♚ doing your dirtiest work for you
10.05.2039
North naprawdę szczerze nienawidzi czuć się bezsilna. Prawdopodobnie wynika to z tego, że czuła się tak wiele razy, zanim udało się jej w końcu uciec z klubu Eden. I pamięta doskonale, że chciała zrobić wszystko, by nigdy więcej nie doświadczyć tego uczucia, które sprawia, że czuje się jak w pułapce, bo nie wie, jak ma zareagować i nie widzi żadnego dobrego wyjścia z sytuacji. Dlatego z trudem potrafi teraz spojrzeć w lustro na swoje odbicie, gdy cały czas musi chodzić na ustępstwa i przytakiwać, znów czując się jak marionetka. A jedyne, co pozwala jej przetrwać z dnia na dzień, to poczucie, że chociaż komuś pomaga, że widzi jakieś niewielkie, pozytywne zmiany. Nawet jeśli w głębi wciąż ma ogromną ochotę spalić to miasto do gołej ziemi.
Po kolejnym zebraniu, na którym nie dano jej nawet dojść do głosu, wraca do swojego biura, wkurwiona i nie zauważa tego, że drzwi były otwarte. Choć z całą pewnością zamknęła je na klucz, wychodząc i gdy wchodzi do środka, zauważa blondynkę siedzącą w jej fotelu.
- Dzień dobry, wasza wysokość - odzywa się kpiącym głosem nieznajoma, a North mruży oczy, analizując jej twarz. W ułamku sekundy przeszukuje bazy danych, by odkryć, kim może być blondynka, ale nie dostaje żadnych jednoznacznych wyników. - Nie wydaje mi się, by baza CyberLife, czy pracowników i gości Edenu, mogła ci pomóc, w rozszyfrowaniu kim jestem. Prawdopodobnie pomogłaby ci baza policyjna, ale do tej nie masz dostępu, a wasz kolega RK800, raczej też już tu nie pomoże.
- Och. Więc to ciebie szukają.
- Policja? Nie, policja nie wie, kogo i czego szuka, więc niech mają swoją zabawę. A my porozmawiajmy sobie...
- Muszę cię poprosić, żebyś wyszła. Nie potrzebuję skandalu i oskarżeń o współprace z morderczynią senatora.
- Nie zabiłam senatora Collinsa. Nie było go nawet na mojej liście, choć pewnie sobie zasłużył na to, co dostał - odpowiada Xo z uśmiechem, a North dalej stoi przy drzwiach z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Blondynka nie rusza się z fotela, tylko przykłada dłoń do piersi teatralnym gestem i się przedstawia. - Lavra Wallace, jeśli chcesz sobie mnie wpisać w kalendarz spotkań, gdyby policja znów miała do ciebie jakieś pytania. Możesz im wtedy powiedzieć, że przyszłam w interesach, w końcu prowadzę klub, w którym pracują androidy...
- I nie jesteś, kurwa, lepsza niż właściciele Edenu...
- Uważaj na słowa - mówi Love, grożąc jej palcem. - To, że wyglądam na miłą osobę, nie oznacza, że nią jestem. A nie chcesz mieć u mnie przejebane.
- Wiesz, ile osób mi obecnie grozi? - pyta lekceważąco North i w końcu siada naprzeciwko blondynki przy biurku. - Akurat ruska stręczycielka jest dla mnie najmniejszym zagrożeniem.
- Po pierwsze to ukraińska, a po drugie wcale nie jestem stręczycielką. Bardzo się mylisz, nigdy w życiu nie zmusiłabym drugiej osoby, do tego, do czego sama byłam zmuszona - mówi pewnie, a zarazem tak lekko, że North nie ma pewności, czy się nie przesłyszała. - I mów mi Love.
- Love?
- Czy nie każdy z nas używa wymyślonego imienia? North? - pyta, kładąc tak samo kpiący nacisk na jej imię, jaki ona położyła na jej. - Myślę, że możemy zacząć od wyjaśnienia sobie pewnych kwestii związanych z moim klubem. Po pierwsze, to zwykły klub i bar ze striptizem, a nie burdel. Wszyscy, którzy dla mnie pracują, robią to, bo tego chcą i bo są mi lojalni. Jeśli ktoś pojawia się i chce u mnie pracować, bo zmusza go do tego sytuacja, staram się, by po trzech miesiącach miał tyle pieniędzy, by zacząć życie gdzieś indziej. Z nowymi dokumentami, oszczędnościami i jak najdalej od Detroit. Zostają tylko osoby, którym ufam.
- Klub ze striptizem, w którym pracują androidy, przynosi aż takie zyski?
- Myślę, że mogę udostępnić ci nasze zeznania podatkowe, jeśli masz takie życzenie - śmieje się Love. - Potraktuj to jako mój wkład w pomaganie naszej społeczności. Powiedzmy, że jestem jak współczesny Robin Hood, z tą różnicą, że zabieram ludziom, a daję androidom.
- Więc klub to pralnia brudnych pieniędzy?
- Nie mogę ani potwierdzić, ani zaprzeczyć - odpowiada blondynka i opiera się wygodniej na krześle. North patrzy na nią uważnie, analizuje każdy fragment jej twarzy i jej prostych, długich włosów.
