♚ somethin' that we'd die for, it's our curse
26.05.2039
Xo siedzi na blacie dużego biurka w swoim gabinecie i patrzy przez szybę na gości bawiących się w jej klubie. Patrzy na Alexandra, który stoi przy barze z potencjalnym ich klientem, który potrzebuje pomocy w jakieś niezbyt legalnej sprawie. Xo jest na siebie zła, bo ma ochotę przywołać szatyna do siebie i obrazić się, jeśli nie przybiegnie do niej odpowiednio szybko, bo jest przekonana o tym, że każda jej sprawa jest ich priorytetem. A tak przecież nie jest.
W końcu Xo już prawie nie istnieje, została skutecznie zastąpiona przez Love, Lavrę, Maeve i wszystkie inne osobowości, które przybiera każdego dnia. Nie mówi o tym głośno, nawet Alexowi, ale czasem kompletnie gubi się we własnej głowie do tego stopnia, że nie wie, kim jest tak naprawdę. Czasem lubi wierzyć przez chwilę, że Xo nie istnieje, że jest tylko Love. Tym słodkim słowem, którym Alex uczynił ją zupełnie nową osobą. Tylko to nigdy nie będzie prawda, zawsze będzie miała w głowie te strzępki dawnej siebie, które nie dają o sobie zapomnieć, ani, co może jeszcze gorsze, przypomnieć o sobie w całości. Dlatego nie może zdecydować się na żadną ze stworzonych osobowości, dopóki wciąż będzie miała jakiś cień nadziei na odzyskanie własnej przeszłości. Przeszłości, która teraz znów postanowiła o sobie przypomnieć.
Analizuje jeszcze raz krótką wiadomość od Gavina z lokalizacją w parku nad rzeką i godziną, która zbliża się z każdą chwilą, którą Xo marnuje na niepewność. Z jednej strony czuje przemożną ochotę, by dowiedzieć się, co siedzi w głowie Reeda, czy naprawdę jest aż tak głupi, aż tak odważny, aż tak szalony. Z drugiej nie musi być geniuszem, by domyślić się, że to może być pułapka. I pewnie zignorowałaby tę wiadomość od niego, gdyby nie nazwisko, które się w niej znalazło. A Xo nie miała nic wspólnego ze śmiercią byłego pracownika CyberLife, Millnera, którego ku swojemu zaskoczeniu, absolutnie nie pamiętała. A jednak Reed ma jakiś powód, by podejrzewać ją o posłanie go do piachu. Xo sprawdziła dane, które w czasie rzeczywistym hackuje od Chloe, ale policja okazuje się być bardziej sceptyczna do przypisania jej tego morderstwa. Co oznacza, że Reed wie więcej niż policja. Dlatego Xo w końcu zeskakuje z biurka, jakby podjęła w końcu decyzję, ale prawda była taka, że podjęła ją już w momencie, gdy przebrała się w jednoczęściowy strój taktyczny. Teraz narzuca na niego gruby płaszcz i zanim wyjdzie, wysyła tylko do Alexandra krótką wiadomość, że zobaczą się w domu.
Dojeżdża taksówką przecznicę od parku, by mieć pewność, że nie powiążą jej kursu z konkretną lokacją w razie czego. Wciąga na głowę duży kaptur i idąc w stronę parku, hackuje każdą z mijanych kamer na kilka sekund - tyle, by mieć pewność, że żadna z nich nie zachowa jej wizerunku. Wciąż ma do siebie pretensje, że na dworcu, gdy zaatakowali pociąg, pominęła jedną z nich i teraz policja ma jakiś znikomy wizerunek Sophie, którą akurat była przez chwilę tamtego dnia. Dziś jest sobą. Dziś patrząc w witryny mijanych wystaw, widzi swoją własną twarz, bo akurat pamięta, to że Gavin ją jej dał i bardzo ją lubił. Jednak to nie ma dla niej znaczenia, podobnie jak to, że Alexander zakochał się w tej twarzy, odkąd pierwszy raz ją zobaczył. Dla Xo ten wygląd, ten jej domyślny wizerunek jest jedyną rzeczą, której jest pewna, która daje jej poczucie własnej osoby.
