Osiemnasty
Kiedy Louis skończył i wszystkie emocje opadły, spojrzał niepewnie na profesora. Wreszcie się odważył to zrobić. Patrzył zszokowany, ale i usatysfakcjonowany na mieszankę emocji na twarzy starszego. Ten miał zamknięte oczy i przyjemność wypisaną na obliczu, nie mogło to być nic innego.
- To było piękne. - powiedział po dłuższej chwili ciszy Styles, jednocześnie otwierając oczy, a tym samym przyłapując szatyna na przyglądaniu się. Posłał mu cudowny uśmiech. Ten, który powodował trzepotanie w brzuchu młodszego.
- Um... dziękuję. - odparł cicho Louis, co w ogóle do niego nie pasowało. Patrzył, jak z tego z pozoru bezczelnego, sarkastycznego i nieemocjonalnego Tomlinsona, wychodzi ten prawdziwy - wrażliwy i niepewny w obliczu bliskości Stylesa. Nie potrafił stwierdzić dokładnie, co sprawiło, że był tak bezapelacyjnie zachwycony w tym momencie istotką przy fortepianie. I zielonooki chyba właśnie przegrał ze samym sobą.
- Wiesz na co mam ochotę? - zapytał cicho brunet, patrząc intensywnie w piękne, niebieskie oczy. Starał się oddychać miarowo, na samą myśl tego, co zamierza zrobić. Zwilżył swoje wargi i przeklnął w myślach swój pędzący puls. Masz trzydzieści pięć lat, do cholery. Potrafisz to zrobić. Chociaż wiedział, że powinien ogarnąć swoje pragnienia, bo on ma być tym starszym i mądrzejszym. Nie miał jednak serca, aby to zrobić.
Tomlinsona zdziwiło to pytanie. Było zupełnie niezwiązane z tematem, ale nic nie powiedział. Zobaczył nutę niepewności na obliczu Stylesa i to go zaintrygowało. Był ciekawy, co chodzi profesorowi po głowie.
- Nie, nie wiem. - odpowiedział równie cicho szatyn, patrząc na starszego. Coś w tej rozmowie powodowało, że wszystkie wnętrzności Louisa ściskały się w oczekiwaniu. Zapadła cisza, wypełniona po brzegi intensywnymi spojrzeniami.
- Mam ochotę cię pocałować. - odparł prosto z mostu. Nawet na moment nie spuścił wzroku z Louisa, chcąc dokładnie odczytać jego reakcję. Cholera, powiedziałem to. Młodszy z kolei się zapowietrzył. Wciągnął gwałtownie powietrze i rozchylił lekko usta. Odwzajemnił natarczywe spojrzenie Harry'ego. Wszystkie słowa uwięzły w gardle, a jego mózg i racjonalne myślenie pojechały na wakacje. Poczuł lekkie drżenie rąk i gęsią skórkę na przedramionach. Włoski na karku stanęły mu dęba. Czuł to pragnienie pod swoją skórą i był pewien, że tym razem nie da rady utrzymać go w ryzach. Jego serce waliło w piersi, powodując niemal jego ból. Nie wiedział, czy się nie przesłyszał. Lekko poczerwieniał na twarzy.
- Co? - rzekł mało inteligentnie, nie spuszczając wzroku ze Stylesa. Ten uśmiechnął się lekko i zaczął zmierzać w stronę niebieskookiego. Młodszy poczuł, jak jego oddech robi się stanowczo za płytki i za krótki. Wszystko w nim krzyczało i błagało o chociaż najmniejszy dotyk bruneta. Ten usiadł okrakiem na krześle, na którym również siedział Louis. Młodszy obserwował każdy jego ruch z wyczekiwaniem.
- Nie wierzę, że nie słyszałeś. - droczył się nauczyciel, patrząc na niego z błyskiem w oku. Próbował opanować targające nim emocje. Teraz, albo nigdy. - Ale powtórzę. Chcę cię pocałować. - powiedział ze słodkim uśmiechem. Och, był tak słodki i szczery, że Tomlinson chciał płakać. Byli naprawdę blisko. Krzesło nie było zbyt duże, dlatego ich usta nie dzieliło wiele. Dodatkowo, Styles się jeszcze przybliżył tak, że młodszy czuł jego oddech na swoich ustach. Szatyn przełknął ślinę i nerwowo zagryzł wargę. - Pytanie... - jeszcze odrobinkę bliżej. Były boleśnie blisko. Te milimetry odległości sprawiały im autentyczny ból. - ... Czy ty tego też chcesz? - dodał szeptem, uważnie obserwując ucznia. Zauważył, jak ten aż kipi z potrzeby i pożądania, jest bliski błagania go o ten pocałunek. Każda emocja była wymalowana na twarzy młodszego, a ten nawet nie fatygował się, aby je ukrywać. Przed Harrym był całkowicie bezbronny i nie przeszkadzało mu to. Był oczarowany Stylesem oraz całkowicie zdany na jego łaskę.