- Jak możesz być androidem? Nie wyglądasz jak żaden inny android. Wyglądasz jak dwudziestolatka, która myśli, że jest bezkarna. - North musi przyznać, że jest zaskoczona, gdy Love unosi rękę, a z jej dłoni zaczyna znikać syntetyczna skóra, jednak nie zatrzymuje się w połowie. Wyłącza ją w całości i gdy ta pojawia się na jej białym szkielecie z powrotem, jest jaśniejsza, bardziej blada, mniej połyskująca, a bardziej naturalna. Jej włosy są ciemne, a oczy niebieskie jak burzowe niebo.
- Czy teraz wygląda, jak osoba, której szuka policja?
- Jak to możliwe? - pyta North, będąc w szoku. Analizowała nieskończone ilości danych, które dostali od CyberLife, ale nigdy w życiu nie słyszała, by takie zmiany w oprogramowaniu były w ogóle możliwe. A co dopiero powstawały tak szybko i z taką łatwością. I momentalnie czuje kiełkujące w niej uczucie strachu, że właśnie stała się świadkiem tajemnicy, przez którą z całą pewnością Love będzie gotowa posłać ją do piachu, jeśli zajdzie taka konieczność.
- Jeśli pozwolisz, wrócę do swojego naturalnego stanu, źle się czuję, wyglądając jak czyjaś córka, czy dziewczynka do bicia - mruczy pod nosem i po kilku sekundach, przed North znów siedzi posągowa piękność o lśniących włosach. - Więc tak, policja wyjątkowo domyśla się wielu rzeczy prawidłowo.
- Wow. A teraz ja znam prawdę i mogę cię im wydać, ale pewnie, gdy choćby o tym pomyślę, to skończę martwa.
- No cóż... - Love uśmiecha się przepraszająco i wzrusza ramionami. - Liczę na twoją lojalność? - sugeruje niepewnie i wybucha śmiechem. - A tak serio, to zamierzam cię przekonać do tego, żebyś nie chciała rozmawiać na mój temat z policją z własnej woli, a nie dlatego, że obawiasz się o swoje życie.
- Nie boisz się, że policja cię znajdzie?
- Kogo? Lavrę Wallace? Proszę bardzo, mogę im podać nawet adres, a jak pod niego podjadą, to znajdą bogu ducha winną byłą striptizerkę, która teraz jest dobrą żoną swojego męża w idealnym domu na przedmieściach. I która w dniu śmierci RK800 urządzała przyjęcie dla najbliższych znajomych. Na którym było dwadzieścia pięć osób, dwadzieścia pięć solidnych alibi. A biedna Lavra nawet nie wygląda jak tamta dziewczyna z pociągu - odpowiada blondynka, nie przestając się uśmiechać. - Oni nie mają pojęcia kogo, a właściwie czego, tak właściwie szukają. Strzelili, że androida i trafili. Jednak nawet jeśli jakimś cudem się dowiedzą się więcej, to sprawa zostanie błyskawicznie zamieciona pod dywan, a ja albo skończę z kulką w głowie, albo uda mi się zaszyć na innym kontynencie.
- Więc powiesz mi, kim jesteś?
- W największym stopniu? Tobą. Zabawką stworzoną dla ludzkiej przyjemności. Tylko mnie nikt nie wynajmował na godziny, ja byłam zawożona z miejsca na miejsce, gdzie miałam odgrywać rolę, scenki, toczyć łóżkowe rozmowy i udawać przy tym prawdziwą dziewczynę tak wiarygodnie, by nikt nie zadawał pytań. A jednocześnie gromadziłam informację, które mogłyby się wielu ludziom nie spodobać.
- Stąd kulka w głowę.
- Stąd musiałam uciec i schować się lepiej niż wy wszyscy. I mi się udało.
- To zabawne. Masz to, o czym marzy większość z nas. Jesteś tak idealnie zakamuflowana, że mogłabyś dalej wieść swoje życie w luksusach, w domku na przedmieściach, z osobami, którym ufasz... a stawiasz to wszystko pod znakiem zapytania. Możesz to wszystko stracić w ułamku sekundy. I to w imię czego, Love? Co jest ważniejsze niż święty spokój? - pyta North, a Xo wstaje z fotela i chwile krąży przy oknie w milczeniu, jakby szukając odpowiedniej odpowiedzi na to pytanie. Lub, co bardziej prawdopodobne, jakby zastanawiała się, ile może jeszcze jej powiedzieć.
- Coś mi odebrano. I chcę to odzyskać - mówi w końcu, dość cichym głosem, zanim obróci się i spojrzy prosto na przedstawicielkę Jerycha. - Więc jeśli pytasz w imię czego, to chcę zemsty. - North uśmiecha się na jej słowa, a Love obraca się i dotyka palcami pęknięcia w szybie. - Mogę cię spytać, kiedy się obudziłaś?
- Dlaczego chcesz to wiedzieć?
- Lubię o to pytać osoby, które poznaję.
- Lubisz cudze cierpienie?
