39. Jagody
Wracałam właśnie z kuchni, kiedy usłyszałam zaciekłą rozmowę Ifera i Lailoxa. Nie kryli się zbytnio z tym, więc postanowiłam dowiedzieć się o co chodzi i dlaczego mam wrażenie, że albo zaraz sobie skoczą do gardła, albo komuś innemu.
- Jak to jutro mamy się pojawić u ojca?! - Wykrzyczał wściekły Ifer i choć jeszcze go nie widziałam, to byłam pewna, że był spięty, a wzrokiem zabijał swojego brata.
- Robią to specjalnie. Jeśli jutro się nie pojawimy, stwierdzą, że nie sami nie chcieliśmy się pojawić i wszystkie wysiłki pójdą na marne. - Odpowiedział stanowczo starszy książę.
Zrobiłam kilka kroków w stronę pomieszczenia, aż w końcu moim oczom ukazali się bracia. Obaj zdenerwowani, jednak to Ifer niespokojnie chodził w ''tą i z powrotem'' między kanapami i stolikiem. Byli tak zajęci sobą, że nawet mnie nie zauważali, więc czekałam na dalszy rozwój wydarzeń w ciszy. Zapomniałam nawet o tym, że chwilę wcześniej byłam potwornie głodna, a w ręku trzymałam talerz wypełniony kanapkami, zdecydowanie bardziej w tym momencie interesowała mnie dlaczego atmosfera w pokoju jest tak gęsta, że można by było zawiesić siekierę w powietrzu.
- Serena nie jest jeszcze gotowa... - Zaczął Ifer, ale Lailox szybko mu przerwał.
- Albo jutro, albo wcale. To jest jedyna okazja.
Kiedy doszło do mnie o co chodziło braciom, talerz z moich rąk trafił na podłogę, roztrzaskując się z hukiem. Oboje spojrzeli w moją stronę i wiedziałam, że martwią się tym co ma się niedługo wydarzyć, jednak to ja martwiłam się najbardziej - już nie chodziło o innych ludzi, o kogoś dla mnie obcego. Teraz stawka była dużo większa, bo jeśli rada nie zmieni swojej decyzji w sprawie praw ludzi, to jaka przyszłość czeka na moje dziecko? Jest w połowię Zetką, ale tylko w połowię i obawiałam się, ze nawet samo pochodzenie Ifera nie zmieni tego, jakie życie będzie miał nasz potomek.
- Jutro? To za wcześnie... nie dam rady... - Próbowałam coś wydukać, ale opornie mi to szło. Prawda była taka, że moje umiejętności językowe, dużo się poprawiły, ale stres zżerał mnie od środka na samą myśl o tym całym cyrku.
- Dasz rade. - Pocieszał mnie Lailox i uśmiechnął się w moją stronę ciepło. - Nie dali konkretnych warunków, więc myślę, że możemy wybrać materiał, który najlepiej znasz i pójdzie gładko. - Puścił w moją stronę oczko, a po chwili spojrzał gdzieś za mnie. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Mary pochyla się, żeby posprzątać mój nie doszły posiłek z podłogi. - Po za tym kilka głosów będzie po naszej stronie niezależne od tego, jak Ci pójdzie.
Chyba wpadałam w jakąś obsesje po tym ataku w domu Lailoxa, ale miałam dziwne wrażenie, że Mary pojawiała się zawsze tam gdzie coś się działo, jakby specjalnie podsłuchiwała. Oczywiście mówiłam o tym Iferowi, ale on zawsze mnie zbywał, bo jak twierdził Mary jest tutaj bardzo długo i nie ma powodów do tego by coś knuć. Zresztą z kim miałaby to robić, skoro zawsze jest tutaj w zamku.
- Nie mamy wyjścia... - Wzięłam głęboki wdech i kontynuowałam - będzie co będzie.
Ifer podszedł do mnie i mocno mnie przytulił, próbując dodać mi tym otuchy, co w jakiś sposób działało. Zawsze kiedy był blisko czułam się spokojniejsza.
- Idź odpocznij, ja niedługo przyjdę do pokoju. - Powiedział spokojnie mój książę i pocałował mnie delikatnie w czoło.
- Najpierw idę coś zjeść, bo mój ostatni posiłek wylądował na ziemi. - Przypomniałam, a w tym samym momencie poczułam lekkie kopnięcie mojego potomka. Załapałam dłoń Ifera i przyłożyłam ją do miejsca, w którym można było wyczuć ruchy dziecka. - Po za tym twoje dziecko nie dało by mi spokoju gdybym nic nie zjadła. - Uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę, a on zamrał na kilka chwil, czując pod palcami kolejne delikatne ruchy dziecka.
Zostawiłam braci samych i ponownie skierowałam się do kuchni, w której kręciła się już Mary. Kiedy tylko weszłam uśmiechnęła się w moja stronę szeroko.
- Chcesz to mogę coś dla Ciebie zrobić do jedzenia. - Zaproponowała, a ja mimo, że była życzliwa nie mogłam się przemoc by uwierzyć w jej czyste i szlachetne zamiary.
