zdrowych zmysłach, nie wszedłby z nim w polemikę. North jednak przewraca oczami, przechylając lekko głowę i uśmiecha się pobłażliwie.
- Bo? Jakie macie dowody.
- Użyto gazu usypiającego, a ona nie miała maski. Zhakowała monitoring w pociągu w kilka sekund. Pobiła mnie z taką siłą, że to niemożliwe, by była człowiekiem - tłumaczy Connor. - A przede wszystkim oddała idealny strzał, który nie tylko zabił Hanka, ale zniszczył jego pliki pamięci.
- Wygodnie - przyznaje niechętnie North, po czym wzrusza ramionami. - Jednak nie odpowiada ona żadnemu z modeli, które kiedykolwiek spotkaliśmy.
- Oczywiście - śmieje się Kamski. - Macie jakieś zgłoszenia, w których nie udało wam się ustalić poszukiwanego przez bliskich modelu?
- Kilkaset. Głównie pochodzące od ludzi.
- Prosimy o udostępnienie, przyjrzymy się im. - Ku zaskoczeniu wszystkich North spogląda na telefon w jego dłoni. Kamski przegląda pliki i mruży lekko oczy. - Jedenaście z nich jest opisane, jako: zutylizować. Co to?
- Podejrzenie przemocy. W przypadku zgłoszeń od ludzi oceniamy ich motywacje, jeśli podejrzany typ szuka swojej ślicznej androidki, która prysnęła w noc rewolucji, najczęściej mówimy, że ustalimy jej model i nigdy tego nie robimy - odpowiada beznamiętnie North. - Skoro miała powód, by uciec, to nie będziemy jej szukać, by przypomnieć jej o powodach. Ale wysłałam wam je też, może wam się to na coś przyda.
- Cóż, przyjrzymy się temu - mówi Kamski i żegna się z nią skinieniem głowy, po czym bez chwili czekania na to, czy Connor zrobi to samo, opuszcza pomieszczenie i rusza korytarzami w stronę wyjścia. Szybkie kroki za jego plecami dają mu pewność, że detektyw jednak pobiegł za nim, choć Elijah już tego żałuje, bo po stokroć wolałby prowadzić tę sprawę sam. Gdy tylko wsiadają do samochodu, Connor ma już się odezwać, ale porucznik robi to pierwszy. - To była pomyłka.
- Nie wiedzieliśmy, że będziemy rozmawiać z nią. Kontaktowałem się z Simonem i to on obiecał nam pomóc.
- Ona jest znana z tego, że nienawidzi ludzi. A wiesz, który polityk wypowiadał się o niej niepochlebnie od samego początku istnienia Jerycha w mediach? - pyta chłodno Kamski.
- Matthew Collins? Przecież on był liberałem, lobbował na rzecz równości, związał się z androidką...
- Bardzo szybko po rewolucji się z nią związał. Nie śmierdzi ci to? Po prostu zmonetyzował posiadanie androidki, wmawiając opinii publicznej, że jest jego nową ukochaną, by wyjść na jeszcze bardziej liberalnego. Powiedz mi, jak ona się zachowywała po jego zabójstwie?
- Spokojnie... - odpowiada Connor niepewnie. - Ona nic nie zyskała na jego śmierci, androidy nadal nie mogą dziedziczyć...
- Wolność. Zyskała wolność - mówi Kamski, tym razem robiąc to takim głosem, jakby tłumaczył coś dziecku. - Słyszałeś sam, jak North nazwała naukowca, którego wam porwali. Szczurem. Bo jeśli oni gardzą kimś bardziej niż ludźmi, to właśnie CyberLife. Trzeba wziąć pod uwagę, że wszystko, co robi nasza podejrzana, jest Jerychu całkiem na rękę.
- A przynajmniej tej radykalnej części Jerycha.