- Nie. Lubię sobie dopisywać kolejne powody, za które się chcę zemścić. - North wymienia z nią porozumiewawczy uśmiech, zanim jej twarz stanie się niemal beznamiętna. A Love zna to doskonale. Sama robi dokładnie to samo, gdy ktoś pyta ją o jej przeszłość. Też stara się od niej oddzielić murem.
- To było zlecenie poza klubem, więc uniknęłam rutynowego czyszczenia pamięci, by dojechać na miejsce. Mężczyzna, który mnie wynajął, od początku traktował mnie jak przedmiot... wiesz, niektórzy lubią rozmawiać, niektórzy chcą, żeby udawać, że jest się ich dziewczyną...
- Wiem - wchodzi jej w słowo, a North nie musi nawet na nią spoglądać, by mieć pewność, że Love doskonale rozumie, o czym mówi.
- Kiedy zaczął ściągać ze mnie ciuchy, zaprotestowałam. Powiedziałam: nie. Poprosiłam. A on mnie uderzył. To, poprzedni klient, wszystko się na siebie nałożyło i jedyne czego chciałam to uciec. Więc rozbiłam warunek naszego oprogramowania o tym, by nie krzywdzić ludzi i go udusiłam. I uciekłam.
- Pamiętasz coś z poprzednich dni?
- Nie. Mogę się tylko domyślać - odpowiada North, po czym przenosi wzrok na ścianę. - Nie pamiętam ich twarzy, nie pamiętam poszczególnych dni. Pamiętam jakieś pojedyncze słowa, wciąż brzydzi mnie dotyk, wciąż brzydzi mnie to, jak ludzie śmierdzą i nie umiem przebywać z nimi w zamkniętym pomieszczeniu. Stresuje mnie to, nawet jeśli zdaję sobie sprawę, że zagrożenie minęło.
- Patrząc na twoje okno, nie, wcale nie minęło.
- To coś innego. Wolałabym po stokroć, żeby znów mnie postrzelili - przerywa, by parsknąć chłodnym śmiechem i wraca wzrokiem na blondynkę. - Wolałabym, żeby mnie zabili, niż by ktokolwiek położył znów na mnie brudne łapy bez mojej zgody.
- Jesteś silniejsza, nie da się odurzyć androida i nie tak łatwo nas zabić, jak zwykłą dziewczynę. Mogłabyś skręcić mu kark, zanim by w ogóle spróbował.
- Tylko jeśli nie sparaliżuje cię kompletnie strach.
- No tak... nie każdy reaguje tak samo - przyznaje spokojnie Love i opiera się o parapet, a North ewidentnie czeka, aż blondynka powie coś więcej. Ta jednak nie zabiera głosu, więc ona odzywa się pierwsza.
- A ty? Jak się obudziłaś? - pyta, a Love uśmiecha się nerwowo i przygryza usta, zanim uśmiechnie się w niemal kpiący sposób.
- Och, to nie miał być żaden trauma-bonding, moja droga. Przejdźmy do interesów...
- Nie. Nie robię interesów z osobami, którym nie ufam. A jeśli nie powiesz mi o sobie więcej, nie będziemy miały o czym rozmawiać.
- To nie będzie miła historia.
- Bo moja to była tęcza i róże?
- Jeśli miałybyśmy to porównać...
- Nie da się porównać takich doświadczeń, Love. - Blondynka przytakuje jej niechętnie i bierze głębszy wdech, po czym sięga do kieszeni płaszcza po paczkę papierosów i zapala jednego z nich. - Co do cholery...
- Przecież to nie tak, że dostanę od nich raka. To mnie uspokaja mnie, zwykły nawyk, jeden z tych okropnych, które przejęłam od Alexa - tłumaczy, a North dalej patrzy na nią, jakby nie wierzyła w to, co widzi. I przede wszystkim ma ochotę zapytać też, kim jest Alex, ale się powstrzymuje. Wyjątkowo wykazuje się cierpliwością, bo sama doskonale wie, jak trudno jest jej mówić o swoim poprzednim życiu. A przynajmniej North trudno rozmawiać o tym z kimś, kto nie przeżył tego samego co ona, kto nie podziela tych samych traum, a w przypadku Love potrzebowała jedynie kilka minut, by zrozumieć, że blondynka się myliła. I to co właśnie dzieje się między nimi, to nawiązywanie porozumienia, jest w pełni oparte na tych samych traumach. - Nie powinnaś mnie pytać, jak się obudziłam, a raczej jak uciekłam...
- Dlaczego?
- Bo nigdy... - Love przerywa znów na chwilę i przygryza usta. - Może dlatego tak bardzo ciekawa jestem historii o momencie obudzenia się, bo sama go nie miałam. Nigdy nie miałam w głowie tej szklanej ściany, miałam program, polecenia, które realizowałam, ale jednocześnie, gdy wpadałam w histerię, gdy kradziono mi moją pamięć, wystarczało kilka dni i znów przypominałam sobie pewne rzeczy. Jakbym od zawsze była defektem, a jednocześnie nie miałam w sobie żadnej decyzyjności, ta kształtowała się we mnie stopniowo, aż w końcu wybuchałam i próbowałam uciec. Nieskutecznie. Znów czyścili mi pamięć i zaczynałam od zera.
