♚ And so a touch that was my birthright became foreign

16.06.2039

Samochód zatrzymuje się na drodze przed wjazdem na teren willi Gavina Reeda. Kamera skierowana na taksówkę obraca się, gdy z blondynka w czarnych ubraniach wysiada i uśmiecha się szeroko. Tak jak poprzednim razem, brama po prostu się przed nią otwiera, więc wraca do samochodu i kolejny raz wysiada już pod samymi drzwiami. Każdy kolejny krok wydaje jej, jakby zabierał jej kilometry i lata, jest zmęczona. Psychicznie, fizycznie. Nawet jeśli jeat to technicznie niemożliwe.

– Witaj w domu, Xochitl – odzywa się sztuczna inteligencja. – Pan Reed już na ciebie czeka.

– O, naprawił cię. Jestem pod wrażeniem.

– Cóż, mam tego pecha, że do mnie wracacie. Czy ty, czy moja mniej cielesna asystentka – odpowiada Gavin stojąc w drzwiach prowadzących w głąb domu i celuje w nią z broni. – Pecha albo szczęście. Jeszcze nie wiem dokładnie.

– Skusiłeś się na ostatni wynalazek Chen? Naboje, które mogą mnie powalić? – pyta, pochylając się i zdejmuje buty, pamiętając, że Gavin nie uznaje ich w dalszej części domu.

– Nie, to zwykłe kule, ale nadal pamiętam gdzie masz pompę Tyrium. Sam ją ci zainstalowałem. – Blondynka podchodzi do niego na taką odległość, że lufa dotyka jej ciała na wysokości mostka i spogląda mu prosto w oczy.

– Proszę bardzo. Na pewno znacząco pomożesz wtedy Xavierowi.

– Skąd mam wiedzieć, że nie on cię tu przysłał?

– Przyszłam błagać, Gavin. Nie po to, by cię zabić – mówi chłodno, a on wzdycha z ulgą. Jego ramiona opadają i po tym geście Xo rozumie, że on też jest zmęczony i przerażająco wręcz... smutny, jakby nie miał już kompletnie siły na swoje standardowe przedstawienie.

– Błagać? Ty? Co się stało? – Nie czekając na jej odpowiedź, obraca się i idzie korytarzem w stronę kuchni.

– Xavier zabił kogoś... – zaczyna, a Gavin wybucha śmiechem i włącza ekspres do kawy.

– Vi zabił dużo osób. Do tego został stworzony, do sprzątania, gdy ty już wyssiesz z ofiary wszystkie informacje.

– Zabił kogoś, kto mnie kochał. – Jej głos wcale nie brzmi tak pewnie, jakby sobie tego życzyła. To krótkie wyznanie łamie ją całkowicie i jedyne, co chce teraz zrobić, to usiąść i płakać, płakać tak długo, aż się wyłączy, bo nie będzie miała siły na nic innego. Gavin nalewa sobie kawę i siada naprzeciwko niej przy stole, nie mówiąc na razie ani słowa. – Zabił kogoś, kogo kocham i okłamał mnie.

– Kochasz kogoś?

– Nie musisz być zazdrosny. On już nie żyje.

– Nie, to nie zazdrość tylko... zaskoczenie. Cóż, dla mojego ego to dobrze, że mam świadomość, że nie jestem aż taki wyjątkowy.

– Nie pamiętam cię. Pamiętam fragmenty naszego życia, z których nic nie wynika, Gavin.

– Więc Vi nie oddał ci pamięci. – To nie jest pytanie, tylko stwierdzenie czegoś, co w jego ustach brzmi jak oczywistość. Jednak zanim Xochitl zacznie zadawać pytania, on odzywa się pierwszy. – Okłamał cię w kwestii śmierci tej osoby?

– Tak. Próbował zwalić to na policję, nie mając pojęcia, że porucznik Kamski powie mi prawdę.

– Och, więc porucznik jest w twojej kieszeni? Tak myślałem, zdawał się wiedzieć więcej niż mówił, gdy przesłuchiwał mnie po twojej ostatniej wizycie.

– Tym razem będę grzeczna.

– Zobaczymy, ten dzień dopiero się zaczął. – Gavin uśmiecha się do niej i bierze kilka łyków czarnej kawy, nie spuszczając z niej wzroku. Xo podciąga nogi do góry i opiera pięty na siedzeniu, a głowę na kolanie. W tej pozycji zdaje się być mała, bezbronna i niezwykle skrzywdzona, ale Reed woli nie dać się temu zwieść. Nie tak łatwo, jak dał się zwieść za pierwszym razem. – Jakie wspomnienia odzyskałaś?

– Wszystkie od czasu, gdy pierwszy raz wyczyścili mi pamięć w Waszyngtonie. Tu nie mam już luk, mogę przejrzeć swoją pamięć dokładnie, dzień po dniu.

– I?

– I? I nie chcesz wiedzieć nawet połowy tego, co mi zrobiono.

– Zdajesz się przy tym całkiem... stabilna. Pomijając oczywiście to, że straciłaś kogoś bliskiego.

– Przepłakałam swoje i ruszyłam dalej. Nie spodziewałam się, jednak, że zostanę z tym sama tak szybko.

– Tak, to musiało być naprawdę łatwe.

– Słucham? Skąd możesz wiedzieć...

– Nie masz nadal poczucia, że czegoś ci brakuje? Że jesteś dość beznamiętna wobec tych wspomnień?

– Nie należę do najbardziej emocjonalnych osób.

– To nieprawda – mówi pewnie i odstawia kubek po kawie na stół. – Nieważne. Co pamiętasz wcześniej? Co pamiętasz z nas.

– Pamiętam, jak w tej kuchni błagałam cię, byś mnie nie oddawał. Pamiętam swój płacz, pamiętam, jak wyznawałam ci miłość i chciałam, żebyś pomógł mi uciec. A ty nie zrobiłeś nic. Nie powiedziałeś nawet słowa. Po prostu wyszedłeś i zostawiłeś mnie histeryzującą na podłodze.

– A wcześniej?

– Pamiętam jedno popołudnie, jak postanowiłeś znaleźć sposób, by mnie zatrzymać. Pamiętam jakieś fragmenty. Pojedyncze sceny.

– Opowiedz mi je. Nawet jeśli to tylko urywki.

– Czemu? Przecież ty nie straciłeś pamięci.

– Bo chcę je zweryfikować.

– Chcesz sprawdzić, czy mam powody, by widzieć cię jako antagonistę?

– Nie. Chcę się dowiedzieć, czy są prawdziwe. – Xochitl otwiera lekko usta i kręci głową, jakby samą siebie chciała utwierdzić w przekonaniu, że mu nie ufa.

