Jedenasty
- Zamknij klawiaturę. - usłyszał szatyn, kiedy siedział na lekcji u Stylesa w trzecim dniu. Louis popatrzył na niego niezrozumiale. Zielonooki zachęcił go wzrokiem. Tomlinson niepewnie wykonał tę czynność. - No, to teraz mi zagraj to rondo. - Louis miał minę, jakby zobaczył drugą głowę u Stylesa albo dwie pary oczu. - No dalej, na zamkniętej klawiaturze, o to mi chodzi.
Niebieskooki niepewnie położył dłonie na klapie z fortepianu i zaczął poruszać palcami, starając się usłyszeć grany utwór. Kiedy myślał, że idzie mu dobrze i, że wreszcie zaczął czuć grany kawałek (nadal jedynym dźwiękiem wychodzącym spod palców szatyna było stukanie opuszkami o drewno), profesor mu przerwał.
- Źle, pomyliłeś się. - powiedział spokojnie. Louis zamrugał na tę uwagę w niedowierzaniu. - W lewej ręce zamiast oktawy zagrałeś septymę. - wyjaśnił. Tomlinson nie wiedział co się dzieje. Co to za matrix? - Jeszcze raz.
Louis otrząsnął się z szoku i zaczął grać od początku. Kilka razy profesor wytknął mu kilka błędów, jednak całkiem dobrze mu szło. Kiedy skończył, miał wrażenie, że mózg mu paruje z nadmiaru wysiłku. Co odbiło Stylesowi?
- Jest prawie nieźle. - Tomlinson miał ochotę strzelić sobie w łeb w tym momencie. To jest zdecydowanie najgorszy komentarz jaki kiedykolwiek usłyszał. Przez ostatnie kilka minut produkował się jak prostytutka w Walentynki, a jedyne co usłyszał to jest prawie nieźle.
- Panie profesorze? - odezwał się szatyn, a Styles popatrzył na niego z pytaniem w oczach (Louis raczej na lekcjach nie odzywał się). Teraz jednak był zbyt skonfundowany i sfrustrowany. - Po co? - zadał pytanie, mając na myśli sposób ćwiczenia z przed chwili. Styles uśmiechnął się cwaniacko.
- Bo tak. - szatyn popatrzył na profesora jak na wariata. Nieco się zirytował. - Żartuję. - przewrócił oczyma na minę ucznia. - Chodzi o to, że jeżeli potrafisz zagrać z pamięci „na sucho", to wiesz, że potrafisz ten utwór naprawdę, bo go nie słyszysz. Jedynym czynnikiem wpływającym na ruch twoich palców jest twoja pamięć fotograficzna nut i pamięć epizodyczna palców. Jeżeli grasz normalnie, na klawiaturze, to do tego dochodzi słuch, który czasem daje nam iluzję świetnego pamiętania utworu. - zakończył Styles. Louis pokiwał w konsternacji głową, przetwarzając usłyszane słowa. Miały one sens i pokazywały, że profesor wie o czym mówi, a dyplomu nie kupił na eBay'u.
Louis doszedł do wniosku, iż nie mógł trafić na lepszego nauczyciela niż profesor Styles. Ten brunet był pasjonatą, osobą, która poświęciła swoje życie dla muzyki. Wypowiadał się tylko na tematy, gdzie wiedział, że ma wiedzę i to był czynnik, który sprawiał, iż Tomlinson cholernie go szanował. Był w jakiś sposób inspiracją. Potrafił uczyć się od innych, nawet tych mniej doedukowanych niż on sam, a dodatkowo miał interesujący sposób bycia, który intrygował szatyna i peszył jednocześnie, co nie zdarzało się w jego przypadku przy innych.
[][][]
Po obiedzie Louis z ulgą stwierdził, że jeszcze nie nadeszła jego pora warsztatów. Zatem jak dnia poprzedniego, udał się na salę kameralną i zasiadł z notatnikiem oraz długopisem w ostatnim rzędzie. Zdziwieniem nie był również fakt, iż profesor Styles usiał w tym samym miejscu co wczoraj. Szatyn przypatrzył się swojemu pedagogowi i wydawał się mu jakiś... spięty. W takim samym stopniu, jak Louisa to interesowało, tak bardzo nie zamierzał o to pytać, ani mieszać. Zdecydowanie. Mimo ledwo zauważalnego ocieplenia ich relacji, nie byli psiapsiółami, które zwierzają się z problemów. Jeszcze.
Znaczy, nigdy.
Westchnął i zwrócił swoją uwagę na nauczyciela, który wszedł na scenę i słuchał jego nudnego wstępu. Dzisiaj grać miała Danielle. Jakoś nie był tym zachwycony, ale wolał nie zasypiać, a tym samym nie narażać się swojemu nauczycielowi.
Brunetka weszła na scenę i lekko ukłoniła się, a na sali zabrzmiały brawa na powitanie. Zaraz po tym czynie, popatrzyła prosto na Louisa i puściła mu oczko. Niebieskooki prawie zachłysnął się powietrzem, ale nie dał tego po sobie poznać. Nonszalancko odwrócił wzrok w prawo (gdyby zrobił to w lewo, na pewno napotkałby ciekawskie zielone tęczówki, a tego nie chciał). Spojrzał na nią ponownie dopiero, kiedy był pewny, że siadła do fortepianu. Czuł na sobie wzrok Stylesa. Przenikliwy. Bardzo. Do tego stopnia, że poprawił się na siedzeniu i przygryzł dolną wargę, czując, że jest cały spięty.
