-

Severin rozejrzał po przestrzeni, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Planica zawsze była i bez wątpienia będzie miejscem magicznym, inaczej się tego nazwać nie dało. Team Party na zakończenie sezonu nigdy nie było nudne, wręcz przeciwnie - tworzyło album o sporej zawartości fantastycznych wspomnień, do których chciało się wciąż wracać.

- W głowie się nie mieści, że zdecydowałeś się zakończyć karierę.

Zaskoczony odwrócił głowę, napotykając rozbawione spojrzenie przyjaciela.

- Richard? Ty tutaj? - objął go mocno na powitanie, przymykając ze szczęścia oczy.

- Nie mógłbym ominąć standardowego przystanku w corocznej trasie. Zwłaszcza takiego przystanku.

- Jak zwykle metafora goni metaforę. A ty? Co Ciebie podkusiło do zakończenia kariery? Całe życie przed Tobą!

- Każdy mi to powtarza - zaśmiał się wąsaty. - Gdybym dostał jakąkolwiek szansę na występ, nie licząc krajówki, zastanowiłbym się nad przyszłym sezonem, wiesz? Ale to oni pozwolili mi uwierzyć, że może faktycznie mój czas właśnie nadszedł? Wasze wiadomości czy rozmowy wiele dla mnie znaczyły. Przytakiwałem na słowa: "W przyszłym sezonie weźmiemy wspólny pokój, bo już zapomniałem, jak to jest wysłuchiwać Twoich koncertów pod prysznicem" albo "Z Tobą w składzie drużynówka jest nasza", ale z tyłu głowy, stałe miejsce upatrzyła sobie myśl o sportowej emeryturze.

- Nie zasługiwałeś na taki koniec, Rysiu. Wystarczyłaby pomocna dłoń i zawojowałbyś przyszłymi sezonami - odparł przygaszonym tonem.

- A ty? - odchrząknął po chwili ciszy. - Wróciłeś po kontuzji, ten sezon nie należał do najgorszych, wręcz przeciwnie.

- Ile można wracać po kontuzji - uśmiechnął się smutno. - Zdawałem sobie sprawę, że nigdy nie będzie już tak, jak 8 lat temu. Każdy z nas doświadcza moment błyszczenia w świecie skoków - dłużej, krócej, to zależy. O wszystkim przesądził brak powołania na igrzyska. Pomyślałby kto, że Soczi było pierwsze... i ostatnie.

Richard ścisnął jego ramię w pocieszającym geście.

- Zasługiwałeś na nie.

Freund uśmiechnął się w przestrzeń.

- Mamy następców. Wszystko zależy od ich pracy i treningów.

Tuż obok nich przebiegli różowowłosi Finowie, w pakiecie z nagrywającym coś Arttim Aigro.

- Zostajesz w skokach?

- Nie mam wyjścia - roześmiał się Freitag. - Skoki narciarskie mają to do siebie, że możesz zakończyć  karierę i wierzyć, że od nich uciekłeś, ale tak naprawdę w chwili wejścia w ten sport, on już jest częścią Ciebie.

- Może idź na filozofię, stworzysz własny odłam, jakiś freitaganizm - roześmiali się wspólnie, zatrzymując się przy stanowisku Niemców, za którym rozmawiali, przebrani w tradycyjne bawarskie stroje, Andreas Wellinger i Stephan Leyhe. Istne plotkary i papużki nierozłączki.

- Piwa? W sumie głupio pytam, oczywiście, że chcecie piwa - zaczął na wstępie blondyn, nalewając złocisty płyn. - Jesteście okropni, kończyć karierę akurat teraz...

- A kiedy, Twoim zdaniem, powinniśmy je ogłosić, Andi? - parsknął śmiechem Richard.

- Na pewno nie przede mną! - uśmiechnął się, przykładając palce do kącików oczu. Zamrugał kilka razy, pociągając dla bezpieczeństwa nosem.

- Sądzisz, że na świecie uchowałoby się trzech Kasai, młody? - zawtórował Freund.

- Jasne, czemu nie... Idę po zapas talerzyków, zaraz wracam. Steph, pilnuj nam stanowiska!