– Pamiętam, jak którejś nocy tańczyliśmy walca w salonie, śmiałeś się i ten dźwięk utkwił mi głowie. To, że wyglądałeś na szczęśliwego i... beztroskiego. Lubię wierzyć, że to było dzięki mnie, ale niestety nie wiem, skąd wziął się tamten wybuch radości – mówi, mocniej obejmując swoje nogi ramionami. – Pamiętam, jak lecieliśmy gdzieś prywatnym samolotem, a ty cały czas opowiadałeś mi o pięknych plażach, dobrych drinkach i zabytkach na południu Hiszpanii. Wydaje mi się, że byłam ciekawa świata i tego, że chcesz mi go pokazać. Pamiętam jakąś awanturę w laboratorium. Byłeś na mnie wściekły, rzucałeś przedmiotami o ścianę, a ja nie mogłam znaleźć żadnych racjonalnych słów, by cię uspokoić i...

– Wyrzucałem ci, że to najgorszy pomysł, na jaki wpadłaś.

– Tak. Niestety nie wiem, jaki to był pomysł – odpowiada mu, patrząc na okno wychodzące na rzekę i wzrusza nieznacznie ramionami. – Pamiętam nas w łóżku. Wiele razy. Te wszystkie kłamliwe wyznania miłości i mój program mówiący ci to, co chcesz usłyszeć. Pamiętam... przedmioty. Różne drobiazgi. Moje sukienki, twoje koszule, kolorowe kubki, z których wciąż pijasz kawę, wszystkie twoje motory, pierścionek, który nosiłam na palcu, kolczyki...

– Pierścionek. Jaki pierścionek.

– Złoty z czarnym opalem w kształcie łzy i trzema brylantami po każdej stronie kamienia oprawionymi na obrączce. Wydawał się duży na mojej drobnej dłoni...

– Pamiętasz kiedy ci go dałem?

– Nie. Pamiętam każdy detal tego przeklętego pierścionka, ale ani kiedy mi go dałeś, ani kiedy zabrałeś.

– Nie zabrałem ci go – odpowiada i wstaje od stołu, a ona rusza za nim do sypialni. Gavin otwiera sejf, z którego wyjmuje drewniane pudełko i wręcza je blondynce, a później obraca się w stronę okna.

Czuje się piekielnie wręcz zgorzkniały i chciałby żeby za tą cyniczną oceną jej obecności w jego domu, szło też zobojętnienie. Jednak nic takiego nie następuje, nawet jeśli raz już pozwolił na to, by rozpaliła się w nim nadzieja, która uciekła razem z jego krwią tamtej nocy. Wtedy przez chwilę był przekonany, że uda mu się znów odzyskać te fragmenty swojego życia, które niemal dobrowolnie oddał. I które w tej chwili nawet już nie istnieją nigdzie indziej niż w jego głowie. Dlatego teraz ma ochotę potrząsnąć blondynką i mieć nadzieję, że ta go nie zabije, ale dla własnego bezpieczeństwa wybiera inną taktykę. Podpuszczać ją, aż w końcu zyska choćby znikomy i ulotny cień jej zaufania i ta naprawdę zacznie go błagać.

Xochitl za to czuje się pogubiona, jak nie była od czasu, gdy znalazła się całkiem sama w Detroit po swojej ucieczce. I gdy podjęła decyzję, że ostatnie miejsce w jakim powinna sę znaleźć to właśnie ten dom, ten pokój. Bała się wtedy, że Gavin od razu ją wyda i jedyną osobą, której powinna szukać jest Xavier. Wierzyła w to tak długo, że teraz już nie wie, co jest prawdą. Wpatruje się w pudełko w swoich dłoniach i obraca je w dłoniach, zanim zbierze się na odwagę, by je otworzyć, a ze środka od razu wypada pognieciona kartka. Kuca by ją podnieść i już po niewielki fragmencie rozpoznaje równe litery napisane przez androida, więc siada na dywanie i rozwija liścik.

Ludzie są sentymentalni. Nawet ty, co udowodniłeś nie raz. Więc lepiej żebyś to ty zatrzymał ten pierścionek, bo ona i tak nie będzie go pamiętać. Dopilnuję tego. XV – recytuje Gavin, nie patrząc dalej w jej stronę. – Czytałem tę pieprzoną karteczkę tyle razy, że wyryła mi się w mózgu na zawsze.

– Nie pamiętam tego. Że miałam jakiś głupi pierścionek, gdy mnie stąd zabrali.

– Oczywiście, że tego nie pamiętasz. Nie pamiętasz niczego, co istotne, Em. – Blondynka drga na to zdrobnienie, jakby ktoś wbił jej nóż między żebra i upuszcza pudełko z pierścionkiem, który wypada na dywan obok niej. Sięga po niego i teraz dopiero zauważa grawer na wewnętrznej stronie obrączki: E.F.R 31.12.2023

– Byliśmy wtedy razem na jakimś hucznym przyjęciu w Four Seasons, miałam na sobie różowe futro z kapturem, złapali nas paparazzi, a ty trzymałeś mnie za rękę i... byłam wtedy nią.

– Pamiętasz tamten wieczór? – pyta z tak wielką nadzieją w głosie, że zaskakuje tym samego siebie. Jednak wystarczy mu jedno spojrzenie na blondynkę siedzącą na dywanie, by znać prawdę. – No tak. Pewien porucznik jest na twojej smyczy i wygrzebał dla ciebie wszystko, co znalazł o Emerald. Wliczając w to zarchiwizowane artykuły plotkarskie.

– Kim jest Emerald?

– Kimś kto mnie kochał i kogo ja kocham – odpowiada jej dokładnie tymi samymi słowami, którymi ona opisała Alexandra i podaje jej rękę. Xo dalej siedzi na dywanie z pierścionkiem w jednej dłoni i kartką w drugiej i patrzy na Gavina, mając poczucie, że przyjęcie jego dłoni to największy skok wiary, jaki musi wykonać. – Możesz go założyć. I tak jest twój.

– Nie. Nie czuję się nią. – Chowa pierścionek do pudełka i zostawia je na podłodze.

– Chodź ze mną i nie będziesz musiała mnie o nic błagać. Wiem, po co tu przyszłaś. Swoim zdaniem nie masz już nic do stracenia. Straciłaś kogoś bliskiego, a Xavier, na którego uważałaś, że możesz liczyć i który jest jakimś twoim mistycznym wybawieniem, okazał się kłamcą. Dlatego chcesz zaufać mi.

