3
Po kolejnej drzemce postanowiłam w końcu podnieść się z łóżka. W nocy nie mogłam zasnąć do późna, dlatego tak trudno było mi się dobudzić. Półprzytomna spojrzałam na zegarek. Było już dwadzieścia pięć po siódmej. Cholera. Za pięć minut Chase powinien po mnie podjechać. Nie było szans, żebym się wyrobiła w tak krótkim czasie. Błyskawicznie podniosłam się z łóżka i ubrałam ciuchy, które miałam na wierzchu, po czym pobiegłam do łazienki umyć zęby. Nie było czasu na makijaż i śniadanie.
Wybiegając z łazienki usłyszałam trąbienie auta pod oknem. To pewnie on. I oczywiście musiał oznajmić wszystkim swoją obecność. Pośpiesznie zbiegłam po schodach, nie chcąc trafić po drodze na rodziców, którzy pewnie zadawaliby niewygodne pytania. Na moje nieszczęście mama również szykowała się do wyjścia i zastałam ją w korytarzu.
- Podwieźć cię do szkoły? - spytała, patrząc na mnie.
- Nie dzięki - odpowiedziałam łapiąc za klamkę do drzwi. Chciałam wyjść z domu jak najszybciej tak, by nie musieć jej się tłumaczyć. - Kolega mnie podrzuci. Narazie - krzyknęłam i zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Spojrzałam na podjazd, gdzie stał już czarny mercedes. Podeszłam do niego i chwyciłam za klamkę. Powitał mnie zniecierpliwiony Chase.
- Bądź punktualnie - zaczął mnie przedrzeźniać. - Nie waż się spóźnić.
- Miałam małą obsuwę - wzruszyłam ramionami. Nie zamierzałam go przepraszać.
- Małą? - spojrzał na mnie jakbym powiedziała coś niedorzecznego. - Kobieto, czekam tu na ciebie od dwudziestu minut.
Spojrzałam na zegarek. Faktycznie było już za piętnaście ósma. Pomyślałam, że pewnie dotrę spóźniona na lekcje. A pierwszą miałam matmę z tą starą raszplą, która nienawidzi spóźnialskich. Ten dzień zapowiadał się cudownie.
- Okej, przepraszam. Możemy już jechać? - Spojrzałam na niego błagalnie.
- Dwadzieścia minut - powtórzył ruszając gwałtownie z miejsca. - Mogłem spać dwadzieścia minut dłużej. Nie dosyć że torturujesz mnie kążąc mi wstawać o tak wczesnej godzinie to jeszcze trzeba na ciebie czekać w nieskończoność.
- Dobra, nie dramatyzuj - powiedziałam, bo zaczęło mnie irytować jego narzekanie.
Prawie całą drogę jechaliśmy w ciszy a z głośnika leciały rockowe klasyki. Nie spodziewałam się tego, że Chase ma podobny gust muzyczny do mnie. Myślałam raczej, że jest typem imprezowicza słuchającym techno. Gdy byliśmy już pod moim liceum postanowiłam się odezwać.
- Co ci strzeliło do łba? - zaczęłam bez ogródek.
- Co znowu? - spytał, nie wiedząc o co mam pretensje.
- Związek na facebooku? Serio? - zapytałam zdenerowana.
- Jeszcze wczoraj błagałaś żebym został twoim chłopakiem - spojrzał na mnie jakbym była niepoważna.
- Udawanym chłopakiem - poprawiłam go zdenerwowana. - I nie musiałeś ogłaszać tego całemu światu. Wystarczyłoby, żeby Matt i jego znajomi wiedzieli. I wcale nie błagałam, tylko zawarliśmy układ. Ty pomagasz mi, a ja tobie.
- Jasne - podsumował, jakby nie do końca rozumiejąc. - Czyli mam usunąć ten status?
- Zwariowałeś? - spojrzałam na niego jakby był nienormalny. - Teraz wszyscy by pomyśleli że zerwaliśmy. Już to zostawmy tak jak jest.
- Eh kobiety - pokręcił głową zrezygnowany. - Po co ja się na to zgodziłem.
Zaśmiałam się na ten głupawy komentarz. Po czym otworzyłam drzwi, żegnając się i wysiadłam kierując się w stronę budynku. Po chwili jednak z auta wysiadł Chase, więc odwróciłam się w jego stronę.
- Dzisiaj o 16 - krzyknął do mnie.
- Ale co? - zapytałam nie bardzo wiedząc o co mu chodzi.
- Opiekujesz się moją siostrą - oznajmił nie pytając mnie o zdanie.