Blondyn zniknął w kontenerze, a Leyhe posłał im współczujące spojrzenie.

- Trochę czasu upłynie, nim się z tym częściowo pogodzi. W zasadzie Was zna najdłużej, mimo, że jest najmłodszy... No, może nie licząc Constantina.

- Złote dziecko igrzysk. Dopiero skończył osiemnastkę... - uśmiechnął się Freund. - Ten czas płynie zdecydowanie za szybko.

- Mam nadzieję, że zobaczę Was w sztabie. W przeciwnym razie, będzie strasznie nudno - brunet wydął wargi.

W tym samym czasie z zaplecza wrócił Andreas, machając zwycięsko tekturową zastawą.

- Karl, Markus i Constantin prawdopodobnie zostali wciągnięci na scenę w celu zaprezentowania naszego narodowego tańca, nie odpisują mi na wiadomości.

- Nie zdziwię się, gdyby faktycznie tak było - roześmiał się Stephan. - Chodźcie chłopaki, czas na zbiorowe przytulanie.

Severin i Richard przeszli na drugą stronę stołu, zamykając w szczelnym uścisku pozostałą dwójkę. Andreas zacisnął powieki, ale kilka słonych łez zdążyło uciec z kącików oczu.

- Czuję się jak dumny ojciec - stwierdził ze śmiechem starszy blondyn.

- Hej! A ja to niby kim mam być? Matką? Przecież mam wąsy!

Odpowiedział mu głośny śmiech przy niemieckim stanowisku, w powszechnie cenionym wydarzeniu, jakim było Team Party.

***

- Pero, ty jesteś pewny, że on trzyma sok jabłkowy?

- No pewnie, co mam nie być pew...- rany boskie, Ludvik! ZOSTAW TO PIWO!

Słoweniec szybkim ruchem ręki wręcz wyrwał swojemu synowi plastikowy kubek i obrzucił go groźnym spojrzeniem - dzieciak roześmiał się serdecznie, podbiegając do rozbawionego Kamila.

- I tak to jest, jak pracujesz poza domem. Tak dobitnie, poza domem - prychnął. - Chłopak nawet autorytetu we mnie nie widzi!

- Ludvik, musisz słuchać taty - zwrócił się do niego Stoch, używając słoweńskiego. - Bo tata będzie smutny.

Ludvik spojrzał to na Polaka, to na ojca, który udał że ociera łzy, uśmiechnął się do Kamila i pobiegł w stronę Słoweńca.

- Kiedy byłem mały, pomyliłem wino z sokiem porzeczkowym. Co prawda to tylko szklanka, ale w życiu nie miałem lepszego snu - parsknęli śmiechem. - Nie wypił dużo, nie powinno być z tego problemów.

- Na całe szczęście, bo Mina to chyba wyjebałaby mnie z domu.

- Peter! nie przy dziecku! - skarcił go brunet. - Jak podchwyci i zacznie powtarzać, to gwarantuję Ci, że chwilę poza domem pomieszkasz - dodał z rozbawieniem.

- Dobrze, że siedzą z Ewą i Martą na rynku, i tego nie widzą - westchnął. - Teraz już wiem, jak się musi czuć sama w domu. Dzięki, Kamil - uśmiechnął się. - Cieszę się, że spotkałem kogoś takiego, jak ty. I że jesteśmy przyjaciółmi.

- Przyjaciółmi? A podobno jestem Twoją inspiracją - uśmiechnął się znacząco i roześmiał, widząc rozpromieniony wzrok Słoweńca.

- No tak - przewrócił oczami. - Osobista inspiracja. I influencer.

- Tata! Wyjebalem się! Wujek, pacz!*

***

Słońce przyjemnie przygrzewało w twarz, zabawa trwała w pełni - skoczkowie świętowali zakończenie sezonu, wędrując od stanowiska do stanowiska i próbując z nich regionalnych przysmaków danego kraju, rozmawiali, wypoczywając na leżakach lub - tak jak robiła to elitarna grupa - biegali po zeskoku jak banda rozwrzeszczanych dzieci... Czyli typowy dzień w austriackiej kadrze.

