♚ I could be a better boyfriend than him
28.05.2039
Pada lekki deszcz, praktycznie mżawka i to z gatunku tych, które niezależnie od warstw ubrania sprawia wrażenie, że przenika aż pod skórę. Chloe marznie w cienkich rajstopach i sukience przed restauracją i gdy kolejny raz spogląda na telefon, przeklinając głośno; przechodząca obok niej starsza pani posyła jej karcące spojrzenie. Blondynka jest jednak zbyt wściekła, by za cokolwiek przepraszać. Nie, zamiast tego ma ochotę wybrać numer Elijaha i najzwyczajniej w świecie go po prostu zjebać, bo absolutnie nie ma ochoty używać cenzuralnego słownictwa.
Gdy zaprosił ją dwa dni temu na kolację, nie była nawet specjalnie zaskoczona. Znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że to jego sposób okazywania... sympatii; przez płacenie za jej jedzenie, czy czasem gotowanie dla niej. Tylko to była jej racjonalna strona, bo ta romantyczna oczywiście zaczęła sobie obiecywać po tym wyjściu o wiele, wiele więcej, niż powinna. Dlatego przebierała się dwa razy, by ostatecznie skończyć stojąc w zielonej sukience przed lokalem i odczytując wiadomość od Elijaha, który powiadomił ją, że muszą to odwołać, bo mają nowy trop w śledztwie. I znów czuje się jak idiotka. Szczególnie że na rzecz tej kolacji, odwołała wyjście z Maeve, co tylko znów pobudza jej wyrzuty sumienia i ma wielką ochotę po prostu wrócić do domu. Zaszyć się w łóżku z pudełkiem lodów i nie sięgać po telefon aż do poniedziałku. Tylko bardziej niż smutna, okazuje się być wściekła. Skoro już ogoliła nogi, ubrała się w sukienkę i zrobiła makijaż, to ostatnie, na co ma ochotę, to by to poszło na marne. Sprawdza więc miejsce, które zapisała jej Maeve i wsiada w taksówkę.
Lokal mieści się w starej, wyremontowanej kamienicy, zajmując wszystkie jej piętra. Na dole znajduje się typowa kawiarnia, w której Chloe nie udaje się dostrzec nigdzie Maeve, więc wchodzi na kolejne piętro, z którego już dobiegają dźwięki popularnej w ostatnim czasie muzyki. Tu klimat jest bardziej barowy i blondynce bez problemu udaje się dostrzec rudowłosą dziewczynę siedzącą na wysokim krzesełku, rozmawiającą z barmanem.
- To miejsce jest wolne? Czy zmarnowałam już swoją szansę? - pyta, a Maeve od razu uśmiecha się do niej szeroko, niemal trochę kpiąco.
- No nie wiem, nie wiem. Chyba najpierw będziesz musiała mi się trochę wytłumaczyć i postawić kolejnego drinka.
- Zgoda - przytakuje od razu Chloe, a dziewczyna obok mierzy ją wzrokiem, gdy blondynka zdejmuje z siebie płaszcz.
- Dobra, wyglądasz tak fenomenalnie, że nie musisz się nawet wysilać na drinka, wystarczy gęste tłumaczenie się.
- A nie może być na odwrót? Dużo drinków, a mało wymówek? - Maeve kolejny raz przesuwa po niej spojrzeniem, uśmiechając się przy tym niemal bezczelnie.
- No nie wiem, to nie pierwszy raz, jak mnie wystawiłaś, złotko.
- Za to pierwszy, gdy masz okazję się ze mną upić. Naprawdę potrzebuję się upić. - Dziewczyna udaje, że waha się krótką chwilę, po czym obraca się do barmana i zamawia sobie kolejnego drinka, po czym spogląda wyczekująco na Chloe. - To samo co ty.
- Okej, więc dwie Long Island Ice Tea, Jerry - prosi, puszczając oko do androida.
- Dla ciebie wszystko, Maeve - odpowiada jej, a ta bez słowa łapie blondynkę za rękę i ciągnie w stronę schodów na kolejne piętro.
- Co ty robisz?
