Rozdział 20
Godzina X.
Oddział zbrojnych sił specjalnych zebrał się pod kamienicą. Każdy bezgłośnie zajął swoją pozycję.
Przed drzwiami po jednej i drugiej stronie stanęli w gotowości żołnierze. Sierżant znajdujący się po prawej stronie drzwi z uwagą patrzył na porucznika, stojącego zaraz przy przeciwległej ścianie. Mężczyzna podniósł rękę i palcami odliczył trzy sekundy. W chwili, gdy skończył, prędko przyjął pozycję, a sierżant kolbą karabinku zerwał klamkę drzwi.
W tej samej chwili żołnierz stojący na wprost drzwi kopnął je z całej siły, a porucznik jako pierwszy wskoczył do środka, gotowy osłaniać mężczyznę, który w chwili otwierania drzwi był wystawiony na atak. Przemierzył ostrożnie, lecz sprawnie pierwsze pomieszczenie.
– Czysto – mruknął do radia, za nim zaczęli wchodzić następni żołnierze. Nie zdejmując oka z celownika kontynuował sprawdzanie kamienicy.
Nagły trzask sprawił, że błyskawicznie się odwrócił, gotów pozbyć się niebezpieczeństwa. Warknął niezadowolony, gdy zauważył, że był to ich żołnierz. Samodzielnie próbował przedostać się do następnego pomieszczenia, bez żadnej asysty. "Co on wyprawia do cholery?".
– Sierżancie! – zwrócił się do chłopaka najbliżej niego. Ten spojrzał na swojego przełożonego.
– Tak jest, panie poruczniku?
– Sprawdźcie resztę pomieszczeń – głową wskazał do tyłu, w miejsce, w które wcześniej zmierzał.
– Przyjąłem – porucznik nie przywiązując już więcej wagi do sierżanta prędko poszedł w stronę wyłamanych chwilę temu drzwi. Prowadziły one do piwnicy. I znów usłyszał głośny trzask, który odbił się echem w ciemnym korytarzu. Porucznik naciągnął na oczy noktowizor. Niedługo potem minął kolejne wyłamane drzwi.
Korytarz na dole schodów prędko urósł do większych rozmiarów. Mężczyzna sprawnie przemierzył go wzrokiem, na szczęście nie odnotowując żadnego przeciwnika.
– Spatz tu Fuchs, odbiór – odezwał się do radia, nie widząc nigdzie zagubionego żołnierza. Po krótkiej chwili usłyszał szmer w słuchawkach.
– Fuchs tu Spatz, odbiór – odpowiedział mu znany głos. Cicho odetchnął.
– Spatz, czy piwnica czysta? – spytał, ostrożnie wychylając się za każdym rogiem. Było tu kilka pomieszczeń, każde znajdowało się naprzeciw siebie. Chcąc oczyścić jedno, był wystawiony na potencjalny ostrzał z drugiego końca korytarza. Znów usłyszał szmer.
– Sprawdzam – mężczyzna zacisnął zęby.
– Spatz, cofnij się i zaczekaj na asystę – polecił, wychodząc z pomieszczenia i ruszając dalej. Nie otrzymał odpowiedzi.
Spojrzał w stronę zagraconego korytarza. Nie widział go.
– Spatz tu Fuchs, odbiór – znów odpowiedziała mu głucha cisza. Serce mu zamarło. Ruszył prędko na przód. – Spatz tu Fuchs, czy jest odbiór?! – nic. – Scheiße
Oczami skakał z jednego końca korytarza na drugi, sunąc prawie, że biegiem przed siebie. Był przy tym niezmiernie czujny, choć i tak doskonale wiedział, że jeśli ktokolwiek gdzieś się na niego przyczaił, to mógł być na straconej pozycji. Jednak liczył się czas, a jego priorytetem był Spatz. Żywy i w jednym kawałku.
– Wszystkie Alfa tu Fuchs, Spatz zniknął w piwnicy. Potrzebuję asysty, odbiór – mówił, nie zatrzymując się nawet na chwilę. Jego słowa miały przede wszystkim wzbudzić czujność żołnierzy w tym rejonie i w razie czego jasno nakierować na miejsce, w którym dwójka została oblężona.
– Poruczniku tu Husarz. Jest ze mną Grom. Jesteśmy za panem, odbiór – odpowiedź lekko go ostudziła. Z większą pewnością parł na przód.
– Przyjąłem – już więcej nie tknął radia.
Po niedługim czasie dotarł na sam koniec korytarza. Obejrzał go dokładnie i z niepewnością opuścił broń. Nie było żadnego śladu po zaginionym Spatzie. Jakby rozpłynął się w powietrzu.
