1. Planeta Zeter

Oni wiedzieli o mnie wszytko - znali moje wspomnienia i zajrzeli do pragnień. Widzieli moje lęki i znali powody, dla których traciłam głowę. Oni weszli do mojego umysłu i bez zbędnej delikatności, splądrowali wnętrze, można rzec, że zgwałcili mój umysł bezboleśnie. Choć to w sumie nie było najgorsze, najgorsze były pierwsze chwile po porwaniu, wtedy kiedy nie wiedziałam co się dzieje i co mnie czeka - a przyszłość nie rysuję się w kolorowych barwach jeśli porywają cię ludzie z obcych planet. 

Mówiąc o nich mam na myśli mieszkańców planety Zeter. Zeterowie o dziwo nie przypominali zielono skórnych, zdeformowanych istot. Byli dość podobni do nas z tym, że cechą ich gatunku były śnieżno białe tęczówki i włosy platynowe albo kruczoczarne - to chyba dlatego porywali tylko ludzi którzy znacznie się różnili od ich aparycji.

Czego jeszcze nie można było im zaprzeczyć to urody, nie spotkałam ani jednego Zeterianina, który miałby niekształtny nos czy wystające uszy. Nie musieli zbytnio dbać o formę bo mieli ją zawsze - ich ciała zawsze były dobrze zbudowane i zadbane. Kobiety uwodziły delikatnymi rysami twarzy i ponętnymi kształtami, były jak wyretuszowane choć one wyglądały tak cały czas.

Stałam w rzędzie z innymi kobietami i czekałyśmy, aż nas wybiorą - zmianę właściciela przerabiałam już kilka razy, zwykle dlatego, że szybko się nami nudzili. Byłam na tej planecie już ponad rok i wiedziałam co mnie czeka, nie bałam się zbytnio - wystarczyło robić co chcą a życie było znośne, choć czasami trzeba było się bać tych wybuchowych Zeterianów. Niektórzy z nich mieli dziwne upodobania i dziwne pragnienia, czasami zdarzył się taki, który lubił się znęcać nad nami w celu badań. 

Jednak nie mogliśmy narzekać na warunki życia jakie nam dawali - nigdy nie byliśmy głodni (wyjątkiem były kary) a z chorobami zawsze rozprawiali się w mgnieniu oka. Nasze kwatery też były na wysokim poziomie a to dlatego, że cenili sobie nasze towarzystwo, choć to za duże słowo - traktowali nas jak swoje zabawki, które uważali za prymitywne choć przydatne, na przykład do zaspokojenia seksualnego.  Zeterianie byli dość rozwieźli w relacjach, to znaczy mieli swoich partnerów ale nikomu nie przeszkadzało jeśli zamiast partnera/partnerki wzięli sobie do łóżka człowieka, tudzież innego Zeteriana. Jednak z ludźmi nigdy nie mieli dzieci, nie byłam pewna czy wynika to z ich chorego przekonania, że są lepsi od nas czy po prostu ich z nami mieć nie mogli.

Z rozmowy naszego właściciela z nowo przybyłym ziemianinem rozumiałam tylko trochę, pytał o nasze umiejętności i ukryte talenty. To mogło być wszystko - od grania na gitarze po stepowanie. Akar oczywiście opowiadał o nas w samych superlatywach, by jak najszybciej pozbyć się zabawek - tutaj byliśmy jak rzeczy w sklepie z używaną odzieżą.

Jakaś dziewczyna zaczęła płakać i trząść się z nerwów, na co wszyscy zwróciliśmy uwagę. Stała tuż koło mnie więc wyszeptałam by się uspokoiła - Akar nie lubił trzęsącego się towaru, który niszczył mu utarg. Szatynka mimo moich słów, rozkleiła się mocniej i wtedy wkroczył Akar. Podszedł do nieszczęśnicy i złapał ją za przed ramie, mocno wbijając pazury i patrosząc ja wzrokiem. 

- Zabierzcie ją. - Syknął do swoich ludzi. - piętnaście batów powinno ją uspokoić. - Dodał i popchnął nieszczęśnice w ramiona straży.

Byłam idiotką ale kiedy spojrzałam na nią i dojrzałam jej przerażone oczy wystąpiłam na przód i odważyłam się odezwać. Nie wiem co mnie do tego skłoniło - to, że była taka jak ja na początku czy to, że po po prostu było mi jej żal. 

- Jeśli mogę to przyjmę jej kare. - Powiedziałam na co Akar zamruczał niezadowolony.

Niezaprzeczalnie byłam jego najlepszym towarem, nie mówiłam zbyt wiele, nie wtrącałam się nieproszona i robiłam co chcieli. Miałam dodatkowy atut choć dość śmieszny - umiałam dość dobrze tańczyć na rurze. Byłam pewna, że odmówi ale przybysz powiedział coś w swoim języku i Akar zgodził się bym przyjęła karę na siebie - jednak urządził przy tym mały teatrzyk. Ustawili krzesła w najlepszym miejscu, by dobrze widzieć biczowanie, które miałam poczuć na swojej skórze - jakby to była główna atrakcja dzisiejszego wieczoru. 