- Zanim zrobi nam drinki, zdążymy zatańczyć - mówi takim tonem, jakby to była największa oczywistość na świecie. Chloe od razu czuje się trochę zbita z tropu, nie była typem imprezowiczki, a przynajmniej nie odkąd wróciła po studiach do Detroit. Na uniwersytecie jej życie wyglądało zupełnie inaczej niż w rodzinnym mieście i uświadamia sobie, że nie była w klubie właśnie od czasu przeprowadzki.
- Nie robiłam tego od studiów! - protestuje, próbując zatrzymać Maeve, ale gdy pociąga ją za rękę, ta od razu obraca się do niej. Stoi kilka sekund, uśmiechając się do niej, a gdy mijają ich ludzie schodzący z góry, dziewczyna zgrabnym ruchem przesuwa Chloe pod ścianę i zbliża się do niej, prawie nie zostawiając między nimi miejsca na oddech.
- Czego dokładnie nie robiłaś od studiów, Chloe? - pyta, patrząc jej prosto w oczy.
- Miałam na myśli taniec, ale jeśli tak formujesz to pytanie, to...
- Więc taniec na początek - śmieje się Maeve, łapiąc ją za rękę i ciągnie znów za sobą. Chloe celowo idzie kilka kroków za nią, gapiąc się jak ciele na jej wąską talię, odsłonięty fragment pleców i tatuaż na brzoskwiniowej skórze. Na razie jeszcze nie wie, co ten przedstawia, ale zaczyna podejrzewać, że jeśli ich znajomość potoczy się w odpowiednim tempie, to z całą pewnością będzie mogła go ocenić. - Daj spokój, mam za chudy tyłek, żebyś się tak na niego gapiła.
- Wcale nie... - zaczyna się tłumaczyć blondynka, ale Maeve obraca się do niej i teatralnie przewraca oczami.
- Naprawdę potrzebujesz drinka i trochę się rozluźnić, bo kompletnie nie łapiesz kiedy sobie z ciebie żartuję.
- Więc daruj sobie to sarkastyczne poczucie humoru, bo nie robi ono na mnie wrażenia - mówi Chloe i teraz to ona robi kilka kroków w stronę Maeve, zrównując się z nią wzrokiem i stara się utrzymać jej spojrzenie. Rudowłosa dziewczyna śmieje się w taki sposób, jakby Chloe powiedziała bardzo dobry komplement, po czym kiwa lekko głową w stronę parkietu.
Muzyka jest głośna, ale nie z gatunku męczącego elektro, za którym blondynka nie przepada. To raczej remixy popularnych w ostatnich latach piosenek, z których Chloe zna absolutnie wszystkie, choć nie przyznałaby się do tego za nic przed Elijahem, który zawsze krytykuje jej gust. Czy to książkowy, czy właśnie muzyczny. Co innego Maeve, która podśpiewuje słowa za wokalistką, ruszając się przy tym tak, że kilku facetów już zdążyło je wypatrzeć. Jednak gdy Chloe się do niej zbliża, Maeve patrzy tylko na nią swoimi ciemnymi oczami, nie przekraczając jednak granicy dotyku, za co jest jej w tej chwili wdzięczna. Bo naprawdę potrzebuje tego drinka.
- Powinnam cię ostrzec, że nie mam mocnej głowy - uświadamia Maeve, gdy schodzą z powrotem do baru.
- To dobrze, bo ja też nie - odpowiada jej i podchodzi do barmana, by zabrać od niego szklanki.
- To android, prawda? - dopytuje blondynka, spoglądając znów na chłopaka robiącego drinki.
- Tak, to znajomy. W sensie oni wszyscy się znają, osoby z tego modelu. Jeden pracuje w kawiarni u mnie na uczelni, zawsze jestem dla nich miła, bo wiem, że sobie przekazują informacje, a ja lubię mieć wszędzie kolegów - opowiada Maeve, gdy siadają przy stoliku i mruży lekko oczy. - Nie jesteś chyba uprzedzona, co?
- Nie! Po prostu dużo osób jest.
- Za dużo - mruczy pod nosem dziewczyna i upija łyk drinka. Chloe idzie w jej ślady i kręci głową z miną pełną podziwu.
- To najlepsza Long Island Ice Tea jaką piłam!