– Co do cholery... – zamarł, słysząc za sobą ruch. Ktoś nagle do niego podszedł. Nie miał czasu na zastanawianie się.
Wprawnym ruchem wykonał unik przed ramieniem napastnika. Potem puszczając broń schylił się i błyskawicznie złapał przeciwnika za biodra. Pomagając sobie nogami powalił go już zaraz na ziemię. Napastnik upadł z cichym jękiem. Żołnierz wyjął z kabury pistolet i wycelował w twarz mężczyzny. Leżący dziwnie nie stawiał oporów.
Gdy adrenalina odrobinę opadła, porucznik zmarszczył brwi. Odsunął się do tyłu.
Spatz wstał powoli z ziemi i cicho się zaśmiał.
– Napędziłem ci stracha, co poruczniku? – Fuchsowi wyraźnie nie było do śmiechu.
– Piwnica czysta? – spytał grobowo. Spatz wydawał się nie rozumieć.
– Hm?
– Czy sprawdziłeś wszystkie pomieszczenia? Czy. Piwnica. Jest. Czysta?! – wykrzyczał, co wyraźnie wytrąciło Spatza z równowagi. Nie rozumiał, o co drugi się pienił.
– Oh, tak, znalazłem też ukryte pomieszczenie za...
– Wszystkie Alfa tu Fuchs. Piwnica czysta. Spatz znaleziony – mężczyzna podniósł noktowizor i podszedł do ściany, gdzie zapamiętał, że był włącznik światła. Już zaraz piwnica nabrała właściwych kolorów.
– No, tak zdecydowanie lepie- – niespodziewana siła przyszpiliła go do ściany. Odbił się od niej zaskoczony. Porucznik patrzył mu wściekle w oczy, mocno zaciskając palce na materiale jego kurtki.
– Co ty do cholery wyprawiasz?! – wydarł się, wbijając chłodny wzrok w jego oczy. On nigdy tak na niego nie patrzył. Spatz rozchylił powoli usta. Poczuł na plecach zimny dreszcz.
– Ja...? Ale przecież... nic się nie stało We-
– Nie jesteśmy na pierdolonych ćwiczeniach! Twoje akcje mogły narazić bezpieczeństwo oddziału, a nawet doprowadzić do niepowodzenia misji! Czy ty upadłeś na łeb?! – ostre słowa dogłębnie ubodły mężczyznę. Poczuł, jak się w sobie zapada. Z nerwów zaczął się uśmiechać.
– No ale... hah... hej, przecież to tylko głupia zaba... – zamilkł nagle, gdy mężczyzna się porządnie zamachnął. Zacisnął oczy i się skulił ze strachu. Odczuł przy tym jak potworny ból rozdzierał jego serce. Czuł, jak coś ważnego mu przemyka przez palce.
Fuchs uderzył mocno w ścianę tuż obok jego głowy. Spatz otworzył oczy i spojrzał na niego, ledwo oddychając. Chciał znaleźć cokolwiek w człowieku przed nim, co wskazywałoby na to, że działa wbrew sobie. Jego twarz niestety pozostawała w kamiennej i chłodnej ekspresji.
– Jesteś kurwa w wojsku, więc zachowuj się jak na żołnierza przystało. Jak chcesz się bawić, to tam jest wyjście – mówił już ciszej i wskazał w stronę, z której przyszli. Akurat wtedy obok nich pojawili się Husarz i Grom.
Spatz patrzył na niego, myśląc, że żartuje. Ten jednak twardo trzymał przy swoim. Pokręcił rozpaczliwie głową.
– A...ale-
– JUŻ! – przerwał mu dobitnie. Spatz zacisnął zęby. Zmarszczył brwi. Chcąc sprawić wrażenie niezłomnego prychnął na wzór pogardy odepchnął od siebie porucznika. Potem szybkim krokiem, prawie biegnąc, ruszył do wyjścia. Walczył ze sobą i cisnącymi się pod powiekami łzami.
Fuchs westchnął ciężko i spuścił głowę. Próbował ochłonąć.
– Panie poruczniku... – Husarz zwrócił na siebie uwagę. Mężczyzna uniósł brwi i spojrzał na chłopaków.
– Przejrzyjcie te graty, może znajdziecie coś ciekawego. Spatz znalazł ukryte pomieszczenie, tam pewnie się spotykali. Na nim się skupcie najbardziej – polecił, na co dwójka skinęła głową.
– Tak jest, poruczniku! – odpowiedzieli chórem i ruszyli wykonać swoje zadanie. Fuchs w tym samym czasie zebrał swoją broń z ziemi i ruszył do wyjścia z budynku.
