Grzyby
Nie da się ukryć, że Parsifal Zacieszny był niegdyś wyjątkowym królem. Wiadomo, miał ten swój zwyczaj opowiadania co tydzień różnej maści dowcipów, ale najbardziej w jego rządach zadziwiał chyba fakt, że nigdy nie przeżył żadnego drobnego zamachu, chociażby na Durszlakach w pewien wtorek, gdzie byłby niewiarygodnie łatwym celem. Parsifal nawet zaskakująco długo nie wiedział, czym jest zamach. Ktoś mu kiedyś opowiedział, że chodzi w tym dziwnym czymś o próbę zabicia władcy i przejęcia w ten sposób jego tronu. Król poklepał wtedy jegomościa po plecach, uznając te słowa za niezły żart, bo przecież co komu przyszłoby z jego śmierci...?
Już lepiej rozumiał. Od czasu ataku Dzieciopłodów na Północ całe to legendarne mordowanie i nieludzkie grożenie prawdziwą bronią wcale nie zdawało się jakieś obce.
Jeśli Piotrek miałby stwierdzić, czego nauczyła go przelewana niewinną krwią sieczka, to niewątpliwie ostrożności. Władcą mógł sobie dawno nie być, jednak są tacy, których obchodzi szerokim łukiem status, ogólna ilość grzechów na koncie czy ostatni obiad ofiary. Człowiek to człowiek. Każdy umiera tak samo, każdy potrafi paść na ziemię bez życia, bez fanfarów i później bez należytego pochówku oraz kwiatów.
Dlatego na widok lawirujących na rozstrzępionych między skałami gałęziach wron Piotrek z taką łatwością odskakiwał w tył, cofał się parę kroków, a potem doganiał resztę grupy, co niesamowicie rozbawiało Lady. On nie miał jednak siły, by tłumaczyć księżniczce, że zdecydowanie dobrze tym małym dziobatym poczwarom z czarnych oczek nie patrzy. Niby to zwykłe ptaki, których wiele w każdym lesie, a przypominały raczej kogoś z dylematem, czy swoje póki co spacerujące danie podać na talerzu w towarzystwie podsmażanych kawałków jabłek, czy może lepiej bez wydziwiania tylko polać sosem grzybowym.
Okropne. Fuj, grzyby z mięsem ludzkim!
W końcu wrony skończyły się.
Niespokojny Parsifal, cichutka jak Durszlaki po pewnym kawale o Żydach (w Cercis, oczywiście, nigdy Żydów nie było) Rita, prychająca niekiedy pod nosem Lady oraz Ayano-Och-Mój-Senpai stanęli przed rzędem przedługaśnych stopni z zielonym nalotem, słusznie zdającym się chrzęszczeć pod stopami. Co zawiodło mieszkańców Północy z innego wymiaru, wspomniane kilkakrotnie schody nie pięły się w górę, jak sugerowało wcześniejsze wzniesienie, tylko w dół. W dół i w dół, i w dół. Pod ziemię w mrok, skąd gości witało mroźne powietrze.
Rita postawiła przed siebie wątpliwy krok i w jednym momencie dwie bliźniacze krople wilgoci zsunęły się ze sklepienia, by rozplasnąć się na jej sandale.
– Jakie jest to Snowdin? – padło pytanie.
– Ładne. – Lady rozmarzyła się z jasnym spojrzeniem w oczach driady. – Wprawdzie byłam tam ostatnio ze sto lat temu i pewnie bardzo dużo się zmieniło, ale mam ciekawe wspomnienia. Chcecie posłuchać?
Grupa okazała się całkiem chętna do opowieści i anegdotek, nawet Ayano (a raczej zwłaszcza Ayano), której zaczęło zależeć na tym, żeby zobaczyć reakcję Parsifala na barwną i niekoniecznie cukierkową przeszłość księżniczki. A ona, ku zaskoczeniu, nadzwyczaj otwarcie rozlała się przed trzyosobową ekipą słuchaczy paroma historyjkami. Mówczyni nie próbowała zachowywać dla siebie choćby szczegółów dotyczących jej figli z diabłami, które swoje początki oraz końce miewały też w Snowdin. Właściwie trzeba było skupić się wyłącznie na tych epizodach, bo z innch powodów Lady w Podziemiu nie bywała.
Księżniczka uznała wtedy, że nie ma sensu wstydzić się tego, co minęło już dawno temu, tym bardziej, że odkrywała rąbki swojej biografii po pierwsze przed Ayano, która słyszała o wszystkim pełno razy i także, po drugie – przed dwoma osobnikami, którzy w najbliższym czasie po prostu znikną bez śladu.
Należało się przecież jakoś przygotować przed tym, że niedługo pełniutka biografia dostępna będzie dla każdego w księgarniach! Jedynie za 39,95 zł!
