10. Jak pech to pech
Nie ważne co było wczoraj, nieważne jak się czułam czas, abym wróciła do rzeczywistości. Po spędzonych razem chwilach i nocy Ifer zarządził kolejną podróż tym razem na planetę zwaną Hexeron, miał tam przyjaciela, którego chciał odwiedzić czy coś takiego — to nieistotne. Tym razem podróż spędziłam w samotności, bo partnerka Ifera, postanowiła zabrać się z nami, tłumacząc się tym, że zostawiła tam kilku swoich podwładnych w ramach wymiany(?) - kompletnie ich nie rozumiałam, a tym bardziej wymiany ludzi, ale takie były moje teraźniejsze realia.
Nie mogłam znaleźć sobie miejsca, bo cały czas myślałam o tym, co działo się między mną i Iferem. Oczywiście nie była to miłość, byłam tylko jego zabawką, ale nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak zmienił swoje zachowanie. Zetki nie miały w zwyczaju z nikim spać, nie całowały się i nie okazywały żadnych uczuć, więc dlaczego to zmienił?
Starałam się zając filmem, który oglądałam, ale cholernie ciężko mi szło. Bawiłam się skrawkiem pościeli i tępo wpatrywałam się w latający ekran, ale nic do mnie nie docierało. Zerwałam się na równe nogi, kiedy usłyszałam kroki za ścianą i byłam pewna, że należą do Księcia. Nie miał powodu by do mnie przychodzić, więc wróciłam do oglądania i to właśnie wtedy drzwi się otworzyły, a czarnowłosy wlepił we mnie wzrok.
- Coś się stało? - Zapytałam zdziwiona. Nie rozumiałam po co przyszedł, skoro jego partnerka była na pokładzie.
- Nie. - Odpowiedział stanowczo i podszedł do łóżka, na którym leżałam. Automatycznie wstałam, oczekując jakichś rozkazów, ale on tylko przyglądał mi się, jakby szukał czegoś, co wcześniej mu umknęło. - Rutoria chcę, żebym się ciebie pozbył. - Oznajmił bez emocji, a moje serce zabiło szybciej.
Partnerka Ifera chcę się mnie pozbyć, więc po raz kolejny czeka mnie zmiana. Poczułam ukłucie w sercu na myśl, że mogę trafić do jakiegoś psychopaty, który będzie się nad mną znęcał — u Ifera było mi dobrze, nie chciałam trafić do kogoś innego, ale ja nie miałam nic do powiedzenia.
- Rozumiem. - Odpowiedziałam ciszej, niż zamierzałam i spuściłam wzrok na ziemię.
Czekałam, aż coś powie, ale przez długi czas nic się nie działo, dlatego, kiedy poczułam jego ciepłą dłoń na twarzy, uniosłam wzrok zdziwiona. Przyglądałam się jego idealnej twarzy i tonęłam w jego białych tęczówkach.
- Nie zrobię tego. - Ifer delikatnie uniósł kąciki ust, kiedy zobaczył moją zdziwioną minę.
- Więc dlaczego mi to mówisz? - Zapytałam, ciągle wpatrując się w jego twarz.
- Sam nie wiem. - Wyznał i przybliżył swoją twarz do mojej. - Może dlatego, że chciałem zobaczyć twoją reakcję...
Poczułam jego oddech na twarzy i przeszył mnie dreszcz. Jego twarz była zdecydowanie za blisko, a wzrok miał skierowany na moje usta. Chciałam się cofnąć, ale przyciągnął mnie do siebie i wpił się w moje wargi. Serce waliło mi jak szalone, krew odpłynęła z głowy, a mojej sytuacji nie poprawiał fakt, że miałam straszną ochotę powtórzyć wszystko to, co wczoraj robiliśmy.
- Ekhem... - Usłyszałam chrząkniecie za plecami i skutecznie mnie to otrzeźwiło.
Spłoszona chciałam odsunąć się od księcia, ale on mi to uniemożliwił i kontynuował pocałunek. Kiedy skończył, uśmiechnął się łobuzersko i spojrzał w stronę, z której dochodziło prychanie jego partnerki.
