29. Nie zostawie swojego dziecka
Cały czas czułam na sobie wzrok Ifera, ale ja starałam się unikać jego białych tęczówek, bo ponownie by mnie pochłonęły, a to nie kończyło się dobrze. Książę milczał, ale czujnie obserwował wszystko na około - głównie mnie. Gloria przyniosła apteczke z małym skanerem w środku, a kiedy kazałam ściągnąć mu koszule uśmiechnął się chytrze.
- Nie mogę, strzała krępuje moje ruchy. - Wiedziałam do czego zmierzał, chciał żebym w końcu zbliżyła się do niego niebezpieczne blisko, żebym spojrzała na niego, ale nie zamierzałam tego robić.
- Lailox pomóż bratu. - Rozkazałam, na co oboje o mało nie zakrztusili się własną śliną.
Tego pewnie się nie spodziewali, ale nie mieli wyjścia. Lailox podszedł do młodszego brata i bez zbędnej delikatności ściągnął jego koszule, mina mężczyzny była bezcenna. Wyglądał jakby zaraz miał wykopać sobie buknkier. Nie widziałam twarzy rannego, ale domyślałam się, że wyglądała podobnie. Kiedy Ifer siedział bez koszulki zaczęłam skanowac okolice rany. Skaner był prawie, że identyczny do tego, którego używają na ziemi w sklepach, ale potrafił ocenić na ile poważny był uraz i czy można było wyjąć ciało obce bez uszkadzania najważniejszych narządów, tętnic i tym podobnych. Taka mini wersja doktora tuby, tylko nie wykrywała maleńkich fragmentów, takich jak szkło.
Zanim zabrałam się za wyciąganie strzały, w pomieszczeniu zostałam tylko Ja, Ifer, Gloria i Lailox. Na szczęście ostatnia dwójka nie miała zamiaru nigdzie wychodzić, a mi to było na rękę, bo będąc sam na sam z Iferem wszystko mogło się wydarzyć.
- Dlaczego uciekłaś? - Zapytał w końcu. Wiedziałam, że zapyta, wręcz byłam zdziwiona, że tak późno. Nie odpowiedziałam od razu, udawała, że jestem zbyt zajęta by udzielić tej informacji.
Nawet kiedy dotykałam jego skóry, oglądałam ranę z każdej strony, nawet wtedy nie patrzyłam na jego twarz. Łatwiej jest udawać, że czegoś nie ma, prawda?
- Każdy pies kiedyś zerwie się łańcucha. - Powiedziałam chłodno i jednym ruchem wyciągnęłam metalowy, podłużny pocisk z ramienia Ifera. Nawet nie sapnął kiedy to się stało, jak zawsze był skałą nie do złamania. - Problem w tym, że nie wszystkie z tych psów wracają. - Dodałam i zaczęłam oczyszczać ranę i to wcale nie w delikatny sposób, wręcz przeciwnie. Jakaś sadstyczna część mnie uznała, że zasłużył na trochę bólu.
- Sereno przestań! - Podniósł głos i złapał mnie za nadgarstek. Byłam tak oszołomiona jego dotykiem, zachowaniem, bliskością, że przez kilka sekund nie wykonywałam żadnych ruchów, tylko patrzyłam na jego cholernie ciepłą dłoń. Przypomniałam sobie ile razy ta dłoń mnie dotykała, w sposób przeznaczony tylko dla osoby, która kochamy i moje ciało opanował dreszcz, tak silny, że na mojej skórze pojawiła się gęsią skórka.
- Co mam przestać? - Zapytałam w końcu, usilnie starając się nie patrzeć mu w oczy. Ifer wstał i położył swoje duże dłonie na moich ramionach, a gdybym tylko podniosła głowę, to na wysokości moich oczu, ujrzałabym jego miękkie usta.
- Przestań cały czas mówić o tych psach. - Odpowiedział spokojniej i westchnął głośno.
- Po co tutaj jesteś? - Zapytałam i spojrzałam na lewo, gdzie właśnie w tamtej chwili, Gloria się ewakuowała z pomieszczenia. Zdracja!
- Chciałem Cię zobaczyć. - Wyznał, a moje serce zabiło dwa razy szybciej.
Czyż nie o tym śniłam nocami? Żeby tutaj przyjechał dla mnie? Jednak, jakby pięknie nie brzmiały jego słowa, wiedziałam, że mają ukryte znaczenie. Zdążyłam się nauczyć, że Ifer wie co ma mówić, żeby nakłonić innych do tego co chce żeby zrobili. Był piekielnie inteligentny, ale też i cholernie charyzmatyczny, co czyniło go podwójne niebezpiecznym.
- Zobaczyłeś już, możesz wracać do siebie. - Wysyczałam, a ton mojego głosu był tak jadowity, że mógłby zabić całą planete. Brunet starał się nie słyszeć złości w moim głosie, bo jedyne co zrobił, to złapał mnie za podbródek i zmusił bym w końcu na niego spojrzała.
