36. Wejść do głowy Ifera
Rzuciłam w niego jeszcze ostatnią obrożą, a później pustym pudełkiem. Już na samym początku Lailox, zszedł z lini ognia i stanął w kącie, uważnie obserwując scenę, a przy tym powstrzymując śmiech. Nie wiem, czy to co się właśnie działo było śmieszne, dla mnie wcale. Choć dla kogoś z boku scena mogła naprawdę wyglądać komicznie, stałam w ogromnym gabinecie, po lewej stronie stał rząd półek z jakimiś książkami i ozdobami, po prawej stały dwa fotele i stolik, a na środku znajdowało się wielkie przezroczyste biurko. Po jednej stronie pomieszczenia stałam ja, bezbronna ludzka kobieta, która chciała zamordować super silnego, szybkiego i umiejącego latać Zeterianina - dzieliło nas tylko nieszczęsne biurko.
- Jeśli już wykorzystałaś cała swoją amunicje, powiesz w końcu czemu chciałaś mnie zabić? - Zapytał Ifer biorąc głęboki wdech. Wyglądał na zmieszanego, albo bardzo dobrze udawał, ale za grosz nie wierzyłam w jego niewinność. Nie nabiorę się na to kolejny raz.
- Nadal chcę cię zabić. - Oświadczyłam żałośnie i wytarłam mokre od łez policzki. Byłam tak wściekła, że jedyne co mogłam w tej chwili robić, to płakać. Po prostu moje ciało nie radziło sobie z taką ilością gniewu.
- Dobrze... - Przeczesał włosy palcami, a jego białe tęczówki intensywnie się we mnie wpatrywały. - Dlaczego nadal chcesz mnie zabić?
Czy on naprawdę myślał, że zrobi ze mnie idiotkę? Ponoć był inteligentniejszy niż wszyscy ludzie na ziemi, a nie dodał dwa do dwóch. Naprawdę żałosne.
- Dlaczego wszystkie obroże były w moim dawnym pokoju? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie. - Co planujesz Ifer? Założysz mi obroże? Zamkniesz gdzieś? A może czekasz do porodu? - Rzucałam słowami z taką prędkością, z jaką przed chwilą pozbywałam się rzeczy z pudła. Chciałam wiedzieć co się teraz stanie, co zamierza, nawet jeśli miało to nastąpić po tym, jak urodzę dziecko.
- Nie rozumiem o co ci chodzi. - Odparł i zrobił krok w moją stronę. On naprawdę zamierzał udawać, że jest idiotą. Żałosne po prostu.
- Ponoć jesteś mądrzejszy od mnie, a zachowujesz się jak byś miał mózg Neandertalczyka. - Poinformowałam, wciąż zdziwionego Ifera i wyszłam.
Tak naprawdę nie wiedziałam co mam teraz zrobić, teraz już straciłam szanse by zwiać. Książe zagroził, że znajdzie mnie wszędzie, a ja już byłam zmęczona tym wszystkim. Nie było sensu nawet próbować wydostawać się z zamku, więc postanowiłam, że następny dzień spędzę w swoim starym pokoju. Musiałam odpocząć, uspokoić się i zastanowić, jak to wszystko rozegrać. Od płaczu i stresu rozbolała mnie głowa, a żołądek odmówił współpracy i poczułam, jak żółć podchodzi mi do gardła. Całe szczęście zdążyłam zwymiotować do toalety i usiadłam obok niej, czując, że to jeszcze nie koniec.
Co ja teraz miałam robić?
Nie byłam pewna ile spędziłam w toalecie, wymiotując i zastanawiając się nad swoją beznadziejną sytuacją, kiedy do łazienki wszedł, nie kto inny, jak Ifer. Patrzył na mnie przez chwilę, pewnie zastanawiając się, jak mógł zrobić dziecko komuś tak żałośnie słabemu, ale miałam to gdzieś. Nie miałam już siły, nawet siedzieć, więc było mi obojętne, czy był tam, czy nie.
- Szukaliśmy cię wszędzie. - Oznajmił i przykucnął koło mnie, a ja zaśmiałam się bez krzty radości.
- Wróciłam tam gdzie moje miejsce. - Miałam chrypkę, bo nie napisałam się nawet wody od czasu kiedy zwymiotował, ale miałam to gdzieś. Wszystko miałam gdzieś.
- Nie rozumiem o co chodzi. - Wyznał i założył mi kosmyk włosów za ucho.
Nie miałam siły już mu odpowiadać, więc przyciągnęłam jego czoło do swojego i pokazałam mu wszystko co się wydarzyło i co myślałam o jego zachowaniu. Jak nigdy, chciałam żeby poczuł się tak, jak ja teraz. Wykorzystana, oszukana i zmęczona. Chciałam, żeby choć raz poczuł się tak żałośnie, jak ja za każdym razem kiedy próbował mnie okłamywać i używać do swoich celów.
