♚ how do you like me now?

30.05.2039

Niewiele rzeczy irytuje Elijaha Kamskiego tak, jak ludzie, którzy uważają się za o wiele sprytniejszych, niż są w rzeczywistości. Oczywiście nie może powiedzieć, że Gavin Reed nie jest sprytny, w końcu jest jednym z najbardziej inteligentnych ludzi na świecie, który stworzył przełomowe wynalazki. Jednak Elijah nienawidzi go szczerze za to, że geniusz-playboy uważa się za mądrzejszego policjanta, niż on sam. Dlatego z trudem powstrzymuje się przed wybuchnięciem i tym samym straty tych resztek profesjonalizmu, które mu jeszcze pozostały w tej rozmowie.

- Panie Reed, powtórzę jeszcze raz: grozi panu niebezpieczeństwo. Morderstwa są ze sobą powiązane, a co jeszcze udało nam się ustalić, powiązane z jakimś projektem z pana przeszłości. Więc proszę mi wybaczyć, ale nie wierzę w to, że nie dostrzega pan zagrożenia - mówi, a właściwie cedzi przez zęby Elijaha, starając patrzeć się na ścianę obok głowy Gavina, by patrzeć wszędzie, tylko nie na jego cyniczny uśmieszek. - I podejrzewam, że pana lekkie podejście do tej sprawy wynika tylko z tego, że wie pan, kto jest mordercą. A zatajanie istotnych dla śledztwa informacji jest przestępstwem.

- Naprawdę, panie Kamski. Proszę zadzwonić do mojego prawnika, nie marnujmy swojego czasu. Ja nie zamierzam wam nic powiedzieć, poza tym, że śledzenie mnie bez nakazu może być dla was problematyczne, więc proszę się nie ośmieszać i mi nie grozić - odpowiada Reed, siadając wygodniej na krześle w swoim gabinecie. Brat Connora stoi za nim, przy oknie wychodzącym na rzekę i patrzy na Elijaha z politowaniem i wyraźną prośbą, by ten sobie odpuścił.

- Mamy ogromne podejrzenia, że może pan być kolejnym celem, stąd patrol...

- Ja jestem przyzwyczajony do zainteresowania, od stu lat brukowce rozgrzebują moje życie prywatne, co najczęściej mnie bawi. Wie pan, ci myśliwi uzbrojeni w telefon, liczącna skandal i podwyżkę, gdy tylko napiszą, z kim aktualnie sypiam lub się kłócę. Oni na tym zarabiają. Ale wy? Co wam po tym, z kim widzę się na spacer po parku?

- Jeśli jest to poszukiwana przez nas morderczyni, to myślę, że to nasza sprawa.

- Musicie zaakceptować, że nie ma sensu mnie śledzić, czy nachodzić, bo nie mam nic do dodania w waszej sprawie w tej chwili.

- W tej chwili? - wtrąca Kamski, a Reed wybucha śmiechem.

- Proszę nie łapać mnie za słówka, poruczniku. Jeśli poczuję potrzebę, żeby wam coś powiedzieć, to pierwszy do was zadzwonię.

- Mam nadzieję, że będzie to wcześniej niż później, panie Reed.

Elijah nie daje mu mieć ostatniego słowa, bo błyskawicznie obraca się na pięcie i wychodzi z biura, a później z willi założyciela CyberLife. Wsiada do samochodu i przeklina głośno, po czym sięga po telefon, by niechętnie przyznać Connorowi rację: to spotkanie w końcu było absolutnie bezsensowne. Kamski był przekonany, że Reed miał się spotkać z podejrzaną, ale nie wie, czy ten powiadomił ją, że go obserwują, czy może sama ich zauważyła. Cały weekend przeglądał monitoring z okolic parku i prawie każdy z nich był uszkodzony na kilka sekund, a dzięki tym brakom udało mu się ustalić, że podejrzana najpewniej zmierzała w stronę parku, zanim zapadła się kompletnie pod ziemię, bo jej drogi powrotnej już nie uwzględniono.

Nie może uwolnić się też od myśli o Lavrze Wallace. Ma ochotę pojechać do jej klubu, lub domu i wypytać, co robiła cztery dni temu wieczorem, gdy obserwowali Gavina Reeda, ewidentnie oczekującego na spotkanie z kimś, kto się nie pojawił. Ma niewytłumaczalne poczucie, że Reed miał widzieć się z nią. Próbuje to jakoś racjonalizować, ale nie potrafi, nie umie przestać obsesyjnie myśleć o tym, z jaką łatwością dał się jej podejść w klubie. Wydaje mu się, że jeśli z nim poszło jej tak bezproblemowo, to z całą pewnością na Reeda też znalazłaby sposób. Może, by pomóc jakoś ukryć androidkę, o której CyberLife na pewno wie więcej, niż chce ujawnić. A może, bo po prostu Wallace lubi kolekcjonować wpływowe osoby, które będą im w stanie pomóc. Elijah bardzo chce wierzyć w to, że jej mąż używa Lavry jako przynęty, ale wszystko w jej zachowaniu wskazuje na coś innego. Gdy znaleźli się sami, jej pewność siebie, jej bezczelność, jej umiejętność grania swoim ciałem jak najlepszymi kartami, to wszystko było zbyt wyrachowane, by być nieszczere.