- Nie dziękuję, wezmę jakieś owoce. - Odpowiedziałam jej słabym uśmiechem. Miałam wrażenie, że jej miną trochę zzrzedła, albo miałam już halucynacje. Mary sięgnęła po miskie z czymś co przypominało jagody i postawiła na blacie przed mna.
- Te smakują prawie jak te nasze ziemskie jagody, choć mam wrażenie, że są dużo słodsze. - Spojrzałam na nią i wzięłam całą miskę. Na sama myśl o smaku jagód w moich ustach zrobiło się mokro, a w brzuchu zaburczało.
- Dziękuję. - Odpowiedziałam szczerze i skierowałam się w stronę mojego i Ifera pokoju.
Wybrałam jedną z jagód i już miałam włożyć ją do ust, kiedy poczułam, jak ktoś wytrąca mi miskę z rąk, a ta z hukiem upada na ziemie. Po jakiejś sekundzie chciałam nawrzeszczeć na sprawcę całej tej tragedii, ale kiedy spojrzałam w bok, zobaczyłam przerażona Glorie.
- Czy Ty oszalałaś?! Chciałaś zabić siebie i dziecko?! - Krzyczała i machała rękoma, a ja nie rozumiałam nic z tego co mówiła. Patrzyłam na nią, to na jagody i starałam się zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi. - Te owoce są trujące! - Wykrzyczała w końcu, a moje oczy otworzyły się szerszej w zdziwieniu. - Chciałaś się zabić?! - Powtarzała się, a ja nie byłam w stanie nic z siebie wydusić.
- Co tu się dzieje?! - Usłyszałam głos Ifera i kiedy Gloria głośno krzyczała, że chciałam popełnić samobójstwo, ja wpatrywałam się w jagody, które leżały rozwalone na podłodze i starałam się dojść do siebie.
Kolejny raz ktoś próbował mnie zabić i to nie byle kto, bo osoba której Ifer ufał. Dlaczego Mary chciała mnie zabić, jaki miała cel? Nie była tu źle traktowana, miała dość dobre stanowisko, no i nie było tu już Rutorii. Musiała wiedzieć, że tego Ifer jej nie wybaczy. Co innego wprowadzać mnie w błąd i zastraszyć, a co innego zabić.
- Sereno czy Ty naprawdę chciałaś to zrobić? - Zapytał zdenerwowany Ifer uważnie mi się przyglądając. - To przez jutrzejsze spotkanie? - Na początku kiedy do mnie mówił, a ja na niego patrzyłam, to nie słuchałam go wcale, ale kiedy dotarło do mnie co mówił oprzytomniałam.
- To wy oszaleliście! - Przekrzyczałam ich w końcu, bo zrobili taki szum, że nawet już nie rozumiałam, co kto mówił. - Mary mi je dała i powiedziała, że smakują, jak jagody. - Wytłumaczyłam szybko.
- Mary? - Zapytał zdziwiony Ifer, jak gdyby upewniając się, czy dobrze usłyszał. Rozumiałam, że wcześniej nie chciał uwierzyć w te wszystkie moje dziwne podejrzenia, ale teraz... Okazało się, że miałam racje.
- No przecież mówię! - Podniosłam głos zdenerowana. - O Boże...- Wykrztusiłam po chwili. - Nawet tutaj, w zamku... - Nie skończyłam, bo Ifer huknał groźnie na straż, że mają szukać Mary, która pewnie zdążyła już się ulotnić z zamku.
Poczułam, że zrobiło mi się słabo i jedyne na co miałam siłę i ochotę, to położyć się do łóżka, więc powoli skierowałam się w dobrze znaną mi stronę. Z wrażeń kręciło mi się w głowie, ale udało mi się dojść do łóżka i nawet nie zwracałam uwagi na Glorie, która mi towarzyszyła i trajkotała coś pod nosem przejęta.
- Nie martw się, wujek Ifer ja znajdzie. - Powiedziała po chwili, złapała mnie za dłoń i ścisnęła ja delikatnie.
Nie odpowiedziałam, skupiłam się na tym, by oddychać głęboko i nie zemdleć. Cała ta sytuacja sprawiła, że pozwoli wpadłam w panikę, ale wiedząc, że nie jest to dobre dla dziecka, próbowałam jakoś się uspokoić i chyba pierwszy raz gadanie Glorii mi pomogło. Skupiłam się na niej, a wtedy duszności i zawroty głowy powoli ustępowały.
Wzięłam kilka kolejnych wdechów i postanowiłam, że choćby nie wiem co, to jutro skopie im pośladki. Trzy razy chcieli mnie zabić, o trzy razy za dużo i pewnie myśleli, że się przestrasze, ale tym bardziej chce tam iść i spojrzeć im w oczy.
- Gloria! Serena! - Usłyszeliśmy krzyk, a do pokoju wparował zdyszany Chen z przerażeniem wypisanym na twarzy. - Amber rodzi!!!
Nic więcej, nie musiał mówić bo, jak na zawołanie zerwałyśmy się z naszych miejsc i pędem udaliśmy się do pomieszczenia gdzie znajdowała się Amber.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top