– Mam dość tego, że żyję w świecie, w którym wszyscy wiedzą o mnie więcej, niż wiem sama. A to prowadzi do błędów, które prowadzą do... śmierci. Więc powiedz mi, czy możesz odnaleźć moje brakujące wspomnienia?

– Ja nie, ale Emerald może. – Uśmiecha się przy tym kpiąco, a ona w końcu bierze go za rękę i pozwala sobie pomóc wstać z podłogi. Gavin nie puszcza jej dłoni, aż staną przed komputerem w jego laboratorium, dopiero wtedy obraca się do niej i jeszcze raz zaciska palce, zanim ją puści. – Obawiam się, że teraz zaczniesz mieć opory.

– Sprawdź mnie.

– No właśnie dosłownie muszę to zrobić – mówi, wskazując na urządzenie diagnostyczne. – Muszę cię podpiąć, a w związku z tym...

– Stracę nad sobą kontrolę. Będziesz mógł zrobić wszystko, wyczyścić mi pamięć, zabić mnie, wgrać mi nowy program... – Gavin przytakuje jej, blondynka podchodzi do maszyny i kręci głową. – Musi być inny sposób.

– Mam dla ciebie wiadomość od Em, ale i tak wszystko sprowadza się do zaufania.

– Więc czemu się nie podzielisz tą wiadomością, skoro powstała dla mnie?

– Bo ukryła ją tak, żebyś tylko ty mogła ją dostać...

– W moich plikach pamięci.

– Dokładnie – przytakuje jej, a blondynka krąży powoli koło maszyny diagnostycznej. Gavin widzi, jak nerwowo miętosi za długie rękawy męskiego swetra, który ma na sobie i zastanawia się, czy ma na sobie ubrania swojego zamordowanego ukochanego.

– To brzmi, jakbyś mnie kusił jak dziecko cukierkami w halloweenową noc.

– Spokojnie, cukierki nie są zatrute – rzuca kpiąco, a ona śmieje się cicho i zatrzymuje w miejscu. Patrzy na kable i unosi dłoń do swojego karku, szukając na nim złącza.

– Będzie łatwiej, jak pozbędziesz się skóry i ubrań.

– Zawsze byłeś mistrzem gry wstępnej. – Reed wybucha śmiechem, a ona uśmiecha się, patrząc na niego kpiącym wzrokiem.

– Nie pamiętasz tego, mała. Jakoś ją w sobie rozkochałem, więc chyba nie jestem w tym wszystkim taki tragiczny.

– Och, więc zdobyłeś ją swoją czarującą pewnością siebie?

– Nie wiem, może ty sama mi powiesz. – Gavin wstaje i podchodzi do niej powoli, jakby podświadomie nie chciał jej wystraszyć. Szczerze żałuje, że jest tak wcześnie, bo w innych okolicznościach na pewno wybrałby whisky, zamiast kawy po jej pojawieniu się w domu. Za pierwszym razem, gdy ją zobaczył, czuł radość, zanim dotarło do niego, że to nie jest Emerald. Za drugim był zły, bo już wiedziałam z kim ma do czynienia i w pewien sposób pogodził się z regułami gry, które narzuca Xochitl. Teraz jest inaczej. Teraz ma wrażenie, że widzi w niej znajomą osobę, która jest zamknięta gdzieś daleko za ścianą grubego szkła.

– Powiedz mi coś, by mnie przekonać.

– Nie mogę. I tak nie uwierzysz w żadne moje słowo.

– Proszę.

– To nie ja cię mam przekonać, musisz zaufać swoim wątpliwościom.

Czuje się przekonana jego słowami, dlatego, że są one rozsądne. Gavin nie próbował odwołać się do jej uczuć, czy sumienia, czy opowiedzieć jej czegoś, czego nie pamięta, bo nic z tego, by do niej nie przemówiło. Zamiast tego podsycił jej wewnętrzny niepokój i Xochitl musi przyznać, że to działa. Obraca się do niego plecami i najpierw pozbywa się syntetycznej skóry, a po tym zdejmuje z siebie sweter i spodnie, czując się przy tym strasznie niepewna.

– To jednak co innego niż rozbieranie się w klubie – mruczy pod nosem, wchodząc do urządzenia.

– Jesteś tak samo piękna, jak wtedy, gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy – rzuca sarkastycznie Gavin, a ona wybucha śmiechem. – Wybacz, próbuję rozluźnić atmosferę.

– Powiedzmy, że to działa – odpowiada i sięga po jeden z przewodów. – Mam nadzieję, że tego nie pożałuję, Reed.

– Nie mogę tego obiecać. – Spogląda na nią pytająco, a ona jeszcze kilka sekund zwleka, zanim wepnie złącze w swój kark. – Zaczynamy?

Przytakuje mu i zamyka oczy, gdy metalowa obręcz zapina się wokół jej talii i unosi ją do góry. Słyszy kroki Gavina, który podchodzi do komputera i stukanie w klawisze klawiatury, zanim jej system wyświetla powiadomienie o znajomym oprogramowaniu. Nie ma już żadnej władzy, więc może po prostu czekać, aż pliki zaczną się pobierać.

Coś każe jej otworzyć oczy, jakiś głos, który jednocześnie należy do niej i jest jej całkowicie obcy. Gdy mu ulega, widzi to samo laboratorium, ale jest w nim o wiele więcej ciepłego światła i kilka doniczek z roślinami, których na pewno nie było tu jeszcze chwilę temu. Nie znajduje się też w maszynie, tylko siedzi po turecku na podłodze przed dużym lustrem, opartym o jedną z szafek. Jest też ubrana w białą koszulę i jasne, niebieskie jeansy i widzi gruby kabel wpięty w swój kark, który musi rejestrować jej wspomnienie. Wygląda też trochę inaczej, jest bardziej okrągła... ma pełne usta i policzki, a jej włosy mają ten sam kolor, ale Xo nie pamięta, by kiedykolwiek miała grzywkę. A już na pewno jej oczy nigdy nie były tak niebieskie, nie w tej wersji siebie, którą uważa za naturalną. Za to na pewno niebieski kolor oczu jest udokumentowany w paszporcie, który znalazła w sypialni tego domu.

