23. Rodzinne sekrety
- Gdzie idziemy? - Zapytałam po kilku minutowym spacerze.
Niovis w odróżnieniu od Zeter, miało dzień i noc, choć dzień był dużo krótszy. Przynajmniej tyle zdążyłam się dowiedzieć od Lailoxa, w czasie drogi. Opowiadał o tym gdzie się znajdujemy i co warto zwiedzić, kiedy już chwilę odpocznę.
- Do mojego domu, to niedaleko. - Odpowiedział i wskazał na duży zegar który wisiał w powietrzu, a pod nim unoszących się ludzi. Wyglądali jakoby chodzili po niebie. - To jest niewidzialna wieża. - Poinformował i uśmiechnął się szeroko, widząc moją minę.
- Zanim bym tam weszła, dostałabym zawału. - Lailox zaśmiał się głośno i pokiwał głową na boki.
- Uciekłaś z Zeteru, ścigali Cię strażnicy, nie miałaś żadnego planu na dalsze życie, a boisz się wieży? - Był rozbawiony i zdziwiony jednocześnie.
- Tak, ale nie musiałam się wspinać po niewidzialnym czymś. - Wzruszyłam ramionami niedbale i uśmiechnęłam się.
Przez kilka minut szliśmy w ciszy, a ja czułam wzrok mężczyzny na sobie. W pewien sposób mnie to krępowało, nie lubiłam być obserwowana, ale miałam wrażenie, że Lailox przyglądał się mi, bo chciał coś z siebie wydusić. Miałam nadzieję, że niczego nie kombinował i ze ufając mu nie trafiłam z deszczu, pod rynne. Po pewnym czasie jego białe tęczówki, tak bardzo wywiercały we mnie dziurę, że nie wytrzymałam.
- Ok. O co chodzi? - Zapytałam i odwróciła się w jego stronę, tak byśmy stali twarzą w twarz. Nie wyglądał na zabitego z tropu, w sumie to chyba liczył na to, że się zapytam o co chodzi.
- Jest pewna sprawa... - Zaczął, a ja wypuściłam głośno powietrze.
- Wiedziałam. Dałeś mu znać gdzie jestem! - Zaczęłam panikować, ale szybko mnie uspokoił gestem dłoni.
- Nie. Nie chodzi o to.
- O co więc? - Zapytałam mocno zaciskając dłonie na ramiączkach plecaka. W razie jakichkolwiek problemów, ucieknie - pomyślałam.
- Może pogadamy, jak dotrzemy na miejsce? - Zaproponował, ale ja nie zamierzałam się stąd ruszać dopóki nie dowiem się o co chodzi.
Nad naszymi głowami przeleciał floater i automatycznie uniosłam głowę. Może jest jeszcze, jakaś planeta, na którą mogłabym uciec, albo miejsce podobne do ziemi, takie tylko dla ludzi?
- Udało mi się wywrzeć presję na ojcu i rządzie. Za kilka tygodni mam przedstawić im człowieka, który przekona ich, że ludzie zasługują na normalne życie i prawa na Zeterze. - Otworzyłam szerzej oczy i nie mogłam zrozumieć, co chciał mi przekazać. Lailox przeczesał włosy dłonią i kontynuował. - Osoba ta musi udowodnić im, że jest w stanie nauczyć się naszego języka, tradycji. Oczywiście myślę, że będzie haczyk ale...
- Czekaj. - Przerwałam mu. - Ja niby mam być ta osobą? - Nie, on chyba nie myśli, że się na to zgodzę? To szaleństwo! Owszem umiałam trochę mówić, ale nie na tyle, żeby się tym chwalić i występować przed samym królem.
- Tak Sereno. Jesteś idealna osobą do tego zadania. - Powiedział, to jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Ty chyba żartujesz!- Uniosłam ręce do góry i zaśmiałam się, choć w tym śmiechu nie było ani krzty wesołości.
- Oczywiście zrobisz, jak uważasz. - Odpowiedział zrezygnowany widząc, że nic nie ugra. - Mój dom jest dla Ciebie otwarty, tak czy inaczej, ale zastanów się nad tym.
Prawda była taka, że nie miałam zamiaru robić z siebie klauna, przed rządem i Królem, ale z drugiej strony, jeśli to by się udało... wtedy wszyscy ludzie by na tym skorzystali. Może skończyły by się porwania i niewolnictwo? Tylko czy chciałam to zrobić?