- I pewnie najmocniejsza, więc lepiej uważaj. Poza tym właśnie dlatego lubię mieć kolegów.
- Zdecydowanie się opłaca. - Chloe bierze kolejny duży łyk i przygryza lekko usta. - Mój przyjaciel z dzieciństwa jest funkcjonującym alkoholikiem, więc dlatego zawsze staram się być tą odpowiedzialną i trzeźwą.
- Wow. To jest dopiero rzucanie traumą na pierwszej randce, jak pójdziemy dalej w takim tempie, to do rana ze sobą zamieszkamy - śmieje się Maeve, po czym od razu poważnieje. - Wybacz sarkazm, to mój mechanizm obronny, gdy nie wiem, jak się zachować.
- Nie wiesz, jak się przy mnie zachować?
- Oczywiście, jeśli myślisz inaczej, to chyba się nie widziałaś w tej kiecce.
- Ty zawsze wyglądasz niesamowicie, więc już mi nie rzucaj takich komplementów, kochanie - odpowiada blondynka i miesza drinka słomką.
- Dobrze, już nie będę, albo raczej będę nad sobą panować. Love bombing to jedna z moich podstawowych wad.
- To nie wada, ja akurat lubię czuć... zainteresowanie. - Dopiero gdy Chloe wypowiada te słowa na głos, zdaje sobie sprawę z tego, jaka to głupota i wybucha śmiechem. - Gówno prawda. Gdyby to właśnie była prawda, to bym nie wzdychała do typa, który ma mnie w dupie i trzyma w czymś na zasadzie friendzone, choć z tym friend to też czasem mam poważne wątpliwości.
- Czyli miałam nosa, co do pana porucznika?
- A spierdalaj - mruczy z wyrzutem blondynka, a Maeve obraca się i macha do barmana, dając mu znać, że będą potrzebować kolejnych drinków. - Ja nawet nie chcę już o tym gadać, bo nie chcę się czuć jak kretynka, która sobie wyobrażała, że mnie w końcu zaprosił na randkę i nie wiem, będzie moim chłopakiem, czy coś...
- Nie jesteś kretynką, Chloe. Jesteś jakimś komputerowym geniuszem i ja nie będę nawet próbować zrozumieć swoim artystycznym rozumkiem twojej pracy - mówi z uśmiechem Maeve i kładzie swoją rękę na jej dłoni. - Ja też byłam w paskudnych relacjach. Też mi się wydawało, że osoba, z którą byłam, mnie kochała, że jej na mnie zależało, a ostatecznie się mnie pozbyła jak zepsutej zabawki w pierwszej chwili, gdy pojawiły się komplikacje. I też byłam kretynką. Też prosiłam, licząc, że ta osoba zmieni zdanie. Głupia, naiwna ja.
- Cóż, więc wypijmy za to, żeby już nie popełniać więcej takich błędów. - Chloe unosi szklankę w toaście, ale Maeve zatrzymuje się ze swoją o kilka milimetrów.
- Czyli skreślasz porucznika?
- Mhm. To moje postanowienie noworoczne.
- Złotko, jest maj.
- Czepiasz się. Więc? - pyta, bujając szklanką. - Za lepsze decyzje?
- Niech będzie. Za lepsze decyzje. - Maeve przybija toast swoją szklanką i czeka, aż blondynka przełknie kolejny łyk. - Poza tym mogę być dla ciebie znacznie lepszym chłopakiem, niż on kiedykolwiek będzie.
- Cholera jasna! Opanuj się, dziewczyno, bo naprawdę do rana z tobą zamieszkam.
- Chyba ja z tobą, bo ja wynajmuję kawalerkę z koleżanką ze studiów.
- Dogadamy się - śmieje się blondynka i kończy drinka dokładnie w tym samym momencie, w którym Jerry stawia na stoliku dwa kolejne.
Te szklanki równiej opróżniają w błyskawicznym tempie i od razu decydują się iść tańczyć, by faktycznie nie skończyć tego wieczoru za szybko. Chloe już czuje, że jej ruchy zrobiły się miększe i z całą pewnością mniej skrępowane, bo teraz już nie ma oporów, by położyć Maeve dłoń w talii. Co ta przyjmuje z takim uśmiechem, jakby nie liczyła na nic innego i śmiało zarzuca jej ręce na szyję. Chloe mimo wszystko słyszy w głowie ten sam paskudny głos, co zawsze i nie umie się poczuć tak swobodnie, jakby sobie tego życzyła, dlatego szybko ucieka znów na dół. A Maeve rusza za nią i mierzy ją pytającym spojrzeniem, gdy usiądą znów przy stoliku.
