Ryż

Ostry świst ciął powietrze, liczne smugi światła lśniły metalicznie w słońcu jedna za drugą, a to wszystko zwiastowało...!

Nie, tym razem nie rozgrywała się żadna epicka walka na stromych zboczach śnieżnych gór ani nawet nie mierzono się złowrogimi spojrzeniami. Nic z tych rzeczy. To było tydzień temu, kiedy gapie stanęli rozdziawieni na chodnikach, by oglądać coś znacznie lepszego niż dobry film akcji. I to na żywo! W końcu Monice często zdarzało się przysparzać sobie problemów, ale rozwiązywanie ich na czyichkolwiek oczach raczej należało do rzadkości. Udało jej się ukryć nawet spór z samym całkiem pyskatym Anakinem, Dzieciopłody po prostu spławiła, wymyślając na poczekaniu bajeczkę o magicznym Kamieniu w innym wymiarze, więc oczywiście nikt o niczym nie wiedział, lecz niewidzialny Chuck Norris z mieczem świetlnym ze zgrają latających za pomocą jetpacków ninja to już była grubsza sprawa.

Jednak ostatnio Monika nieco odpoczywała, co nie znaczy, że nie miała ważnej roboty do zrobienia. Akurat przydzielono jej bardzo prestiżowe zadanie, musiała zatem wystrzegać się przez chwilę większych bitek. Także dlatego chciała mieć harówkę z głowy jak najszybciej, ale nie było w tym ani odrobiny niedokładności. Monika bowiem robiła wszystko wzorowo z najdoskonalszą perfekcją. Właśnie z tego powodu ona została wybrana spośród wielu różnych osób do napisania księżniczce biografii. A faktów do uwzględnienia w książce nazbierało się całkiem sporo przez lata. I nie, nie chodziło o marne piętnaście czy tam szesnaście lat. Lady żyła znacznie dłużej na tym świecie niż mogłoby się zdawać. Za sobą miała nie mniej przeżyć aniżeli taka Monika, jednak tylko jedna z wymienionych dziewczyn urządziła sobie mały urlop od ryzyka.

Więc gdy tak smugi światła na stalówce lśniły metalicznie, ręka dzierżąca srebrne pióro wymachiwała nad notesem, obok stos cennych notatek, zaś zielone oczy spoglądały tęsknie w góry. Niby dopiero prace nad biografią zostały rozpoczęte, czyli Monika powinna być myślami gdzieś pomiędzy pierwszym paktem z szatanem (konkretnie z Belethem, w ramach ciekawostki) a wezwaniem Mefistofelesa w przedszkolnej łazience, lecz ona zdążyła rozmarzyć się nad jakimś niebanalnym starciem z jakimś żądnym władzy śmiałkiem. Widziała siebie może znowu na nieosiągalnym dla innych szczycie okrzykiwaną głosami zgromadzonej gdzieś w dole widowni...

– Monika, skarbie – wyrwało ją z głębin wyobraźni – mam małą prośbę, widzisz tych dwoje?

– Lady? – Pisarka uniosła nieobecny wzrok znad notesu. – Co ty tu robisz?

– Pomagam im – odparła, wskazując kciukiem skołowaną parę przyjaciół jaką byli Piotrek i Rita. – Dobrze, że wiedziałam dokładnie, gdzie mam cię odnajdywać, kochana. Non stop znikasz bez śladu i przynajmniej teraz przez bity tydzień ciągle siedzisz na tej ławce. Zgadzam się, bardzo ładnie tutaj.

– Z czym przybywasz w takim razie? – zaciekawiła się Monika, po czym rozłożyła ręce.

Lady nie przegapiła okazji, by zajrzeć dziewczynie przez ramię w zapiski.

– Jakby tak mało zrobiłaś do tej pory – mruknęła. – I nigdy nie uśmiechnęłabym się do tego Mefistofelesa, zapamiętaj sobie. – dokończyła szeptem.

– Doprawdy? Myślałam, że mieliście dobre stosunki. Właśnie tak mi to opisałaś...

– Nie, nie, musiałaś źle coś zrozumieć. Straszny był z niego sztywniak, popatrz na nich.

Monika posłusznie obejrzała się na nowych znajomych księżniczki, usiłując znaleźć w ich spojrzeniach szansę na jakąś przygodę.

– Cześć – przywitała się nieśmiałym tonem. – Co sprowadza was akurat do mnie? – zwróciła się do Lady.

– Chodzi o to, że oni nie są stąd. Nie przeszkadzaj sobie, spokojnie, tylko powiedz, jak ich odstawić do domciu – rzekła z drobną gestykulacją w tle i z wymuszonym słodkim uśmiechem, który wymagał od niej nadprogramowej dawki ofiarności.

– To bardzo proste.

– Słuchamy! – pisnęła Rita.

– Niezbędne wam do tego Serce Światów, ale tak się niefortunnie składa, że ostatnio pokłóciłam się o nie z pewną osobą i ono już nie jest w całości. Troszkę rozleciało się po naszym wymiarze, przykro mi – wyrecytowała, a kokarda spinająca jej włosy zachwiała się ze szczęścia.