- To prośba czy nakaz? - spojrzałam na niego marszcząc brwi.
- Ty dyktujesz warunki, więc ja też chyba mogę? - powiedział z głupawym uśmieszkiem. - Podjadę po ciebie po zajęciach. O której kończysz?
- 15. 30 - odpowiedziałam niechętnie. Wizja spędzenia całego popołudnia z jakimś dzieciakiem zupełnie mi nie odpowiadała. No ale cóż, taką mieliśmy umowę, więc chcąc nie chcąc musiałam się z niej wywiązać.
- Idealnie - powiedział wsiadając do auta. - Czekaj na mnie na parkingu - krzyknął jeszcze przez szybę po czym odjechał.
Spojrzałam na zegarek. Dochodziło dziesięć po ósmej. A to oznaczało tylko jedno - miałam przesrane. Skierowałam się w stronę sali do matematyki i po chwili wparowałam do klasy.
- Dzień dobry - spojrzałam na babę od matmy i już myślałam o tym, że pewnie weźmie mnie dziś do tablicy. - Przepraszam za spóźnienie.
- Johnson - nauczycielka zmarszczyła brwi, patrząc na mnie z niechęcia. - Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz w tym miesiącu się spóźniasz.
Usłyszałam śmiech ze strony klasy. Czułam na sobie ich spojrzenia i miałam wrażenie że mnie obgadują. Nic dziwnego, wczorajszy post odnośnie mojego wymyślonego związku cieszył się dużą popularnością. Oczywiście nie z mojego powodu. Jak widać Chase był dosyć popularny w okolicy i sądząc po komentarzach pod jego zdjęciami miał też wiele wielbicielek, również z mojej szkoły.
- Cisza - słysząc krzyk nauczycielki wszyscy momentalnie zamilkli. - A ty Johnson do tablicy. - spojrzała na mnie z wyższością.
Wiedziałam, że nic nie umiem i że dostanę jedynkę. Matma zdecydowanie nie była moją mocną stroną. Ale w tamtym momencie mnie to nie obchodziło, miałam ważniejsze problemy na głowie.
Po lekcji wpadłam na podekscytowaną Kate, która wyglądała tak jakby nie mogła się doczekać aż ze mną porozmawia. Dziewczyna niemal podskakiwała, gdy szłam w jej kierunku, krzycząc do mnie z daleka bym się pospieszyła bo mamy tylko krótką przerwę dla siebie.
- Stara, Chase Woods? Ten Chase? - spytała podekscytowana. - To jest mega ciacho. Laski ślinią się na jego widok.
- Skąd ty go znasz? - zapytałam zdziwiona. Co prawda Kate miała zdecydowanie więcej znajomych niż ja, zarówno w szkole jak i poza nią, jednak nigdy mi nic o nim nie wspominała.
- Nie znam, kojarzę go z imprez - zaczęła tłumaczyć. - Ostatnio Ashley do niego wzdychała.
Ashley to jedna z najgłupszych dziewczyn w naszej szkole. Przynajmniej taką ma opinię. Fakt, jest ładna, ale też słynie z tego, że co drugi chłopak w szkole się z nią przespał.
- No tak, on z pewnością jest w jej typie - podsumowałam, myśląc o jego idealnej twarzy i nieznośnym charakterze.
- A w twoim? - Kate spojrzała na mnie zaciekawiona. - Podoba ci się?
- Nie - odpowiedziałam szybko.
- Nie wierze ci - pokręciła głową. - Widzę jak się zarumieniłaś. No jasne że ci się podoba, komu by się nie podobał. Wygląda jak z okładki jakiegoś magazynu.
- Oj daj spokój - zdenerwowałam się, że dziewczyna tak szybko mnie przejrzała. - Wygląd to nie wszystko, a typ jest nieznośny.
Naszą rozmowę przerwał dzwonek. Pożegnałam się z Kate i obiecałam jej że wieczorem później opowiem jej wszystko ze szczegółami. Czułam się jak główna bohaterka jakiejś pieprzonej telenoweli.
*************
O 15.30 czekałam na parkingu, tak jak się umówiliśmy. Kątem oka obserwowałam jak Matt wsiada do auta z tą swoją blondyną. Szybko mu wybaczyła. Jednak nie można było jej winić, ja też kiedyś byłam taka naiwna.
Po chwili na parking podjechał czarny mercedes. Otworzyłam drzwi i usiadłam na miejscu pasażera.
- No masz szczęście - powiedział spoglądając na mnie.
- Bo? - spytałam, patrząc na niego zdziwiona.
- Bo tym razem jesteś punktualnie - wyjaśnił. - Drugi raz bym na ciebie nie czekał.