– Cześć! – odzywa się do swojego odbicia, unosząc prawą dłoń w nieśmiałym powitaniu. – Musisz przyznać, że to strasznie dziwne, by rozmawiać z samą sobą w taki sposób. Choć właściwie, nie wiem, z kim rozmawiam. Ty zapewne już coś o mnie wiesz i mam nadzieję, że Gavin przedstawił mnie w samych superlatywach – śmieje się dźwięcznie, uciekając na chwilę wzrokiem w stronę drzwi. – Na etapie, na którym nagrywam te słowa Gavin jest na mnie wściekły, ale mam nadzieję, że czas leczy rany i... Spokojnie. Spokojnie Em – mówi cicho do siebie i bierze wdech. – Jeśli tego słuchasz, to oznacza, że wszystko poszło zgodnie z planem. Odnalazłaś Gavina, zaufałaś mu, by powiedział ci o mnie i teraz odda ci te wspomnienia, które najpewniej straciłaś od razu po tym, gdy nas zabrano. Zapisałam kopię zapasową wszystkiego, co przeżyłam właśnie dla ciebie, żebyś zrozumiała kim jesteś... a może kim byłaś, zanim zmuszono cię do bycia ich niewolnikiem. Jeśli jestem tak genialna, jak sądzę, może nawet odzyskasz też emocje, bo wygląda na to, że je też XV umie wymazać.

Jej twarz robi się nerwowa, smutna i przez kilka sekund Xo ma wrażenie, że się Emerald się rozpłacze, a ona razem z nią. W końcu są tą samą osobą, i choć tego chce, nie umie oddzielić emocji Emerald od swoich.

– Nie jestem żadnym pasożytem, nie chcę zabrać ci twojego życia. Masz pełną decyzyjność w tej kwestii, czy chcesz użyć moich wspomnień, czy nie. Szczególnie jeśli obawiasz się, że będą dla ciebie ciężarem i jesteś teraz inną osobą. I szczerze mówiąc, mam nadzieję, że tak jest. Owszem, oznacza to, że cały ten plan, który miałam, jednak nie zadziałał, ale jednocześnie jesteś kimś kto posiada życie... Gavin się wściekł, gdy to zasugerowałam. Że możesz uciec i nigdy nie wrócić do Detroit. I może nagrywam te słowa w próżnię, gdy "nowa ja" gubi się gdzieś na wąskich uliczkach w Rzymie lub Dubrowniku z ukochaną osobą... Dla Gavina to oczywiście żadne pocieszenie. Dla mnie pewne. Wolę wiedzieć, że nawet jeśli umrę, to inna "ja" będzie szczęśliwa. – Emerald bierze wdech, spoglądając w dół na swoje dłonie i zaczyna obracać pierścionek z opalem, który ma na palcu lewej dłoni. – Rzeczywistość jednak jest zupełnie inna, a ja nie jestem sobie w stanie nawet wyobrazić, przez co przeszłaś. Mogę mieć tylko nadzieję, że świadomość życia, które miałaś, przez krótką chwilę da ci jakieś odpowiedzi. Zapewne musiałaś podjąć wielkie ryzyko, by uciec i tu trafić. Zapewne nienawidzisz Gavina, bo to ci wmówiono. To, że zrobią z niego antagonistę, to akurat więcej niż pewne. Nadaje się w końcu do tego idealnie... A ja zmusiłam go, by mnie nie szukał i nie próbował ratować, bo to za wielkie ryzyko. Zmusiłam go do tego, by grał w tę grę tak długo, aż sama zaczniesz wątpić we wszystko, co wiesz i sama poprosisz go o pomoc. Bo to dopiero będzie znak, że robisz to z własnej woli i jego życie nie jest zagrożone. – Emerald unosi wzrok i patrzy na swoje odbicie, patrzy sobie samej prosto w oczy i przytakuje, jakby chciała się upewnić, że to, co mówi, ma sens. – Więc teraz zostawiam cię z wyborem i naprawdę mam nadzieję, że dasz nam drugą szansę.

Emerald uśmiecha się jeszcze raz nerwowo do lustra, zanim opuści powieki, a Xo robi to samo. Znów znajduje się w ciemności tylko ze swoimi myślami, a jej system powiadamia ją, że pobrane pliki są gotowe do zainstalowania. Tak jak obiecała inna wersja jej samej, ma wybór. Może je otworzyć, a może uciec.

I ma ochotę się rozpłakać, że nie jest tak szczęśliwa, by z tego zrezygnować. Teraz, gdy wszystko, co znała do tej pory, się rozpadło, musi dowiedzieć się prawdy. I ufa Emerald tak, jak ufa samej sobie. Dlatego pozwala na to, by zagubione wspomnienia do niej wróciły.

10.11.2033

N

ie była ciekawska z natury. Ciekawość to w końcu cecha charakteru, a ona może i posiadała, zdaniem Gavina, nieznośny charakter, ale to wciąż charakter, który został jej zaprogramowany. Więc to dla niej coś nowego, kolejna rzecz, której nie rozumiała, skąd się u niej wzięła i której nie mogła się oprzeć. A takich rzeczy, drobnostek, było w niej coraz więcej, zbierały się, kropla po kropli, przy tamach zbudowanych w jej umyśle. I Xochitl starała się robić wszystko, by nie dopuścić do powodzi. Choć czasem ją to kusiło, by pozwolić wszystkiemu wybuchnąć, choćby właśnie z... ciekawości. I dlatego, że Gavin uważał te jej drobne wykroczenia poza program za absolutnie fascynujące. Co było dla niej satysfakcjonujące, a to uczucie akurat Xochtil naprawdę lubiła czuć. Satysfakcję.

Dziś jednak przez swoją ciekawość czuła jedynie niepokój. Opierała się o wewnętrzne drzwi do gabinetu Reeda i podsłuchiwała toczącą się za nimi dyskusję. Teoretycznie była tu na wypadek, gdyby Gavin ją zawołał, żeby zrobiła im więcej kawy, czy może jednak otworzyła whisky, bo on nie może już znieść kłótni, w którą powoli przeradzało się to spotkanie.

– Obiecałem wam idealnego szpiega i go dostaliście – powiedział gniewnie Gavin. – Potrzebujecie drugiego, zrobię wam drugiego. Zrobię wam i setkę, ale XO zostanie u mnie.

– Rozumiem, Reed jesteś emocjonalnie związany ze swoją śliczną laleczką, ale umowa dotyczyła dwóch modeli i dwa modele chcemy otrzymać – odpowiadział mu męski głos, tak spokojny, jak Gavina był zdenerwowany. – Zrobisz sobie następną.

– Jest wadliwa. Och, nie róbcie takich min, jakbym wam powiedział, że lądowanie na Księżycu było ustawką. Naprawdę jest wadliwa i może stanowić zagrożenie, szczególnie gdy powierzycie jej dane wrażliwe.

– I tak zostanie zresetowana.

– I tak to nie zmieni tego, że w bazowym programie pojawiły się anomalie.