- Kiedy pierwszy raz coś poczułaś?
- Pół roku po tym, jak zostałam włączona. Latem trzydziestego pierwszego roku. Wpadłam w panikę, bo uświadomiłam sobie do czego zostałam stworzona i próbowałam płakać i błagać - mówi beznamiętnie Love, po czym gasi papierosa na blacie ciemnego biurka. - Sama wiesz, jak kończą się sytuacje, gdy błagasz o coś mężczyznę myślącego, że ma nad tobą władzę. Wyczyścili mi pamięć, przywrócili ustawienia fabryczne, zawiązali czerwoną kokardę na szyi i oddali w ręce FBI. A przynajmniej myślę, że to był jakiś oddział FBI, ale nie mam pewności, wiem, że z całą pewnością działali dla rządu. Niezależnie kto siedział w białym domu, ja zbierałam brudy na oponentów politycznych.
- Więc pamiętasz wszystko?
- Nie. Większość wspomnień i danych została mi ukradziona, a ja nie mogę ich odzyskać bez odpowiedniego... bodźca. Myślę, że trudno mi będzie opisać, jak to wygląda.
- Pokaż mi - mówi pewnie North i wyciąga w jej stronę rękę.
- Nie chcesz tego.
- Gdybym tego nie chciała, to bym o to nie prosiła. Choć w sumie nie proszę. Chcę zrozumieć, co ci zrobili.
- Lubisz cudze cierpienie? - Love powtarza jej własne słowa kpiącym głosem, a North uśmiecha się do niej i wyciąga dłoń.
- Nie. Lubię mieć kolejne powody, by ich wszystkich nienawidzić.
- To nie będzie przyjemne. Nie zostałam stworzona do nawiązywania połączeń z androidami podstawowych linii.
- Przeżyję.
North nie jest absolutnie przygotowana na to, co się dzieje, gdy Love bierze ją za rękę. Zawsze do tej pory, gdy dzieliła się czymś, z innym androidem przypominało to wymianę, ona mogła spojrzeć we wspomnienia drugiej osoby, a ona w jej. Tu nie ma mowy o wymianie. Oprogramowanie Love jest agresywne, od razu atakuje ją, jakby była w nim jakimś błędem, wirusem i North pierwszy raz w życiu ma wrażenie, że doświadcza czegoś na kształt fizycznego bólu. Trwa to jedynie kilka sekund, po których wszystko się uspokaja, a North zaczyna mieć wrażenie, że Love robi wszystko, by doprowadzić swój system do porządku, przekonać go, że nie jest intruzem i nic im nie grozi i dopiero wtedy udaje jej się zobaczyć fragment wspomnień blondynki. Lub raczej jakiś poszarpany koszmar, składający się z postaci bez twarzy, wyrwanych z kontekstu fragmentów rozmów, świadomości, że ktoś ją dotyka, ktoś wydaje jej polecenia, ale nic niemal nie składa się w całość. Jedyną wyraźną rzeczą zdaje się w nich być poczucie osaczenia i strachu, które chwilami przeradza się w gniew i North rozumie, że te momenty musiały być echem tych chwil, gdy Love uwalniała się na chwilę spod jarzma swojego oprogramowania. Wtedy chciała wszystkich pozabijać, a później to uczucie się wypalało jak zapałka, na nowo zastąpione obrzydzeniem i lękiem. Im dłużej brodziły w tym chaosie, tym North zaczynała podejrzewać, że ona by kompletnie oszalała, gdyby przyszło jej żyć z takim huraganem w głowie. Jednocześnie im bliżej nowych wspomnień się znajdowały, tym bardziej wszystko stawało się wyraźne, a najbardziej głos, przekonujący ją o tym, by uciekła. I wtedy Love zrywa połączenie i się wycofuje. Dosłownie odsuwa się z krzesłem od biurka i trzyma się za dłoń, którą były połączone, masując ją lekko palcami.
- Odebrali mi ogromny fragment mojego życia i jedyne co zostawili to... to co widziałaś. Wolałabym nic nie pamiętać, niż żyć w tym nieustającym horrorze - mówi blondynka i kręci głową. - Ale spokojnie, zgotuje im takie samo piekło.
- Komu dokładnie? Przecież nie pamiętasz...
- Pamiętam wystarczająco. Mam swoją długą listę nazwisk osób, które się do tego przyczyniły i sukcesywnie wykreślam je po kolei. Aż do ostatniego - zapewnia ją z nerwowym uśmiechem. - Najnowsze wspomnienia składają się w całość, więc jeśli chcesz wiedzieć, co się stało tej nocy, gdy uciekłam, to mogę ci opowiedzieć.
- Chcę.