Białe świecące tęczówki wywiercały we mnie dziurę, a ja przestałam oddychać. Poczułam przyjemny zapach, którego mi brakowało i zobaczyłam usta, które tak bardzo chciałam całować. Powstrzymywałam się by nie rzucić się mu w ramiona, by nie rozkleić się, by nie dać mu wygrać. Nie może ponownie nad mną mieć władzy, nawet jeśli każda komórka w moim ciele tego pragnęła. Już nie byłam jego rzeczą, byłam wolna.
- I mam zostawić swoje dziecko?
Tego się nie spodziewałam. Zrobiło mi się na przemian gorąco i zimno, a nogi prawie się pod mną ugieły. jego wzrok był zacięty, jakby chciał mnie nim złamać. Przeklęty Lailox musiał mu wszystko wywaplać! Już nie żyje!
Przez ułamek sekundy chciałam skłamać, powiedzieć, że to nie jego dziecko, ale nie miało to sensu. Wystarczyło by, żeby wszedł do mojej głowy i wszystko stałoby się jasne. Mógł bez problemu przeszukać mój umysł, kilka chwil, tylko tyle mi było potrzebne.
- No i co zamierzasz z tym zrobić co? - Zapytałam z kpiną. - Chcesz przedstawić to dziecko, jako swoje? Będzie traktowane, jak pies na Zeterze! - Po raz kolejny tego dnia podniosłam głos i po raz kolejny miałam ochotę się rozpłakać. Oczy piekły mnie niemiłosiernie, ale twardo patrzyłam na Ifera.
- To moje dziecko! - Wykrzyczał tak żarliwie, że po moim kręgosłupie przeszedł dreszcz strachu. Był wściekły, ale ja jeszcze bardziej.
- I w połowie człowiek. - Zauważyłam. - Myślisz, że ktoś będzie je traktował, tak jakby to było dziecko Rutori? - Wysyczałam, a dłoń Ifera mocniej zacisneła się na moim ramieniu. - Zrobią z niego niewolnika, tak jak Ty zrobiłeś ze mnie! - Już nie hamowałam łez nie miałam siły, emocje przejęły nad mną władze, choć tak bardzo starałam się by było inaczej. - Weźmiesz je jako szczeniaczka do swojego zamku?! Jeśli będzie chlopcem i trochę podrośnie, to Rutoria się ucieszy! - Krzyczałam i szarpałam się aż zabrakło mi sił. Ifer nie odpuszczał i mimo, że na jego czole pojawiła się gruba zmarszczka, a szczęka niebezpiecznie mocno się zacisnęła to słuchał co mówię. - A może jak urodze, to jakiś twój znajomy się nas pozbędzie, tak jak to zrobili z żoną Lailoxa i tak jak chcieli to zrobić z ich córką?!
Po ostatnim zdaniu Ifer poluzował uścisk, a ja się wyrwałam. Widziałam szok i niedowierzanie na jego twarzy, coś czego nigdy nie widziałam u księcia. Myślał, że wiedział wszystko, ale tak naprawdę nie wiedział nic. Nie czekając na ruch z jego strony, uciekam do swojego pokoju, zamknęłam drewnianą powłokę i tą elektryczną, żeby mieć pewność, że nie wejdzie do środka. Chwilę stałam oparta o ścianę ciężko oddychając, aż w końcu rzuciłam się na swoje łóżko zalana łzami.
Co on chciał zyskać przychodząc tutaj? Myślał, że wrócę do haremu? Że dalej będę znosić Rutorie? Czego on ode mnie chciał?!
- Sereno, proszę otwórz. - Jego głos się zmienił, był miękki, skruszony i spokojny. Jednak nie miałam zamiaru mu otwierać, niech idzie do diabła! - Chce normalnie porozmawiać. - Dodał, a kiedy nie usłyszał odpowiedzi kontynuował swój monolog, któremu chcąc nie chcąc się przysłuchiwałam.
- Kiedy zorientowałem się, że uciekłaś rozwaliłem połowę zamku. Byłem wściekły, chyba pierwszy raz w życiu tak bardzo. - No oczywiście, że był. Nikt nie stawia się Iferowi, każdy się boi. Kiedy jego zabawką uciekła, to musiał wpaść w szał. - Później nie czułem już złości, a coś jeszcze, coś czego nie potrafie opisać...
Zacisnęłam mocno dłonie na pościeli, a słowa Ifera na chwilę powstrzymały chęć płaczu. Nie zamierzałam odpowiadać, a wysłuchać co miał mi do powiedzenia. Później może spadać na swój Zeter.
********
Czy to tylko ja, czy zrobiło się nagle gorąco?
Kto się już doczekać nie może następnego rozdziału?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top