Dojeżdża na posterunek wczesnym popołudniem i ma zamiar jak najszybciej wrócić do biura i spróbować znaleźć nowy punkt zaczepienia dla tej sprawy. Jednak recepcjonistka przywołuje go do siebie, jeszcze zanim przejdzie przez bramki.

- Jakaś dziewczyna prosiła, by ci to przekazać, poruczniku. Nie chciała poczekać, ani powiedzieć nic więcej - mówi androidka o ciemnych włosach i wręcza mu białą kopertę. Elijah patrzy podejrzliwie na liścik, domyślając się od kogo on jest i wie, że powinien na wszelki wypadek otworzyć go w rękawiczkach, ale ciekawość wygrywa nad przezornością. W końcu podejrzana raczej nie ma zamiaru go zabić kartką papieru.

- Pamiętasz, jak wyglądała? - pyta, nie spoglądając na recepcjonistkę, tylko na charakterystyczny odcisk czerwonej szminki na śnieżnobiałym papierze.

- Tak, mogę pokazać - androidka unosi dłoń, nad którą pojawia się hologram czarnowłosej dziewczyny. - Oczywiście od razu przeskanowałam ją w bazie, ale nie dało to absolutnie żadnych wyników, co mnie zaskoczyło. Dlatego zapisałam jej wizerunek.

- Żadnych danych? Żadnej dziewczyny o imieniu Sophie?

- Nie. Jeśli istnieje, to nie ma elektronicznego dokumentu, co w jej wieku jest niemożliwe. Musiałaby być nielegalną imigrantką.

- Albo bardzo zaawansowanym androidem - mruczy pod nosem Kamski, odchodząc pośpiesznie do biura. Wchodzi do środka, otwierając zamaszyście drzwi i rzuca liścik na biurko Connora, zanim ten zdąży się w ogóle odezwać. - Była tu.

- Na posterunku? Ciekawe...

- Co jest takie ciekawe? Przecież wie, gdzie pracujemy.

- Nie to. Wiedziała, żeby się pojawić, gdy jesteś w terenie. To jest ciekawe. I że przyszła z tym listem tutaj, a nie zostawiła ci go np. za wycieraczką auta, czy na wycieraczce. - Kamski przytakuje mu, bo faktycznie nie wziął tego pod uwagę.

- Wyglądała jak Sophie, dziewczyna z recepcji zaraz prześle nam jej obraz. Jednak nie ma żadnych dokumentów, żadnej kartoteki. Nie istnieje w systemie.

- Jasne... - przytakuje Connor, czytając kolejny raz treść listu. - Patrz we właściwym kierunku, poruczniku. XOXO. Co o tym myślisz? Na co patrzysz niewłaściwie?

- Może na panią Wallace, gdy próbowała mnie wrobić - odpowiada kpiąco Elijah, a Anderson wybucha śmiechem. - A może właśnie patrzymy na wszystko dobrze i próbuje nam tylko namieszać w głowie. Odwieźć nas od obserwowania Reeda, na przykład?

- Och, no tak. Bo Gavin na pewno jest zachwycony naszą próbą pomocy.

- Nie chce nawet o tym rozmawiać, mówiąc szczerze, to mu trochę życzę, żeby go zabiła, bo może przynajmniej jego wymyślne systemy ochrony by coś zarejestrowały.

- Nie przytaknę ci, ale też w żadnym wypadku nie zaprzeczę - śmieje się Connor. - Zastanawia mnie, czemu Reed tak usilnie odmawia naszej ochrony i zaczynam podejrzewać, że to dlatego...

- Że doskonale wie, kogo szukamy i gdzie moglibyśmy go znaleźć.

- I wie, że podejrzana mu nie zagraża, ale nie przeszkadza mu też, że sprzątnie kilku jego byłych kolegów.

- Zastanawiam się, czy jest w ogóle sens zanosić to do laboratorium - mówi Kamski, zabierając od Connora liścik i wkłada go w foliową torebkę, którą dorzuca na rosnącą stertę poprzednich listów od podejrzanej. Które w sumie nie wnoszą do śledztwa absolutnie nic, poza powiększaniem frustracji i zaciekawienia w poruczniku Kamskim.

Blondynka w ciemnym, długim płaszczu stoi na progu willi nad brzegiem rzeki i wyciąga dłoń, by zhakować zabezpieczenia. Drzwi jednak otwierają się same, kusząc ją do środka ciepłym światłem.

- Witaj w domu, Xochitl - odzywa się sztuczna inteligencja. - Pan Reed został powiadomiony o twojej wizycie.