- Tak. - wykrztusił Louis, nie będąc w stanie myśleć jasno, kiedy wargi bruneta są tak blisko, ale nadal niewystarczająco. Wszystko w nim buzowało. - Tak, chcę tego. - dopowiedział, jakby poprzednia odpowiedź była niewystarczająca. Pragnął, aby Harry wiedział, że to jest to, czego chce. Że on jest wszystkim, czego potrzebuje w tym momencie. Twarz, piękna twarz bruneta się rozświetliła. Dosłownie. Gdyby niebieskooki nie był tak zaaferowany tym, co za chwilę ma się stać, pewnie musiałby włożyć okulary przeciwsłoneczne. Jego oczy były krystalicznie czyste i po prostu błyszczące szczęściem, jak nigdy wcześniej. Dołeczki w jego policzkach były uwydatnione oraz tak nieznośnie pociągające. Och. I te usta. Rozciągnięte w leniwym i promieniującym uśmiechu. Te usta, które zaraz będą go całowały. Całowały, cholera.
- Okej. Cieszę się. - wyszeptał Styles. Był tak niedorzeczny. Louis uwielbiał tę niedorzeczność. Sprawiała, że Harry Styles był Harrym Stylesem. - Zamknij oczy, Lou. - powiedział, a niebieskooki był pewny, że przepadł. Przepadł dla Harry'ego Stylesa i sposobu, w jaki ten zdrobnił jego imię. Znowu, znowu miał wrażenie, że słyszy krztę tej adoracji i tęsknoty, jaką słyszał w głosie starszego, kiedy wypowiadał nazwę instrumentu, przy którym siedzieli. Ta szczypta zachwytu i uczucia powodowała, że miał ochotę unieść się pod sufit.
Szatyn zrobił to, co starszy mu polecił. Przymknął oczy i wypuścił drżący oddech.
Poczuł, jak zielonooki ujmuje delikatnie jego twarz w swoje dłonie i Louis się rozpływał. Robił to tak, jakby bał się, że Tomlinson może się rozpaść w jego dłoniach. Jakby był najcenniejszy i najdroższy w jego oczach. Jakby był wszystkim, co ma. Jakby trzymał cały świat.
Chwilę później jego serce się zatrzymało, tylko po to, aby ze zdwojoną prędkością rozpocząć swój szaleńczy bieg. A wszystko dlatego, że brunet delikatnie zetknął ich usta. Po prostu. Czuł te miękkie wargi naprzeciwko swoich i to mu wystarczyło, żeby wiedział, iż jest to jeden moment na tysiąc, że nie każdy ma to szczęście. W Louisie zapanował dziwny spokój. Tak, jak przed chwilą wszystko buzowało i chciało wybuchnąć, tak teraz nie czuł nic oprócz cudownych ust Stylesa na swoich. Jego umysł zaszedł przyjemną mgłą, przez którą przedzierał się cichy, jednostajny głosik. Harry, Harry, Harry.
Zielonooki uśmiechnął się delikatnie w usta szatyna, bo cholera, było mu tak dobrze. Mógł zostać tak na zawsze. Wiedział, że z właśnie podjął najlepszą decyzję w swoim życiu i nikt, nikt nie ma prawa mu tego odebrać. To jest jego i Louisa.
Umysł Tomlinsona wyparował kompletnie, zostawiając go samego ze swoimi uczuciami i instynktami, kiedy Styles poruszył wargami. Oddał pocałunek, równie subtelnie i powoli. Westchnął z rozmarzeniem i roztrzęsieniem w usta starszego. Położył swoją dłoń na tej, należącej do Stylesa, która nadal otulała jego policzek. Był to odruch, kiedy zaczął ją gładzić swoim kciukiem. To było jak dotyk motyla, czy promienie słońca przedostające się przez wiosenne chmury.
Po dłuższej chwili, nie wiedzieli czy była to minuta, czy piętnaście, brunet zakończył pocałunek. Nie odsuwał się jednak nadto, ani nie ściągnął swoich dłoni z twarzy młodszego. Nie chciał wyrywać się z tej bańki mydlanej, w której się znaleźli. Już zawsze chciał smakować ust Louisa, chciał zatrzymać do końca swoich dni tę mieszankę emocji. Rozchylił swoje powieki, napotykając najpiękniejszy odcień niebieskiego w postaci roziskrzonych tęczówek Louisa. Wiedział, czuł, że szatyn ma podobne myśli. Że nie dadzą temu tak po prostu odejść i zaprzepaścić. Zainwestują w to swoje całe serca i zbudują to razem.
Posłał mu uroczy uśmiech, który został odwzajemniony.
- Czemu my tego wcześniej nie zrobiliśmy? - zapytał cicho rozbawiony profesor. - To takie świetne uczucie. - dodał szczerze i bez ogródek. Niebieskooki wzruszył ramionami lekko speszony. - W sumie, nadal mam na to ochotę. - kontynuował. - Ale to innym razem. Czas nam się kończy.
Innym razem. Innym razem. Innym razem.
696969
Hej, kochani!
No cóż... stało się ⬆️ mam nadzieję, że aż tak tego nie rozwaliłam :')
Yours, LARloveRY
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top