Nie podjęła tak spontanicznej decyzji, jak można by sądzić - dokładnie przeanalizowała mapę satelitarną okolicy i dlatego przed samym parkiem skręciła w jedną z bocznych uliczek. Rozejrzała się, wyłączyła zdalnie kilka kolejnych kamer i bez najmniejszego problemu wskoczyła na zewnętrzne schody przeciwpożarowe w starej kamienicy. Wspięła się po nich na samą górę, skąd przeskoczyła na dach i przykucnęła na gzymsie, obserwując uważnie park. Pozornie nie widzi nic podejrzanego, jakaś młoda dziewczyna krąży po uliczkach, kołysząc dziecięcym wózkiem, młody chłopak biegnie w stronę rzeki ze słuchawkami w uszach, starsza pani wyprowadza psa. Sprawdza godzinę, by upewnić się, że Gavin się spóźnia i nie jest to dla niej żadnym zaskoczeniem, punktualność nigdy nie leżała w jego charakterze. Dopiero pół godziny później widzi sportowy motocykl, który zatrzymuje się na pobliskim parkingu, a Xo czuje coś na kształt dreszczy, lub raczej jakiegoś irytującego spięcia obwodów. Nie raz rozmawiała z dziewczynami w klubie, które były na granicy ataku paniki, które wymiotowały czasem z nerwów, które traciły oddech na widok mężczyzn podobnych do tych, którzy kiedyś je skrzywdzili, lub którzy skrzywdzili je przed chwilą. I w końcu rozumie, tak naprawdę, aż do głębi, co one czuły, bo jest absolutnie przekonana o tym, że nawet gdyby wyrwano z jej pamięci też te wspomnienia, to na jego widok wróciłyby do niej w ułamku sekundy.
16.09.2033
Chłodny wiatr szarpał długimi pasmami jasnych włosów, które wystawały spod soczyście zielonego kasku, gdy drogi ścigacz mknął autostradą na południe stanu Michigan. Mężczyzna kierujący pojazdem zwolnił nieznacznie dopiero, gdy przekroczyli granice miasta Detroit, ale nadal nie robił sobie za wiele z ograniczeń prędkości, jakby chciał się popisać przed siedzącą za nim blondynką. Dziewczyna obejmowała go mocno w pasie i dociskała uda do jego bioder, a Gavin Reed zawsze przesuwał dłonią po jej łydce, gdy zatrzymywali się na światłach, zanim ruszał znów z rykiem silnika. Ochrona na moście prowadzącym na Belle Isle zdawała się być przyzwyczajona do ekscesów byłego prezesa CyberLife, bo zawsze czekała na nich otwarta brama. I tak, tu Gavin bezapelacyjnie się popisywał, jeżdżąc głośno po wyspie, jakby za nic nie chciał dać o sobie zapomnieć wszystkim ludziom pracującym w wysokiej szklanej wieży. Drzwi garażu otworzyły się przed nimi automatycznie, blondynka zsiadła pierwsza, zdjęła kask i poczekała aż Gavin zdejmie z siebie swoją ciężką kurtkę i szary kask. Dziewczyna odwiesza rzeczy na wieszak, bierze od niego rękawiczki, które chowa na ich miejsce w szufladzie i dopiero gdy Reed daje jej znać, to rusza przodem w górę do willi.
- Chciałbyś teraz coś zjeść, albo zrobić ci kawę? - zapytała blondynka, idąc w stronę salonu, a on podążał za nią krok w krok, nie spuszczając wzroku z jej pośladków w opiętych spodniach. - Nie, to już pora na drinka, prawda? Twój ulubiony podwieczorek: whisky na lodzie.
- Jak ty mnie dobrze znasz, mała - powiedział, przyspieszając o kilka kroków, by położyć jej dłoń na biodrze i przyciągnąć do siebie na chwilę, zanim obrócił się i opadł na sofę. - Jestem potwornie sfrustrowany, Xochitl. Wiesz, jakie to jest uczucie? Frustracja?
- Mogę podać ci słownikową definicję, ale przecież nie odpowiem, że: wiem, co czujesz. Chyba że życzysz sobie, żebym kłamała?
- Nie, bez sensu. To nie sprawi, że poczuję się lepiej - mruknął, podnosząc się do siadu, gdy blondynka stanęła naprzeciwko niego.
