Szósta
„Minął rok"... Kończenie historii w ten sposób jest głupie, więc minęły dwa tygodnie. Konkretnie szesnaście dni, bo była środa.
Gaster właśnie zaparzył swoją zbyt gorzką herbatę i usiadł naprzeciwko zatrzymanego już pół miesiąca na godzinie szóstej zegara. Piąta, szósta... Uśmiechnął się pod czymś, co wyglądało, jakby kiedyś identyfikowało się z nosem. Pierwszy raz od Bóg wie kiedy wyczekiwał gości. I to nie byle jakich. Panienka Lady miała wpaść na moment z Belethem, Azazellem i, o dziwo, z Ayano. O dziwo, bo diabły zwykle sprzątają po sobie to, co zbędne. Dają życie, potem zabierają nagle bez najmniejszego mrugnięcia i bez uprzedzenia. Puff!... Mniej więcej tak. Tyle że albo służka księżniczki nie była zbędna, albo Beleth okazywał się być wyjątkowym bałaganiarzem. Ewentualnie i jedno, i drugie. To miłe. Nawet wesolutka czwórka mogłaby zmieść doszczętnie ze ściany ten stary grat. Gaster nie pogniewałby się, gdyby nie musiał za jakiś czas widzieć siódmej.
Jednak westchnął, bo życia profety nie usyłają różami. Spodziewał się całkiem wszystkiego.
*
Gdzieś na powierzchni, gdzieś po południu Y-Tytus wykrzyknął, że spaghetti z sosem ryżowym smakuje niczym danie wybitniejsze aromatem niż jakiekolwiek z kuchni Pana.
– Mówiłem, mówiłem – ucieszył się X-Hektor, oblewając rumieńcem. – Kosmos. A sam na to wpadłem.
– Więc co tu robisz jeszcze? Ponoć poszukuje się nowych pracowników, odkąd Pan zrobił czystkę.
– O co z tym brnęło...?
– W telewizorze nie widziałeś? Chyba ma to związek z... czymś. Na pewno z czymś.
– Nie zaszkodzi. Monika, ty masz gust, nie chcesz?
Monika na widok miski obiadu milczała, srebrzyste pióro gnało po kartce.
– Nie ma sensu – mruknął Y-Tytus, siorbiąc makaron. – Ludzie to przedziwne istoty.
*
– Przedziwne z ciebie stworzenie, Parsifalu Zacieszny! – przyznała Rita. – Naprawdę pamiętałeś?
– Dlaczego miałbym nie pamiętać? – Parsifal czuł się z lekka zakłopotany. – We wtorki dowcipy na Durszlakach, zaś w środy twoje popisy na lirze. Bo ślicznie grasz, a mieszkańcy powinni obcować bliżej ze sztuką. Mnie daleko do prawdziwego artysty, lecz skoro już mam driadę...
– Leniuch! – skomentowała, po czym przed oczyma Parsifala pojawił się długi język.
Król Cercis zaśmiał się serdecznie. Nareszcie KRÓL – nie Piotrek. Czyli stan Północy powrócił do kompletnej normy, nikt nigdy nie spotkał przedstawiciela rodu Tarako-Tarako, nic nigdy nie spłonęło. Ale na tronie obok Parsifala wkrótce zasiądzie ktoś wcześniej zupełnie obcy. Plotki w mig się rozeszły, a nieznajomą pokochano od razu za urok osobisty oraz talent. Bajkowo, cukierkowo... Jedynie czasem brakowało parze znacznej wiedzy. Na przykład dotyczącej dalszych dziejów księżniczki lub X-Zenga (choć z nim sprawa była bardzo prosta: został koordynatorem magazynu ze sprzętem RTV, po fachu). Nie wiedzieli również, co następnie stało się z Kamieniami, czy spożycie złuszczonego naskórka niebieskich nietoperzy ma jakieś dalekosiężne skutki, ani w jakich sklepach dostępna będzie biografia Lady.
Ani nie wiedzieli, że prace nad nią miały się zdecydowanie przedłużyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top