Pudła bez zawartości i czyste śmieci walały się bez ładu i składu w całej kamienicy. Wyglądało to bardziej tak, jakby ktoś próbował się wynieść z tego miejsca jak najszybciej i nie przykładał zbyt wielkiej wagi do przedmiotów niepotrzebnych. Chociaż właściwie prawdę powiedziawszy tak właśnie było.
– Wszystkie Alfa tu Zawisza. Cały budynek czysty. Brak celu – Fuchs przystanął. Zgrzytnął zębami. Nie tak miała wyglądać ta misja. "Spóźniliśmy się" pomyślał ze zrezygnowaniem. Obawiał się wcześniej, że nic w finale nie znajdą i tylko stracą cenny czas.
Wyszedł w końcu z kamienicy. Przed wejściem stało kilku żołnierzy, którzy najwyraźniej nie mieli co robić.
– Co tak stoicie jak święte krowy? Idźcie przeszukać okolicę – pogonił ich. Jeden się wyłamał.
– Panie poruczniku, już kilku ludzi poszło wykonać ten rozkaz – mężczyzna warknął.
– To idźcie im pomóc. Choćbyście mieli stać obok nich i chmury oglądać, ale idźcie! – rozkazał. Chłopcy już bez gadania poszli w wybrane miejsca.
Porucznik zsunął z twarzy kominiarkę i zapalił papierosa. Byli trochę w martwym punkcie. Cynk, jaki dostali, wskazywał na ten adres i właściwie była to prawie jedyna rzecz, jaką mieli. Jeśli nic by nie znaleźli, można by uznać, że porwani zaginęli bez śladu.
Wypuścił dym.
Jedna grupa śledziła nadajnik znajdujący się w płaszczu Rzeszy. Nie mogli się zbliżyć, żeby nie wzbudzić zbytnich podejrzeń i całkowicie stracić swoją jedyną szansę. Byli jednak w stanie stwierdzić, że mężczyzna nie był w pobliżu jeńców. Cały czas się przemieszczał, a takie podróżowanie z niechętnymi do współpracy zakładnikami byłoby prawie, że niemożliwe.
Nabrał znów dymu w płuca. Z jednej alejki wyskoczył sierżant Falke. Ten sam, który trzymał się na początku akcji przy Fuchsie. Porucznik go lubił. Był pozbieranym i zdyscyplinowanym człowiekiem. Nadawał się do tej roboty idealnie.
Falke trzymał w ręce jakiś przedmiot. Gdy zauważył porucznika, natychmiast do niego podszedł i przekazał urządzenie. Był to telefon. Fuchs zmarszczył brwi i go porządnie obejrzał.
– Panie poruczniku, znalazłem go w stosie mebli, tu, naprzeciwko. Trafił tam nieopacznie, bądź umyślnie – porucznik podniósł głowę i przymrużył powieki. Spojrzał we wskazanym kierunku.
– Wygląda na całkiem dobry punkt obserwacyjny, nie sądzisz sierżancie? – spytał, na co mniejszy skinął głową.
– Zdecydowanie, panie poruczniku. Dokładnie było z tamtąd widać wejście do kamienicy. Może być to własność tego jeńca? – Fuchs nacisnął guzik z boku urządzenia. Ekran się zapalił. Telefon miał jeszcze trochę baterii.
– Jest to prawdopodobne. Zaraz się przekonamy – odparł i poklepał sierżanta na odchodne po barku.
Ruszył w kierunku następnej przecznicy. Tam stały pojazdy, którymi cała grupa przyjechała. W środku jednego z nich było całe centrum sterowania, które kontrolowane były przez koordynatorów misji. Na szczęście wszystko przebiegło bez większych przeszkód, co nie wymusiło interwencji z ich strony.
Tył jednego z samochodów był otwarty. Porucznik dostrzegł tam skuloną na schodkach postać. Odczuł wewnętrzny smutek na ten widok. Wiedział, że chłopak tam siedział od dłuższego czasu i zapewne jest w marnym stanie. Nie było to dla niego dziwne. Sam zapewne gdyby nie był oficerem zareagowałby w taki sposób, gdyby stracił swojego człowieka.
Podszedł bliżej i stanął nad nim. Blondyn powoli podniósł z dłoni twarz i na niego spojrzał. Miał nietęgą minę, ale choć rozpacz niewątpliwie rozdzierała go od środka, to nie uronił ani jednej łzy.
– Zapewne słyszałeś w radiu... – zaczął miękko. Chłopak spuścił wzrok i pokiwał głową. – Przykro mi. Będzie musiał jeszcze trochę być silny. Jest dobrym i mocnym chłopakiem, napewno da radę – Czechosłowacja cicho mruknął.