- Tak, myślę, że gdybyśmy spotkali się ze Zbawcą, to byłaby inna rozmowa - mruczy sarkastycznie Elijah, wracając na posterunek. Connor patrzy na ciężkie krople deszczu uderzające o przednią szybę czarnego samochodu porucznika i analizuje sam wszystko, co dziś usłyszeli.
- Wiesz, w trakcie pierwszego śledztwa z Hankiem spotkaliśmy się z Gavinem Reedem...
- Co?! - Kamski, spogląda na niego, jakby widział go pierwszy raz w życiu, a Connor przytakuje. - Założycielem CyberLife? Tym jebanym okładkowym playboyem, milionerem, który rzucił tę firmę w cholerę dziesięć lat temu?
- Tak - potwierdza Connor i wzdycha z rezygnacją. - Richard jest jego asystentem.
- Kim jest Richard?
- Mój młodszy brat? - przypomina Kamskiemu, który wzrusza ramionami, jakby chciał podkreślić, jak małą wagę przywiązuje do tej informacji. - Więc spotkaliśmy się z Reedem, by podpowiedział nam coś na temat defektów...
- I zrobił to? Bo mnie on wygląda na osobę, która najbardziej na świecie kocha dźwięk własnego głosu, a to raczej nie pasuje do bezinteresownej pomocy policji.
- Powiedzmy, że nie poszło tak, jak to sobie zakładaliśmy.
Kamski pyta go o szczegóły, ale detektyw zbywa go milczeniem. Nie chce wchodzić w detale z tamtego dnia i wyboru, jaki Reed postawił przed Hankiem, jakby dla niego to była najlepsza rozrywka w życiu. Najchętniej Connor w ogóle nie wracałby myślami do Hanka, bo ma poczucie, że go zawiódł, że ten nie żyje przez jego naiwność wobec kogoś, kto rozpracował go z taką łatwością. A tego poczucia porażki nie niweluje też to, jak fatalnie poszło im spotkanie w Jerychu. Miał nadzieję, że North przejmie się śmiercią Hanka, tak samo, jak Simon, ale oczywiście się przeliczył.
- Myślisz, że mógłbyś znów załatwić z nim spotkanie? - pyta Kamski, przerywając ciszę.
- Nie wydaje mi się, by Reed miał nam dać jakieś informacje, raczej będzie opowiadał zagadki, traktując nas jak idiotów i liczył na to, że będziemy tańczyć, jak nam zagra. To będzie kolejna strata czasu.
- No nie wiem. Tym razem ja będę miał okazję się z nim skonfrontować.
- Moim zdaniem, zanim pójdziemy do tego człowieka, to dobrze by było mieć konkrety. Chociaż jeden. Nie tylko twoje przekonanie i znikomy obraz z kamer monitoringu.
- Na szczęście twoje zdanie nie ma tu dużego znaczenia, to wciąż moje śledztwo.
- Obawiam się, że tej jednej rzeczy nie osiągniesz beze mnie. Nie skontaktujesz się z najbardziej obrzydliwie bogatym człowiekiem w tym kraju i nie umówisz na kawę. - Kamski zaciska mocno usta, bo z całą pewnością nie chce mu przyznać racji. W samochodzie znów zapada cisza, gdy obaj nie mają ochoty dłużej ze sobą rozmawiać. - Gdy dojedziemy na posterunek, przejrzę te dane, które przekazała nam North...
- Nie musisz. Miałem zrzucić to na Chloe. Z całym szacunkiem, Anderson, ale wolę to powierzyć analitykowi niż tobie.
- Nie no, dobrze, że zaznaczyłeś, że mówisz to z szacunkiem.
- Już nie zachowuj się, jakbym nagle uraził twoje uczucia. Wybacz, ale to ostatnie czym mam zamiar się przejmować w tym śledztwie, niezależnie ile razy Chloe mnie o to poprosi.
- O co poprosiła cię Chloe?