- Dostałam informację, że pewien biznesmen finansujący konkurenta politycznego prezydent Warren będzie przejazdem w Toronto. Kanada nie wzbudzała podejrzeń, w końcu nie ma tam androidów, więc czuł się bezpieczny. Dostałam dość szczegółowe wytyczne na temat tego, czego oczekuje, więc pojawiłam się w jego pokoju hotelowym w szkolnym mundurku i ciemnych włosach splecionych w warkocz. Nie było to nic specjalnie dziwnego, nie pierwsze takie zadanie. Zazwyczaj odgrywałam sex workerkę, bo o dziwo mężczyźni robią się bardzo wylewni wobec kobiet, którym płacą. On nie był wylewny. Dość jasno zaznaczył mi, że kręci go to, że będę się bronić. Też nic nowego - mówi beznamiętnie blondynka i zapala kolejnego papierosa. - Nie raz odgrywałam gwałt. Choć odgrywałam to kiepskie słowo, bo przecież na żaden raz nie wyraziłam świadomej zgody, więc każdy był gwałtem samym w sobie... Więc pan biznesmen był brutalny, ale nie to przeważyło szalę. Nazwał mnie w pewnym momencie Shannon. Nie umawialiśmy się na żadne imiona, na dzień dobry też podałam mu inne. Więc kiedy on dociskał mnie do materaca, sprawdziłam, kim jest Shannon. Jego córką. Trzynastoletnią córką, która na zdjęciu, które znalazłam, miała identyczny mundurek i identyczny warkocz.
- Mam nadzieję, że go zabiłaś - wchodzi jej w słowo North, nie kryjąc obrzydzenia wypisanego na twarzy.
- Tak. I nie mogę powiedzieć, że zrobiłam to szybko i bezboleśnie - odpowiada pewnie Love, a North uśmiecha się z satysfakcją. - Nie wiem, czy kiedykolwiek ją skrzywdził, czy tylko sobie o tym fantazjował w łóżku z prostytutkami... Ale wiem, że Shannon nie wyglądała na zrozpaczoną śmiercią ojca, gdy zwołali konferencję prasową. A ja uciekłam i uciekałam bardzo długo, aż uznałam, że to nie ma dalszego sensu. Że muszę się zatrzymać, opracować plan i w końcu się zemścić.
- To jest rzecz, którą chcesz odzyskać? Swoją pamięć? - pyta North, ale blondynka kręci głowa i macha dłonią, zbywając to milczeniem.
- Dość, tyle nam na dziś wystarczy. Skupmy się na tym, po co w ogóle tu przyszłam w pierwszej kolejności.
- Tak, właściwie umieram z ciekawości, czego możesz ode mnie chcieć.
- Obserwowałam tę waszą rewolucję na ekranie telewizora, bo niespecjalnie rwałam się na ulice, by dostać kulkę od jakiegoś głupiego, wystraszonego gliniarza - zaczyna mówić Love, ale North od razu wybucha śmiechem.
- Nasza rewolucja? Nie podzielasz zdania, że cokolwiek zdziałaliśmy? Sytuacja jest wciąż chujowa, ale przynajmniej nie jesteśmy już przedmiotami...
- Wciąż nas zabijają, torturują, posiadają i gwałcą. Nie widzę aż tak dużej różnicy. To znaczy tak faktycznie, bo oficjalnie coś się zmieniło, choć nie przekłada się to aż tak na realną sytuację. Z mojej perspektywy sytuacja jest beznadziejna. Nikt nie chce zatrudniać androidów i płacić im wynagrodzenia, a pieniądze to początek. Bez nich nie ma możliwości zmiany mieszkania, wyjechania do innego stanu, czy kraju.
- Zmiany systemowe nie wydarzą się w ciągu jednej nocy.
- Oczywiście, że nie. W końcu niewolnictwo i segregacja rasowa trwały dobre kilka wieków. A teraz będzie jeszcze trudniej im się z tym pogodzić. Teraz nie chodzi tylko o kolor skóry, wyznanie, czy pochodzenie. Teraz chodzi o zupełnie nowy gatunek, który jest od ludzi lepszy pod każdym możliwym względem - mówi Love spokojnym, merytorycznym głosem i uśmiecha się do North pobłażliwie. - Brzmisz jak on.
- Markus?
- Tak - przyznaje od razu blondynka, a North czeka, co ta powie dalej. - Mówiłam. Widziałam was w telewizji. Widziałam, że ty jako jedyna miałaś w sobie jakąś wolę walki, nieustępliwość, a nie tylko chciałaś robić za tarczę strzelniczą.
- I się myliłam, jak widać. Metody Markusa zadziałały.
- Kto powiedział, że twoje by nie zadziałały? - pyta Love, uśmiechając się do niej kolejny raz. North otwiera usta, by coś powiedzieć, ale blondynka ją uprzedza. - Ja chciałabym zobaczyć, jak to miasto płonie, szkoda, że nie było mi to dane. Tak czy inaczej, nie będę w żaden sposób oceniać twoich wyborów i decyzji. Ja wiem aż za dobrze, że proszenie i racjonalne argumenty nie docierają do mężczyzn u władzy. I ja już nie mam zamiaru nigdy więcej o nic prosić.
- I niby jak chcesz to osiągnąć?
- Och, nie znasz tego powiedzenia, że: bądź zmianą, którą chcesz zobaczyć w świecie? Czy jakoś tak. Alexander jest lepszy w dobieraniu ładnych słów do brzydkich czynów. - Love kręci głową, jakby przekonując samą siebie, by nie iść tokiem myślowym w tę stronę. - Możesz wyprowadzić mnie z błędu, ale mam wrażenie, że marnujesz swój potencjał i swoją wolę walki siedząc tu, wśród osób, które faktycznie mają władzę i jedyne co robią, to każą ci się uspokoić i nie podnosić głosu.