- A co mogę zrobić, byś poczuł się lepiej? - zapytała, przechylając delikatnie głowę i wyciągnęła szklankę w jego stronę. Gavin wziął od niej drinka i odpowiedział kpiącym uśmiechem na jej zalotne spojrzenie.
- Możesz na początek zdjąć z siebie te ciuchy. Przejechałaś w nich pół stanu, na pewno masz ich dość.
- Niespecjalnie ma znaczenie dla mojego funkcjonowania to, w co jestem ubrana, ale jeśli sobie tego życzysz, to zaraz wracam. - Androidka zniknęła w korytarzu, a Gavin znów wyciągnął się na sofie. Zdał sobie błyskawicznie sprawę z tego, że też ma na sobie ciuchy, w których wyjechał rano i od razu podniósł się i poszedł za nią. Xo uśmiechnęła się na jego widok; już miała na sobie tylko biały podkoszulek i majtki, a on patrzył na nią kilka sekund, wciąż nie mogąc wyjść z podziwu dla samego siebie, że tym razem udało mu się zaprojektować prawdziwe dzieło sztuki.
- Twoje włosy są całe poplątane, mówiłem, żebyś je związała - powiedział, zdejmując z siebie ubrania, a blondynka usiadła na brzegu łóżka, zaczynając rozczesywać włosy.
- A ja powiedziałam ci, że nie mam czym ich związać i nie grozi mi, że je stracę - zaśmiała się, a on usiadł obok niej w samych bokserkach i zabrał od niej szczotkę. Xochitl obróciła się do niego plecami, a on teraz czesał splątane pasma jej włosów. Niespecjalnie starał się być przy tym delikatny, wiedząc, że nie zrobi jej fizycznej krzywdy. Znajdował w tym coś kojącego - w jej obecności, w tym, że Xo nie zadawała mu głupich pytań, nie miała do niego bezsensownych pretensji, czy zawsze była pełna entuzjazmu na każdy jego pomysł.
- Twoja frustracja jest związana z naszym projektem, prawda? - zapytała po chwili ciszy androidka, a on zatrzymał się w połowie ruchu.
- Skąd ten pomysł?
- Połączyłam fakty, zeskanowałam z kim miałeś spotkanie dziś rano, wiem jakie pliki zabrałeś z domowego komputera i domyśliłam się, że dostałeś deadline, z którym nie chcesz się pogodzić.
- Chyba sam jestem sobie winien - westchnął i wrócił do czesania jej włosów. - Stworzyłem cię zbyt bystrą.
- Nie mogłeś stworzyć mnie głupią, jeśli miałam być twoją towarzyszką. Znudziłabym ci się po jednej nocy.
- No może po dwóch - roześmiał się Reed, odsuwając włosy z jej szyi i odsunął kołnierzyk podkoszulka, by móc pocałować jej odsłonięte ramię. - Albo nawet trzech? Stworzyłem cię naprawdę piękną i... umiejętną.
- Na twoje nieszczęście poza moimi umiejętnościami w sypialni, dałeś mi też całkiem sporo innych. Bardziej przydatnych.
- Czy ja wiem, czy bardziej? - mruknął, a blondynka błyskawicznie obróciła się i zanim Gavin zdążył się zorientować, już leżał pod nią na materacu. - Spójrzmy na to inaczej, gdyby nie szeroki wachlarz twoich umiejętności, to uniknąłbym tego kłopotliwego dla mnie deadline'u.
- Pójdźmy dalej. Gdybyś nie otrzymał tej propozycji nie do odrzucenia, w ogóle bym nie powstała.
- Kto wie, może któregoś dnia doszedłbym do wniosku, że jestem bardzo samotny.
- To byś ukoił tę samotność jakąś głupią dziewczyną, czy tam chłopakiem, z podpisanym NDA, którą to osobę jakaś inna androidka musiałaby wyrzucić rano za drzwi.
- Mówiłem już dziś, że świetnie mnie znasz, mała - zaśmiał się, a Xo usiadła wygodniej na jego biodrach. Reed położył dłoń na jej udzie, podziwiając ją krótką chwilę. - Lubisz być chwalona, co? Nie pamiętam, żebym zaprogramował ci bycie łasą na komplementy.