- W największym skrócie o to, żebym się nad tobą nie znęcał. - Connor wzdycha na tę uwagę, a Kamski uśmiecha się, jakby czerpał przyjemność z jego zakłopotania. - Daj spokój, to nie pierwszy raz, gdy bawi się w twojego adwokata.
- Pierwszy raz, gdy o tym słyszę.
- Naprawdę? - parska śmiechem brunet. - Nie jesteś zbyt spostrzegawczy, jak na detektywa, Anderson.
Connor postanawia już tego nie komentować, by nie pogrążać się upokorzeniu. Oczywiście domyśla się, że Chloe chciała dobrze, w końcu to jedna z osób, które zna najdłużej w swoim życiu, bo poznali się jeszcze w liceum i oboje zdecydowali się iść do policji. Ona jednak wcześniej poszła na studia, by zaspokoić wymagania swoich rodziców, od których zaraz po zdobyciu dyplomu próbowała się odciąć. Podejmując pracę właśnie w policji. Właściwie Connor nie pamięta, jak to jest nie mieć w niej przyjaciółki, choć ją też, tak samo jak absolutnie wszystkich innych, odsunął od siebie po tym, jak zginęła Gia. Chloe akurat nie dawała się i stała przy nim tak długo, jak mogła, a w końcu i ona ostudziła ich kontakty. Jednak odkąd pojawił się Hank i Connor zaczął wychodzić na prostą, zaczęli znów więcej rozmawiać, a on odzyskiwać jej zaufanie. Którego teraz nie chciałby zawieść, ale jednocześnie jest na nią zły, że za plecami mu matkuje.
Na posterunku Kamski wysyła Connora do biura kapitan, która czekała na ich krótki raport z wizyty w Jerychu, a sam kieruje się w stronę wind i wjeżdża na czwarte piętro, na którym znajdują się biura analityków. W pokoju należącym do oficer Myosotis bywał tak często, że trafiłby do niego z zamkniętymi oczami. Chloe jest jedyną osobą, którą Kamski darzy pełnym zaufaniem, jeśli chodzi o jej zawodowe zdolności, dlatego, gdy odnalezienie jakichś danych w archiwum przerasta nawet jego możliwości, wie, że może na nią liczyć. Podobnie, jeśli chodzi o analizę zebranych dowodów, choć teoretycznie Chloe zajmuje się tylko analizowaniem kartotek, Elijah idzie do niej pierwszej z każdą sprawą, zdając sobie sprawę, że blondynka najpewniej przekaże jego prośbę dalej, ale on przynajmniej oszczędzi sobie czasu i nerwów na rozmowy z kimś, kogo nie darzy nawet najmniejszym cieniem sympatii. Tylko dziś, gdy staje pod jej drzwiami, przypomina sobie, że ostatnio jej podpadł i ma ochotę wycofać się, by skoczyć do kawiarni naprzeciwko po coś słodkiego, żeby blondynka nie odmówiła mu od razu, gdy ją o coś poprosi.
- Proszę, proszę. Kogo to przywiało - rzuca kpiąco blondynka, obracając się w jego stronę na krześle i uśmiecha się chłodno. - Czyżbyś, poruczniku Kamski, jednak potrzebował mojej pomocy?
- Dostaliśmy od Jerycha listę zgłoszeń w sprawie zaginięć, gdzie nie udało im się ustalić poszukiwanego modelu androidki. Chciałbym, żebyś je przeanalizowała, czy któreś z nich będzie pasować do mojej NN.
- Takie analizy prowadzi Alice, znajdziesz ją w pokoju z jej nazwiskiem na drzwiach. Podpowiem ci: Nellson.
- Nie mam czasu, by wprowadzać kogoś nowego do śledztwa, w którym już mi się zrobiło o jedną osobę za dużo - odpowiada lekceważąco i patrzy na nią z góry, a blondynka jest tym absolutnie niewzruszona.
- Och, jak tam, doprowadziłeś już Connora na skraj samobójstwa?
