Hańba

Stety albo niestety ludzie okazali się odrobinę mądrzejsi niż się X-Zengowi wydawało. Kiedy portal zadziałał, zebrane w łagrach towarzystwo mogło zacząć świętować i pomknąć między ułożonymi pod ścianą przerażonymi przymusowymi pracownikami na ekspresową kolację (miskę makaronu), która zamarzyła się akurat kierownikowi produkcji. Ale żaden z Dzieciopłodów nie domyślał się, że:

a) konstrukcja jest już dość stabilna, by spokojnie dostać się w jednym kawałku do rodzimego wymiaru,

b) niewolnicy dla niepoznaki dopiero pod koniec robót chcieli poprzykręcać śrubki w nieodpowiednich miejscach i poprzestawiać liczniki.

Co znaczy mniej więcej tyle, że Piotrek i Rita wykazywali funkcje życiowe po przebyciu podróży przez purpurowe pole siłowe. Jak się później niejednemu wścibskiemu osobnikowi udało wytłumaczyć, poza samym ich wykazywaniem mieli ochotę te funkcje także zachować.

Po odzyskaniu przytomności, otrząśnięciu się z szoku i zamiarze przejechania wierzchem dłoni po śliskim od oddechu Tarako-Tarako podbródku, Piotrek musiał już przygotować się do tłumaczenia wszelkiemu stworzeniu, że miło byłoby jednak dla niego nie umierać. Jak i u siebie, tak też w innym wymiarze nie pozwolono mu zaznać choć trochę spokoju, ani nawet go porządnie nie przywitano.

Hańba!, odezwał się zaginiony królewski głosik w młodym mężczyźnie, gdy ten próbował nieskutecznie wierzgnąć kończynami. Zorientował się szybko, że jedynie szyja nie została zablokowana, więc rozejrzał się ostrożnie na boki. Po swojej lewej stronie zobaczył podejrzanie silną niebieskowłosą nastolatkę w białym mundurku, po którym wywnioskował, że znajduje się gdzieś na terenie szkoły (raczej liceum). Mimo że Piotrek uśmiechnął się prosząco do oprawczyni, ona zachowała kamienną minę i naparła mocniej na unieruchamiany nadgarstek. Wtedy jasne stało się, dlaczego nawiedził go gryzący ból. Wciskanie skóry w pełen kamyczków asfaltowy chodnik zdecydowanie nie należy do zabiegów relaksacyjnych, bez względu na ładną specjalistkę... Och, co za myśli! Trzeba było odwrócić się na prawo i tak właśnie Parsifal zrobił. Tam sytuacja wyglądała kropka w kropkę identycznie. Zresztą nie tylko sytuacja, druga nastolatka również. Pewnie bliźniaczki.

Ostatecznie spojrzenie obrażonego na cały świat niegdysiejszego władcy wylądowało w błękicie nieba, gdzie nie bytowały ładne dziewczyny.

Gdy oględziny otoczenia przebiegły pomyślnie, Piotrek znów usiłował się wyszarpnąć i przy tym odkrył kolejną prawdę: prawdopodobnie nikt tu nie był podejrzanie silny. To pojmany był po prostu podejrzanie słaby.

– Kim jesteście – postanowił zatem nareszcie się odezwać szorstkim rozkazującym tonem.

– To tylko NPC – odpowiedział ktoś łagodnie poza zasięgiem wzroku. – Nie bój się.

Zaraz po tych słowach, nad głową Piotrka coś wywinęło zamaszyście i od razu uwolnione nadgarstki przestały się wbijać w ziemię, a nawet nogami dało się poruszać. Jednak radość trwała jakieś dwie sekundy, potem gardło Parsifala samo chciało krzyczeć, ale w porę przyłożono chłopakowi palec do ust.

– Zabiłaś je właśnie?! – szepnał głośno z wytrzeszczem skierowanym niemal na trzy identyczne ciała naraz.

– Cii. Tylko NPC.

– Co to znaczy? – warknął, uciekając jedną ręką od szerzącej się obok kałuży krwi. – Ludzie powinni trzymać się razem, nie mordować!

– Idiota – podsumowała kucająca dziewczyna z czarnym kucykiem, po czym zacisnęła wargi, zarzucając na plecy narzędzie zbrodni, czyli żelazny pręt ze śladowymi ilościami rdzy.