- Zrobiłam coś nie tak? Bo możesz mi powiedzieć wprost, jeśli przekraczam twoje granice, Chloe. Tak, jak już wspomniałam, trochę nie wiem, jak mam się przy tobie zachować.
- Wszystko okej, naprawdę - odpowiada jej z niemal taką naturalnością, że Maeve prawie się na to nabiera. - Po prostu chyba chcę się dziś upić w twoim towarzystwie.
- Ja nie powinnam więcej pić, bo zacznę cię jeszcze bardziej podrywać, a...
- A ja nie będę miała nic przeciwko - oświadcza z uśmiechem blondynka i idzie na chwilę do baru.
- Mogę cię o coś spytać? - zagaduje Maeve, gdy Chloe już wróci ze szklankami i chwilę siedzą w ciszy.
- Pewnie, choć zaczynam się trochę bać.
- Po prostu może to głupio zabrzmi, ale nie umawiałam się z dziewczyną, która jest bi do tej pory. Moja była twierdziła, że to strata czasu, bo zawsze pojawi się jakiś facet o osobowości golden retrievera i będzie po zawodach... Więc, jak jest z tobą? Masz jakiś typ? Nie chcę zabrzmieć, jakbym była uprzedzona, po prostu jestem ciekawa.
- Och... - Chloe bierze płytki wdech, próbując wymyślić, jak odpowiedzieć na to pytanie. Najchętniej by skłamała, że nie ma żadnego typu, że nie jest nawet teraz w miejscu, w którym ma czas na jakieś relacje, że się nawet nad tym nie zastanawiała. Jednak w dziewczynie naprzeciwko niej jest coś, co działa na nią jak magnes i wybiera to, czego najbardziej nie lubi mówić głośno, czyli żeby być szczerą. - Lubię dziewczyny. Po prostu. Nie mam typu, jeśli chodzi o wygląd, styl, czy coś takiego. Lubię mieć o czym rozmawiać, lubię czuć zainteresowanie, chemię i lubię się śmiać. Nawet kpiąco. Więc tak, lubię dziewczyny... I tego jednego przeklętego faceta, od którego nie umiem się uwolnić.
- Czy kiedyś między wami do czegoś doszło?
- Nie. Nigdy.
- Więc czemu?
- Bo jak już ustaliłyśmy, jestem idiotką.
- Nie, nie, nie. Ustaliłyśmy, że jest wręcz przeciwnie - mówi pewnie Maeve i wyciąga rękę. Przesuwa palcami po wyciągniętym przedramieniu blondynki, patrząc jej prosto w oczy.
- A ty? Masz jakiś typ?
- Blondynki - oświadcza błyskawicznie Maeve, a Chloe wybucha śmiechem. - To prawda, nie żartuję sobie teraz z ciebie w tej chwili.
- Jasne - kpi dalej Chloe, a Maeve łapie ją za rękę. - Więc u ciebie zawsze były tylko dziewczyny?
- Tak. Faceci zawsze wydawali mi się nieatrakcyjni. - Blondynka przytakuje jej i przesuwa kciukiem po jej dłoni w zamyśleniu.
- Czyli nie czułaś żadnej presji społecznej, czy czegoś takiego, by chociaż spróbować?
- Nie, moja rodzina zawsze była bardzo liberalna, wiedziałam, że mogę być, kim chcę i kochać kogo chcę, więc nie. - Maeve mruży oczy, uważnie analizując minę Chloe i błyskawicznie wyciąga z niej wnioski. - Nie, nie musisz nic mówić. Domyślam się, że u ciebie nie było tak różowo.
- Skąd...
- Widać po twojej reakcji.
- Jestem jedynaczką, moi rodzice zawsze mieli dla mnie to idealne, wymarzone życie, w którym ja nie miałam ani miejsca, ani nawet czasu, by odkryć, kim tak właściwie jestem. Bez ich oczekiwań i wymagań. Dopiero jak wyjechałam na studia, to poczułam się wolna.