Jeżeli ze wszystkich uczestników miałby wskazać swoich potencjalnych rywali (takowych nie było, ale gdyby) to napewno nie byłaby to Danielle. Grała... przeciętnie. Naprawdę przeciętnie. Tomlinson nie ma pojęcia, jakim cudem trafiła do drugiego etapu.
Warsztaty tego dnia były wyjątkową katorgą. Widać było, że Dan próbuje się popisać przed szatynem (sądząc po tym oczku, które mu puściła), nie wychodziło jej to, ale mimo wszystko profesor nie wiedzieć czemu wydawał się zadowolony z jej gry i trochę jej się podlizywał. Niebieskooki chciał rzygać. Dodatkowo, musiał robić z tego notatki. Super.
Miał ochotę wychwalać niebiosa, kiedy brawa dla Danielle i nauczyciela zabrzmiały, jednocześnie obwieszczając koniec warsztatów. Wyszedł z sali jako jeden z ostatnich, mimo że chciał to zrobić jako pierwszy. Dopiero, kiedy wszyscy opuścili pomieszczenie, podniósł swoje gnaty z siedzenia i wolnym, zmęczonym krokiem skierował się na dwór. Musiał sie przewietrzyć. Potrzebował, aby wywietrzał nie tylko z za mocnego perfum Danielle, który roznosił się po całej sali, ale również z tej atmosfery fałszu i przekrętu. Chciał uciec na moment.
Kiedy przechadzał się przez park, zobaczył nikogo innego jak jego ulubionego człowieka, profesora Harry'ego Stylesa. Yay. Miał lekkie dejá vú z chwili kiedy widział go rozmawiającego przez telefon przed hotelem. Brunet tym razem wydawał się jeszcze bardziej zdenerwowany niż ostatnio.
Louis, jako bardzo wścibskie dziecko, zamierzał i tym razem przypadkiem podsłuchać. Sumienie coś tam bełkotało o przyzwoitości, ale niebieskooki do perfekcji opanował ignorowanie go.
- To moje życie i moje decyzje, na miłość Boską! - jego głos był stanowczy i niemal warczący. Louis poczuł dreszcze na plecach. - Jestem dorosły i nie masz prawa do mojego życia. Już nie. - dodał ciszej, nadal twardo, ale i smutno. - Co? Coś ty znowu wymyśliła? - skrzywił się trochę. - Że ja? Pedałem? To brzmi jak desperacja. - odpowiedział swojemu rozmówcy z kpiną. Ałć. Zabolało. Szatyna ogarnąć niewyjaśniony smutek, bo po pierwsze, Styles właśnie zaprzepaścił jakiekolwiek szanse na spełnienie się fantazji Louisa. Nie żeby jakieś miał. Bo nie miał. Po drugie, Tomlinson poczuł się urażony, kiedy jedyny autorytet w jego otoczeniu nazywa jego orientację pedalstwem. To bolało. Miliony małych igiełek wbiło się w jego serce, a nauczyciel w oczach szatyna stracił naprawdę wiele. Tak bardzo chciał, żeby te słowa nigdy nie wybrzmiały, chciał nie usłyszeć ich. Karma wraca. Trzeba było nie podsłuchiwać.
- Słuchaj, mamo. - nie wiedzieć czemu, ostatnie słowo powiedział z pewną pogardą. - Nie zamierzam ci się z niczego tłumaczyć, nie ma żadnego ślubu i nie będzie! - Styles starał się panować nad emocjami. Z jakiegoś powodu Tomlinson lubił tego wkurzonego profesora. Działał jak magnes. Niebezpieczny magnes. - Zajmuję się tym co kocham, muzyką. Narazie to jest jedyna wartość w moim życiu. Nie kobiety, nie rodzina, nie pieniądze. Muzyka. W tym momencie muszę jak najlepiej przygotować mojego ucznia do konkursu i to jest dla mnie ważne. - Louisowi spodobało się określenie mojego ucznia, bo technicznie rzecz biorąc, nim nie był. Był chwilowym uczniem. Gorycz wcześniejszego wyznania nadal obijała się echem w jego umyśle, ale starał się w jakikolwiek sposób usprawiedliwić Stylesa. - Jeżeli dalej będziesz o tym pierdolić to nie ręczę za to, co powiem lub zrobię, dlatego rozłączam się. Teraz. - i jak powiedział, tak zrobił. Szatyn pierwszy raz usłyszał przeklenstwo z ust Stylesa, ale nawet ono było pełne gracji i majestatu. Jak? Tego nikt nie wie.
Louis szybko się oddalił wiedząc, iż niezręcznym byłoby być przyłapanym na podsłuchiwaniu problemów rodzinnych profesora. Wiedział, że brunet jest w złym humorze i bynajmniej nie chciał być jego tarczą na lotki, czy workiem treningowym. Zwał jak zwał.
Nie jestem pedałem.
Cóż... nikt nie prosił o naprawę roweru.
69696969
Hej, kochani!
H jest homofobicznym dupkiem...?
Yours, LARloveRY
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top