5. Kara

- Oh to dość, nieprzyjemne... - Dodał po chwili Ifer. - Co nie znaczy, że mogą napadać na innych jak zwierzęta. 

Przegryzłam wargi bo stałam w samym ręczniku w jego pokoju, nie to, że nagle miałam udawać cnotkę ale chyba nie zamierzał trzymać mnie, u siebie w nieskończoność. Patrzyłam się na niego kiedy przeglądał coś na swoim ''wiszącym'' super komputerze - to znaczy latającym, bo dosłownie ekran wisiał w powietrzu.  

- Coś się stało? - Zapytał w końcu, kiedy zauważył, że się przyglądam. 

- Ymmm... nie bardzo wiem co mam teraz zrobić. - Oznajmiłam śmiało, co spowodowało, że Ifer się uśmiechnął. 

- Tam w garderobie znajdziesz coś do ubrania. - Głową wskazał na drzwi po mojej lewej. 

Mimo, że dziwnie się czułam weszłam do nowoczesnej garderoby, nie zdążyłam się rozejrzeć kiedy usłyszałam głos automatycznej asystentki. 

- Na jaką okazje chcesz się ubrać? - Zapytał mechaniczny głos.

- Nie jestem pewna...-Powiedziałam na głos.

Wszystko było idealnie poukładane i posortowane, a pomieszczenie dobrze oświetlone. Nie mogło zabraknąć luster, na które teraz się patrzyłam. Półek, wieszaków i szuflad było milion i każda była podpisana jakimś numerkiem. 

- Proponuje coś co spodoba się Księciowi - usłyszałam ponownie głos maszyny.

Na jednym z luster moje odbicie się zmieniło, zamiast ręcznika miałam długą suknie z gorsetem i buty na wysokich obcasach. Przyglądałam się chwilę temu i zastanawiałam co powinnam zrobić i jak obsługiwać tą nieszczęsną asystentkę. 

- Suknia wisi na wieszaku numer czterysta dwadzieścia, buty stoją na półce trzysta jeden.

Czułam się dziwnie, więc czym prędzej ubrałam suknie - co było nie lada wyczynem - i założyłam buty. Nie czekając na kolejne rady garderoby wyszłam jak najszybciej, i usiadłam na łóżko Ifera, który w dalszym ciągu był zajęty. Wiedziałam, że przerywanie mu to nie jest dobry pomysł więc w milczeniu czekałam na polecenie - musiało minąć sporo czasu bo do drzwi zadzwoniła służba i wniosła jedzenie i zasłała stolik w rogu pokoju, jednocześnie posyłając w moją stronę zaciekawione spojrzenia. 

- W samą porę. Sereno usiądź proszę. - Głos Ifera brzmiał normalnie choć nie normalnym było to, że Zetki jadły posiłek z ludźmi. - No już, chyba, że wolisz być głodna. - Dodał widząc moją zdezorientowaną minę.  

Usiadłam w milczeniu i czekałam, aż on pierwszy wykona jakiś ruch bo ja nie wiedziałam co zrobić w tej sytuacji. Ifer jednak bez słowa nałożył jedzenie na mój talerz i gestem dłoni kazał zacząć posiłek. 

-  Oh, nie martw się nie jest zatrute. - Posłał w moją stronę uśmiech. - Czemu jesteś taka podejrzliwa? - Zapytał po chwili.

- Nie jecie posiłków z ludźmi. - Oświadczyłam wiadomy fakt. Nie skomentował w żaden sposób mojej błyskotliwej odpowiedzi i nie ma czemu się dziwić. 

To był najdziwniejszy posiłek jaki kiedykolwiek jadłam w obecności drugiej osoby, nic nie mówiliśmy, nawet nasze oddechy były jakieś takie bezgłośne - kompletna, ponura cisza. Co jakiś czas chciałam przerwać ciszę ale wolałam nie ryzykować, mimo, że jeszcze nie zrobił mi krzywdy jakiś mały głosik w głowie ostrzegał mnie o tym, że stąpam po cienkim lodzie. Nie pomagał  jego wędrujący wzrok, który wodził po moim ciele ale zawsze zatrzymywał się na moich oczach - raz nasze spojrzenia się skrzyżowały i poczułam dreszcz przechodzący po moim kręgosłupie. 

- Iferze... litości! Zostawiłeś mnie na pastwę ojca! - Głos usłyszałam zanim do pomieszczenia wparował jakiś mężczyzna. - ohh... a to tym byłeś zajęty.

Jegomość był z rodziny Królewskiej bo tak jak Ifer posiadał znak na czole, oboje dzielili wspólne cechy jak pełne usta i duże oczy - które nawet tutaj były rzadko spotykane. Miałam podejrzenia, że mogli mieć tą samą matkę choć jeśli chodzi o Króla Fangeerna, nie przywiązywałabym do tego zbyt dużej uwagi bo on sam chyba nie wiedział, gdzie porozsiewał dzieci. 

- Ładna. - Oświadczył przybysz krzywiąc usta w delikatnym języku. 

Oczywiście udawałam, że nie rozumiem o czym mówią, więc spuściłam głowę i czekałam na rozwój wydarzeń. 

- Coś chciałeś, że bez zaproszenia wparowałeś do mojego pokoju? - Zapytał beznamiętnie mój właściciel. 

- Mivon stawia opór, nie pomagają wysłani w delegacje ludzie... - Zaczął i usiadł na krześle między mną a Iferem. - Nie mam pojęcia co robić, są jak wrzody na dupie. 