- I dotarło do ciebie, że nie jesteś zainteresowana kolegami ze szkółki niedzielnej? - Chloe roześmiała się, przytakując jej zdecydowanie.
- Tak, przerzuciłam swoje zainteresowanie na atrakcyjne dziewczyny z tatuażami.
- To dobrze, że mam ich kilka - śmieje się Maeve, przesuwając się na sofie bliżej blondynki i bierze ją za ręce. - Pieprzyć ich, Chloe. Jesteś dorosła, nie musisz układać sobie życia pod ich dyktando.
- Już praca w policji jest ich zdaniem ujmą na honorze rodziny, gdyby się jeszcze dowiedzieli...
- Och. Rozumiem. Czyli wciąż masz w planach poślubić kolegę z kościoła. - Maeve nie próbuje ukryć wyrzutu w głosie, gdy puszcza dłonie blondynki i chce się znów odsunąć.
- Nie! - protestuje Chloe, łapiąc dziewczynę za ramię. - Nie, po prostu mam zamiar ułożyć sobie życie, bez zdawania im z niego relacji. Przynajmniej dopóki nie będę na to gotowa. A póki co układanie sobie życia wybitnie mi się nie udaje, bo ciągle robię wszystko nie tak, popełniam jakieś durne błędy, jak spławianie twoich telefonów i czekanie na telefony, które nigdy nie zadzwonią. To jest po prostu wszystko bardzo, bardzo... - przerywa, patrząc na uśmiech Maeve i momentalnie czuje, jak się czerwieni. - Powinnam się zamknąć, co?
- Jak chcesz. Mnie się podoba twój monolog.
- A ty podobasz się mi - mówi zdecydowanie, choć to zdecydowanie z całej pewności bierze się z wypitego przez nią alkoholu, bo na trzeźwo, nigdy nie bywa taka odważna. I zamiast dodawać coś więcej do swojej chaotycznej wypowiedzi, po prostu pochyla się i całuje dziewczynę. Maeve śmieje się lekko w jej usta, zanim obejmie ją w talii i odda pocałunek, jakby czekała na niego cały wieczór. - Więc... co teraz?
- Możemy iść tańczyć, możemy zamówić kolejne drinki, możemy też złapać taksówkę...
- Mam w lodówce butelkę whisky i colę - oświadcza Chloe, sama zaskoczona swoją pewnością. - Nie musi to przecież oznaczać tego, co wydaje się oznaczać. Po prostu chodźmy stąd.
- Dobrze, chodźmy stąd.
Maeve idzie do baru uregulować rachunek i zabrać swoją kartę płatniczą, a Chloe od razu obiecuje jej, że jutro na pewno się z nią rozliczy za wypite drinki. A na razie w ramach rekompensaty zamawia taksówkę. Choć obie przytaknęły na to, że powrót do mieszkania blondynki, wcale nie musi być sugestią, że wylądują w łóżku, tak zaraz po tym jak znajdą się na tylnym siedzeniu samochodu, znów zaczynają wymieniać pocałunki. Chloe przypomina sobie aż za dobrze, jaka była szczęśliwa, gdy mieszkała poza Detroit, gdy chodziła na randki, gdy dobrze się bawiła i mogła całować, kogo tylko chciała, bo te osoby w większości chciały jej z wzajemnością. Pamięta, że była wtedy wesoła, otwarta, a czasami, gdy chciała komuś zaimponować, nawet przebojowa. A później wróciła do miasta i wszystko, co wypracowała, czego się o sobie nauczyła, zaczęło się rozmywać jak rysunki z kredy na deszczu.
- Nie myśl tyle, przecież żartowałam z tym, że się do ciebie wprowadzę - śmieje się Maeve, gdy stoją już w kuchni blondynki, a ona w milczeniu szuka butelki w lodówce. Chloe obraca się do niej zaskoczona i od razu kręci głową.
- Dobrze się dziś bawiłam. Właściwie, nie pamiętam kiedy ostatni raz bawiłam się tak dobrze.
- Jeśli chcesz, możemy to zawsze powtórzyć.