- Oh, Sereno. - Westchnął, kiedy oderwałam się od jego czoła, ale zamiast coś powiedzieć on ponownie złączył nasze głowy razem. Tym razem, to ja odbierałam jego wspomnienia i uczucia. Było to dziwnie niepokojące, ale też i ciekawe. W końcu mogłam znaleźć się w jego głowie, dowiedzieć się prawdy.
Najpierw nie czułam nic, były same obrazy, rozmowy, mało istotne informacje, później pojawiłam się ja. Byłam w jego wspomnieniach coraz częściej i wtedy też coraz częściej czułam coś na kształt radości. Czasami czułam tęsknotę, aż w końcu poczułam to samo co czułam ja do niego. Ifer mnie kochał, choć jemu lepiej szło ukrywanie się z tym uczuciem, ale kiedy uciekłam coś w nim pękło. Widziałam, jak rozwalił pokój, jaka złość i żal w nim się tliły. Widziałam jak wyrzucał Rutorie, jak kłócił się z Lailoxem, a później jak ten powiedział mu prawdę. Wtedy był zmieszany tym wszystkim, ale kiedy się spotkaliśmy wiedział już co chce zrobić. Chciał być ze mną, kochał nas. Był szczęśliwy, pierwszy raz tak naprawdę to poczuł.
Oderwał mnie od swoich wspomnień i pocałował mnie w czoło.
- Nie wiem co tam robiły bransoletki, ale możesz je jutro sama spalić. A teraz chodź złośnico. - Podał mi dłoń i pomógł wstać, ale kiedy zauważył, że ledwo stałam, wziął mnie w ramiona i prawdopodobnie niósł do naszego pokoju.
Oparłam głowę o jego klatkę piersiową i milczałam. Tak naprawdę, to co mi pokazał było trochę oszałamiające, ale też poczułam się strasznie głupio. Zachowałam się jak kretynka i nie mogłam temu zaprzeczać, ale kiedy przypomniałam sobie, jak Ifer skakał po pokoju starając się unikać mojej ''super-morderczej'' broni, to parsknęłam śmiechem.
- A teraz czemu ci tak wesoło? - Zapytał zdezorientowany.
- Cóż, ta scena w twoim gabinecie była zabawna. - Kiedy o tym mówiłam, tym bardziej chciało mi się śmiać i resztkami sił powstrzymałam się od niekontrolowanej ''głupawki''. - Chciałam cię zabić kawałkiem metalu. - Kiedy dokończyłam Ifer zaśmiał się razem ze mną. Lubiłam słuchać jego ''chmurkowatego'' śmiechu, choć tak rzadko się śmiał w głos. Zwykle uśmiechał się pod nosem. - Mam na myśli, że byłam tak wściekła, że naprawdę chciałam cię tym zabić.
- Miałaś duże szanse powodzenia... - Przyznał wciąż się śmiejąc. - Następnym razem upewni się jednak, że jestem sparaliżowany, a ty rzucasz we mnie siekierami z hartowanej stali.
- Nie podsuwaj mi pomysłów. - Chciałam szturchnąć go w ramie, ale ledwo żyłam więc zrezygnowałam z tego pomysłu.
Ifer zadzwonił do kogoś, żeby przynieśli mi jedzenie i coś na wzmocnienie, ale nie zamierzał już wychodzić z pokoju. Tak, więc kiedy on usiadł przy swoim biurku i pracował, ja mogłam go spokojnie obserwować z naszego wygodnego łóżka. Naszego - brzmiało trochę abstrakcyjnie, ale zaczynałam już się do tego słowa przyzwyczajać i nawet mi się ono podobało.
- Ifer? - Starałam się zwrócić jego uwagę kiedy do mojej głowy wpadła pewna natrętna myśl.
- Słucham? - Odwrócił wzrok od czegoś na latającym ekranie i spojrzał na mnie, wyraźnie oczekując na to co mam do powiedzenia.
- Skąd Mary wiedziała gdzie są bransoletki, skoro nawet ty o tym nie wiedziałeś? - Książe zmarszczył brwi, ale po chwili jego twarz ponownie wyrażała spokój.
- Ona tutaj zarządza, wie co i gdzie. Sama też osobiście sprawdza pokoje i ich czystość. - Poinformował i wrócił do poprzedniej czynności. - Nie przejmuj się już tym, jutro zrobisz z tymi przeklętymi bransoletkami co chcesz. - Dodał spokojnie.
Miał racje, powinnam przestać się tym zadręczać, jednak coś nie dawało mi spokoju, a ja nie wiedziałam co to jest. Czułam przez skórę, że coś się zbliża i obym się myliła.
********
Trochę was rozpieszczam, bo to już trzeci dodany rozdział dzisiaj, ale to dlatego, że chce się wkupić w wasze łaski po dłuższej nieobecności. Mam nadzieje, że mi się udaje :)
Co się szykuje? Jakieś pomysły?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top