– On jest bardzo kruchy – odparł cicho. Wiedział, w jakim PRL był stanie w ostatnich dniach. Martwił się, czy przez jakąś drobną rzecz się całkowicie nie zatraci, a jego nie będzie obok, żeby mu ulżyć. Wyrzucał sobie cały czas, że znów go zostawił samego i pozwolił mu wyjść. Był na siebie wściekły, że nie poszedł za nim, by choć spróbować go ochronić przed niebezpieczeństwem.
Oczywiście, zadzwonił do Polski od razu, gdy zniknął z nim kontakt. Chciał nawet wybiec i ruszyć na wskazany adres, ale właściwie nie wiedział nawet, z czym może mieć do czynienia i czy w ogóle będzie mógł cokolwiek zdziałać. Zrobił więc krok w tył, aby sprawą zajęli się wykwalifikowani ludzie. Niestety, zorganizowanie takiej wyprawy i zmobilizowanie oddziału sił zbrojnych wymagał czasu, a właśnie ten czynnik zagrał na ich niekorzyść.
Czechosłowacja uparcie "przykleił się" do żołnierzy, chcąc monitorować wszelkie postępy w akcji. Również zaczął z nimi współpracować, byle jak najprędzej odnaleźć zagubionego L-ka. Oczywiście w normalnych warunkach zostałyby mu odebrane wszystkie informacje i nie pozwolono by mu brać udziału w misji, ale otrzymał małe wsparcie z samej góry.
– Znajdziemy go, nie martw się. W te poszukiwania zaangażowane są mocne siły – Czechosłowacja oplótł się ramionami.
– W to nie wątpię, poruczniku – mruknął słabo. Fuchs wyciągnął wtedy przed siebie telefon. Spojrzał w oczy chłopaka, co ten prędko odwzajemnił. Zmarszczył brwi i odebrał przedmiot. Serce mu na chwilę zamarło, gdy zdał sobie sprawę, czyj to był telefon.
– Wygląda znajomo? – spytał mężczyzna, widząc reakcję mniejszego. Ten pokiwał energicznie głową.
– Tak... to jego – wydusił, oglądając urządzenie.
– Jesteś w stanie go odblokować? – Czech nie mówiąc nic więcej wpisał odpowiedni kod. Kiedyś go podejrzał, gdy Kostek coś robił na telefonie. PRL nigdy nie krył się z czymś takim.
W telefonie otwarta była galeria zdjęć. Czechosłowacja otworzył jedno z ostatnich. Porucznik spojrzał znad jego ramienia.
– Przeprowadzili się. Trzeba będzie ściągnąć nagrania z kamer z okolicy i szukać tych furgonetek – stwierdził wyższy. Był gotów już odejść i przekazać dowództwu o ich odkryciu.
– Panie poruczniku... – zatrzymał go głos chłopaka. Odwrócił się i spojrzał na niego pytająco. Zmarszczył brwi, gdy ten wyciągnął w jego stronę telefon. – Wie pan kim on jest?
Mężczyzna podszedł bliżej i spojrzał uważniej na zdjęcie. Potem otworzył oczy w wyraźnym zaskoczeniu.
– Gestapo – odparł krótko. Zacisnął zęby, usta uformowały się w cienką linię. Czechosłowacji nie spodobała się ta reakcja.
– Co to znaczy...? – spytał, choć doskonale się domyślał. Fuchs wyprostował się i wyrzucił końcówkę papierosa.
– To znaczy, że musimy się jeszcze bardziej pospieszyć. Skoro ten zwyrodnialec z nimi jest to... – zobaczył przejęty wzrok chłopaka. Był przerażony. Mężczyzna cicho westchnął. – Trzeba liczyć, że Rzesza dba o jego dobro i nie pozwoli, by go ktokolwiek skrzywdził – mruknął "na pocieszenie". Odwrócił się i ruszył żwawo w stronę kierownictwa. Czech cicho wypuścił powietrze. Było mu coraz ciężej.
– Czechosłowacjo – wywołany chłopak się obejrzał. Zatrzymał wzrok na Polsce. Wstał ze schodków i do niego podszedł.
– Słyszałem już, że...
– Wiem. Chodzi teraz o coś innego, uznałem, że powinieneś wiedzieć – Czech niepewnie skinął głową.
– Zamieniam się w słuch
– Chłopcy od nadajnika spróbowali się trochę zbliżyć. Od jakiegoś czasu cel nie ruszył się z miejsca
~•~•~•~•~
Zabawne, że ta książka miała się skończyć jakiejś trzy rozdziały temu, a ja jeszcze dokładam historii...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top