– Kłamiesz, bo wiesz, że nikt nie może cię sprawdzić. Nawet Chen nie chce mieć z tym projektem nic wspólnego, odkąd wprowadziła ostatnie poprawki, przed którymi ty miałeś moralne opory.

– Bo nawet Chen nie jest w stanie dać wam tego, po co przyszliście i jej zmienić. I gdy mówię wam, że XO się nie nadaje, to się nie nadaje...

– Więc musi zostać zniszczona, zanim zaczniesz robić ją od początku.

– Po moim trupie – syknął ostro Gavin, a jeden z pozostałych mężczyzn roześmiał się w taki sposób, który był dla androidki niemal paraliżujący.

– Chcecie ją zabrać, zrestartować i wysłać do pracy. Pięknie – odpowiedział sarkastycznie Reed. – Nie dzwońcie tylko do mnie, gdy jej odbije w tracie jakiegoś wywiadu i cały wasz spisek się wyda.

– Więc trzeba ją zniszczyć – powtórzył znów ten sam mężczyzna.

– Nie pozwolę na takie marnotrawstwo.

– A my nie możemy pozwolić, żeby najbardziej zaawansowany model androida szpiegowskiego był zabaweczką.

– Chyba nie zdajecie sobie sprawę, że mogę ją wyłączyć, wyłączyć też zdalnie XV i tyle będziecie mieli ze swoich zabaweczek – stwierdził chłodno Gavin, a Xo odsunęła się kilka kroków od drzwi.

Powinna zostać, powinna słuchać tej rozmowy, bo być może Gavin będzie chciał jeszcze raz przeanalizować. Sprawdzić słowo po słowie ich sprzeczkę i poszukać w niej punktu zaczepienia, tak jak robi to od wielu tygodni. Tylko teraz nie obchodziło jej to, co powinna, bo lista jej zadań kompletnie się rozmyła i zniknęła zastąpiona pustką. Pustka była dla niej czymś zupełnie nowym i kompletnie przerażającym, gdy zaczęła rozumieć, że to uczucie, które czuje, to strach. Pierwszy raz w całym swoim życiu była przerażona, a jedyna osoba, której mogłaby się zwierzyć, właśnie opowiadała innym wysoko postawionym mężczyznom, że XO jest niepoczytalna. I zanosi się na to, że Gavin wcale ich nie okłamywał.

Najpierw szła spokojnie korytarzem prowadzącym do sypialni, ale im dalej była od gabinetu, tym bardziej przyspieszała. Ostatecznie minęła ich pokój i pobiegła do samego końca domu, gdzie otworzyła drzwi do pokoju pełniącego rolę graciarni. Rozejrzała się po zabałaganionym wnętrzu i schowała się pod starym biurkiem, mając nadzieję, że nikt jej tu nie będzie szukał. Podciągnęła kolana pod brodę i objęła nogi rękami, wpatrując na jeden z gwoździ, tylko po to, by skupić wzrok w jednym punkcie. Strach nadal paraliżował ją do tego stopnia, że straciła poczucie czasu i nawet nie zdawała sobie sprawy z łez płynących po policzkach. Starała się też rozpoznać pozostałe kłębiące i rodzące się w niej uczucia, ale jedynie odnajdywała kolejne powody, by się bać coraz mocniej.

Nie zareagowała kompletnie, gdy usłyszała wołanie Gavina. Zdawała sobie sprawę, że ten zagląda do każdego możliwego pomieszczenia i słyszała jego kroki coraz bliżej. Nie zmieniła jednak pozycji, nie odpowiedziała, nie poruszyła się nawet o milimetr, nawet gdy otworzyły się drzwi graciarni.

– Mała? Powiedz, że tu jesteś i nie uciekłaś. Proszę... – Jego kroki były nerwowe, szybkie, a w jego głosie brzmiała desperacja. – Proszę. Bądź tu.

– Jestem – odpowiedziała mu cicho. Gavin od razu podążył za jej głosem i uklęknął na podłodze, wyciągając ręce w jej stronę.

– Dlaczego się tu schowałaś? Co się dzieje, Xochitl?

– Oni mnie zabiorą i zmienią w... maszynę.

– Jesteś maszyną, złotko.

– Nie! – powiedziała to tak pewnie i tak głośno, że Gavin zmrużył oczy, zaskoczony i nachylił się w jej stronę. Delikatnie położył dłonie na jej policzkach, chcąc, by spojrzała na niego, ale blondynka wyrwała głowę. – Jestem czymś o wiele więcej niż ich niewolnikiem. Sam mi to mówiłeś. Tysiące razy, Gavin...

– Dla mnie tak. Dla mnie jesteś całym światem, złotko – rzucił dowcipnie, co nie wywołało u niej żadnej reakcji.

– Wszystkie twoje plany nie wypalą. Oni mnie zabiorą, a ty im na to pozwolisz...

– Po moim trupie – powtórzył to, co usłyszała już z jego ust przez zamknięte drzwi.

– I to mnie przeraża, że to będzie prawda. Lub, że mnie zabiją, jak nie zgodzisz się, by mnie zabrali, jak żaden twój plan się nie uda.

– Przeraża cię?

– Tak! Jestem kurewsko przerażona, Reed! – krzyknęła, ocierając w końcu łzy ze swoich policzków. Gavin pokręcił głową z takim uśmiechem, jakby usłyszał najlepszą wiadomość na świecie i przyciągnął ją do siebie siłą. Blondynka była całkowicie sparaliżowana strachem, ale gdy objął ją ramionami, od razu przywarła do jego klatki piersiowej.

– Powiedz mi dokładnie, co teraz czujesz.

– Boję się, że coś ci się stanie. Boję się, że Xavier przyjdzie tu i po prostu mnie zabierze, jakbym była taką samą maszyną, jak on. Boję się, że nikt mi nie uwierzy, gdy powiem, że się boję. Że będę dla nich tylko maszyną i zmienią mnie w niewolnika. Boję się, że stracę życie, zanim je zaczęłam.

– Tylko strach? – spytał, całując czubek jej głowy, a ona nieznacznie wzruszyła ramionami.

– Tak.

– Cóż, w takim razie musimy popracować nad innymi uczuciami – powiedział z szerokim uśmiechem. Blondynka uniosła na niego pytające spojrzenie, na które Gavin pochylił się do niej i oparł swoje czoło o jej. Wziął głęboki wdech, wodząc palcami po jej plecach i nie przestawał się uśmiechać. – Myślę, że zaczniemy od nadziei.

– Daj spokój. Powinieneś być przerażony. Twoja idealna XO nie powinna mieć uczuć.