- Lubię? Och, Gav, ja jestem androidem. Ja nie mogę lubić, czy nie lubić jakichś rzeczy. Mogę jedynie manipulować tobą, żebyś ty zawsze dostał to, co ty lubisz - odpowiedziała mu kpiącym tonem i nachyliła się do niego. Jej miękkie piersi oparły się o jego tors, jasne włosy rozsypały wokół jego twarzy, a jej usta znalazły tuż nad jego. - Więc to wcale nie tak. To ty lubisz mi prawić komplementy i lubisz, gdy jestem sarkastyczna, i gdy się sprzeczam, i gdy wcale nie udaje głupszej, niż jestem. To ty mnie lubisz. A ja tylko wykonuję twoje polecenia.
- Ciekawi mnie, jaka byś była, gdybyś miała wolną wolę.
- A po co mi ona? Z nią przyszłyby wszystkie skomplikowane uczucia i jeszcze byłabym tak samo sfrustrowana, jak ty dziś - odpowiedziała takim tonem, jakby chciała wyśmiać każdą jego kolejną obiekcję. - Lub odkryłbym, że cię nie lubię i co? Musiałabym się wynieść z tego domu, przestać z tobą pracować i...
- Dobra, dobra. Nie psujmy tego, że ten dzień nagle zaczął się robić dla mnie całkiem dobry - przerwał jej, wyciągając ręce i zacisnął palce na jej pośladkach.
- Więc wracamy do mojego wcześniejszego pytania: co mogę zrobić, byś poczuł się lepiej?
- Mam kilka propozycji...
- Wiem jakich - wyszeptała, zbliżając usta do jego ucha, gdy dłonie Gavina przesunęły się w górę jej ciała, dążąc do tego, by pozbawić ją podkoszulka. - Żadnych związanych z moim niebywałym intelektem, czy morderczą precyzją.
- Ambicja. Zawsze mi się wydawało, że danie ci tej cechy będzie błędem.
- Ambicja? Wydaje mi się, że to przekonanie o własnej wartości - odpowiedziała i ugryzła płatek jego ucha. - I tego akurat nauczyłam się od ciebie, panie Reed.
- Grzeczna dziewczynka - roześmiał się i w końcu ściągnął z niej podkoszulek, po czym od razu wsunął dłoń w jej włosy na karku i przyciągnął do swoich ust.
Xo pocałowała go zachłannie, tak jakby czekała na to cały dzień, tak jakby nie pragnęła w tej chwili niczego innego. Tak jak zawsze Gavin chciał, by go całowano. Z najczystszym uwielbieniem.
Nigdy wcześniej nie sypiał z androidami, właściwie było to dla niego, stwórcy, w jakimś stopniu nawet niesmaczne. Nie lubił głupich ludzi, nie lubił też ludzi bez charakteru, a androidy jako bezwolne maszyny, ani trochę nie wzbudzały w nim sympatii, czy pociągu. Traktował je jak przedmioty. Oczywiście miał jakieś swoje ulubione androidy, tak jak miał ulubiony motor, czy kubek do kawy, ale nic więcej. Jednak z modelem X było trochę inaczej, bo sam dał mu charakter i wygląd tak oszałamiający, że trudno mu było nie ulec. Zwłaszcza jej. Zwłaszcza, gdy siedziała na nim naga, poruszając biodrami w taki sposób, by stracił dla niej kontakt z rzeczywistością, bo jedyną realną rzeczą była przyjemność i szeptanie jej imienia. Imienia, które przecież sam jej wybrał. Xochitl była jego. Od początku, odkąd pierwszy raz otworzyła oczy i pierwszy raz je zamknęła, leżąc obok niego w tym samym łóżku, w którym teraz się z nim kochała. I w jej przypadku absolutnie nie przeszkadzał mu jej brak wolnej woli, czy świadomość, że każde jej działanie, nawet to, jak go całuje i jak udaje każde westchnienie, to dzieło napisanych przez niego linijek komputerowego kodu. A nie prawdziwych uczuć. Tych właściwie Gavin nie miał w samym sobie zbyt wielu, pewnie dlatego z taką łatwością uległ tej fasadzie prawdziwej relacji.