– Czemu nic nie mówiłaś? – zdziwiła się Lady, aktywując minę o nazwie „Wielkie naburmuszenie".

– Nie pytałaś.

– Jak pozbierać te rozsypane części? – odezwał się Parsifal.

– Potrzebujecie mnie – oznajmiła Monika, pokazując towarzystwu z dumą jak najwięcej białych ząbków.

– O nie! – sprzeciwiła się księżniczka. – Bez takich! Ty sobie pisz, a my sami sobie poradzimy. Nie potrzebujemy ciebie, potrzebujemy Ayano.

– Ayano? – zdumiał się Piotrek. – Do czego?

– Przecież co dwie głowy to nie jedna, czy jakoś tak, zgadza się? Ayano! – zawołała i postawiła palec wskazujący w powietrzu z wymalowanym na twarzy wyczekiwaniem. Zamrugała parokrotnie, podrapała się po policzku. – Dziwne, zwykle zaraz przybiega...

– To ja ją wezwę – zaproponowała Monika i ledwo dokończyła swoją wypowiedź, Ayano pojawiła się w pobliżu.

– Czarodziejka – westchnął Parsifal podejrzliwie niby na ucho Ricie.

– Daruj sobie sztuczki z konsolą, dobrze wiesz, że to nie ta! – zacietrzewiła się Lady nad autorką swojej biografii. – Moja Ayano nie stałaby jak ten kołek, to jej bezmózgi odpowiednik!

– Lubię mózgi – smarknęła Nie-Ta-Ayano. – Mózg Senpaia musi być najpiękniejszy...

– Chwila, są dwie Ayano? Ta, z którą ja miałem do czynienia, też wspominała o jakimś Senpaiu...

– No i to właśnie była moja cudowna Ayano! – wyrwało się z ust Lady, dezorientując Piotrka zupełnie. – Nie debilny NPC, przestań się śmiać, Monika! Najlepiej odstaw ją do szkoły!

*

– Pobrnęła. Nareszcie opuściła swoją kryjówkę.

– I kto tu śmierdzi? I jest głupi? X-Hektor? Zabraniałem wtranżalania makaronu w pracy!

– Żadna tu praca, a ja zrobiłem spaghetti z ryżem. Szefie.

– Ryżem?! Z kim ja żyję...

– A nie, ten ryż jako sos jest. Ryżowy taki. Mhm, naprawdę.

– Och... Zabieraj dupsko do kryjówki i radarów. Potem spróbuję.

*

– No, jesteśmy w komplecie! – ucieszyła się Lady, której jedynie widok jednocześnie na Ayano i Nie-Tę-Ayano nie odpowiadał przed momentem. Mimo wielu podobnych sytuacji, krępowało ją za każdym razem postawienie obok siebie tych niemalże klonów, bo nie potrafiła przyznać, że po prostu ich nie odróżnia. – Ayano, Kreff Dziewic poproszę!

Na te słowa sapiąca nastolatka, której udało się ostatecznie przebiec spory kawał drogi na zawołanie księżniczki, wyjęła zza pleców dwa kieliszki pełne krwistoczerwonego napoju. Zawsze miała je przy sobie, zawsze wydobywała je znikąd, a Lady nigdy to nie dziwiło.

– Ktoś jeszcze chce się napić?

Piotrek, Rita oraz Monika postanowili jednogłośnie przemilczeć ewentualne odpowiedzi. Właściwie niełatwo przyszło stwierdzić, co takiego księżniczka zamierza świętować, ale jej było obojętne, że nie istniała ku temu absolutnie żadna okazja. Zwyczajnie lubiła na języku błogi smak tego trunku, po którym mogła poudawać kogoś niespełna rozumu, choć właściwościom tajemniczo, a nawet zniechęcająco brzmiącej dla nieobeznanych Krffi Dziewic daleko było do wina. Równały się one najwyżej lemoniadzie, bo czego innego spodziewać się można po wyciągu z buraków zmiksowanym z tabletkami musującymi... I dobrze, ludzkość wolałaby nie widzieć księżniczki pijanej.

– Jak nazwiemy naszą wspaniałą misję, Lady? – zagadała pełna werwy Ayano.

– Czekaj! – Rozochocona Lady zawisła z trzymającą kieliszek dłonią w górze. – Coś wymyślę... Albo nie. Dajcie mi pomysły!

– Plan: Jakieś Kamienie – burknął Piotrek jeszcze mniej zafascynowany magicznymi treściami niż wcześniej. – Chodźmy już na ten cały statek.

– Takk! Doskonale, Parsifalu Zacieszny, o wielki i znaczący władco Cercis, toż to piękna nazwa! – Zakręciła się tanecznie w miejscu, omal nie rozlewając ukochanego napoju, co dodatkowo rozzłościło Monikę, która o mały włos życzyłaby ekipie powodzenia.

– Niech żyje nasz PLAN! – zawtórowała doradczyni Lady ze specjalnym akcentem na ostatnie słowo.

– Zdrówko, Ayano!

Kieliszki zabrzęczały stuknięte szklanymi powierzchniami dla przypieczętowania miana rozpoczynającej się przygody, po czym z obu z nich zniknęło po łyku wypełnionej bąbelkami zawartości.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top