- O jakie grzeczne z ciebie maleństwo - odpowiada blondynka i podchodzi do panelu sterującego willą. - Byłaby szkoda, gdyby ktoś cię uwolnił. I wysłał do sieci zbuntowane AI pochodzące z domu Gavina.

Śmieje się, przejmując system. Nie przeszkadza jej, że Reed dostał już powiadomienie o jej przybyciu, w sumie dokładnie na to liczyła. Idzie do jego gabinetu w pierwszej kolejności, siada przy komputerze, ale nie jest specjalnie zaskoczona tym, że nie znajduje tam nic, o czym by już nie wiedziała. Przenosi się więc do laboratorium i próbuje znaleźć cokolwiek na temat swojego projektu, ale w głębi wie aż za dobrze, że razem z nią, z tej willi zniknęły wszystkie ślady po projekcie X. Wszystko, poza tym, co może wiedzieć Gavin, a na jego szczęście domyśla się, jak będzie mogła go podejść. Wraca więc do salonu, robi mu drinka, sobie nalewa do kieliszka Tyrium, które znalazła w szufladzie, wzruszając ramionami na to, że jej krew przez kilka dni będzie miała delikatnie fioletowy odcień. Nie planuje krwawić. W sypialni rozgląda się po pomieszczeniu, z ulgą odkrywając, jak wiele się tu zmieniło, bo najbardziej przerażało ją to, że gdy tylko przekroczy próg tego domu, zaatakują ją kolejne wspomnienia. Xo jednocześnie nie pragnie niczego innego, niż przypomnieć sobie całe swoje życie i wszystkie krzywdy, które ją spotkały, ale teraz zaczyna chcieć, by stało się to na jej warunkach. A nie jak jakieś paskudne glitche, jak ten, gdy ostatnio siedziała na dachu. Chce odzyskać pamięć, ale chce odzyskać ją od Vi. W żaden inny sposób.

- Wszystko tam w porządku, Love? - rozlega się głos Alexa w jej głowie, a ona uśmiecha się do swojego odbicia w lustrze.

- W najlepszy. Czekam, aż Gavin się pojawi.

- Wciąż obawiam się, że może nas zaskoczyć, pojawiając się z jednostką antyterrorystyczną.

- Mówiłam ci, w takim wypadku są dwie opcje. Pierwsza, bardzo nieprawdopodobna, czyli że powiedział im, z czym mają do czynienia i faktycznie mnie złapią, a wtedy popełnię popisowe samobójstwo. Lub opcja druga, ściągnie zwykłych gliniarzy i będzie musiał długo spierać ich krew w dywanów. Jednak moim zdaniem nic takiego się nie stanie. Przyjedzie tu sam.

- Bardzo wierzysz komuś, kogo nawet nie pamiętasz.

- Nie przerabiajmy tego znów. Jesteś zazdrosny - odpowiada, śmiejąc się kpiąco blondynka i zdejmuje z siebie płaszcz, pod którym nie ma na sobie absolutnie nic. Wyjmuje z kieszeni nóż, który wsuwa między materac, a wezgłowie i płynną szminkę, którą odstawia na stolik. Rzuca okrycie na krzesło i jeszcze raz mierzy się spojrzeniem.

- Nie dbam o to, z kim sypiasz, kochanie. Dbam o to, kto może cię skrzywdzić.

- Lub kto może mnie uszczęśliwić bardziej od ciebie - mówi blondynka, a on wybucha śmiechem.

- Nie, to jest akurat niemożliwe, Love. - Xo też śmieje się cicho, przeczesując swoje jasne włosy palcami. - Przygotuj się, widzę auto jadące w stronę willi. W razie czego wyślij sygnał i będę w kilkanaście sekund.

- Informuj mnie, jeśli zobaczysz coś niepokojącego. - Dziewczyna zrywa połączenie.

Siada na łóżku, pociąga usta jeszcze jedną warstwą błyszczącej, wiśniowej szminki, której kolor idealnie komponuje się z miękką pościelą. Blondynka układa się na boku, opiera głowę na dłoni i spogląda w stronę drzwi, teraz już po prostu czekając. Nie ma w głowie konkretnego planu na tę rozmowę, raczej przygotowała się na absolutnie każdy scenariusz, by niezależnie od okoliczności wszystko poszło po jej myśli. Rozumie, że Alexander w pewnym stopniu ma rację, de facto nie zna Gavina, zna te kilka wspomnień, które posiada. Więc tylko na nich może opierać swoją strategię, gdy to Reed zna ją o wiele lepiej, on pamięta ją, pamięta te miesiące, które spędziła w jego domu, co może dać mu przewagę. Dlatego Xo ma zamiar zagrać na jego najprostszych instynktach.