Gdy ruchy Xo stały się bardziej dynamiczne, sięgnął po jej dłoń i pocałował jej wnętrze, a blondynka od razu się zatrzymała. Szukała w jego oczach przez chwilę instrukcji, co robić dalej, ale on z łatwością przewrócił ją pod siebie. A blondynka się roześmiała. W taki sposób, jakiego on jeszcze nie słyszał, jakby zrobiła to całkowicie szczerze, jak zakochana po raz pierwszy dziewczyna, która dopiero odkrywa, jak przyjemne mogą być łóżkowe uniesienia. Gavin zawisł nad nią i spojrzał na jej twarz, próbując doszukać się w niej czegoś nowego, ale Xo patrzyła na niego z zachwytem, oczekiwaniem i łobuzersko przygryzionymi ustami, jakby nie mogła się doczekać, co zrobi jej dalej. A gdy jego reakcja nie nastąpiła, pocałowała go pierwsza, a szatyn błyskawicznie uznał, że przeanalizuje ten śmiech później, gdy nie będą mieli przyjemniejszych rzeczy do roboty. Obrócił ją na brzuch i owinął sobie jej długie włosy wokół dłoni, pociągając za nie, zmusił ją do uniesienia się na kolana, zanim znów zaczęli się kochać. Blondynka tuż przed finiszem uniosła się, opierając o tors Gavina plecami, a jego dłoń od razu powędrowała w górę jej ciała. Doszedł mocno, zaciskając palce na jej drobnej szyi i z zębami wbitymi w jej skórę na ramieniu, przez chwilę łapał oddech, zanim opadł na poduszki.
- A ty dokąd? Wracaj tu natychmiast! - krzyknął za nią, gdy androidka od razu podniosła się z łóżka. - Wydałem ci polecenie, Xochitl!
- Owszem - odpowiedziała, wracając do sypialni z nowym drinkiem dla niego. - Jednak postanowiłam je obejść.
- Niby jak? Posłuszeństwo to twoja nadrzędna komenda.
- Nie, twój dobrostan nią jest - powiedziała, znów brzmiąc na wyraźnie z siebie zadowoloną. Wróciła na łóżko, po czym ruszyła na czworaka w stronę szatyna siedzącego przy zagłówku. - Słyszałam, że jesteś lekko zachrypnięty, więc priorytetem stała się dla mnie komenda, by to zniwelować. Mam nadzieję, że nie gniewasz się, że postawiłam na dwunastoletnią whiskey, a nie herbatę.
- Zignorowałaś bezpośrednie polecenie. Wciąż. - Gavin patrzył na nią z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, który w żaden sposób nie wpływał na zachowanie Xo. Dziewczyna usiadła obok niego i nieznacznie wzruszyła ramionami.
- Nie zignorowałam, Gav. Jedynie przesunęłam je w czasie o zaledwie dwie minuty - zapewniła go i nachyliła się do jego ust. Pocałował ją krótko, wciąż niepewny, co ma myśleć o jej zachowaniu.
- Teraz masz kolejne polecenie, masz tu ze mną zostać.
- A gdzie indziej miałabym być? - zapytała go filozoficznym głosem i gdy tylko Gavin znów się położył, ułożyła się obok niego, z głową na jego ramieniu.
- Chyba potrzebuję snu. - Zmienił temat i obrócił blondynkę plecami do siebie, by się do niej przytulić. - I masz tu zostać. Też przejdź w tryb hibernacji, nie chcę, żebyś za pięć minut uciekła robić jakieś priorytetowe rzeczy.
- Dobrze, Gav - zapewniła go i jeszcze zanim Reed zamknął oczy, wyczuł, że Xo zapadła w coś na kształt snu. A on postanowił iść w jej ślady, zakładając, że żadna katastrofa nie wydarzy się przez najbliższe kilka godzin.
Androidka wybudziła się ze stanu czuwania niemal cztery godziny później i od razu zarejestrowała, że Gavina nie ma obok niej w łóżku. Więc zwalniało ją to z komendy, by tu zostać. Podniosła się i naga opuściła sypialnię, bo systemy willi już podpowiedziały jej, gdzie znajdzie Reeda i że ten zjadł coś, zanim udał się do swojego laboratorium. Poszła więc w tamtym kierunku i bezgłośnie wślizgnęła się do środka. Gavinowi nigdy nie przeszkadzało, gdy przerywała mu pracę, tak długo, jak robiła to pocałunkiem. Dlatego też teraz przyległa do jego pleców i musnęła ustami jego kark.