– Gdzie Rita.

– Kto?

– Nie udawaj – warczał nadal, tym razem próbując wstać bez ubrudzenia i tak brudnych już ubrań. – Była ze mną przed chwilą. Ma warkocze, zieloną spódniczkę oraz łuk. Dość charakterystyczna.

– Nie znam, ale mogę ci pomóc. Senpai chyba nie jest gejem... – dorzuciła ostatnie zdanie ciszej do siebie.

– Kto? – Role odwróciły się.

– Nieważne. Czego chcesz?

– Chcę, żebyś zaprowadziła mnie do jakiegoś władcy. Do przywódcy, dowódcy, kogoś... kogokolwiek wyżej postawionego – zażądał, w końcu podnosząc się o własnych siłach na nogi.

– Ciebie? – Spojrzała na delikwenta pogardliwie.

– Tak – odparł zirytowany. – A coś nie tak? Pryszcz mi wyskoczył, że tak patrzysz, dziewczyno?

– Skądże – burknęła. – Ruszaj się, to nieco dalej niż dwa kroki.

Więc się ruszył. Szedł ciut ociężale, w dodatku stale rozglądał się z myślą, że zobaczy przyjaciółkę, a nowo poznana nastolatka prowadziła go pod rękę jak prowadzi się rannego, zwłaszcza że blady Parsifal idealnie się do tej roli nadawał. Pręt oraz umazane krwią gumowe rękawiczki wyrzuciła wcześniej na podwórku, zatem ciekawscy przechodnie nie zaczepiali po drodze nieznajomej, bo wyreżyserowana scenka wydawała się zwyczajnie zwyczajna. Sprytnie.

– Jak ci na imię? – spytał jeszcze jeden z aktorów z grzeczności.

– Ayano. Ayano Aishi. A tobie jak?

– Piotrek. Piotrek-Zupełnie-Zdezorientowany – wysilił się na żart, który, choć w jego mniemaniu był całkowicie nieśmieszny i pozbawiony sensu, rozbawił na moment Ayano.

*

Puk puk puk, dało się słyszeć w obitym pozłacanymi deskami pokoju. Owinięta w bordowy kombinezon kobietka za czarnym niczym węgiel biurkiem zakręciła się wokół własnej osi na krześle, wbijając przy tym kant jego tylnej nogi w wykładzinę, po czym sprawdziła, czy przypadkiem nie pozostał ślad. Na szczęście nie. No, nie za duży.

– Ktoś pukał – upomniał ją zduszony żeński głos z rogu pomieszczenia.

– Wiem, głucha nie jestem. Wejść! – krzyknęła niespodziewanie głośno jak na smukłą posturę, a drzwi otwarły się zaraz na oścież, wpuszczając przez swój próg dwie osoby.

– Oo, kogo ja widzę – zamruczała morderczyni wykładzin i ułożyła dłonie pod brodą. – Jakiś raporcik...?

– Rita! – uruchomił się Piotrek, zanim wywołana Ayano uchyliła usta. – Puść mnie, ty... dziewczyno!

Ale nie puściła. Pochwycony mógł miotać się do woli, jednak bez rezultatu, więc prędko dał za wygraną na rzecz przypatrzenia się nowej twarzy.

– Lady, oto nasz intruz – wyznała nastolatka w mundurku.

– Zauważyłam. Możesz ich wziąć do tych, tam...

– Lochów? – podpowiedziała.

– Tak, dokładnie. Lochów.

– Chwila, ja chyba też mam coś do powiedzenia! – oburzył się Parsifal, świdrując na zmianę sylwetkę Ayano oraz owej Lady. Nareszcie jego wzrok spoczął na stałe na wąskim nosie kobietki przy biurku. – Po pierwsze, kim ty jesteś w tej dziurze? Królową?

– Uważaj, co nazywasz dziurą, kochany – skarciła go, nie szczędząc cmokania. – I nie królową. Księżniczką. Przecież nawet nie mam osiemnastki, może widać.

– Niech będzie, księżniczko – odparł z pewnym dystansem. – Musisz nam pomóc. To nie nasze strony, chcemy tylko wrócić.

– A co dostanę w zamian?

– Wdzięczność? Uznanie? – próbował, gdy Lady kręciła głową z uśmieszkiem. 