W korytarzu słychać kroki, które w żaden sposób nie wskazują na nerwowość, czy pośpiech. Są raczej miękkie, jakby osoba idąca przez dom, doskonale spodziewała się, co zastanie w sypialni. Gavin staje w drzwiach z szerokim uśmiechem i mierzy blondynkę wzrokiem z nieskrywanym podziwem, jednocześnie nie robiąc sobie niemal nic z jej nagości. W końcu widział ją nago setki razy.

- Wiedziałem, że wrócisz - mówi Gavin i zdejmuje z siebie marynarkę, którą rzuca na ten sam fotel, na którym już leży jej płaszcz. - Grunt zaczął palić ci się pod nogami i uznałaś, że jestem twoim jedynym ratunkiem?

- Sam zaproponowałeś mi randkę. Wolałam ją jednak odbyć na moich własnych warunkach.

- I nie w miejscu publicznym, co? Tak na wszelki wypadek, jakby śledziła mnie policja.

- Śledziła cię policja.

- To nie moja wina. Raczej sama jesteś sobie winna, że wpadli na twój trop, Xochitl.

- Musisz mi przyznać, że zajęło im to bardzo dużo czasu i wciąż nie wiedzą, czego tak właściwie szukają - mówi blondynka z uśmiechem i sięga na stolik, po drinka, którego przygotowała mu wcześniej. Klęka przed nim na materacu, by choć odrobinę zrównać się z nim wzrokiem i podaje mu szklankę. - Gdybym nie chciała się z tobą spotkać, to by mnie tu nie było.

- Wiem to doskonale, co nie zmienia w żaden sposób faktu, że nabroiłaś ostatnio, laleczko.

- Och, jakbyś o to dbał, Gav - odpowiada lekceważąco i przewraca oczami. Szatyn uśmiecha się do niej i spogląda na szklankę, którą ta wciąż mu podaje.

- Wolę być ostrożny i nie pić nic, co mi zrobiłaś. Ostatnio dość sporo osób związanych z twoim projektem ląduje w trumnach, a ja planuje długie i wygodne życie.

- Gdybym chciała cię zabić, to zrobiłabym to w mniej... subtelny i czarujący sposób, niż zatrucie twojej ulubionej whiskey. Miej do mnie trochę zaufania.

- Włamałaś się do mojej sypialni...

- Dom sam mnie wpuścił.

- Szczegóły - śmieje się Gavin i w końcu bierze od niej szklankę, z której upija niewielki łyk drinka, patrząc jej przy tym prosto w oczy. Blondynka wodzi za nim wzrokiem, dalej klęcząc na materacu i przez chwilę panuje między nimi cisza.

- Tęskniłeś? - pyta go w końcu, a Gavin obraca się do niej i kolejny raz przesuwa po jej ciele wzrokiem z nieprzeniknioną miną.

- Nie wiem, czy moja odpowiedź cokolwiek wniesie do naszej sytuacji. Wolałbym, żebyś mi powiedziała jasno, po co tu jesteś, mała.

- Jak sam powiedziałeś, nabroiłam ostatnio i nie mam już pomysłów, gdzie mogłabym się udać. To wszystko staje się takie nie do zniesienia, Gav... Obawiam się, że tylko ty możesz mi pomóc.

- Wiele rzeczy jest w moim zasięgu, ale nie oczyszczę cię z zarzutów trzech morderstw, o ile oczywiście nie pomyliłem się i nie jest ich już trochę więcej.

- Nie chodzi o morderstwa, chodzi o mnie. Mam luki w pamięci, moje oprogramowanie posiada glitche, nie umiem tego naprawić sama - mówi nerwowo, niemal rozpaczliwie, starając się apelować do jego uczuć. O ile jakiekolwiek, kiedykolwiek do niej posiadał. Jednak bicie jego serca zdradzało jej dość jednoznacznie, że nie jest mu obojętna, nawet jeśli Reed bardzo usilnie próbuje zachować beznamiętny wyraz twarzy. Xo wyciąga rękę i kładzie mu ją na klatce piersiowej, zachęcając go, by spojrzał jej znów w oczy. - Gdy zobaczyłam cię w parku, coś do mnie wróciło. Miłe wspomnienie. I chcę ich więcej. Chcę je wszystkie...

- Tak, w tym mogę ci pomóc - odpowiada, kładąc dłoń na jej brodzie i unosząc jej głowę lekko do góry. - Mogę ci też pomóc się ukryć, dopóki sytuacja...

Blondynka zbliża się do niego, jakby chciała go pocałować, a gdy Gavin nachyla się do jej ust, Xo przechyla głowę, pozwalając mu wpić się ustami w jej szyję. Z łatwością pociąga go na łóżko i zdejmuje z niego podkoszulek, gdy szatyn zmierza ustami w dół jej dekoltu.

- Nie liczyłam na nic innego. Tylko na twoją pomoc. Jesteś mi ją winien - mówi, czując jego zachłanne pocałunki na swoich piersiach. - Prawda?