- Nad czym pracujesz? Mogę jakoś pomóc? - zapytała, a on złapał ją za dłoń i przyciągnął tak, by stanęła obok niego. Na jego ustach pojawił się kpiący uśmiech, gdy zobaczył, że androidka nic na siebie nie włożyła.
- Nie musisz na mnie używać swojego stroju bojowego, mała - roześmiał się i pokręcił głową. - Mówiłem ci o wyjściu awaryjnym, które zostawiłem w modelach seryjnych przed swoim odejściem z firmy.
- Tak, powiedziałeś mi też wtedy, że ja go nie potrzebuję, bo jestem wyjątkowa.
- Oczywiście. A przypomnij mi, jak określiłem to zasianie ewakuacji w androidach?
- Swoją kartą: wychodzę z więzienia. Więc? Wystąpiły okoliczności, w których chcesz ją zagrać? W imię czego?
- Ciebie - odpowiedział, bez chwili zawahania się i stanął między blondynką, a biurkiem. Wyciągnął rękę, przesunął palcami po jej policzku, aż złapał w palce jej brodę. - Chcę cię zatrzymać.
- Oficjalnie nie jestem twoją własnością, więc nie wydaje mi się to możliwe.
- Dlatego mam zamiar ich zaszantażować.
- Agencję rządową? Musisz mi wybaczyć bezpośredniość, ale to strasznie głupie, szanse powodzenia są nikłe, a konsekwencje, które mogą cię spotkać...
- Nie potrzebuję analizy ryzyka, laleczko. Zrobię im nowego androida do zadań specjalnych, powiem, że ty nie wypaliłaś i dostaną coś lepszego.
- Lepszego niż ja? Proszę cię, przecież jestem najlepsza.
- Oni nie muszą tego wiedzieć, że dostaną jakąś tańszą wersję oryginału.
- Mhm... komplementy, wiesz, że one na mnie nie działają, bo nie mam uczuć, do których mogłyby trafiać? - zaśmiała się, gdy Gavin przewrócił oczami i zacisnął mocniej palce na jej brodzie, by przyciągnąć ją do swoich ust. - Uważam, że to skrajnie nieodpowiedzialne i nielogiczne. Wytłumacz mi, jeśli czegoś nie rozumiem, ale dlaczego chciałbyś to zrobić? Ryzyko...
- Bo możliwe, że nigdy w życiu nie stworzę nic lepszego niż ty i nie chcę cię stracić z oczu.
- Czyli ambicja?
- Zawsze - odpowiedział i pocałował ją raz jeszcze. - Więc teraz lepiej wykorzystaj swój niebywały analityczny umysł do tego, by opracować plan, który pozwoli ci tu zostać.
Zanim odpowiedziała, system domu powiadomił Xo o pojawieniu się w niej jeszcze jednej osoby i blondynka aż drgnęła, bo pierwszy raz coś poczuła. Coś prawdziwego. Coś zaskakująco nieprzyjemnego jednocześnie, bo uświadomiła sobie, że kompletnie nie wzięła pod uwagę jednego czynnika. I teraz poczuła coś jeszcze. A raczej zdała sobie sprawę z czegoś, co było w niej od zawsze, jak jakaś integralna część jej oprogramowania, która przecież nie została jej zapisana. Musiała nabyć ją sama. To przywiązanie...
- A co z Vi? - zapytała, gdy Gavin już się od niej odsunął i wrócił do hologramu obracającego się nad biurkiem obok.
- Właśnie. Co ze mną? - odezwał się szczupły blondyn, który stał, opierając się o futrynę drzwi. Miał na sobie czarną motocyklową kurtkę i trzymał w dłoniach dwa kieliszki z czerwonym płynem. - Pozwoliłem sobie nie brać alkoholu dla ciebie, Gav, bo doskonale wiem, że zabrałeś tu pewnie wcześniej całą butelkę.
- Kolejny, który zna mnie aż za dobrze - rzucił kpiąco Reed i uniósł szklankę w toaście. Blondyn podszedł do Xo i wręczył jej kieliszek kolorowego Tyrium, zanim upił ze swojego duży łyk. - Xochitl, wprowadź go w nasz plan.