- Chcę. I nie chcę też, żeby ten wieczór się za szybko skończył - mówi, patrząc jej prosto w oczy i przygryza lekko usta, zanim poda jej szklankę.
- Jesteśmy obie pijane, nie wiem, czy... - zaczyna Maeve, ale Chloe, nie upijając nawet łyku ze szklanki, staje tuż przed nią. - Cholera. Tak na pierwszej randce? - śmieje się, jeszcze zanim obejmie blondynkę i pocałuje ją o wiele bardziej namiętnie, niż gdy były między ludźmi w klubie.
- Zwalmy to właśnie na alkohol.
- Wolę to zwalić na to, jaka jesteś piękna. - Maeve daje się prowadzić do sypialni, gdzie uwalnia w końcu Chloe z jej sukienki i mierzy wzrokiem jej ciało w pasującej do siebie bieliźnie. - Pan porucznik nie wie, co traci, ale ja nie narzekam i mam nadzieję, że ty też jesteś zadowolona z takiego obrotu spraw.
- To zależy - rzuca kpiąco blondynka, siadając na brzegu łóżka. Maeve staje naprzeciwko niej i ściąga z siebie koszulkę, pod którą ma prześwitujący biustonosz z miękkiej koronki.
- Już nie bądź taka bezczelna, bo jeszcze się rozmyślę i... - Nie kończy swojej myśli, bo Chloe przyciąga ją do siebie i przesuwa ustami po jej brzuchu. Dziewczyna łapie płytki wdech, zanim popchnie lekko blondynkę na łóżko i wyląduje na materacu obok niej, całując jej szyję. - Cóż, jak mówiłam, jego strata. Ja nie jestem egoistką - mruczy do jej ucha, przesuwając dłonią po jej brzuchu, aż do koronki majtek.
Chloe wzdycha cicho, gdy Maeve zaczyna ją dotykać i przez krótką chwilę nie myśli absolutnie o niczym, po prostu łapie krótkie wdechy, czując na sobie jej palce. Jednak dość szybko uświadamia sobie, że za nic nie chce dziś być bierna, bo jak już wylądowała w łóżku z tak oszałamiającą ją dziewczyną, to chcę z tego wziąć jak najwięcej. Przewraca się więc do niej i zaczyna rozpinać jej spodnie, po czym sięga do zapięcia jej stanika i gdy tylko to ustąpi, całuje jej drobne piersi. Toczą w pościeli równy pojedynek, żadna z nich nie jest egoistką, wymieniają nie tylko pocałunki, ale absolutnie każdy dotyk i Chloe poddaje się dopiero kompletnie, gdy Maeve całuje jej udo, zmierzając ustami w górę. I gdy zaczyna ją pieścić, jest święcie przekonana, że pozwoliła sobie zmarnować za dużo czasu, gdy życie może być takie przyjemne. Na chwilę, dłuższą chwilę, daje być jej na wygranej pozycji i jedynie wplata palce w jej kręcone włosy, rozpływając się z przyjemności i tego, że dochodzi o wiele szybciej niż chyba kiedykolwiek wcześniej.
Dopiero dużo później, gdy kolejnym, leniwym pocałunkiem przypieczętują ostateczny remis, są gotowe powiedzieć cokolwiek więcej, niż prawić sobie pikantne komplementy. Jednak gdy Chloe ma się odezwać, zdaje sobie sprawę z tego, że zaschło jej w gardle.
- Przyniosę ci wodę i pójdę po telefon, powinnam złapać taksówkę... - zaczyna Maeve, podnosząc się do siadu, a Chloe od razu podnosi się za nią i całuje jej nagie ramię.
- Zostań na noc. Skoczymy rano na jakieś śniadanie, pożyczę ci jakiś sweter, czy podkoszulek.
- Plusy umawiania się z dziewczyną noszącą prawie ten sam rozmiar - śmieje się, obracając się do blondynki i całuje ją krótko. - Nie będę ukrywać, że chciałam usłyszeć, że chcesz mnie na śniadanie.
- Mhm. Chcę cię, a później śniadanie - przyznaje Chloe, opadając z powrotem na poduszki. - W lodówce jest sok, jeśli wolisz.