- Myślę, że Bambi sam przybiegnie ci się poskarżyć. Już się zadeklarował, że chce sam przeanalizować te dane z Jerycha.
- Więc nie jestem ci wcale potrzebna - odpowiada i obraca się od niego na krześle.
- Chloe... - wzdycha jej imię w taki sposób, że w blondynce coś drga, choć za nic nie daje tego po sobie poznać. Dlatego patrzy się w monitor, nie mając pojęcia, jaki program miała jeszcze przed sekundą włączyć. Ma wrażenie, że o tym, że ma do niego słabość, wiedzą absolutnie wszyscy na posterunku, ale też każdy, kto kiedykolwiek spojrzał na nią w jego towarzystwie. Wszyscy. Poza nim. Kamski cały czas sprawia wrażenie kompletnie ślepego i niezdającego sobie sprawy z jej zainteresowania. Lub, co najbardziej prawdopodobne, wie o nim, ale ma to gdzieś i bezczelnie wykorzystuje to, by mu pomagała. Chloe właściwie wie, że ma tendencję do tego, by dawać się wykorzystywać bliskim sobie osobom, a ku własnemu nieszczęściu, kwalifikuje Elijaha na tę, dość krótką, listę.
- Wiesz, co chcę usłyszeć.
- Proszę?
- Blisko - odpowiada, a on podchodzi do niej, łapie za oparcie jej fotela i odciąga go trochę do tyłu, po czym nonszalancko opiera się o blat jej biurka. Chloe nie chce przenieść na niego wzroku, ale wie, że brunet na to czeka, jeśli ma powiedzieć coś więcej, więc spogląda na niego i ma ochotę przygryźć usta, ale się przed tym powstrzymuje. Właśnie tak na niego reaguje. Zawsze. Jakby potrzebowała niewielkiego wdechu, gdy dociera do niej, jak brunet jest cholernie przystojny. I że wolałaby, by wzdychał jej imię w zupełnie innych okolicznościach i zdecydowanie nie zrezygnowany, czy podirytowanym tonem, jak zawsze do tej pory.
- Przepraszam. Za mój monolog ostatnio... - Chloe ma już mu przytaknąć i powiedzieć, że nic się nie stało, ale Kamski wzrusza ramionami. - Chociaż jak dla mnie, to powinnaś już do nich przywyknąć i nie być za każdym razem taka zaskoczona i obrażona.
- Nie wiem, czemu ja się jeszcze w ogóle oszukuję - mruczy pod nosem dziewczyna, a on uśmiecha się triumfalnie.
- No właśnie o tym mówię. Gdybyś się nie oszukiwała i nie oczekiwała, że będę miły i kontaktowy, jak swego czasu Bambi, to byś później nie musiała się denerwować.
- Tak. Tak. Dokładnie to miałam na myśli - odpowiada mu zrezygnowana i wskazuje dłonią na swój komputer. - Więc, gdzie te pliki?
- Już ci je wysyłam - mówi, nie przestając się uśmiechać i sięga po telefon. - Bawcie się dobrze z Andersonem, proszę, spraw, żeby znów był choć trochę produktywny.
- Czy ja ci wyglądam na cudotwórcę albo terapeutę, Elijah?
- Nie, ale czasem mi się wydaje, że masz jakieś nadprzyrodzone zdolności, które wyciągają z ludzi to, co w nich najlepsze - mówi, uśmiechając się do niej w trochę cieplejszy sposób, a ona zna go na tyle długo, by wiedzieć, że to nie koniec jego wypowiedzi i nie ma co zachwycać się tym niedbałym komplementem. - Gdybym oczywiście wierzył w takie bzdury.
- Przydałoby ci się trochę wiary. W cokolwiek.