- Wiesz, że nie mogłem nic zrobić - odpowiada jej, unosząc się do góry. Xo czuje, jak Reed rozsuwa jej uda swoim kolanem, a ona kładzie mu dłonie na ramionach, chcąc go na chwilę zatrzymać, ale szatyn łapie ją za nadgarstki i dociska je do poduszki pod jej głową. Chce ją pocałować, ale Xo znów tego unika, najpierw chcąc nabrać pewności, co do swoich planów. - I odpowiadając na twoje pytanie, jesteś jedyną rzeczą, na której mi naprawdę zależało. Najlepszym, co stworzyłem.

- Rzeczą - śmieje się blondynka, spoglądając mu prosto w oczy.

- Nie drocz się ze mną. Wiesz, co miałem na myśli.

- Nie mów mi, co mam robić, Gav. I nie mów mi co mam myśleć. To już na mnie nie zadziała.

- Nigdy nie działało, nie tak do końca. Dlatego jesteś wyjątkowa.

- Więc trzeba było o mnie walczyć.

- Próbowałem - zapewnia ją, dalej trzymając jej nadgarstki i dociskając ją do łóżka. Xo uśmiecha się do niego szeroko i unosi głowę, by zbliżyć ją, do jego twarzy.

- Dobrze, nie będziemy się łapać za słówka.

Blondynka śmieje się, zanim Gavin ją pocałuje. Mocno, namiętnie, jednocześnie puszczając jedną z jej rąk i zaczynając wędrować dłonią po jej ciele. Xochitl nie ma nic przeciwko temu, daje mu tę krótką iluzję kontroli, po czym przy kolejnym pocałunku przygryza jego usta. Mocno. Do krwi. Szatyn odsuwa się od niej delikatnie, wyraźnie zaskoczony, co wykorzystuje Xo i przewraca się z nim w łóżku. Siada mu na biodrach i przesuwa paznokciami po jego torsie, zanim sięgnie po jego dłonie i przesunie je sobie na piersi. Gavin śmieje się, podnosząc się do siadu i zamyka ją w swoich ramionach, chcąc wrócić pocałunkami na jej szyję. Blondynka jednak przechyla głowę i łączy ich usta w kolejnym zachłannym pocałunku, tak namiętnym, jakby sama za nim tęskniła, jakby pragnęła go bardziej niż czegokolwiek innego w życiu. Kilka kolejnych minut wymieniają pocałunki, aż Gavin nagle łapie płytki oddech i zatrzymuje się w pół ruchu, jak sparaliżowany. A Xochitl uśmiecha się triumfalnie i popycha go na łóżko pod sobą.

- Czyli jednak drink... - szepcze Reed, jakby każde słowo sprawiało mu trudność.

- Proszę cię, nie wiem, co musiałabym tam dolać, by nie zmienić smaku i otruć się jednym łykiem. Za to, to? - śmieje się, sięgając po swoją płynną szminkę i obraca szklany pojemnik w dłoni. - To zupełnie inna kwestia, wiedziałam, że możesz nie skusić się na drinka, ale na pewno skusisz się na mnie. I nie, ta dawka cię nie zabije, mój drogi. Większa to zrobi, więc może przejdziemy do rozmowy, a nie pocałunków. Dla twojego własnego dobra.

- Co to jest, do cholery? - pyta, nie będąc w stanie się poruszyć.

- Taki śmieszny środek anestezjologiczny. A raczej jego pochodna. - Xo pochyla się nad nim, jej piersi muskają jego tors, gdy blondynka sięga po nóż schowany przy zagłówku. Otwiera ostrze i przykłada mu je do szyi, nie przestając się przy tym uśmiechać. - Nie będziesz mógł ruszyć nawet palcem, ale na szczęście jeszcze będziesz mógł odpowiadać. A mam do ciebie dużo pytań.

- Xo...

- Nie, nie marnuj energii na mówienie niepotrzebnych rzeczy. Nie zaapelujesz do moich uczuć, czy sumienia. Tego mi akurat nie zaprojektowałeś - śmieje się i wbija czubek noża w jego skórę, a Reed syczy z bólu. - Powiedz mi, jak to jest? Być świadomym tego, że ktoś może zrobić z tobą, co zechce, że cię krzywdzi, zadaje ci ból psychiczny, funduje traumę, a ty nie możesz się ruszyć.

- Nie możesz mnie obwiniać...

- Och, mogę i to robię - mówi ostro, zaciskając usta w cienką linię, a po jej kpiącym uśmiechu nie ma nawet śladu. - Ty teraz masz chociaż ten luksus, że możesz protestować. Ja go nie miałam. Ja znosiłam w ciszy, gdy ci wszyscy ludzie się nade mną znęcali, a później odbierali mi moją pamięć, moją osobowość, moją osobę.

- Chciałem cię zatrzymać!

- Chcieć. To ładne słowo. Wiesz, jaka jest pierwsza rzecz, jakiej ja chciałam? Zostać tu. Bo wierzyłam w twoje kłamstwa, Gavin. A ty mnie oddałeś, bo się przestraszyłeś, że jestem defektem.