No dobrze, koniec reklamy. Wypada skupić się na słowach odbijających się echem pośród zmieniającego się stale krajobrazu. To może brzmi komicznie, skoro uczestnicy planu o wdzięcznej nazwie „Jakieś Kamienie" znajdowali się na paśmie głupich schodów, ale uwierzenie, że dało się odczuć pewne zmiany środowiska choć na banalnym przykładzie koloru mchu, nie boli.
– Któregoś dnia kazali mi się zamknąć – mówiła drużynowa gaduła. – Nie żeby był w tym jakiś sens, skoro każdy, kto chciał się czegoś dowiedzieć, już się dowiedział, jednak mniejsza z logiką. Kazali. Głównie Beletha wpieniało, że ludzi czy w tym wypadku potwory może w ogóle to interesować. Zaznaczył wyraźnie, że życzy sobie świętego albo tam diabelskiego spokoju, lecz kim ja jestem, żeby mi rozkazywać? Nie moja wina, że romansowali w najlepsze i było się nie migdalić na moich oczach. Przyznaję, niemiło się zachowałam, ale w sumie vice versa, więc należycie. Na początku pomyślałam, że chrzanić Beletha, to mój kumpel i takie tam różne, że zaraz mu przejdzie, lecz nawet Azazello pofatygował się, by trochę odkręcić sytuację. Wtedy zrozumiałam, że musi coś być na rzeczy i faktycznie było. Bo oni w tym całym Piekle słabo mają. Rogaty Najwyższy to paskudna konserwa, potem zostałoby mi zeskrobywanie chłopaków ze ścian burdelu czy jakoś tak. Nie pamiętam dokładnie, powiedział mi to magiczny kwiatek po drodze ze Snowdin. Tak, kwiatek, takie fajne rosną niedaleko, pokażę wam przy okazji. Gadali w mieście, że powtarzają zasłyszane gdzieś słowa, konfidenci. Trzeba uważać. W każdym razie, chyba żal mi się zrobiło, bo Beleth i Azazello tworzyli całkiem zgrabną parkę, a ja chciałam mieć dalej przyjaciela-geja. Zaczęłam się bawić w nawracanie, jak jakaś dzika świnia latałam po wtajemniczonych niby na herbatkę zwymyślać, że coś im się wydawało. No i poszło dość gładko, więc niedługo potem wezwałam zaś Beletha to tego zasyfionego hotelu, o którym wcześniej wspominałam, żeby się pochwalić, a ten cały zaryczany pieprzył, że cwel go rzucił. Ręce tylko załamałam, bo, kurwa no, ja bym Beletha nie rzucała. Zaproponowałam zemstę w iście szatańskim stylu, on jednak stwierdził, że nie. Diabły dziwne są czasami, starasz się, a one mają to w poważaniu i się obrażają. Naprawdę, zwyczajnie jak gdyby nigdy nic strzelił focha, upierając się, że wszystko przeze mnie, bo właśnie ja ich zeswatałam. No szlag by to trafił, nie moja wina przecież! A ten uciekł. Szwędałam się samotnie po okolicy, nagle Beleth namyślony wrócił sam z siebie, rozmazany bez tuszu do rzęs i tym razem kazał mi pocałować się w dupę oraz zniknąć z jego życia-nieżycia raz na zawsze. – Westchnęła na długim wydechu. – Wyobrażacie sobie? Pewnie taka szanowna księżniczka zaraz go udobruchała, jednak to nie było takie proste. Diabły się mocno wpierniczają, oj mocno. Groził, że spali wszystko i wszystkich, ale nareszcie żeśmy się dogadali nieco korzystniej; on daje mi coś, ja coś daję jemu. Czyli spokój. W zamian za wielofunkcyjną służkę, która dotrzyma mi towarzystwa. Widzicie, Beleth nie jest zupełnym sukinsynem, nie to co ja czasami. Więc mam sobie prywatną kochaną Ayano, bo jako NPC mnie irytowała, a on też otrzymał to, co chciał. I wie dobrze, że nie wezwę go już ani żadnego innego szatana, bo ryzykowałabym stratę kogoś bardzo ważnego. Już jednego kogoś bardzo ważnego straciłam, to byłoby za dużo. Ale Beleth powróci, kiedy się odfochnie. Może za kolejne sto lat, choć słyszałam, że ponoć tak Azazellowi zaimponował spławieniem mnie, że znowu są razem. To może szybciej.
Lady ucichła.
Piotrek podrapał się zdezorientowany po brodzie, maltretując wzrokiem biedny fioletowy mech.
Znudzona Ayano bacznie obserwowała jego ruchy.
– Ach... – skomentowała Rita.
– No, ach, ach, dlatego niezmiernie opłaca mi się szukanie pomocy u diabłów z waszego powodu, chyba czaicie.
– Tak – przyznał Parsifal. – Na to wygląda... Przypomnisz, jak nazywa się ten... ten wszystkowiedzący gość, do którego idziemy?
– Gaster, och, mój Senpai – odparła przymilnie Ayano. – Gaster.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top