- Przecież wierzę w siebie - odpowiada jeszcze z wrodzoną sobie bezczelnością i zostawia ją samą w gabinecie. Chloe uderza lekko czołem o biurko, nazywając się idiotką, zanim nie spojrzy na ekran i nie zacznie pobierać przesłanych jej danych. Stara się skupić na pracy, a dokładniej na tym, o co poprosił ją Elijah, a co z jej faktyczną pracą nie ma za wiele wspólnego. Będzie pewnie musiała zostać chwilę dłużej, żeby nadrobić wszystko, ale przecież mu nie odmówi. Nie wydaje jej się, by kiedykolwiek umiała dobrze odmawiać.
- Cześć, widzę, że już analizujesz... - Chloe odwraca się błyskawicznie do Connora z niemal morderczym spojrzeniem, a detektyw wyciąga w jej stronę kubek. - Zrobiłem ci zieloną herbatę.
- Wiesz, jaką mam zasadę co do odkrytych napojów w pobliżu mojego komputera - mówi i macha niedbale dłonią w stronę szafki obok. - Mam tam kubki termiczne i nie pokazuj mi się na oczy, dopóki nie przelejesz herbaty.
- Jasne - przytakuje jej z nerwowym uśmiechem i znów zostawia ją samą, a Chloe zamyka oczy. Czasem ma nieodparte wrażenie, że wszystko ją w końcu przerośnie i wybuchnie, rozwalając wszystko dookoła siebie. - Więc, powiesz mi, jak ci idzie? - pyta Connor, gdy blondynka pozwala mu w końcu zająć drugie krzesło.
- Dopiero zaczęłam. Fakt, że wiemy o waszej podejrzanej tak niewiele, mi nie pomaga, bo nie wiem, co odrzucić, czy do jakiego obszaru zawęzić poszukiwania.
- Prawda jest taka, że my też nic o niej nie wiemy. Skupmy się na wyglądzie...
- Tak, wiem. Wyglądała młodo - wchodzi mu w słowo Chloe i płynnym gestem przesuwa około trzydziestu zgłoszeń na ekran obok. - Te wszystkie zawierają to w opisie. Kolor włosów, to sprawa drugorzędna, bo androidy zmieniają go z łatwością. A kolor oczu?
- Kolor oczu się nie zmienia.
- Z twoich zeznań... - zaczyna Chloe, otwierając na tablecie plik, a Connor pochyla się nad klawiaturą.
- Niebieskie. Miała bardzo niebieskie oczy - mówi, wpisując kolejne hasło, po którym znika im większość zgłoszeń.
- Dziwne - stwierdza Chloe, odkładając tablet i wracając do bazy danych. - Może miała soczewki?
- Płakała, stała blisko mnie, wydaje mi się, że bym to zauważył.
- Wydaje ci się, czy byś to zauważył? - pyta nerwowo Chloe, a on wzrusza ramionami. - Wybacz, robię się oschła, gdy coś mi nie pasuje.
- Pracuję obecnie z Elijahem. Nie masz za co przepraszać - odpowiada jej, po czym przypomina sobie słowa porucznika, gdy wracali na posterunek. - No może poza tym, że prosiłaś go, by był dla mnie miły. Chloe, nie jesteśmy w liceum. Jesteśmy dorosłymi ludźmi i obaj jesteśmy od ciebie starsi stopniem, więc proszę, nie rób tego więcej.
- Przepraszam. Kierowałam się tym, że jestem jedyną osobą, która może mieć na niego jakiś wpływ. Nie przewidziałam tego, że odniosę odwrotny skutek - mówi Chloe, nie odrywając wzroku od komputera. - Jednak nie używaj więcej stwierdzenia, że jesteście ode mnie starsi stopniem, gdy okazuje się, że potrzebujecie co chwilę mojej pomocy.
