Dwudziesty drugi

Po warsztatach prowadzonych przez profesora Stylesa, praktycznie każdy na sali chciał z nim porozmawiać i pozadawać kilka pytań. Louis się temu nie dziwił. Nawet chłodne usposobienie nauczyciela nie odstraszyło ludzi żądnych wiedzy.

Tomlinson, widząc gigantyczną kolejkę w stronę bruneta uznał, że nie ma co na niego czekać i ruszył w stronę wyjścia. W międzyczasie wyłapał błagalny wzrok Stylesa, który mówił ratuj. Nawet nie waż mi się mnie tutaj zostawić. Louis w zamian posłał mu uśmieszek oraz spojrzenie typu radź sobie, na co profesor zmrużył oczy i chyba chciał posłać mu jeszcze jedno znaczące spojrzenie, ale szatyn właśnie w tym momencie wyszedł z sali. Co za szkoda.

Dodatkowo, naprawdę musiał do toalety zważywszy na wypite pół litra ziół.

Kiedy znalazł się w swoim pokoju, po prostu uznał, iż jest to idealna pora na drzemkę. I cóż, możliwe, że Styles miał rację co do tego, że lubi sobie pospać. Louisa na wspomnienie tego niecodziennego flirtu przeszył dreszcz.

Chwilę później spał rozłożony na całej długości łóżka z twarzą wtuloną w poduszkę.

Cóż, zapomniał nastawić budzik.

[][][]

Obudziło go dopiero pukanie do drzwi. Chwilę zajęło mu odnalezienie się w sytuacji, czasie i przestrzeni. Ogarnęła go irytacja, bo kto śmie przerywać jego święty czas drzemki?

W drodze do drzwi planował wszystkie tortury, jakie zastosuje na człowieku zakłócającym jego spokój. Najpierw porządnie na niego nakrzyczy, nawet jeśli to jest królowa angielska.

Kiedy jednak otwarł drzwi i ujrzał osobę stojącą za nimi, zaniechał tych niecnych czynów. Bowiem przed progiem do jego pokoju stał nie kto inny, jak profesor Styles. I Louis nie mógł nic poradzić na uśmiech, który rozjaśnił jego twarz.

Styles za to stał i był oszołomiony tą wersją szatynka. Jego kosmyki żyły własnym życiem, a twarz była zaspana i rozkoszna. Zielonooki rozpływał się.

- Umm... dobry wieczór? - odezwał się pierwszy Louis, odchrząkając. Słychać było, że właśnie się obudził.

- Cześć, Lou. - uśmiechnął się Styles, kiedy minął pierwszy szok i zauroczenie. - Ja tak jakby... przyniosłem ci kolację? - zawahał się nieco, nie wiedząc, czy dobrze zrobił. Tomlinson dopiero teraz zobaczył talerz, który dzierżył starszy, wypełniony po brzegi dosłownie wszystkim. - Zauważyłem, że nie ma cię na kolacji i tak jakoś pomyślałem. Nie wiedziałem co lubisz, więc przyniosłem wszystko, co się zmieściło na tym talerzu. - profesor uważnie obserwował twarz młodszego, nadal nie wiedząc, czy to jest dobry pomysł.

Jego wątpliwości zostały rozwiane razem z promiennym uśmiechem, który rozciągnął się na twarzy Louisa i dosięgnął jego pięknych, niebieskich oczu.

- To bardzo miłe z twojej strony. Zaspałem, a ty ratujesz mnie od śmierci głodowej. - zaśmiał się lekko niebieskooki i już nawet nie zwracał się do bruneta tytularnie, bo nie było w tym sensu. Zwracanie się do osoby, z którą wyraźnie kręcisz na „panie profesorze" brzmi jak wyjęte z pornola. Tyle w temacie. - Wejdź, proszę. - dodał po chwili, orientując się, że cały czas stoją w progu.

Cofnął się trochę, aby zrobić miejsce starszemu, co ten wykorzystał i przeszedł obok niebieskookiego. Tomlinson czuł rozchodzące się po jego wnętrzu znajome ciepło oraz ten delikatny dreszczyk podniecenia. Styles skierował się w stronę małego stoliczka z przystawionymi dwoma krzesłami i położył na nim talerz.

- Chcesz herbaty? - zaproponował Louis, bo czajnik elektryczny, kilka filiżanek i pudełko herbaty to jedyne, co miał do spożycia w pokoju.