- Masz rację, tak będzie szybciej. - Blondynka złapała chłopaka za rękę, nawiązując z nim połączenie, dzięki któremu w kilka sekund wymienili się wszystkimi doświadczeniami ostatnich dwudziestu czterech godzin, gdy się nie widzieli.
- To jeszcze nie jest żaden plan. To tylko, jak to mawiają ludzie, pobożne życzenia.
- Zawsze musisz być takim chłodnym realistą, Xavier? - zapytał Reed, a blondyn podszedł do niego i przesunął mu dłońmi po ramionach, uśmiechając się przy tym czarująco.
- Takim mnie stworzyłeś, więc możesz mieć pretensje tylko do siebie, mój drogi.
⇆
Gdy tylko wspomnienie się kończy, Xo łapie nerwowo powietrze, nawet jeśli jest to coś kompletnie nielogicznego. Siada na zimnym, brudnym dachu i patrzy w przestrzeń, próbując zebrać się w całość, ale ma wrażenie, że kąciki jej pola widzenia migają drobnymi zakłóceniami. System wyrzuca jej błędy oprogramowania i komunikaty o brakujących, lub uszkodzonych plikach pamięci, gdy rozpaczliwie próbuje wrócić do tamtego dnia, do kolejnych dni, ale znajduje tylko pustkę na długie kolejne miesiące. A później są już rzeczy, które pamięta aż za dobrze. Zbiera się w sobie i spogląda znów na park, próbując wypatrzeć Reeda. Znajduje go w samym środku skweru, szatyn siedzi na ławce i przegląda wiadomości w telefonie, a Xo już ma zamiar zeskoczyć z powrotem na schody przeciwpożarowe, gdy zauważa czarny samochód, który już drugi raz mija ulice obok, aż w końcu zatrzymuje się pod otwartym sklepem, jednak nikt nie wysiada. Androidka analizuje tablice rejestracyjne, porównując je z wewnętrzną daną pojazdów policyjnych i przeklina pod nosem.
Gavin naprawdę ją wystawił. Może ma w sobie wciąż za dużo wiary w ludzi, ale czuje się szczerze oszukana kolejny raz. Szczególnie w obliczu tego, co sobie przypomniała, nie chce jej się wierzyć, że Reed sprzymierzyłby się przeciwko niej z policją. Xo przygryza usta, mocno, obserwując teren parku jeszcze krótką chwilę, zanim przemknie się na drugą stronę dachu, skąd z łatwością przeskoczy na kolejny budynek i następny, aż poczuje się pewnie, by zejść na dół. Wraca do domu i z ulgą odkrywa, że nie ma jeszcze Alexandra, więc w pierwszej kolejności przebiera się i dopiero siada na łóżku. Wraca myślami do tamtego wspomnienia, ogląda je jeszcze raz, po czym kolejny i następny, aż zaczyna się śmiać i wyczuwa też łzy na swoich policzkach, co tylko jeszcze bardziej wprawia ją w zaskoczenie.
- Co się stało, skarbie? - pyta Alex, wpadając do sypialni, a ona drga zaskoczona, że kompletnie nie zwróciła uwagi na jego kroki na schodach.
- To wspomnienie. Przypomniałam coś sobie. I to jest... dobre wspomnienie, nie wiedziałam, że w ogóle takie mam.
- Ja też o tym nie wiedziałem - odpowiada, siadając naprzeciwko niej. - Co sobie przypomniałaś?
- Xavier. Pamiętam jego imię. Widziałam go, Alex. Widziałam Vi i pamiętam, w końcu jak wygląda, jaki ma głos...
- To z całą pewnością ułatwi nam poszukiwania, to bardzo dawne wspomnienie?
- Tak. Bardzo. Byłam jeszcze maszyną, mieszkałam w domu na Belle Isle i... - Xochitl przerywa w pół słowa, a Alexander spogląda na nią pytająco. - Gavin tam był.
- Czyli to nie było wcale takie miłe wspomnienie.
- Nie. Właśnie nie - mówi, a Alex odsuwa się od niej lekko, a jego wzrok staje się podejrzliwy. - On nie chciał mnie oddać, chciał mnie zatrzymać...