- Przypominam ci, że to ja tobie teraz wyświadczam przysługę - odpowiedziałam zdenerwowana.
- Spędzenie czasu z moją siostrą chyba nie jest aż tak dużą przysługą jak wożenie twojej dupy do szkoły i zakaz randkowania - spojrzał na mnie czując, że ma racje.
- Pfff - nie zamierzałam ciągnąć tej idiotycznej rozmowy. W ogóle nie chciałam z nim rozmawiać. Zamierzałam nasze kontakty ograniczyć do niezbędnego minimum, tak aby zbytnio się nie denerwować. A ten człowiek wyjątkowo działał mi na nerwy.
- Dobra, no to jesteśmy - powiedział gdy podjechaliśmy pod jego dom. - Był dosyć mały i skromny, ale miał uroczy ogródek z mini placem zabaw i huśtawką. - W lodówce masz gotową kolację do odgrzania i piwo jakbyś chciała.
- Zwariowałeś? - spojrzałam na niego jakby postradał zmysły. - Mam pić przy dziecku? A co jakby jej się coś stało? Kto wezwie pogotowie?
- Patrząc na twoją niezdarność to Lily prędzej będzie wzywać pogotowie dla ciebie niż ty dla niej - zaśmiał się wskazując na moje kolano. - Wrócę za jakieś trzy godziny.
- Wcale nie jestem niezdarna - zaprotestowałam. - A to akurat wina twoich durnych pomysłów.
- Dobrze już się nie denerwuj - spojrzał na mnie rozbawiony. - Złość piękności szkodzi, a ty i tak nie wyglądasz dzisiaj najlepiej.
- Dupek - wysiadłam z auta trzaskając drzwiami. - Trzy godziny - krzyknęłam jeszcze w jego stronę, by uświadomić mu że nie zamierzam siedzieć z tym dzieciakiem do nocy.
Weszłam po schodkach w górę i zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Usłyszałam kroki po drugiej stronie i momentalnie przy drzwiach zjawiła się dziewczynka.
- Kto tam? - zapytała, czekając aż się odezwę.
- Yyy Emily - powiedziałam niepewnie, nie wiedząc jak mam się jej przedstawić.
- Proszę - otworzyła drzwi i zaprosiła mnie do środka. Przyjrzałam jej się przez chwilę. Miała kręcone blond włosy, niebieskie oczy i była ubrana w słodką sukienkę w kwiatki. Była prześliczna, wyglądała jak mały aniołek. I miałam nadzieję, że tak też będzie się zachowywać. Nie miałam doświadczenia w opiece nad dziećmi i chyba bym zwariowała gdybym trafiła na rozwydrzonego bachora. Jednak dziewczynka sprawiała wrażenie bardzo grzecznej, co zdecydowanie mnie cieszyło.
Weszłam do środka rozglądając się dookoła. Na ścianach wisiało pełno rodzinnych zdjęć. Gdy przeszłyśmy do salonu na kanapie leżał duży labrador, który radośnie merdał ogonem. Gdy mnie zauważył podbiegł do mnie i zaczął szczekać, jednak wyglądał dosyć przyjaźnie i od razu dał się głaskać.
- Nie przejmuj się, Teddy nie gryzie - oznajmiła radośnie dziewczynka.
- Jasne - odpowiedziałam jej, zastanawiając się przy tym co mam z nią robić przez najbliższe trzy godziny.
Ku mojemu zdziwieniu czas jednak minął dosyć szybko. Mała odrabiała pracę domową, ja w tym czasie przeglądałam coś na telefonie. Trochę pomogłam jej z lekcjami, trochę pobawiłam się z jej uroczym labradorem. O 18.30 przypomniałam sobie o kolacji, która miałam odgrzać dla Lily. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej pulpety. Super, nic trudnego. Wzięłam pierwszy lepszy garnek i postawiłam pulpety na ogniu. Skierowałam się w stronę łazienki, żeby się wysikać i gdy zamknęłam za sobą drzwi usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Zszokowałam się, gdy zobaczyłam kto do mnie pisał.
Matt:
Możemy pogadać?
Co ten dupek sobie wyobrażał? Byliśmy razem dwa lata. Zdradzał mnie, po czym radośnie ogłosił swój związek z laską, z którą to robił. I jakby tego było mało to mnie przedstawiał jako tą najgorszą i zwyzywał na imprezie u Jake'a. Miałam ochotę zignorować tę wiadomość, ale byłam tak nabuzowana, że nie dałam rady. Wystukałam więc krótki i rzeczowy tekst, który wyrażał wszystkie moje uczucia w tamtym momencie.