Zaczęła się rozmowa ale późniejsze zdania były dość trudne do zrozumienia, więc wyłapywałam tylko jakieś bezsensowne urywki. Zresztą nawet nie chciałam ich słuchać, nie potrzebna była mi ta wiedza. Spuściłam głowę i obserwowałam materiał sukni i myślałam o tym co dzisiaj się wydarzyło, z zamyślenia wyrwał mnie głos Ifera.

- Sereno? - Zaczął Ifer - A ty co myślisz? Jeśli jakaś planeta stawia opór i wojna wisi na włosku, to co zrobić?

 Podniosłam wzrok na niego i wpatrywałam się w jego oczy, które teraz świeciły jakby w środku miały ukryte drobinki srebra, nigdy wcześniej tego nie zauważyłam, dlatego na chwilę odpłynęłam pod spojrzeniem mojego właściciela. Ifer odchrząknął prosząc mnie bym odpowiedziała na jego pytanie.

- Zrobić coś czego się nie spodziewają. - Brzmiałam żałośnie ale oni nie zwrócili na to uwagi. 

- Interesujące... możesz rozwinąć tę myśl. - Poprosił.

- Zawsze myślicie jedno kierunkowo, zawsze musi to być logicznie działanie... - Zaczęłam - A teraz wyobraźcie sobie co pomyślą jeśli na przykład zaprosicie kogoś ważnego z ich planety na bal? - Oboje milczeli więc kontynuowałam. - Będą albo przerażeni bo macie jakiś as w rękawie albo zadowoleni bo będą myśleć, że nie macie szans i się płaszczycie... Tak czy siak, jest pięćdziesiąt procent szans na zwycięstwo, jeśli myślą podobnie do was nie będą ryzykować. 

Ifer uśmiechnął się szeroko w moją stronę a jego brat pokiwał z uznaniem. Wątpiłam by wysłuchali mojej rady, jestem pewna, że to była część badań nad moją osobą ale nie przeszkadzało mi to. Ponownie spuściłam głowę i oglądałam materiał mojej sukni, brat Ifera nie siedział długo bo po wymianie kilku zdań z mężczyzną wyszedł z pokoju, zostawiając nas samych. 

Poczułam dłoń na policzku i mimowolnie podniosłam wzrok. Po raz kolejny książę zaczął dotykać mojego policzka w sposób w jaki robił to mój były, miałam wrażenie, że specjalnie kopiuje jego ruchy by sprawdzić jak na nie zareaguje.

- O czym myślisz? 

- Dlaczego naśladujesz ruchy Noah? - Zapytałam bezwstydnie, a na jego twarzy ponownie pojawił się uśmiech. 

- Jesteś wyjątkową istotą Sereno. - Jego słowa zadudniły mi w głowie.

**********

Książę pozwolił mi wrócić do swojego pokoju i odpocząć, jednak mój odpoczynek nie trwał zbyt długo, bo po jakiejś godzinie usłyszałam krzyki na korytarzu. Ciekawość wzięła górę i wyjrzałam - zobaczyłam jak dwoje strażników ciągnie za sobą zapłakaną Kate. Moje serce ścisnęło się z żalu, nie była moją przyjaciółką ale wyglądała na miła dziewczynę, taką niewinną i spokojną. 

Z rozmowy strażników wyłapałam, że próbowała uciec i to właśnie wtedy postanowiłam się za nią wstawić. Może dlatego, że ja na początku też uciekałam - uciekałam codziennie przez kilka miesięcy...aż w końcu się poddałam, straciłam nadzieje i pogodziłam się z losem. Kate niedawno trafiła na Zeter, pewnie jakaś wola walki w niej została, ale nie oznaczało to, że należy ją karać jakoś surowo. Jednak jak na złość Ifer nie posłał po mnie tego dnia więc, została mi nadzieja, że jeszcze Kate nie spotkało nic złego.

Nadzieja roztrzaskała się jak szklanka kiedy, następnego dnia (choć w sumie powinnam rzec wieczoru) do stołówki dwóch strażników wprowadziło Kate, a za nimi podążał z kamienną twarzą Ifer. Na sali zrobiło się zamieszanie, a ja zamarłam na widok bicza w dłoni strażnika, to że przyszli tutaj oznaczało jedno - pokazowa kara. 

Wiedziałam, że Ifer pokazywał mi swoją dobrą stronę  bo w jakimś stopniu go zainteresowałam ale nie spodziewałam się, że jest w stanie aż tak ukarać Kate. Zacisnęłam pięści kiedy spojrzałam w tęczówki księcia, był niewzruszony i obojętny na to co miało spotkać tę biedną dziewczynę.

- Wszystkie znacie zasady... - Jego melodyjny głos rozbrzmiał w pomieszczeniu. - Ucieczki lub inne przewinienia są surowo karane. - Dodał i spojrzał na mnie.

Czułam złość i gniew, czułam rozgoryczenie i rozczarowanie bo przez krótką chwilę myślałam, że Ifer choć odrobinę różni się od innych Zetek. Jak wszystko w tym świecie moja nadzieja zdechła, wiedziałam już, że nie mam co liczyć na ich litość - oni nie mieli uczuć. 

Odwróciłam głowę i zakryłam dłońmi uszy, kiedy zaczęli wymierzać karę Kate. Nie mogłam słuchać jej błagania i krzyków kiedy baty raz za, razem rozcinały jej skórę i raniły plecy. W tej chwili poczułam się jak za pierwszym razem kiedy to mnie karali, pamiętałam twarz kata i przerażone miny innych kobiet. Pamiętałam ból przeszywający całe moje ciało i krzyk, który pozbawiał mnie tchu - po wielu karach już nic nie było w stanie mnie złamać do tego stopnia, nic już tak nie przerażało jak tamten pierwszy raz. 

Do moich oczu napłynęły łzy a kiedy podniosłam wzrok Ifer zmierzał już w moją stronę...






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top