Posłusznie podałam dłonie katowi i czekałam aż je przywiąże do rury, która miała za zadanie mnie utrzymać w tym samym miejscu. Gość usiadł na samym środku i przyglądał się wszystkiemu, jednak nie widziałam na jego twarzy satysfakcji - może bardziej zaciekawienie. Gość miał śnieżno-białe włosy i przenikliwe spojrzenie, a jego tytuł zdradzał tatuaż na czole, taki mieli tylko ci którzy pochodzili z rodziny królewskiej lub jak woleli - od pierworodnych Zeterianów. 

Nie byłaby to moja pierwsza kara, na samym początku próbowałam uciekać kilka razy - sama nie wiem po co, skoro cała planeta należała do Zetek (tak mówili na nich ludzie). Nie było bezpiecznego miejsca, w którym mogłabym się ukryć a nawet jeśli takowe istniało to co później? Przecież nie miałam na tyle wiedzy by użyć ich statków i wrócić na ziemie. Był jeszcze jeden mały szkopuł - tutaj czas płynął inaczej niż na ziemi, z urywek rozmów i plotek dowiedziałam się, że na sto procent wszystkie bliskie mi osoby już dawno nie żyją. Właśnie wtedy się poddałam, przyjęłam swój los i starałam się jakoś żyć. Oczywiście mogłam dalej się nakręcać, dalej przeklinać życie - ale co by mi z tego przyszło? 

Usłyszałam głos za plecami i zacisnęłam zęby, wiedziałam, że właśnie o to zaczyna się kara, którą przez głupotę wzięłam na siebie. Pierwsze uderzenia zawsze są bolesne bo trzeba się przyzwyczaić, kilka kolejnych jest w miarę znośnych - te tylko rozcinają skórę, uderzenia na końcu są najgorsze bo to one robią głębsze rany na zmaltretowanym już ciele. Przy ostatnim uderzeniu syknęłam głośno i spojrzałam na tych, którzy mnie obserwowali. Kupiec przyglądał mi się z zaciekawienie, może nawet ujrzałam błysk szacunku skierowanego w moją stronę - w końcu nie każdy tak łagodnie znosi piętnaście batów. 

Zawsze zastanawiało mnie dlaczego istoty z tak wysoką inteligencją i zaawansowaną technologią, chętnie korzystają z prymitywnych form kary - biczowanie, głodzenie, zamykanie w ciasnych pomieszczeniach. 

- Zabierzcie ją do pokoju leczniczego. - Rozkazał Akar.

Pokoje lecznicze były wszędzie, zastępowały szpitale a to dlatego, że choroby i rany leczyli maksymalnie dzień. Nie potrzebowali milion pokoi i sal w których trzymali chorych, mieli maksymalnie kilkanaście a to i tak często pustych. 

Poczułam jak któryś ze strażników mnie podnosi i posłusznie dałam się zaprowadzić do sali. Odbyłam karę więc teraz zajmą się ranami, gdybym naprawdę nabroiła kazano by mi samej sobie radzić z bólem i zostawili by rany by zagoiły się w normalnym tempie. Strażnik kazał mi wejść i czekać aż ktoś się mną zajmie i tak też uczyniłam choć z niemałym wysiłkiem, ból był upierdliwy i sprawiał, że dziwnie się poruszałam - ale jak to mówią ból kiedyś mija więc nie robiłam z tego sensacji. 

Trochę dobijała mnie wszech obecna biel w prawie każdych pomieszczeniach, i przezroczyste meble - z dodatkiem światła które przypominało jarzeniówkę było naprawdę ''oczojebnie''. Przez zamknięte oczy mogłam dostrzec wszystko, dlatego na koniec dnia - choć w sumie to złe określenie bo na zewnątrz zawsze była noc - cieszyłam się, że moje oczy będą mogły odpocząć choć chwile.  

- Gratulacje. Masz nowego właściciela. - Powiedział Akar który wszedł do pomieszczenia z medykiem. - Nie wiem czym mu tak zaimponowałaś ale wziął ciebie do swojego haremu sam syn Fangeerna. - Wykrzywił usta w udawanym uśmiechu.

Skinęłam głową w jego stronę na znak, ze rozumiem a kiedy wyszedł czekałam cierpliwie, aż medyk zajmie się moimi plecami. 

Fangeern był królem Zetek i najważniejszą osobą na tej planecie więc trafienie do haremu jego syna - nie to, że miał tylko jednego bo Fangeern sobie lubił używać - było jak awans. Zastanawiało mnie jak wygląda życie w haremie kogoś tak wysoko postawionego, bo byłam pewna, że harem Akara był mniejszy niż Królewskiego syna co sprawiało, że trochę się obawiałam przeniesienia. W większych Haremach zawsze jest problem, zawsze są jakieś ulubienice, i zawsze są do usług nie tylko domowników ale i odwiedzających. Do tego to syn Króla, więc może robić co zechce i jeśli nawet ''przypadkiem'' by mi się zmarło to wątpię by go to obeszło. Akar widział w nas zysk a syn Króla nie musi martwić się o cyferki na koncie. 

*********

Póki co napisałam pierwszy rozdział, ale wciąż nie umiem posklejać opisu w jakąś całość :) I tutaj prośba do was - jeśli macie ochotę i czas to dajcie pomysł na opis do ''Porwanej''. Nigdy, aż tak źle nie było a teraz mam dosłownie pustkę w głowie :O 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top