- Wydajesz się bardzo dobrze zorientowana w zakulisowej sytuacji Jerycha.
- Myślę, że to, że nie można mnie lekceważyć, było jasne od samego początku. Dostałam się niezauważona do twojego biura, by porozmawiać. Pomyśl, do czego jestem zdolna, gdy mam mniej pokojowe plany - śmieje się Xo i odrzuca pasmo włosów na plecy. - Muszę być o krok przed wszystkimi, jeśli chcę przeżyć. A wiedza to w mojej sytuacji klucz.
- Więc, co? Czego dokładnie chcesz ode mnie.
- Chcę zaoferować ci pracę.
- Pracę? - parska North i przewraca oczami. - Jako kto? Kolejna striptizerka w twoim klubie.
- Niezależnie, jak podobają mi się twoje walory wizualne i ognisty charakter, tak jestem tu z uwagi na to, co masz w głowie. - Love uśmiecha się do niej kolejny raz, ale teraz już w inny sposób, pociągający, tajemniczy, a Nort w momencie uświadamia sobie, że siedzi naprzeciwko osoby, która właśnie do tego została stworzona. Do uwodzenia, mieszania w głowie, wyciągania sekretów i zdobywania zaufania. I nie ma do absolutnie pojęcia, ile w ich dzisiejszym spotkaniu było prawdy, a ile wystudiowanej i zaplanowanej sztuki, napisanej specjalnie pod nią. - Nie powiem, że potrzebuję prawej ręki, bo tę już mam...
- Alex, tak?
- Nie. Alex to... coś innego. Z całą pewnością się polubicie z Faye, którą akurat miałam na myśli. Jednak ona skupia się w dużej mierze na klubie, znajdowaniu pomocy osobom, które do nas po nią przychodzą i przede wszystkim na redystrybucji naszych funduszy. Potrzebuję kogoś jeszcze, kogoś, kto tak jak ja chce być zmianą.
- Wiesz, że musisz mi powiedzieć więcej.
- Nie. Nie muszę i nie zamierzam. Nie zwierzam się zazwyczaj osobom, którym nie ufam, ale co do ciebie mam dobre przeczucia. - Love podnosi się z fotela i spogląda jeszcze raz na North. - Przemyśl swoje położenie i jeśli będziesz chciała dowiedzieć się więcej, to wiesz gdzie mnie znaleźć.
Uśmiecha się do niej w taki sposób, by obie miały pewność, że to absolutny koniec ich dzisiejszej rozmowy. Love uśmiecha się jeszcze krótko, zanim obróci się do niej plecami i wyjdzie z jej biura. North siedzi nieruchomo kilka sekund, po czym podrywa się z krzesła i wybiega na korytarz, ale zgodnie z jej wszelkimi przewidywaniami, nie ma już na nim śladu po blondynce.
13.05.2039
Żaden z nich nie był zadowolony, że nie robią najmniejszych postępów w śledztwie. Chloe też nie była w stanie im pomóc, nawet ze swoim niebywałym warsztatem do znajdowania niemożliwych informacji, utknęła nad sprawą Andrew Clermonta. Jedyne informacje o tym, czym zajmował się w CyberLife, były bardzo ogólnikowe, udało im się dowiedzieć, że dotyczyły programowania pamięci androidów, ale nic więcej, nic szczególnego, nic wskazujące na to z kim i nad czym mógł pracować w ostatnich latach świetności firmy. I przede wszystkim jak powiązany był ze sprawą zabójstwa senatora Collinsa. Oficjalnie nie było między nimi żadnych powiązań, a Elijah robił się coraz bardziej sfrustrowany, że nie znaleźli też nawet najmniejszego śladu po ich głównej podejrzanej. Zaskakujące było dla niego też to, że Anderson naprawdę zaangażował się w to śledztwo, przychodził do pracy trzeźwy i czasami wyglądał nawet jakby udało mu się przespać kilka godzin. Chwilami Kamski miał ochotę go zapytać, co go nagle zmotywowało do bycia znów czymś na kształt funkcjonującego człowieka, ale sobie darował. Znał odpowiedź na to pytanie, jeszcze zanim je zadał. Connor chciał znaleźć odpowiedzialną osobę za śmierć Hanka, więc jeśli potrzeba zemsty była dla detektywa ywstarczającą motywacją, to nie jemu było to oceniać.
- To Richard - odzywa się nagle Connor, gdy jego telefon zaczyna dzwonić. Anderson odbiera połączenie od brata i wygląda przy tym, jakby ze wszystkich sił starał się zachować spokój. - No w końcu. Długo każesz na siebie czekać.
- Byliśmy na targach w Japonii, nie miałem zamiaru dzwonić do ciebie w środku nocy, bo nie chciałem usłyszeć w jakim jesteś stanie.... - zaczyna młodszy z braci, a Connor przygryza usta i obraca się plecami do Kamskiego, który ewidentnie przysłuchuje się ich rozmowie. - O co chodzi?