Byłam w pewien sposób samolubna, ale już tyle czasu spędziłam na obcych planetach, że nie potrafiłam od tak poddać się temu pomysłowi. Tyle czasu czekałam na wolność, więc jeśli to, by się nie powiodło, co by się że mną stało? Czy warto ryzykować, nie dawno odzyskają wolność, nie mając pewności, że się uda?
Stanęliśmy przed willą, która łudząco przypominała te na ziemi. Willa utrzymana była w jasnych kolorach, głównie bieli, która pokrywała między innymi: elewację, filary i balustrady. Rozmiar budynku był imponujący, ale to rzeźby przyciągały oko, a najbardziej ogromną fontanna, która stała przed samym wejściem. Całość oczywiście była ogrodzona murem, ale wejście było z przezroczystego tworzywa.
- Dlaczego tak Ci na tym zależy? - Zapytałam tuż przed tym, jak mężczyzna otworzył bramę.
Lailox westchnął i spojrzał wprost w moje oczy. Zobaczyłam kilka emocji, które przez chwilę mignęły w jego tęczówkach. Wyglądał jakby zastanawiał się nad tym co ma powiedzieć, albo czy powinien mi zaufać.
- Mam córkę. Jej matka była ziemianką.
Skłamałabym gdybym powiedziała, że to wyznanie mnie nie zszokowało. Mój mózg prawie wyskoczył z mojej czaszki i popełnił samobójstwo.
- Czy to w ogóle możliwe? To znaczy z biologicznego punktu widzenia? - Zapytałam zaciekawiona, bo nigdy nie widziałam żadnej kobiety z ziemi, która by zaszła w ciążę z Zeterianinem. Zawsze myślałam, że to po prostu nie możliwe, w końcu trochę się różniliśmy.
- Oczywiście. - Oznajmił najzwyczajniej na świecie i zaczął iść w stronę swojego domu. Stałam tam z dobre kilkadziesiąt sekund i patrzyłam, jak mężczyzna się oddala, dopiero kiedy te informacje dotarły do mojego mózgu zaczęłam iść za nim.
- Wyprzedzając twoje pytania, kobietom w haremie zwykle wciskają środki antykoncepcyjne do napoju z witaminami.
Raz w tygodniu dostawałyśmy napój w którym ponoć były witaminy, ale nikt nigdy nie mówił o tym, że jest tam jeszcze ekstra dodatek. W sumie biorąc pod uwagę, jak wyglądało moje życie do niedawna, to wcale nie byłam oburzona tym faktem. Zaskoczona - tak, ale nie zła.
- Gloria ma prawie osiemnaście lat i do tej pory ukrywałem jej istnienie, ale mam już tego dość. To moja córka, a nawet nie mogę przedstawić jej rodzinie.
Słyszałam żal i złość w jego głosie, wcale nie dziwiłam się temu, że ta sytuacja wywoływała w nim tak silne emocje. Rodzice zwykle chcą się chwalić swoimi dziećmi, mówić jak dorastają i jak sobie radzą w życiu. On nie mógł o tym mówić, że względu na prawo i poglądy własnego ojca.
Jeśli chciał zagrać tym na moim sumieniu, to mu się udało. Zaczynałam się łamać, a to nie znaczyło nic dobrego dla mnie. Jeśli to się nie uda, to mam przechlapane, z drugiej strony pomogę wielu osobom.
- Zgadzam się. - Powiedziałam na głos i w tym momencie chciałam sobie walnąć w twarz. Byłam kretynką!
- Naprawdę? - Zapytał zaskoczony Lailox i wlepił we mnie spojrzenie.
- Tak. - Westchnęłam głośno.
Na własne życzenie wpakowałam się w kłopoty, czy mogłam jeszcze bardziej rujnować swoją epicką ucieczkę?
Kiedy tylko przekroczyliśmy próg domu, za rogu wyleciała młoda dziewczyna o ognistych włosach. Rysy twarzy miała bardzo podobne do Lailoxa, a kolor jej tęczowek był taki, jaki posiadają Zeterianie, ale włosy definitywe musiała odziedziczyć po matce.
- Tato, czy Ty zostawiłeś otwarte drzwi od ogrodu? - Miała bardzo melodyjny głos, aż chciało się go słuchać cały czas. Zastanawiałam się, jak ładnie musiała śpiewać, skoro kiedy mówiła brzmiała wspaniale. - Dexter uciekł i nie mogę go znaleźć. Tyle razy mówiłam Ci żebyś pilnował tych drzwi!
***********
Jakoś ciężko mi się ostatnio pisze i muszę przyznać się, że nie jestem do końca zadowolona z tego rozdziału, ale musiałam tak zostawić, żeby przebrnąć dalej😊
Jak wyszło, oceńcie sami. 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top