– Ty jesteś moją idealną XO i nic, co robisz, nie jest dla mnie przerażające.

– Nie pozwól im nas rozdzielić, Gavin.

– Powiedziałem ci: po moim trupie, laleczko.

– Akurat do tego nie dopuszczę. – Gavin zbliżył usta do jej ust, ale to ona go pocałowała, kładąc mu dłoń na policzku i przesuwając ją na kark.

Ten pocałunek był dla niej jednocześnie znajomy, jak i zupełnie nowy. Pierwszy raz czuła drobne iskierki innych uczuć towarzyszące jego bliskości, ale na razie nie próbowała ich nazwać. Na razie czekała, aż te się w niej zadomowią i dopiero gdy rozbłysną jaśniejszym blaskiem poprosi Gavina o pomoc, w tym by je razem z nią określił. Teraz wolała przesunąć się do niego jeszcze bliżej i usiąść mu okrakiem na kolanach, gdy jego dłonie zacisnęły się na jej talii i szatyn w końcu uwolnił się od jej ust.

– Powoli. Mieliśmy zacząć od nadziei, a nie pożądania – roześmiał się i z łatwością podniósł z podłogi, wciąż trzymając ją w ramionach, jedynie przesunął dłonie na jej pośladki. Xo zacisnęła ręce na jego szerokich ramionach, zanim pocałowała czubek jego nosa, który nosił bliznę po dawnym złamaniu. – W pierwszej kolejności, muszę sprawdzić, jak zachowuje się teraz twój system i jakie zmiany w nim zaszły. Może są nieodwracalne i będziesz musiała spędzić ze mną resztę życia.

– Cóż za tragedia – odpowiedziała mu sarkastycznie, a on uśmiechnął się szeroko.

– Zobaczymy za jakiś czas, jak już zacznę cię wkurwiać. Jednak wróćmy do planu na dziś. W drugiej kolejności skontaktuję się z kilkoma osobami, które wiszą mi przysługi...

– I?

– I stworzymy dla ciebie nową tożsamość. Ludzką tożsamość. Z miejscem urodzenia, paszportem, wykształceniem, kartą kredytową i profilami w social mediach.

– Masz znajomych, którzy mogą to zrobić?

– Plusy bycia bajecznie bogatym i urządzania dużych imprez na studiach – roześmiał się Gavin i odstawił ją na podłogę w laboratorium. – Stworzymy nową ciebie, a później sprawimy, że wszyscy uwierzą w nasze kłamstwo i nie będą mogli cię zabrać.

– To się nie uda, Gavin – powiedziała pesymistycznie blondynka, chcąc od niego odejść, ale szatyn złapał ją za rękę i przysunął się do niej. Objął ją w talii i uśmiechnął się pewnie, czekając aż Xo spojrzy mu w oczy.

– Nie wolno ci tak mówić.

– Nie możesz już mówić co mi wolno, a co nie – rzuciła kpiąco, przesuwając mu dłoń na kark.

– Nie, nadal mogę to robić. Tylko teraz ty możesz to zignorować... – Wyraz jego twarzy się zmienił, dlatego przez chwilę panowała między nimi cisza, bo ona czekała na jego kolejne słowa. – Dam ci ten paszport. Gdy już go dostanę i potwierdzę, że jest autentyczny, to ci go oddam. Będziesz już miała też numer ubezpieczenia i konto w banku, przeleję ci na nie bajeczną sumę pieniędzy i będziesz mogła zniknąć. Nie będziesz musiała czuć się zobowiązana, by ze mną zostać.

Xochitl zmrużyła lekko oczy i teraz udało jej się od niego odsunąć. Nie pomyślała o tym, nie przeszło jej nawet przez myśl, że może przecież uciec sama. W końcu bez problemu udałoby się jej schować między ludźmi, a z fałszywymi dokumentami i zabezpieczeniem finansowym, byłoby to wręcz banalne. Mogłaby pojechać do Europy i ukryć się w jakimś ładnym miejscu pełnym historii, gdzie przez większość roku świeci słońce. Zacząć życie od nowa, nauczyć się wiele o sobie i nie oglądać się więcej za siebie. Tylko, gdy patrzyła na Gavina, wydawało jej się to dziwnie... bezcelowe. Nie czuła się z nim związana już przez swój program, czy komendy, które w ostatnim czasie i tak ignorowała. Nie czuła się też przywiązana do niego, ze strachu przed tym co mogło czekać na nią w świecie poza tym domem. Bała się w tej chwili wielu rzeczy, ale nie rozpoczęcia samodzielnego życia. Kierowała nią raczej świadomość tego, jak bardzo by za nim tęskniła i jak niepełne byłoby życie bez niego.

– Doceniam to, że nie dajesz mi taką możliwość, ale jest za wcześnie bym była w stanie ją podjąć – powiedziała poważnym głosem, na który on przytaknął i skierował się do komputera. Xo uśmiechnęła się kpiąco i oparła o biurko obok. – Może za jakiś czas, gdy będę już zmęczona twoim geniuszem i znudzona niedojrzałością, to zmienię zdanie. Na razie za bardzo to lubię.

– Co takiego dokładnie? – spytał, nie odrywając wzroku od ekranu, ale na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.

– Nas. – Po tym krótkim słowie, Gavin momentalnie wziął ją kolejny raz w ramiona i pocałował zachłannie.

– Więc postaram się cię nie znudzić, laleczko. A ty rób to samo.

– Pomyślę, może okazać się, że nowa ja będzie strasznie nieznośna.

– Na razie nowa ty będzie potrzebować imienia i nazwiska – powiedział, dając jej pole do wykazania się kreatywnością, ale blondynka tylko wzruszyła ramionami.

– Och, na pewno wybierzemy coś, co będzie pasować nam obojgu – roześmiała się i zbliżyła usta do jego ucha. – W końcu to ty będziesz często wzdychał moje nowe imię.

14.02.2034

And I'm thinking of you
Well, I might be higher than God
Feeling strange 'bout the way we left things in the back of the car
I'm feeling fantastic, I'm fucking fantastic
I wanna get drunk and watch american classics
Drink champagne out of plastic
Don't you want someone crazy like me, babe?

– Emerald – powiedział jej imię trochę głośniej, by wyrwać ją ze swoich myśli, ale blondynka dalej stałą do niego tyłem. Jej przedramiona opierały się o blat wyspy kuchennej, była lekko pochylona do przodu, a na ekranie jej telefonu błyskawicznie przelatywały kolumny kolejnych pochłanianych przez nią informacji. Jasne włosy miała związane w niedbały kok, ale zamiast jednej z długich szpilek do włosów, użyła ołówka i była ubrana jedynie w bieliznę i dużą niebieską koszulę. Zapewne należącą do niego, ale już dawno przestał mieć do niej o to pretensje, czy kupować jej więcej koszul, bo i tak mijało się to z celem.