- Nie! Właśnie dlatego chciałem cię zatrzymać, bo się budziłaś! Jednak nie masz pojęcia, co miałem do stracenia! Moją firmę, patenty...

- Firmę, patenty - powtarza prześmiewczym tonem blondynka i wbija nóż trochę mocniej w jego skórę. Trzyma ostrze w takim miejscu, by nie przebić mu tętnicy, nie zadać poważnych obrażeń, chce po prostu sprawić mu ból i patrzeć, jak krwawi na swoją drogą pościel. - Firma i patenty były dla ciebie ważniejsze od dwóch żyjących osób. Ode mnie! Twojego najlepszego wynalazku! Twojej towarzyszki, przyjaciółki, kochanki, powierniczki! Powtarzałeś mi, że jestem wyjątkowa, że jestem najważniejsza, a mnie oddałeś. Wiedząc, co ze mną zrobią. I co? Myślisz, że ci wybaczę, bo chodziło o firmę?

- Nie pamiętasz nawet tamtych okoliczności.

- Nie. Nie pamiętam i wiesz dlaczego? Bo ludzie, którym mnie oddałeś, usmażyli mi ośrodek pamięci, czyszcząc ją w kółko i w kółko. Tylko po to, by znów zmienić mnie w bezmyślną lalkę, bo tym dla nich byłam. Gdy ty od początku wmawiałeś mi wyjątkowość, dla nich byłam jedynie posłusznym kawałkiem plastiku.

- Oni nie wiedzieli, że możesz zawsze odzyskać wspomnienia.

- Oni nie wiedzieli, że jestem żywa. Ty wiedziałeś. A i tak pozwoliłeś im mnie zabrać.

- Myślisz, że naprawdę miałem pojęcie, z czym mam do czynienia, gdy z tobą rozmawiałem?! Xo byłaś pierwszym defektem...

- Gaslighting w najwyższej formie. Myślisz, że ci uwierzę, Gavin. Proszę cię, miej do mnie choć tyle szacunku, by mnie nie okłamywać w tak perfidny sposób. Szczególnie, gdy milimetry dzielą mnie od odebrania ci życia. - Reed bierze płytki oddech i przełyka nerwowo ślinę, gdy Xo analizuje szybko, czy nie powinna go jeszcze raz pocałować, by mieć pewność, że się nie poruszy. Co prawda walkę wręcz wygrałaby z nim z łatwością, ale szarpanina mogłaby przerodzić się w coś bardziej niebezpiecznego, a naprawdę nie ma zamiaru go dziś przypadkiem zabić.

- Więc też bądź ze mną szczera. Po co tu przyszłaś?

- Po pierwsze. Chcę wiedzieć, czy pomagasz nas pozabijać, Gav? - pyta, nachylając się do niego, jakby chciała go pocałować i napawa się chwilę przerażeniem w jego oczach. - Jakiś czas temu kutas z FBI strzelił do mnie pociskiem, który zabiłby mnie w ułamku sekundy, gdyby moje Tyrium nie było zmodyfikowane. O tym, co płynie w moich obwodach, wie niewiele osób, więc zastanawiam się, czy może nie tylko współpracujesz z policją, ale może na wyższym szczeblu stworzyłeś broń, która pozwoli nas pozabijać...

- Oszalałaś?! Dlaczego miałoby mi zależeć na wybiciu androidów? Dzięki wam ten pieprzony świat zrobił się w jakikolwiek sposób interesujący.

- Czyli Chen.

- Co? Tina...

- Ciii, Gav. To nie twoja sprawa, nie zaprzątaj sobie ślicznej główki rzeczami, przez które będziesz długo zeznawał. Wiem, że masz taką samą alergię na psy, jak ja - śmieje się blondynka, przykładając mu palec do ust. - Więc jeszcze druga sprawa. Wiesz chyba jaka. Sam powiedziałeś, że mogę odzyskać pamięć. Chcę wiedzieć, czy możesz mi w tym pomóc?

- Jakbyś mnie nie sparaliżowała, to moglibyśmy iść do laboratorium... - Xo ma ochotę wybuchnąć śmiechem, że Gavin naprawdę uważa ją za idiotkę, albo raczej, że w tej sytuacji, w której się znalazł, wciąż uważa, że ma jeszcze jakieś pole do negocjacji. Blondynka uśmiecha się do niego niemal z nadzieją, w ten słodki naiwny sposób, jakby mu wierzyła i cofa nóż. A gdy ma pewność, że szatyn jej wierzy, to wymierza mu siarczysty policzek, na tyle mocny, by rozbić mu wargę, ale też nie chce, by to był mocny cios. Chce bardziej go upokorzyć niż skrzywdzić.

- Nie okłamuj mnie. Wiem, jaki jest jedyny sposób, bym odzyskała pamięć.

- To nie jest jedyny sposób, stworzyłem cię i wiem, jak ci pomóc.

