Chusteczka

– Przecież nic mi nie jest! – oburzyła się Rita na widok pary rąk nad sobą i odgoniła je swoimi dłońmi niczym natrętną muchę, krzywiąc się przy tym straszliwie. 

Ostatecznie Ayano zrezygnowała z irytowania poszkodowanej widokiem opatrunków, bo nie istniał w tym kompletnie sens. Pod nosem driady pozostał więc podłużny, smakujący żelazem strup, który wbrew stanowczym zakazom powiększył się rozdrapany paznokciem i nawet jedyna chusteczka nie wystarczyła, by pozbyć się czerwonych śladów, a nikt nie garnął się z zapałem do dalszego zadzierania ze wściekłą już Ritą. Lady wzruszyła ramionami, zaś Ayano nareszcie przyjęła do wiadomości, że ranna czuje się wyśmienicie. Parsifal wiedział, że identyczna akcja miała miejsce, gdy dziewczyna przecięła odstającym z ziemi korzeniem łydkę i kolejne dwa tygodnie zdobiła ją ogromna pionowa kreska, która goiła się w towarzystwie zaropiałej na obrzeżach skóry drażnionej nieustannie wszędobylskimi wyższymi źdźbłami traw oraz bardziej błotnistymi ścieżkami. Wtedy Piotrek miał nie zawracać sobie tym głowy, najlepiej patrzeć gdziekolwiek indziej albo, co skuteczniejsze, podczas spacerów iść na przedzie, pod żadnym pozorem nie odwracając się. 

W porównaniu do tamtego incydentu Ricie teraz faktycznie nic nie było. I zdecydowanie nie należało jej w takim razie za owo „nic" przepraszać. To znaczy, że Parsifalowi, jak kiedyś odstającemu z ziemi korzeniowi, nie wypadało się w ogóle odzywać, co sprzyjało spokojnemu niepokojeniu się wszystkim, do czego mogła zmierzać mała przygoda w równoległej rzeczywistości. 

Wywróżona walka. Broń. Dokładnie jedna sztuka dzierżona w dłoni księżniczki. Oraz inne znaczące słowa składające się w całość, które zdawały się dążyć uparcie do wspólnego celu – czyjejś rychłej śmierci. 

Ale na pewno nie śmierci nieśmiertelnej Lady, stanowiąca nadal zagadkę Ayano raczej też nie wchodziła w grę, olśniewająca dzielna Rita tym bardziej (a przynajmniej lepiej było tak myśleć), więc Piotrek w mig zrozumiał, że rozbiega się właśnie o niego i zaczął się jeszcze mocniej martwić. Nie mógł przecież wrócić do Cercis martwy, ona go potrzebowała! Jednak najpierw przyjemnie byłoby się zaopatrzyć w swój własny sztylet dla obrony, bo nawet jeśli księżniczka to absolutna mistrzyni w szermierce, nie była w stanie ochronić każdego przed czyhającym złem, choćby stanęła na rzęsach, po czym bez mrugnięcia żonglowała ostrzami...

– Twoja służka nie nosi ze sobą przypadkiem zapasowych trzech mieczy? – spytał ogarnięty nagłym zwątpieniem w możliwości ekipy, obserwując bezzasadnie gnającą daleko na czele przyjaciółkę. 

– Nie. Ayano to pacyfistyczne stworzenie, ma przy sobie tylko Kreff Dziewic.

– I plasterki – dokończył Parsifal.

– I plasterki – zgodziła się rozmówczyni westchnieniem. 

– A... czemu nazwałaś ją wcześniej Belethem? Nie wygląda na diabła.

– Że też musisz się tym interesować – syknęła jak gdyby do siebie z zagryzioną od środka dolną wargą. – Nie słyszałeś? Brzmiała... jak on. Nie zrozumiesz, czułam to. Jego obecność. Przez jedynie kilka głupich chwil na całe stulecie. Wtedy coś mnie uderzyło, wydało mi się, że daje mi jakiś znak, każe się odezwać, może przeprowadzić na Ayano pieprzone egzorcyzmy. I zobaczyć go. Bo ja...

Wypuściła płytko powietrze z płuc widocznie nieprzekonana do tego, co zamierzała z siebie wyrzucić, a następnie nastała cisza. Parsifal nie pytał więcej, ku rozczarowaniu księżniczki, która chciała mówić cokolwiek. Chciała nareszcie dojść do wniosku, że należy spróbować przywołać Beletha. Chciała odważyć się i zwyzywać szatana od małych draniów. Jak kiedyś, dawno temu.

– Niezła jest – postanowiła zatem zmienić temat oraz gwizdnąć krótko.

*

Lady miała na myśli bez wątpienia zawieszoną wciąż na celowniku oczu Piotrka Ritę, ale X-Zeng stwierdził raczej, że niezła jest awantura, którą musiał wywołać wśród zgromadzonych w łagrze Dzieciopłodów. Oho, będą kłopoty...! Lecz decyzja została podjęta. Były kierownik produkcji wybrał. Prawdopodobnie prawidłowo. Tracenie cennych minut przez brnięcie po Podziemiu z obłąkanymi wyrywkami pomysłów w głowie w bezowocnych żądaniach odnalezienia przed kimkolwiek szybszym głupich Kamieni, o które narobiło się dotychczas tak wiele hałasu, byłoby w tym momencie najgorszą możliwą opcją. Poza tym nie wiadomo zupełnie, jak zabrać się za posprzątanie gigantycznego bałaganu, kiedy do dyspozycji ma się wyłącznie szczoteczkę do zębów. Działanie! Już! Zaraz się zacznie chaos, Snowdin i okolice Waterfall zaleje fala wysłanników Pana oraz ten cały poroniony duet z Moniką na czele, bo pozycja dwójki niedobitków to powszechna wiedza po obu stronach teleportera, może i Pan w własnej osobie się pofatyguje, by samodzielnie unicestwić zbiegłego buntownika... albo... Albo nikt nigdy nie nazwie go zdrajcą? 

Brwi X-Zenga zatrząsały się ogarnięte satysfakcjonującą wizją przyszłego biegu wydarzeń.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top