- Jestem zaskoczona, że przejąłeś ludzkie, prymitywne zwyczaje. - Odwróciłam się i spojrzałam na kobietę, która wyraźnie była zniesmaczona. - Mam nadzieję, że niedługo ci się znudzi, bo przez nią głupiejesz. - Dodała i wyszła, zostawiając mnie w kompletnej konsternacji.
Nie miałam pojęcia, o co chodzi, ale wyglądało na to, że Rutoria była zazdrosna i bardzo chciała to ukryć. A jeśli była zazdrosna, to czekał mnie ciężki okres i bałam się jakim sposobem zechce uprzykrzyć mi życie.
- Nie rozumiem jej... - Zaczął Ifer. - Sama robi to samo i nagle ja jestem ten zły. - Westchnął głośno.
- Jest zazdrosna. - Wymsknęło mi się na głos.
- Interesujące, ale skąd to wiesz? - Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam w jego oczy, które teraz świeciły z ciekawości.
- Bo byłam zazdrosna, bo widziałam zazdrosne kobiety i to chyba oczywiste.
Zanim wylądowaliśmy, Rutoria zdążyła posłać mi kilka wściekłych spojrzeń, ale starała się trzymać emocje na wodzy. Musiałam przyznać, że ja nigdy w życiu nie osiągnę takiego poziomu opanowania jak ona, nawet jeśli miała ochotę mnie zabić, to teraz skrzętnie to ukrywała.
Hexeron była nieco jaśniejszą planetą, niż te, na których dotychczas się znajdowałam, ale równie pięknie oświetlona przez tamtejszą roślinność. Po wyjściu ze statku mój wzrok przykuł ogromny kwiat, który migał różnymi kolorami jak światełka na choince, kwiat sam w sobie przypominał mi orchideę, ale tak wielką, że mogłabym się położyć w środku i miałabym jeszcze mnóstwo miejsca wolnego dookoła.
Zafascynowana ogrodem, nie zwracałam większej uwagi na ludzi dookoła i dopiero kiedy usłyszałam głos, który nas witał, spojrzałam w stronę budynku, do którego zmierzaliśmy. Spodziewałam się wszystkiego, każdego, ale nie jego — stał tam z dumnie wypiętą klatą i uśmiechał się, jakby wygrał na loterii.
Cholera! Jeśli porywają cię na obcą planetę, jesteś wykorzystywana i stajesz się niewolnicą, to masz pecha, ale jeśli na tej samej planecie spotykasz swojego byłego, który zdradził cię z twoją przyjaciółką, to masz mega pecha — w skali od jeden do dziesięć, taki pech zwie się ''pech Sereny''. Zamarłam i wpatrywałam się w jego zakazaną mordę i choć tamte wydarzenia działy się na innej planecie, lata temu to wciąż miałam ochotę wydrapać mu oczy i wykastrować.
- Co się dzieje? - Szepnął mi do ucha Ifer, który zauważył moją zmianę zachowania.
- Mój były na dwunastej. - Odpowiedziałam i głośno westchnęłam.
Ifer zmierzył wzrokiem mężczyznę, po czym skierował wzrok na mnie, pytanie w jego oczach było oczywiste, więc tylko wzruszyłam ramionami. Jedyny pozytyw tej sytuacji był taki, że kiedy wzrok Noah spoczął na mojej twarzy, mina od razu mu zrzedła. Wyglądał jak dziecko, któremu powiedziano, że mikołaj nie istnieje. Zwykle nie byłam złośliwa, ale w tamtej chwili poczułam satysfakcje.
- Iferze, Rutorio... - Niebiesko skóry, łysy mężczyzna uśmiechnął się w stronę księcia i jego partnerki, ukazując szereg szpiczastych zębów, na których widok dostałam gęsiej skórki. - Mam nadzieje, że podróż odbyła się bez niechcianych atrakcji. - Spojrzał na mnie, a moje serce stanęło, kiedy zobaczyłam, że jego oczy są całkowicie czarne, jak u demona. Miałam wrażenie, że wyczuł mój strach i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Starałam się nie dawać po sobie poznać, ale byłam pewna, że mój strach nie umknął ich uwagi. O ile reszta obcych, jakich poznałam wyglądała w miarę normalnie, tak ten tutaj, wyglądał jak diabeł z koszmarów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top