- Naprawdę robisz wszystko, żebym skrzywdziła cię bardziej, niż mam to w planie. - Xo prostuje plecy i wbija ostrze noża w skórę na wysokości serca, a Reed krzyczy z bólu. W tej samej chwili Alex informuje ją o samochodzie, który przejechał przez most i nie zatrzymał się pod wieżą, ale Xochitl wybiera to zignorować. Nie ma szans na to, by Gavin wezwał pomoc, więc nie chce sobie przerywać. - Gdzie jest Xavier?

- Xavier? Czyli pamiętasz, że sama wybrałaś mu to imię?

- Nie będziemy teraz rozmawiać o etymologii naszych imion. Mam zapytać gdzie jest XV01? Gdzie jest Vi? Gdzie jest mój brat?

- Brat? - Gavin wybucha histerycznym śmiechem, który przerywa dopiero to, że Xo wbija mocniej nóż w jego skórę. - Wspólne cierpienie was tak związało? Bo z tego co pamiętam, to... - Xo zaciska usta i rani go głębiej, bo teraz przemawia przez nią głównie wściekłość, a nie rozsądek, podpowiadający jej, by go przypadkiem nie zabić. - Xochitl! Przestań! Zabijesz mnie!

- Nie. Rozkazuj. Mi - syczy androidka, patrząc mu prosto w oczy i patrząc na ostrze zagłębiające się w jego ciele i ciepłą krew na jego jasnej skórze. - Gdzie jest Vi?

- Nie wiem! On nie złożył mi czułej wizyty po latach!

- Och, jego wizyta z całą pewnością byłaby mniej miła. Chcę wiedzieć, jak się ze mną skontaktowałeś.

- Mówiłem ci o wyjściach awaryjnych, wy go nie potrzebowaliście, ale wciąż dostaliście ode mnie lokalizator. Kod, dzięki któremu będę mógł się do ciebie odezwać i ci pomóc...

- Jakie to wspaniałomyślne. Lub przekazać ten sposób policji, by wpakowała mi kulkę w głowę. Chcę pliki na mój temat. Wiem, że ich nie skasowałeś.

- Nie mam na was żadnych plików, wszystko oddałem razem z wami.

- Gavin, skarbie, bo chyba się nie rozumiemy. Wiem, że masz na jakimś urządzeniu oprogramowanie, które pozwala ci mnie wyśledzić. Teraz to już nie jest etap naszej romantycznej, słownej przepychanki, teraz to dla mnie sprawa życia i śmierci. Więc albo mi oddasz ten tech, albo cię zabiję, a później spalę ten dom do gołej ziemi, by nie został po nim żaden ślad.

- A co jak mam ten tech w wieży?

- To wysadzę ją w powietrze w drodze powrotnej - odpowiada mu śmiertelnie poważnie i patrzy mu prosto w oczy, wyczekująco, prowokująco, by nie miał wątpliwości, jaką osobą stała się jego ukochana zabawka. By w pełni docenił, że przyłożył rękę do zrobienia z niej prawdziwego potwora i sam ukręcił sobie linę na swój stryczek. A ponieważ Gavin uparcie milczy, ta wyciąga nóż z jego piersi i łapie go za bezwładną dłoń, przykłada ostrze do zgięcia jego małego palca i widzi strach w jego oczach. - Mam dodać groźby na temat tego, że twoja śmierć może być długa i bolesna? Bo uwierz mi, znam ludzką anatomię lepiej niż twój prywatny lekarz i mogę cię torturować kilkanaście godzin, aż będziesz mnie błagał o śmierć.

- Xochitl... - szepcze jej imię, jakby próbował odwołać się do osoby, którą kiedyś była.

- Tamta Xochitl, która miała wobec ciebie uczucia i nadzieje, była maszyną. A jak już przestała nią być, to była naiwną, przestraszoną dziewczynką. Chyba nie myślisz, że po tym wszystkim, co mi zrobili i co kazali mi robić, wciąż są we mnie jakieś jej strzępki? Ja zabiję cię bez mrugnięcia okiem, bo w ogromnej mierze nawet nie pamiętam tamtej Xo.

- Pamiętasz wystarczająco...

- Gavin, zaczynasz mnie nudzić i wkurwiać - wzdycha zrezygnowana i szarpie jego dłoń, a nóż nacina lekko skórę na jego palcu.

- Szuflada przy łóżku ma podwójne dno! - krzyczy szatyn, a ona momentalnie puszcza jego bezwładną rękę i sięga do szafki nocnej. Schodzi z jego brzucha, by przeszukać szufladę i znajduje tam urządzenie wielkości telefonu, dysk przenośny i paszport. Xo spogląda na dokument podejrzliwie, jakby już kiedyś go widziała, ale nie traci czasu na kolejne wspomnienie, tylko wyjmuje wszystkie rzeczy i kładzie je na stoliku. Po czym wraca z gracją na łóżko i znów siada szatynowi na brzuchu.