- To już nie „panie profesorze"? - zaśmiał się delikatnie. - Tak, chętnie. Poproszę. - odpowiedział na zadane mu pytanie.

- Ja nie wiem. Przepraszam, jeśli to jest nie na miejscu. Mogę do tego wrócić. - zająknął się lekko Tomlinson, nie wiedząc czy zaraz mu się nie dostanie za zmniejszanie dystansu na odwrót, niż mówią to zasady savoir-vivre'u.

- Hej, Lou, spokojnie. Nie jestem zły. - powiedział łagodnie Styles. - Mnie to cieszy. - posłał mu uśmiech, kiedy ten nastawił wodę na herbatę i wrócił do stolika. Usiadł na przeciwko bruneta i być może wyglądali jak na randce. Być może.

Louis odetchnął. Jednak nie zrobił nic złego.

- Smacznego. - odezwał się po chwili Styles, podsuwając mu talerz pod nos. Szatyn posłał mu wdzięczny uśmiech i zaczął jeść. Kiedy jednak zrobił pierwszy kęs kanapki z serem, sałatą i pomidorem, zaprzestał tej czynności.

- Nie mogę jeść, kiedy ciągle na mnie patrzysz. - powiedział do bruneta, który rzeczywiście nie robił nic, oprócz patrzenia na młodszego.

- Tylko podziwiam. - wzruszył ramionami z uśmiechem. - Poza tym, co innego mógłbym robić? - zadał pytanie zielonooki.

- Możesz zaparzyć herbatę. - odpowiedział Tomlinson słysząc, że woda w czajniku elektrycznym już się zagotowała.

Profesor z westchnięciem oraz lekkim ociągnięciem wstał od stolika, i podszedł do miejsca, gdzie stały już dwie filiżanki z woreczkami herbaty w środku. Kiedy mijał młodszego, opuszkiem palca przejechał po jego policzku w bliżej nieokreślonym geście. Tomlinson nic nie poradził na delikatny róż wstępujący na jego twarz.

Harry zalał herbatę i wrócił z filiżankami do Louisa. Ponownie jego zajęciem było dokładne skanowanie twarzy i ruchów niebieskookiego, jedynie z taką różnicą, iż teraz co jakiś czas brał łyka gorącego napoju. Szatyn nie skomentował tego, bo wiedział, że nie przekona Stylesa. Skupił się bardziej na tym, aby przypadkiem nie zachłysnąć się jedzeniem.

- Fuj, Camembert. - skrzywił się Tomlinson, widząc ser na talerzu, dotychczas skryty pod trzema rodzajami szynki. Profesor spojrzał na niego dziwnie. Jakby miał dwie głowy.

- Ty jesteś poważny? - zapytał Harry. - Camembert to najlepsze co się przydarzyło światu. - oprócz ciebie, dopowiedział w myślach. Swoją opinię wygłosił niczym największy znawca serów. - Pff... do tego smaku trzeba dojrzeć, dzieciaku. - prychnął i powiedział z lekką nonszalancją, kpiąc z Louisa. Jakby na to jedno zdanie zamienił się w tego Stylesa, którego  widzą wszyscy na zewnątrz. Tego, którego Louis spotkał pierwszego. Szatyna to intrygowało.

- Uważasz, że jestem niedojrzały? - uniósł jedną brew, jednocześnie odsuwając wszystkie „dobre" rzeczy od Camemberta na talerzu. Tak na wszelki wypadek, gdyby to smaczne jedzenie przejęło jakąś zarazę albo grzyba od tego sera.

- Dojrzały człowiek sam wyciąga wnioski, a nie od nie pyta, mój drogi. - rzekł bezczelnie, nachylając się nad stolikiem i wystawiając mu język.

- Pan, panie Styles z kolei reprezentuje bardzo wysoki poziom. Nie ma co. - powiedział z przekorą, mrużąc oczy. Brunet zaśmiał się lekko i przyjemnie dla ucha. Louis sam uśmiechnął się na ten dźwięk.

Styles sięgnął do talerza, z którego jadł młodszy i chwycił za kawałek nieszczęsnego Camemberta, a następnie go spożył. Louis patrzył na niego z niesmakiem. Pokręcił jedynie głową i wrócił do jedzenia. Harry tylko przyglądał się, z jakim zapałem szatyn pochłania wszystkie małe marchewki.

696969
Hej, kochani!

Trochę jedzonego ⬆️

Yours, LARloveRY xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top