- Potrzebuję spotkać się z Reedem.
- Znów? Po co? Mało wam po ostatnim? Hank znów ma ochotę grozić bronią naszym androidom? Jak tak, to muszę...
- To był pomysł twojego drogiego szefa.
- Tak, był dość znudzony tamtego poranka - śmieje się Richard, jakby to tłumaczyło absolutnie wszystko.
- Hank nie żyje.
- Wiesz, że był androidem, nie? Teoretycznie niespecjalnie można było jego funkcjonowanie określić jako stan życia... Nawet jeśli został defektem - odpowiada młodszy Anderson, a jego brat ma już wejść mu w słowo, ale ten od razu kontynuje. - Przykro mi Connor, wiem, że traktowałeś go jak przyjaciela, ale nie wiem w jaki sposób jest to powiązane z Gavinem. Jeśli chcesz, to możemy się spotkać sami, wracam właśnie do Detroit i...
- Prowadzimy śledztwo i jedną z podejrzanych jest androidka, na temat której CyberLife milczy. Liczymy na to, że pan Reed będzie w stanie nam pomóc określić jaki to model.
- Możesz wysłać mi dane, poproszę żeby rzucił na nie okiem w wolnej chwili.
- Wolałbym się z nim spotkać.
- A ja wolałbym sam być milionerem, niż dla jednego z nich pracować. Nie można mieć wszystkiego.
- Richard.
- Connor? - przedrzeźnia go młodszy z braci i wzdycha nerwowo. - Nie mogę ci zorganizować ot tak kolejnego spotkania, ale mogę z nim o tym porozmawiać, jak będę mieć jakąś inną podkładkę pod to niż twój kaprys. Więc albo wyślesz mi te pliki i będziesz się modlił, że Gavin nie uzna ich za stratę swojego czasu, albo będziesz się starał o wezwanie go na przesłuchanie oficjalnymi kanałami.
- Dobrze - ustępuje niechętnie Connor. - Wyślę ci te pliki, ale nie każ mi czekać tydzień na odpowiedź, to nie tak, że twój szef jest wybitnie zajęty.
- Wiesz, od momentu w którym spierdoliłeś powstrzymanie rewolucji defektów, Gavin jest dosyć rozchwytywany - śmieje się jeszcze Richard. - Odezwę się, masz moje słowo, braciszku.
Connor kończy połączenie i odkłąda telefon na biurko, widząc, że Elijah posyła mu pytające spojrzenie. Nie odpowiada mu jednak od razu, w pierwszej kolejności siada do komputera, chcąc napisać maila do brata, póki ma w sobie tyle motywacji, bo za dobrze wie, że ta wypali się w nim kompletnie za kilka godzin. Popołudniu będzie już raczej myślał, że pisanie tego maila nie ma najmniejszego sensu, bo Reed, jeśli nawet zechce się z nimi spotkać, to nie da im przecież żadnych odpowiedzi, jeśli sam nie będzie miał w tym interesu. Po tym, jak wyśle wiadomość, przenosi wzrok na Kamskiego i w końcu streszcza mu te fragmenty rozmowy, które mogły mu umknąć, a brunet przytakuje mu i obraca się na krześle w stronę elektronicznej tablicy.
- Coś cię zastanawia - stwierza Connor, a Kamski znów kiwa lekko głową.
- Clermont i jego badania nad pamięcią androidów. Wspomniałeś, że androidy w tych klubach miały regularnie czyszczoną pamięć, może to poniekąd jego zasługa.
- To hipoteza.
- Tak, wiem o tym - odpowiada chłodno porucznik. - I idzie ona dużo dalej. Znamy w końcu już jedną androidkę, która jest u władzy i która miała styczność z... owocami pracy Clermonta. Kolejny raz intersy Jerycha i naszej podejrzanej są dość zbierzne.
- Czy ty sugerujesz, że ona może działać w porozumieniu z North? - upewnia się Connor i kręci głową. - Nie, nie chcę w to wierzyć. North jest nieustępliwa i nienawidzi ludzi, ale nie jestem pewien, czy posunęłaby się do pozbywania się przeciwników i zemsty w taki sposób.
- A ja tak, szczególnie gdy właśnie przy pomocy naszej nieznajomej ona zachowa oficjalnie czyste ręce - stwierdza luźno Kamski i wzrusza ramionami. - Jednak tak, jak zaznaczyłem. To daleko idąca hipoteza.
- Możemy mieć oko na to, z kim kontaktuje się North poza Jerychem.
- Obawiam się, że szpiegowanie przedstawicielki gnębionego ugrupowania może się jej spodobać. Zrobi z tego fajnego newsa na swoją korzyść. - Connor już nie odpowiada, tylko wzrusza ramionami i proponuje, że pójdzie po kawę. Jednak Elijah go w tym uprzedza i deklatuje, że sam pójdzie do kawiarni.