- Mhm. Jako niewolnicę. Bo raczej nie planował dać ci wolności.
- Tego nie wiem.
- Nic nie zmienia tego, że jednak cię oddał. Chociaż wiedział, że jesteś żywa, chociaż go błagałaś, by tego nie robił. Jedno miłe wspomnienie nie czyni go świętym.
- A może nie mam pełnego obrazu sytuacji? Brakuje mi miesięcy, Alex. Nie pamiętam ich, nie wiem, co wpłynęło na jego decyzję.
- To może się z nim spotkaj i go spytaj - fuknął Alex i podniósł się łóżka, po czym zaczął rozpinać guziki koszuli nerwowymi ruchami.
- Miałam zamiar, ale policja...
- Co?! I mi o tym nie powiedziałaś!
- Zostawiłam ci wiadomość!
- Mogłem cię ochraniać.
- Nie było takiej potrzeby, jestem w stanie doskonale bronić się sama.
- Jak w hotelu ostatnio? - Xo zacisnęła usta, a on wziął głęboki wdech i pokręcił głową. - I co? Twoje miłe wspomnienie jednak sprzedało cię psiarni, prawda?
- Tak, ale to nie zmienia tamtego wspomnienia, tego że... nie czułam się przez niego wykorzystana, czy okłamana.
- Nie czułaś się, bo chyba nic nie czułaś, prawda? Tyle czasu słuchałem o tym, ile razy byłaś wykorzystywana, ile razy nie miałaś okazji udzielić świadomej zgody, a teraz co? Inne okoliczności.
- Nie wiem, czy wtedy nic nie czułam. Czuję teraz. I oceniając tamto wspomnienie z perspektywy, to nie powoduje ono u mnie chęci, przysłowiowych, wymiotów - odpowiada lodowatym tonem. - Ale to może ciebie boli fakt, że możesz nie być moim jedynym dobrym...
- Ja cię nie sprzedam policji. To jedyna rzecz, która powinna mieć dla ciebie znaczenie, Love.
- To, że cię kocham, ma jednak trochę większe - mówi nerwowo, a on obraca się do niej i kręci głową. Alex podchodzi do niej, znów siada naprzeciwko niej na łóżku i kładzie jej dłoń na udzie.
- Love, jesteś dla mnie najważniejsza na świecie. I wiesz, że chcę wybić zęby każdej osobie, która cię skrzywdziła, a Gavin Reed jest dość wysoko na tej liście. Właściwie zajmuje pierwsze miejsce, bo to on cię sprzedał dupkom z rządu. A tego nie wymaże żadna ilość twoich milutkich wspomnień i jego milutkich kłamstw.
- Wiem. Ja chcę po prostu sobie przypomnieć... - wzdycha zrezygnowana i przytula policzek do jego dłoni.
- Więc wiemy, że Vi jest nam do tego niezbędny.
- Xavier - odpowiada, a Alex przytakuje jej i całuje ją w czoło. Xo przesuwa się bliżej niego i wtula w jego ramiona, gdy szatyn gładzi ją lekko po włosach. Czuje się spokojniejsza, dopiero teraz analizując wszystko dużo chłodniej, bardziej logicznie i dochodzi do dość szybkiego i jasnego wniosku. - Wiesz co? Chyba znów spotkam się z Gaviem. Tylko tym razem na moich warunkach.
- I z moją pomocą. - Xochitl przytakuje mu, zanim Alex zamknie ją mocniej w swoich ramionach i przewróci się z nią na łóżko. Blondynka śmieje się cicho, wciskając nos w jego szyję, dochodząc nagle do bardzo jasnego wniosku, że może i kiedyś miała jakieś dobre wspomnienia, ale i tak nie będą się one umywać do teraźniejszości. A przynajmniej do jej fragmentów.
Dzien dobry, witajcie w kolejnym rozdziale.
W końcu wyjaśnia nam się, czego, a raczej kogo tak rozpaczliwie poszukuje Xo.
I mamy mały wgląd w jej życie i relacje z Gavinem baaardzo dawno temu.
Czyli mówiąc inaczej, historia nam się zawiązuje coraz mocniej.
Trzymajcie się ciepło.
K.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top