- Nawet lepiej - przyznaje Maeve i wstaje z łóżka. Idzie do kuchni, gdzie bierze dwie szklanki, po czym sięga po swoją torebkę i wyjmuje z niej kapsułkę, której zawartość wsypuje do soku blondynki. Wraca do łóżka i czeka, aż Chloe ugasi pragnienie, po czym się do niej przytula. - Zmęczyłaś mnie.
- Ja ciebie? Co ja mam powiedzieć?! - śmieje się blondynka i wtula się w nią jeszcze bardziej. - Nie masz pojęcia, jak mi się zachciało spać.
- Mhm... to wcale nie tak, że wypiłyśmy morze alkoholu. - Czeka chwilę na reakcję, ale widzi, że ta już raczej nie nastąpi. - Chloe? - upewnia się, szturchając ją lekko w ramię i sięga dłonią do jej lewego boku, do miejsca, gdzie dziewczyna miała łaskotki. Ta jednak śpi niewzruszona.
Xo podnosi się z łóżka i idzie do łazienki, gdzie w pierwszej kolejności przemywa twarz wodą, później pozbywa się z organizmu wszystkiego, co do tej pory wypiła i sięga na wieszak po szlafrok należący do blondynki. Po powrocie do sypialni wybiera numer Alexandra, który, jak niemal zawsze, odbiera po pierwszym sygnale.
- Randka poszła po twojej myśli? - pyta ją szatyn.
- Oczywiście, właśnie zaczynam szukać jej komputera.
- Rozumiem, że roffie się przydało?
- Nie, poszłaby spać sama, ale wolałam, żeby nie przerywała mi w razie czego pracy, jak wstanie do toalety. Okropnie głupio by mi było się tłumaczyć, czy w najgorszym wypadku zrobić jej krzywdę, gdy bawiłyśmy się tak dobrze.
- Och, czyli rozumiem, że sama zabrała cię do mieszkania?
- Nigdy we mnie nie wątp. Tak wyszło naturalnie, poza tym jest mi trochę jej żal i uznałam, że zrobię dla niej coś miłego - śmieje się bezczelnie Xochitl, a Alexander też mimowolnie parska cicho. - Zostanę na śniadanie.
- Aż tak ją polubiłaś, czy nie chcesz wzbudzać podejrzeń?
- Oczywiście, że nie chcę wzbudzać podejrzeń. Chloe może mi się jeszcze przydać - oświadcza chłodno Xo, krążąc po mieszkaniu, aż na biurku w salonie wpatrzy skórzaną torbę. - Bingo. Mam jej komputer. Pora dowiedzieć się trochę ciekawych rzeczy o ich dochodzeniu.
- Nie będę cię pouczał, bo nie jestem samobójcą, ale Faye kazała ci przypomnieć o oprogramowaniu szpiegowskim.
- Spokojnie, mam wszystko pod kontrolą, kochanie. Zobaczymy się jutro w klubie, a tymczasem wracam spędzać tę noc w szalenie miłym towarzystwie licznych maili, które moja dziewczyna wymieniała z przystojnym porucznikiem.
- Ucałuj ją ode mnie - kpi jeszcze Alex, a ona kręci głową z uśmiechem.
- Zamierzam. Nie raz.
Xochitl otwiera komputer i dotyka go dłonią pozbawioną skóry, z łatwością łamiąc wszystkie hasła Chloe i dostając się przede wszystkim do policyjnej bazy danych, ale też do służbowego komunikatora, na którym ona i Kamski wymieniali wiadomości w ciągu dnia pracy. Xo czyta je pobieżnie, aż natrafia na jedną, od której zapewne dostałaby gęsiej skórki, gdyby była człowiekiem. Nie jest jednak ani człowiekiem, a jej strach bardzo szybko zmienia się w coś zupełnie innego.
Chęć zemsty.
Dzień dobry !
Powiem wam, że uwielbiam ten rozdział. Miałam go w głowie od początku, jeszcze zanim w ogóle wymyśliłam Alexa. I tak, biedna Chloe, naiwna gąska, ale nie da się wygrać z Xo.
Nikomu.
No może prawie nikomu.
Mam nadzieję, że bawiliście się dobrze.
K.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top