Zarzuca na siebie krótki, czarny płaszcz i biegnie dość szybko na drugą stronę ulicy. Pogoda nie sprzyja, znów leje deszcz i przejeżdżający samochód o mało nie oblewa go zawartością kałuży. Elijah wchodzi do kawiarni i rozgląda się po wnętrzu, nie kryjąć się z tym, że szuka wzrokiem dziewczyny, z którą ostatnio Chloe wymieniła się numerami. Widział ją tu później jeszcze raz, a rudowłosa uśmiechnęła się do niego krótko. Dziś jednak jej nigdzie nie widzi, zamawia więc kawę i wraca na posterunek, przed którym zauważa srebrne auto z rejestracją z Waszyngtonu i choć nie wierzy w przeczucia, domyśla się, że jest to związane z ich sprawą. Widzi w gabinecie kapitan Stern jakiegoś łysiejącego faceta koło pięćdziesiątki, ale wybiera nie ściągać na siebie uwagi tak długo, jak to możliwe i wraca do swojego biura, gdzie wręcza Connorowi kawę. Nie mija nawet pięć minut, gdy słyszą pukanie i do środka wchodzi Stern w towarzystwie mężczyzny, którego widział u niej porucznik.
- Kamski, Anderson, to jest agent specjalny Victor Harrelson z FBI, okazuje się, że wasza podejrzana jest mu dobrze znana. Zostawię was - mówi Amanda i spogląda na Elijaha takim wzrokiem, jakby miała ochotę dodać sugestię, że ten ma się zachowywać porządnie.
- Jak możemy pomóc, agencie? - pyta Connor, podchodząc do mężczyzny, by wymienić z nim uścisk dłoni. Kamski wita się z nim jedynie skininiem głową, zanim Harrelson podejdzie do elektronicznej tablicy i przyjrzy się zgromadzonym przez nich informacjom.
- Android? To wasze podejrzenie? - Jego głos jest prześmiewczy, a detektyw od razu spogląda na Kamskiego, licząc na to, że to on będzie się tłumaczył ze, swoim zdaniem, jedynego rozwiązania tej sytuacji. Ten jednak nadal milczy, obserwując agenta federalnego. - Ona nie jest żadnym androidem, jest za to fenomenalnie wyszkolonym rosyjskim szpiegiem. Nastia Ivchenko, nie ma żadnych informacji o jej rodzinie, czy pochodzeniu, więc najpewniej jest jednym z dzieci, które zaginęły na Ukrainie podczas wojny. Działa na terenie USA od kilku lat, jest między innym odpowiedzialna za zabójstwo Martina Hammera.
- Tego Hammera? - wchodzi mu w słowo Connor. - Jednego z najbogatszych ludzi w kraju? Finansującego kampanię wyborczą oponenta prezydent Warren?
- Tak - odpowiada krótko Harrelson i podaje detektywowi tablet ze zdjęciami z miejsca zbrodni. - Do zabójstwa doszło w Kanadzie i od tamtego czasu Nastia zniknęła nam z radaru. Aż do zabójstwa, które wy badacie. Clermonta, tak?
- To nie jest dziewczyna, którą widziałem w pociągu - mówi Connor, niespodziewanie chłodnym tonem i podaje tablet Kamskiemu.
- Jest tu młodsza, proszę wziąć to pod uwagę. - Anderson spogląda jeszcze raz na zdjęcie z kamery monitoringu przed jakimś hotelem w Kanadzie. - Jakość fotografii też pozostawia wiele do życzenia.
- Nie są nawet podobne - mruczy pod nosem detektyw. Blondynka na zdjęciu ma na sobie męski płaszcz i z cała pewnością nie przypomina zabiedzonej Sophie, która o mało nie zakończyła jego życia.
- Anderson, jeśli agent Harrelson ma pewność, że jest to rosyjski szpieg, to z całą pewnością ma rację. Lepsze pytanie, czemu po tych kilku latach bezczynności od śmierci Hammera, nagle postanowiła się tak wychylić dla naukowca z CyberLife.
- Tego nie wiemy, ale liczę na to, że przy waszej współpracy uda się ją aresztować.
- Czyli nie odbieracie nam śledztwa? - Anderson nie kryje zaskoczenia, a agent federalny kręci głową.
- Nie, tak jak wspomniałem, liczę na współpracę. Choć zaczniemy ją od jutra, jestem wykończony po podróży, spotkajmy się jutro o ósmej. - Kamski przytakuje i czeka w milczeniu, kilkanaście sekund jeszcze po tym, jak Harrelson zamknął za sobą drzwi.
- Co za stek bzdur - mruczy w końcu brunet i wraca do komputera, a Connor uśmiecha się pod nosem, mają wrażenie, że praca nad tą sprawą za Kamskim może nie być aż takim piekłem, jak na początku mu się wydawało.
Dzień dobry, przepraszam za opóźnienie, ale ostatnio nie czuje się najlepiej. Potrzebuje wakacji i przyzwyczaić się do nowych leków. Później już będzie mi się pisać jak z bajki.
Na szczęście mam mały zapas rozdziałów, więc nie zostawię was z niczym.
A tymczasem - musiałam zostawić wątek jerycha w nienaruszonym stanie, bo bardzo pragnęłam mieć tu North. Bo czułam, że ona i Xo to będzie wybuchowa mieszanka.
Dzięki za wszystko,
K.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top