Nie, spierdalaj
Długo nie czekałam na odpowiedź. Po chwili usłyszałam ponowne pikanie.
Em, proszę. Wiem, że nie byłem idealny. Ale ty przecież też nie jesteś. Powinniśmy nawzajem sobie wybaczyć.
Niemal się oplułam czytając tą idiotyczną wiadomość. Wybaczmy sobie nawzajem. Śmieszne. Fakt, nie byłam idealna. Ale dla niego starałam się być najlepszą wersją siebie. Pomagałam mu w zadaniach do szkoły. Wspierałam go na meczach. Nawet wstawiłam się za nim u dyrektorki, gdy wszczął bójkę z jakimś kolesiem z totalnie błahego powodu. Traktowałam go tak, jakby był moim całym światem. I co w zamian dostałam? Dowiedziałam się że mnie zdradza dzień przed moimi urodzinami. Wtedy też ze mną zerwał. Płakałam, wyrywałam sobie włosy z głowy i nie wychodziłam z łóżka. A on bawił się w najlepsze. A teraz gdy zaczęłam w miarę normalnie funkcjonować ten dupek ma czelność pisać do mnie coś takiego. Tego już było za wiele. Stałam dobre dziesięć minut wgapiając się wściekła w telefon i myśląc co mogłabym odpisać, gdy nagle usłyszałam krzyk Lily.
- Emily - dziewczynka wydawała się być przestraszona - coś tu strasznie śmierdzi.
Kurwa. Te głupie pulpety. Zostawiłam je na gazie. Wybiegłam szybko z łazienki i skierowałam się w stronę kuchni. Faktycznie, smród był okropny i roznosił się po całym mieszkaniu. Szybko zdjęłam garnek z ognia i zaczęłam otwierać okna.
- Kurcze - zaczęłam, patrząc zmieszana na dziewczynkę. - Chyba z kolacji nic nie zostało. Przepraszam.
- Nic się nie stało, nie przejmuj się - mała wzruszyła ramionami. - I tak nie byłam zbyt głodna.
Od razu uderzyło mnie to jaka była milutka. Miała zaledwie siedem lat, a naprawdę była przeurocza. Inne dziecko w jej wieku zapewne zaczęłoby narzekać, lub by się rozpłakało a ona widocznie nie chciała sprawić mi przykrości. Zupełnie różniła się charakterem od jej zadufanego w sobie brata.
Moje rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek. Było przed dziewiętnastą. Lily podbiegła i otworzyła a moim oczom ukazał się zdziwiony Chase, zatykający dłonią nos.
- Zostawić cię na dwie godziny i już próbujesz spalić mi chatę - spojrzał na mnie oczekując wyjaśnień. - Niezła jesteś.
Lily zaśmiała się i oznajmiła, że idzie do salonu, bo zaczyna się jej ulubiona bajka. A my nadal staliśmy patrząc się na siebie. Było mi głupio. Wiedziałam, że będzie się cieszył z tego że miał rację z tym, że jego siostra jest bardziej odpowiedzialna ode mnie. Gdyby nie ten głupi sms to nic by się nie stało. Ale nie zamierzałam mu tego wyjaśniać.
- Odwieziesz mnie? - zapytałam tylko zrezygnowana bo miałam już wszystkiego dosyć. - Jestem zmęczona.
- A wyjaśnisz łaskawie, jak niemal doprowadziłaś do pożaru? - spojrzał na mnie pytająco, nie dając za wygraną.
- Poszłam do łazienki, przyszedł do mnie sms i zapomniałam o tych głupich pulpetach - zaczęłam, czując jak do oczu napływają mi łzy i łamie mi się głos. Chciałam już tylko iść spać. Matt totalnie wytrącił mnie z równowagi.
- Ej spokojnie - powiedział łagodnym tonem, widząc w jakim jestem stanie. - I tak te pulpety to jeden wielki szajs. Zamówimy pizze. Zostaniesz?
Zdziwiła mnie jego reakcja. Spodziewałam się raczej, że dalej będzie się zachowywał jak dupek i prawił mi kazania na temat odpowiedzialności.
- Nie dzięki - odpowiedziałam. - Jestem padnięta.
Przytaknął, nie naciskając, po czym skierowaliśmy się w stronę auta. W drodze do domu próbował mnie jakoś zagadać, jednak ja odpowiadałam krótko, bo nie miałam ochoty na żadną rozmowę. I gdy wysiadałam z auta usłyszałam tylko jak mówi "Dziękuję Emi". A może mi się przesłyszało?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top