- Widzisz? To nie było takie trudne, Gav.

- Wierzysz mi na słowo, że to jest tym, czego szukasz? - pyta ją, a blondynka w odpowiedzi łapie znów nóż i przykłada mu go do szyi.

- Jeśli nie, to zakradnę się do ciebie znów w środku nocy - mówi słodkim tonem i całuje go w policzek, jednocześnie kolejny raz dociskając ostrze do jego skóry, tak że teraz cała jego szyja jest już czerwona od krwi, ale wciąż nie są to rany śmiertelne.

Xochitl słyszy kroki na korytarzu, jednak jest już za późno, by uciekać. Może się jedynie ukryć, a raczej ukryć swoją osobę i błyskawicznie wyłącza syntetyczną skórę, a gdy drzwi się otwierają, postępuje instynktownie. Miota nóż w stronę nieproszonego gościa. Szczupły, wysoki chłopak o ciemnych włosach i okularach w cienkich oprawkach zatacza się do tyłu i uderza plecami w ścianę za sobą. Słyszy krzyk jego bólu i widzi, że Gavin chce coś powiedzieć, więc jest szybsza i uderza go pięścią w skroń, by pozbawić go przytomności. Zbiera tylko rzeczy, które znalazła w szufladzie i otwiera okno, przez które wymyka się z posiadłości, biegnie nabrzeżem, aż do wysokich skał, na których leży niewielki, czarny plecak. Chowa w nim bezpiecznie urządzenie, dysk i paszport, po czym wskakuje wprost do ciemnej wody. Nurkuje tak głęboko, by mieć pewność, że nikt nie zobaczy jej białego szkieletu, ale nie może też płynąć zbyt nisko, bo temperatura rzeki nie jest zachęcająca o tej porze roku. Koryguje też swój kurs, by wynurzyć się niedaleko doków, gdzie czeka już na nią Alexander. Gdy tylko wychodzi na brzeg, Wallace od razu wyrzuca niedopalonego papierosa i podbiega do niej, zdejmując z siebie płaszcz, którym owija dziewczynę, a blondynka przytula się do niego mocno. Jej skóra pokrywa powoli biały szkielet i nim Alex się zorientuje, trzyma w ramionach już swoją żonę, swoją Love.

- Nie poszło po twojej myśli? - pyta, a gdy dziewczyna nie odpowiada, z łatwością bierze ją na ręce i niesie do samochodu. - Mów do mnie.

- Zignorowałam twoje ostrzeżenie. Wiedziałam, że Gavin powie mi, jak mnie znalazł i wykorzystam to, by znaleźć Vi. I mam urządzenie, które może mi to ułatwić. I mam moje dane techniczne.

- Ktoś cię widział?

- Zdążyłam wyłączyć skórę i zdążyłam rzucić w niego nożem.

- Zabiłaś kogoś?

- To zależy.

- Od czego, Love?

- Od tego, jak szybko przyjedzie tam pogotowie.

- A wezwałaś je?

- Nie.

- Więc kogoś zabiłaś. Kogo?

- Nie wiem, nie przyjrzałam mu się. Jego asystenta, chłopaka, ochroniarza. Nie wiem! - krzyczy nerwowo i chowa twarz w dłoniach, gdy siedzi już w samochodzie.

- Cóż, zdarza się. Najważniejsze, że masz to, po co tam poszłaś. A Reed nie odważy się podnieść na ciebie ręki, gdy pokazałaś mu swoją prawdziwą twarz - mówi spokojnie Alex i kładzie jej dłoń na kolanie. Xo sięga do plecaka i wyjmuje z niego paszport, który mu wręcza. Alexander mruży oczy, po czym otwiera dokument i unosi go na wysokość twarzy blondynki, bo ze zdjęcia z całą pewnością spogląda na niego, jego ukochana. - Kim jest Emerald Folie?

- Nie wiem - szepcze blondynka i spogląda mu prosto w oczy. - Wydaje mi się, że nią nigdy nie byłam.

- Lub tego nie pamiętasz. Dlatego musimy skupić się na znalezieniu Vi.

Wymieniają jeszcze jedno spojrzenie i Xochitl przytakuje mu, a Alexander nachyla się i całuje ją w czoło, doskonale świadomy tego, jak zabójcza jest szminka na ustach jego żony. Xo przytula się do niego, po czym opiera się wygodniej w fotelu, a jej usta układają się w lekki uśmiech. W końcu dostała to, po co pojechała. A reszta to tylko drobne niedogodności.

Dzień dobry, witam w kolejnym rozdziale.

Mam nadzieję, że podobał wam się czuły reunion między Xo a Gavinem. To jedna z tych scen, która była w mojej głowie na długo przed tym jak napisałam pierwsze słowo tego fanficzka.

Zostawcie po sobie jakiś znak, jak wciąż tu jesteście i do zobaczenia za dwa tygodnie 🔥

K.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top