– Żartowałam, siadaj. – Wskazała skinieniem miejsce na czarnej pufie obok Rity w rogu pokoju. – Ayano, zostaw nas samych.

– Rozkaz – przytaknęła nastolatka i zostawiła ich samych.

– Czyli zgubiliście się, tak? – zaczęła temat Lady. – Twoja koleżanka, niepokorny... Jak twoje miano?

– Parsifal. – Przełknął niespokojnie ślinę. – Parsifal Zacieszny.

– Dobrze. Pasuje. Twoja koleżanka, niepokorny Parsifalu Zacieszny, już mi co-nieco opowiedziała, a że ja zbyt głupia nie jestem, przypadkiem mi się jej nie znalazło. Ciebie tak samo.

– Co to znaczy?

– Radary, słońce. Od razu zobaczyłam, że coś nie gra, więc posłałam wierną Ayano na zwiady. Polubiliście się?

– Do rzeczy – ponaglił Piotrek.

– Oj, jaki spięty – zawiodła się. – Twoja towarzyszka urządziła nam mały burdel. Pochwal się, Riciu, tak dla rozluźnienia atmosfery.

– Rita...? – jęknął były władca zbity z tropu. 

– Tylko trochę mnie poniosło – wymamrotała z ociąganiem. – Spanikowałam i...

– Prawie wybiła mi oko, niezłe, co? – wtrąciła się Lady ze śmiechem. – Całkiem dobra w te klocki jesteś, ale nie ma powodów do strachu, prawda?

– Chciała mnie zasztyletować tym kijem! – wystękała driada na swoje usprawiedliwienie, kierując drżący palec na a'la berło. – A ja nie mam łuku, zabrała mi!

– Oj, już nie przesadzaj. Niczego ci nie zabierałam. – Lady machnęła ręką. – A po drugie? – zwróciła się do drugiego gościa.

– Co „po drugie"?

– Powiedziałeś, że po pierwsze bla bla bla, a po drugie?

– Ach, tak! – Aż podskoczył w miejscu, wybierając pospiesznie spośród gromadzących się w głowie tysięcy pytań to jedno najbardziej odpowiednie. – Co to jest te radary?

– Poważnie? – spytała z politowaniem. – To ja się nie dziwię, że błądzicie w tej rzeczywistości jak zagubione kurczaczki. Jeśli chcecie zacząć się orientować, musicie zrozumieć jedno: to gra. Jesteście w grze. Otaczają nas NPC, czyli bezmózgie cycate dziewczynki i takie tam, ale jestem też ja. I Ayano. Oraz parę innych ogarniętych istot. Czaicie? – Pokiwali głowami, więc klasnęła w dłonie. – Super. Radary to urządzenia zdolne namierzać nieścisłości w programie. Głównie ja mam do tego dostęp, możecie się nie martwić. Coś jeszcze? Jakieś pytania? Las rąk?

Rita zgłosiła się z ręką w powietrzu, co wyglądało, swoją drogą, dość komicznie.

– Tak, moja droga? – udzieliła jej głosu „nauczycielka".

– Co wiesz o rodzie Tarako-Tarako?

– Oni? No błagam. Jedne z najgłupszych stworzeń, jakie tu kiedykolwiek spotkałam, a uwierzcie, że żyję już długo. Po co pytasz?

– Najgłupsze?! – prychnął Piotrek. – Te całe „najgłupsze" zniszczyły nam życie i demolują Północ!

– Bez jaj – uspokoiła się nieco Lady, chichocząc w pięść. – Nasze ostatnio gdzieś się zapodziały, do was przylazło?

–  Możliwe – zastanowiła się Rita.

–  Słabo, słabo. Bardzo słabo, skoro sobie z tymi makaronowymi debilami o aparycji niemowlaków poradzić nie potraficie...

–  Hej, chcesz powiedzieć, że jesteśmy tym słabszym istnieniem? – prawie wykrzyknął Piotrek.

–  Tak – odparła Lady z prostotą. – Na to wychodzi. Wymagacie natychmiastowej pomocy kogoś normalnego.

–  Normalnego?! – znów uniósł się Piotrek, lecz tym razem Rita zdążyła powstrzymać go przed zerwaniem się na równe nogi.

–  Mhm... I nawet wiem, kto nadaje się do tego najlepiej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top