Connor przytakuje jej i pyta, czy mogą na razie ograniczyć dane do terytorium najbliższych stanów. Przeglądają kolejne zgłoszenia, filtrując je pod różnymi hasłami, ale żadne z nich nie pasuje im do końca do osoby, której poszukują. Chloe pije przyniesioną przez Connora herbatę i próbuje rozgryźć to, dlaczego zazębiające im się zgłoszenia nie dają żadnych efektów, więc po godzinie odstawia kubek i kręci głową, zrezygnowana. Jej przyjaciel wstaje i zaczyna krążyć po niewielkim pomieszczeniu, co tylko wyprowadza blondynkę z równowagi, ale wybiera nie zwracać mu uwagi, by nie przerwać jego ciągu myślowego.
- A jak patrzymy na to w zły sposób, Connie? - pyta go, obracając się na krześle. - Może powinniśmy przejrzeć te zgłoszenia, które pasują nam najmniej.
- Ale one nie zawierają absolutnie żadnych haseł, które mogłyby się łączyć z podejrzaną - odpowiada i przystaje w pół kroku. - Masz rację, może właśnie o to chodzi. Może skoro my nie mamy na jej temat żadnych informacji, to osoba, która jej szukała, też nie była w stanie ich podać. Pokaż te, które nie wyskoczyły nam przy żadnym filtrowaniu.
- Sprawdźmy to. - Chloe obraca się do ekranu, a Connor znów zajmuje miejsce obok, przysuwając się bliżej niej, by nie musiała przerzucać kolejnych zgłoszeń na drugi ekran. Czytają je pobieżnie, szukając jakiegoś punktu zaczepienia, aż w końcu Connor łapie Chloe za nadgarstek.
- Stop. Przeczytaj to jeszcze raz - prosi, a blondynka mruży oczy.
- Zgłoszenie pochodzi z Waszyngtonu... - Jej głos jest zaniepokojony i dalsza część zgłoszenia, wcale jej nie uspokaja. - Młody mężczyzna w garniturze poszukuje informacji na temat androidki nieokreślonego modelu. To dość standardowe, ale, nie jest w stanie określić jej aparycji? To już coś dziwnego.
- Wywalili zgłoszenie do kosza, przez podejrzenie, że facet mógł być federalnym.
- To zrozumiałe. Brzmi to bardzo podejrzanie. Na pytanie o model, powiedział, że to zastrzeżone informacje. I próbował zagrać na ich emocjach, to całe powtarzanie, że: jest dla niego jak siostra...
- A nie podał nawet jej imienia. - Chloe kręci głową i spogląda Connorowi w oczy. - To by pasowało, jeśli FBI szukało jej już kilka dni po rewolucji, to, to zgłoszenie może być właśnie tym, którego szukaliśmy.
- Jest do niego kontakt?
- Jest numer. Daj mi chwilę, znajdę ci dane - prosi, a jej palce zaczynają uderzać w podświetlone klawisze, a niecałe pięć minut później telefon Connora rozbłyska powiadomieniem. - Tyle udało mi się wyciągnąć, będę jeszcze nad tym siedzieć, ale nie w tej chwili. Teraz muszę zająć się moją faktyczną pracą, a ty musisz wrócić do Elijaha i powiedzieć mu, co znaleźliśmy i żeby już zaczął się zastanawiać, jak ma mi podziękować.
- Na twoim miejscu nie liczyłbym nawet na to, że: dziękuję, przejdzie mu przez gardło. Więc nie miej wygórowanych wymagań, słonko - mówi do niej z uśmiechem, wstając z krzesła.
- Powiedz mu, że kawa naprzeciwko będzie w zupełności wystarczająca. - Connor posyła jej spojrzenie pełne politowania, a ona wypuszcza powietrze z płuc, mocno zrezygnowana. - Wiem, wiem. Nie musisz nic mówić.
- Właśnie chyba powinienem ci coś powiedzieć - śmieje się Connor. - I ja w ramach podziękowania i znoszenia naszych sporów, mogę zaproponować ci drinka w piątek wieczorem.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł?