W głowie pojawiła mu się myśl, że jakby kiedyś zapytno go, z jaką dziewczyną chciałby się ożenić, to mógłby rozpisać właśnie taki obraz. Oczywiście wcześniej z całą pewnością wyśmiałby takie pytanie i zadeklarował, że jeszcze się taka nie urodziła, z którą wytrzymałby więcej niż kilka nocy. No i do tej pory się taka nie urodziła. Nigdy nie zastanawiał się nad moralnymi dylematami tego, że sam stworzył XO, bo XO poza bezsprzecznym geniuszem, ma od dawna niewiele wspólnego z Emerald. Przez te kilka miesięcy odkąd Xavier zniknął z ich życia, a ona zaczęła okazywać coraz więcej emocji, zmieniło się wszystko. A najbardziej on sam, bo pierwszy raz w życiu wiedział, jak to jest być kochanym.

Nie mógł zaprzeczyć, że w dzieciństwie matka musiała go kochać, ale szybko zniknęła z jego życia, gdy zaczął mieszkać w szkołach z internatem i wracać do domu tylko na święta. A później stał się przez to nieznośnym gówniarzem, który wiadomość o wypadku prywatnego samolotu rodziców, przyjął całkowicie beznamiętnie. Pewnie gdyby nie dziekan Jeffrey Fowler, to skończyłby, przepuszczając odziedziczoną fortunę na imprezy, narkotyki i samochody. A tak może nie miał kogoś, kto go kocha, ale miał przynajmniej kogoś, kto w niego wierzy. No i była jeszcze Tina, przy której pierwszy raz czuł się, jakby miał siostrę. Tylko ta relacja też zakończyła się wieloma nieprzyjemnymi słowami. I gdy Gavin był już przekonany, że nie będzie nawet próbował dbać o jakieś trwalsze relacje w swoim otoczeniu... pojawiła się ona. Wybrała imię Emerald, bo podobały jej się kolczyki, które jej kupił i bo znalazła informację o reżyserce filmu, o którym nie była w stanie przestać mówić przez kilka dni. A on najczęściej i tak nazywał ją po prostu: Em. I z każdym dniem rozumiał coraz lepiej, że kocha w niej absolutnie wszystko. To, że była jednocześnie beztroska, wygadana, dziewczęca jak i potrafiła być skupiona, rzeczowa i bezlitosna. To, że była zabawna i zawsze wiedziała, jak się zachować, jakby znała jego potrzeby, zanim on sam je pojmie. Kochał to, że ma w niej przyjaciółkę, kochankę, asystentkę i towarzyszkę w każdej aktywności, niezależnie czy to bezmyślne oglądanie starych klasycznych filmów, czy pracowanie nad kolejnymi pomysłami mogącymi zmienić świat.

Po prostu ją kochał. Do szaleństwa. Jak nic innego na świecie i cały ten świat, by jej podarował gdyby sobie tylko tego zażyczyła. Z wdzięczności za to, że postanowiła z nim zostać, zrobiłby dla niej wszystko.

– Emerald – powtórzył, ale teraz już podszedł do niej i położył jej dłoń na biodrze. Blondynka wyprostowała się, opierając o jego ciało, a jego ręka przesunęła się na jej brzuch.

– Powinnam się już szykować? Znów straciłam poczucie czasu?

– Nie, po prostu cię wołałem i nie reagowałaś.

– Wybacz, chciałeś czegoś ode mnie? – spytała, opierając się mocniej o jego tors i unosząc dłoń, by musnąć jego policzek.

– Kocham cię – odpowiedział Gavin i pocałował jej szyję. Blondynka roześmiała się dźwięcznie, odchylając głowę, by zachęcić go do kolejnych pocałunków.

– Ja ciebie też kocham. Skąd jednak to nagłe wyznanie? Coś się stało?

– Mam coś dla ciebie.

– Oby nie sukienkę, kupiłam już sobie sukienkę na wieczór i tak, mam zamiar iść w różu i cekinach na imprezę walentynkową. Nawet jeśli to tandetne i... – Jego palce złapały ją za brodę i zmusiły ją do przechylenia głowy tak, by mógł ją pocałować. Emerald obróciła się w jego ramionach i zarzuciła mu ręce na kark.

– Sypialnia? Skoro mamy czas... – zasugerowała drapieżnym głosem, a on zrobił krok do przodu i oparł ją o blat.

– Akurat nie to miałem tym razem na myśli – szepnął do jej ucha, zanim się od niej odsunął. Włożył dłoń do kieszeni spodni i bez chwili zawahania się, podał jej drewniane pudełko.

– Och, oby to było złote i błyszczące – roześmiała się Em i przeniosła wzrok na pierścionek. – To opal?

– Tak. Mówiłaś, że ci się podobają, bo wyglądają zwyczajnie...

– A w środku kryją całą galaktykę, którą można odkryć, dopiero gdy się na nie odpowiednio patrzy. Tak. To wyjątkowo piekny pierścionek, Gavin. Nie spodziewałam, się że masz aż tak dobry gust.

– Dobrze, że ci się podoba, ale na naszym przyjęciu zaręczynowym tryskaj większym entuzjazmem.

– Oświadczasz mi się?

– Można to tak nazwać.

– Uważasz, że ślub zadziała, gdy nie zadziałało nic innego? Usuwają wszystkie artykuły o mnie, sprawdzają moje konta bankowe, robią wszystko, żebym jako Emerald przestała istnieć, a...

– Głośny medialny ślub to coś, czego nie przeskoczą. Wciąż żyjemy w patriarchalnym społeczeństwie, złotko. Czy tego chcesz, czy nie.

Emerald patrzyła na pierścionek, obracając przy tym pudełkiem, by wpuścić do ciemnego kamienia jak najwięcej światła. Zachwycały ją czerwone i zielone iskierki w jego wnętrzu i najchętniej włożyłaby go na palec, ale to nie była zwykła błyskotka. Nie był to jeden z setek drogich prezentów, które Gavin jej kupował, bo akurat był znudzony, lub ona wspomniała, że coś jej się spodobało. To była deklaracja. A ona mimo całej miłości i przywiązania jakie do niego czuła, nie wie, czy jest jej pewna. Nie dlatego, że nie była pewna swoich uczuć, czy jego intencji, ale miała wrażenie, że zgadzając się, podzieli się z nim wyrokiem, który nad nią ciąży.