Daniel Tschofenig z pomocą starszego imiennika lepili hordę bałwanów, Jan Hoerl z Manuelem Fettnerem tworzyli imitacje aniołków na śniegu, a kochany Kraft zwiewał podejrzanie szybko przed kochanym Hayboeckiem, który skutecznie trafiał w niego śnieżkami.

- Michael, zostaw mnie, niedobry Michi, niedobry-yy, AAA!

- Czuję się, jakbyś wołał psa - zaśmiał się trzymając go w uścisku. - Dlatego też, pokaże Ci coś, czego pies raczej nie potrafi.

Stefan próbował się wyrywać, ale marnie mu to szło. Zapuszczał nienaturalnie, gdy poczuł spływający po plecach śnieg.

- Michael! Miarka się przebrała!

Blondyn rozluźnił uścisk, przez co młodszy z nich skutecznie przewrócił go na śnieg, nacierając nim jego twarz.

- Masz szczęście, że to Planica i dwadzieścia stopni - fuknął niby obrażony, choć marnie maskował swój gniew.

- Czekałeś na to, przyznaj - parsknął Hayboeck, zamieniając ich miejscami. Teraz to brunet leżał pod nim, nieudolnie zakrywając twarz rękami.

- I co, dalej jestem niedobry? - wyszczerzył zęby w uśmiechu, nacierając mu twarz śniegiem.

- Doleję Ci farby do szamponu, przyrzekam! Przestaniesz być blondynem!

- Nie odważyłbyś się - posłał mu znaczący uśmiech, mrużąc przy tym oczy. - Poza tym, za bardzo je lubisz.

- Ja? Lubię?

- No dobra, uwielbiasz.

- Umiesz sobie dopowiedzieć - przewrócił oczami z rozbawieniem, podpierając się na łokciach.

- Mówię samą prawdę!

Tkwili w tej pozycji przez kilka sekund, dopóki nie usłyszeli okrzyku Manuela:

- Hej, słoneczka! Wiem, że randka w Planicy brzmi fantastycznie, ale jeśli nie chcecie trafić na pierwsze strony gazet i krzykliwe artykuły w Internecie, to radzę się kryć przed kamerami! No chyba, że to już oficjalne!

- Mogę mu przyjebać? - zapytał Michi z nadzieją, podnosząc się z ziemi. Został jednak przytrzymany przez Stefana, który tylko mrugnął w odpowiedzi i zawołał:

- A co, zazdrościsz? Świetnie spędzamy czas, nie wiem, o co Ci chodzi!

Fettner wciąż się uśmiechał, ale nic nie odpowiedział, wracając do robienia aniołków. Kraft sypnął śniegiem w twarz Michiego i przeturlał się kawałek, korzystając z jego chwilowej dezorientacji. Roześmiał się serdecznie i poczekał, aż blondyn ułoży się obok niego.

- Koniec sezonu jest strasznie dziwny - stwierdził starszy.

- Prawda. Może obecny okres nie zasługiwał na nagrodę w kategorii "Najlepszy sezon roku", ale zakończenie zawsze ma unikatową atmosferę. A teraz krótki urlop i ponowne treningi - westchnął.

- Jedziesz gdzieś na wakacje?

- To się zobaczy - wzruszył ramionami. - Ale musimy koniecznie wybrać się na wycieczkę do Mariboru.

- Z Tobą mogę pojechać nawet i na koniec świata - uśmiechnął się szeroko.

- W takim razie, cel podróży - koniec świata! - oznajmił, rzucając w niego śniegiem.

- Doigrałeś się!

///

Witam! Z tej strony wasza KDP, z krótkim one-shotem związanym z tym sezonem
Nie był on idealny, ale czasem coś musi się podłamać, by przyjść silniejsze, więc, do zobaczenia w listopadzie, a może nawet w lecie!

A, zapomniałam o tej gwiazdce przy tekście Ludvika - chodziło mi o to, że ten dzieciak ma jakieś 3 lata i nie mówi wyraźnie
A i tak trochę przeholowałam z takim słownictwem bo szczerze wątpię że tak małe dziecko jest w stanie powiedzieć tak trudne słowa, ale to fanfik, tu wszystko jest możliwe xD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top