- To najlepszy pomysł, jeśli pójdziesz ze mną, to wypijemy po dwa drinki i wrócimy do domów przed jedenastą. Jeśli wyjdę sam, to pewnie nie wrócę do domu do rana - odpowiada, uśmiechając się do niej, a Chloe nie odpowiada mu tym samym, tylko zaciska usta w cienką linię.
- To szantaż emocjonalny, Connie.
- Nie. To szczerość.
- Co ze spotkaniami AA?
- Radzę sobie - odpowiada jej stanowczo. Nie agresywnie, ale blondynka i tak kręci głową z dezaprobatą. Znała takie wypady na jednego drinka, które po trzech zmieniały się w sprzeczkę, gdy chciała już wyjść i jego też odwieźć do domu. Znała te sprzeczki o jeszcze jedną szklankę whisky, które zmieniały się w awantury i jej płakanie w taksówce, gdy jechała nią sama, bo Connor został w barze. I znała też wyrzuty sumienia, które czuła w poniedziałkowe poranki, gdy jej przyjaciel zjawiał się w pracy koło południa, wciąż mocno wczorajszy. Zawsze miała przede wszystkim pretensje do samej siebie, że nie była bardziej stanowcza, że nie przekonała go, by wyszedł razem z nią... I właśnie dlatego boi się, że teraz znów wpadną w tę samą spiralę, która przecież zatrzymała się te kilka miesięcy temu.
- To będzie test, Anderson. Jeśli naprawdę sobie radzisz, to mnie nie zawiedziesz - mówi w końcu Chloe, a on cofa się i całuje czubek jej głowy, zanim wyjdzie z pokoju. Connor zbiega po schodach, zamiast wybrać windę i bez pukania wchodzi do pokoju, w którym Kamski pracuje nad sprawą. Brunet drga zaskoczony i od razu posyła mu chłodne spojrzenie.
- Tak, mnie też wysłała dane jakiegoś człowieka z Waszyngtonu i zgłoszenie, które śmierdzi na kilometr - mówi Elijaha, zdejmując okulary i wyciera je chusteczką, dalej patrząc na detektywa. - Tyler Fawkes. Mówi nam to coś?
- Nie - przyznaje szczerze Connor. - I nie wydaje mi się, by zapytanie o niego w FBI skończyło się dobrze dla naszego śledztwa. Skoro szukali jej federalni, to z jednej strony potwierdza, że nie mamy do czynienia z amatorką, a po drugie, że oni też błądzili po omacku, skoro nie byli w stanie podać żadnych konkretów na jej temat.
- A po trzecie, zabiorą nam sprawę, gdy tylko się wychylimy. Więc od teraz musimy zachować pełną dyskrecję, Anderson. A to oznacza żadnego paplania o pracy przy piwku z chłopakami. Jak chcesz znaleźć zabójcę swojego plastikowego przyjaciela, to jesteśmy w tym tylko we trójkę.
- Czwórkę, jeśli doliczyć kapitan.
- Trójkę. Amanda wie, że nasze spotkanie w Jerychu zakończyło się fiaskiem, teraz powiemy jej, że w danych, które od nich dostaliśmy, też nic nie było.
Kamski uśmiecha się z aprobatą, gdy Connor przytakuje na jego słowa, bo co by nie mówić, jeśli jest jakaś rzecz, która sprawia, że porucznik jest naprawdę szczęśliwy, to gdy okazuje się, że ma rację. Skoro FBI szukało jej w Jerychu po rewolucji, to dziewczyna z całą pewnością jest androidem, a co najbardziej prawdopodobne, ich androidem. Co czyni z niej doskonały materiał na terrorystkę, jeśli ktoś zaprojektował ją wcześniej na idealną agentkę.
Dzień dobry, witam w kolejnym detektywistycznym rozdziale. Następny będzie troszkę inny i nie mogę się doczekać co powiecie.
A tymczasem trzymajcie się tam.
K.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top