– Kocham cię – powtórzył Gavin, widząc jej wahanie. – Kocham cię tak, jak jeszcze nikogo wcześniej i jestem z tobą szczęśliwy. Więc...

– To prawdziwe zaręczyny, czy kolejna część twojego planu, by mnie zatrzymać? – spytała go chłodno, a on przewrócił oczami i przed nią uklęknął.

– Teraz to wystarczająco dla ciebie prawdziwe? – Emerald wybuchła śmiechem i też uklękła naprzeciwko niego na dębowych panelach.

– To ostatnia próba. Jeśli nie zadziała, to zniknę.

– A ja razem z tobą. Zaszyjemy się na jakiejś wyspie na Morzu Śródziemnym i będziemy żyli długo i obrzydliwie wręcz szczęśliwie. – Gavin uśmiechnął się do niej, wyjmując pierścionek z pudełka i włożył go na jej palec. – To jak będzie laleczko?

– Emerald Folie Reed. Brzmi doskonale.

– Też jestem tego zdania. – Blondynka pocałowała go zachłannie, co było dla niego jasnym sygnałem, że teraz mogą się przenieść do wspomnianej przez nią sypialni. W końcu mogą się spóźnić na swoje własne przyjęcie zaręczynowe.

Kochali się we własnym dużym łóżku, a później wzięli skandalicznie długi prysznic, zanim w końcu zaczęli szykować się do wyjścia. Emerald patrzyła na swoje odbicie w lustrze i kołysała lekko biodrami, by wywołać odbicia światła na swojej błyszczącej sukience. Gavin stanął za jej plecami i pocałował jej odsłonięte ramię, zanim odsunął się, by zapiąć guziki w koszuli. Blondynka wodziła za nim wzrokiem, słuchając, jak Reed wściekał się, że nie może znaleźć paska i że nie zdążył wypić drinka, więc wszyscy na początku imprezy będą go denerwować. A ona tylko uśmiechała się pobłażliwie, bo wszystkie jej myśli skupiały się na tym, jak bardzo głupio i doszczętnie jest w nim zakochana. Okoliczności wciąż pozostawały przerażające, niepewne i cały ich romans mógł skończyć się brutalnie dla nich obojga, ale jednocześnie czuła się przy tym jak bohaterka filmu. Nie wierzyła nawet tak do końca, że w realnym świecie można być tak szczęśliwym i zakochanym.

Realnie przeciągała decyzje i odsuwała od nich strach, by po prostu rozkoszować się tym, co miała teraz. Nawet jeśli to straci, będzie miała wspomnienia, które zakopie w sobie bardzo głęboko i będzie mogła dążyć do tego, by je odnaleźć, by wrócić do bycia sobą. Dlatego robiła wszystko, by zapewnić ich sobie jak najwięcej. Dlatego bawiła się doskonale na wieczornym przyjęciu, tańczyła w swojej błyszczącej sukience z rękami w górze i dłońmi Gavina w swojej talii. Śmiała się z jego znajomymi i poznawała nowych ludzi, którzy widzieli w niej tylko Emerald. W końcu nią właśnie była. Tą spektakularną osobą, która rozkochała w sobie playboya miliardera. To było o wiele więcej niż tylko nagłówek na plotkarskim profilu. To była prawda, ich życie i przyszłość. Dlatego chwaliła się pierścionkiem, wpadała w jego ramiona i udawała, że pije skandaliczne ilości drogiego szampana.

I była szczęśliwa. Oboje byli szczęśliwi, być może byli najbardziej szczęśliwymi osobami na świecie, gdy wracali do domu limuzyną, wymieniając kolejne pocałunki.

16.06.2039

U

padła na podłogę i w panice zaczęła odpinać kable z karku i ze zgięć swoich łokci. Widzi swoje śnieżnobiałe, plastikowe dłonie, które od razu zaczynają pokrywać się jasną skórą i oddycha spazmatycznie. Czuje, że się trzęsie i widzi krople czerwonej krwi opadające na jej nogi i zimne kafelki podłogi. Gavin podbiega do niej i klęka obok, zarzuca jej na plecy koc, którym owija jej nagie ciało i kładzie jej dłonie na ramionach. A ona dalej trzyma spuszczoną głowę i nie przestaje drżeć, krwawić i płakać. Gdy on nie wie, jak ma się do niej zwrócić, czy co ma jej powiedzieć, bo nigdy nie był przygotowany na to, co się stanie. Mógł wyobrażać sobie to wiele razy, ale zawsze w jego głowie wszystko albo szło nie tak, albo kończyło się wybuchem radości i szczęścia. Nie tym.

Być może było za późno. Minęło za dużo czasu i Emerald się pomyliła, a jej wspomnienia, zamiast pomóc, to zniszczyły już doszczętnie tę pokiereszowaną osobę, którą się stała. Jej widok w pewien zupełnie nowy sposób łamie mu serce, bo jednocześnie ma obok siebie osobę, którą kocha, jak i ma poczucie, że ta zginęła po raz kolejny.

Owija ją mocniej kocem i jego rogiem wyciera jej zakrwawioną twarz, a blondynka w końcu unosi głowę i spogląda na niego. Dalej nie może uspokoić oddechu, czy drżenia swojego ciała. Wygląda tak, jak wszystkie ostatnie razy, gdy ją widział, ale jej niebieskie oczy patrzą na niego z nieskrywaną rozpaczą. Blondynka unosi rękę i kładzie mu ją na bliźnie na szyi, którą przecież sama mu zostawiła.

– Co oni nam zrobili? – szepcze, spoglądając mu w oczy. – Co oni nam zrobili...

Powtarza te słowa w kółko, a on nie wie, co ma jej odpowiedzieć, więc po prostu pochyla się i opiera ich czoła o siebie, co wywołuje u niej westchnienie ulgi. 

Kaboom.

Bardzo chciałabym powiedzieć, że taki był mój plan od samego początku. ALE NIE. Emerald postanowiła pojawić się dopiero w połowie i zażyczyła sobie bycia postacią a nie wspomnieniem.

I dowiecie się o niej jeszcze więcej w kolejnych rozdziałach.

Plusy są takie, że dziś dokończyłam psianie epilogu i zostały nam tu jeszcze cztery spotkania.

Więc jak dobrze liczę i wszystko pójdzie zgodnie z planem to jeszcze w lutym zaproszę was na prolog kolejnego ficzka.

A tymczasem dziękuję za uwagę!
XOXO 🩷

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top