Łupież

Jeśli ktoś stwierdziłby, że błękitny pył muskający policzki turystów Podziemia to przejaw powszedniej magii czy swego rodzaju tajemniczej aury, pomyliłby się bardziej niż grubo. Jeśli ktoś zamarzyłby położyć się na ziemi z roześmianymi dłońmi w powietrzu, usiłując łapać owe drobiny niczym przepiękne motyle, zostałby uznany za idiotę i, ostatecznie, jeśli ktoś z własnej i nieprzymuszonej woli postanowiłby wziąć to świństwo do ust, zaproponowanoby mu najbliższego psychologa. Nie wszystko bowiem w obcym świecie powinno być ekscentryczne i nieodgadnione, nie każdy błękitny pył jest czymś wartym uwagi. Ale Rita raczej miała to głęboko w poważaniu, snując swoje własne teorie na temat fruwającego proszku, który irytował niewyobrażalnie kichającego Piotrka, więc nawet gdyby jakiś łaskawy mieszkaniec okolicy powiedział jej, że połyskujące punkciki nie zaliczają się ani do nasion gadających kwiatów, ani do pozostałości skruszonych skał, tylko do... sezonowego łupieżu, bez cienia zawahania wciąż wychwytywałaby je na język. Oraz nie wypluwała potem, jak wypadałoby w takich przypadkach, choć bogatych wartości odżywczych w posiłku i ona by się nie spodziewała.

Może dlatego Lady krzywiła się na widok zachwyconej driady.

– Na twoim miejscu bym tego nie jadła – bąknęła w końcu.

– A to dlaczego? – zaciekawiła się nietutejsza z podniesionymi w górę rękami na wzór rozbawionego dziecka, demonstrując wszystkim wokół, że oni także powinni spróbować zacząć widzieć w życiu jakiś element ekscytacji.

Jednak chyba nikt nie zamierzał zareagować w pożądany przez dziewczynę sposób, choć przygnębiony Parsifal nawet by się nie zastanawiał nad tym w innych okolicznościach, by dotrzymać przyjaciółce towarzystwa w wygłupianiu się.

– Tak tylko... – zaczęła Lady i urwała. Ciężko przyjaznym tonem wygłosić komuś, że właśnie skonsumował martwy naskórek niebieskich nietoperzy. – Jak smakuje?

– W sumie... niczym nie smakuje. – Zamlaskała parę razy dla potwierdzenia swojej tezy. – Trochę jak trawa.

Nie, nie trawa...

– Mhm. – Księżniczka pokiwała głową ze zrozumieniem, mimo że zupełnie nie rozumiała, czemu w takim razie Rita pragnie tak bardzo czuć łupież własnymi kubkami smakowymi. Przewodniczce wypadało zaakceptować, że zadaje się aktualnie z dziwakami.

– Zastanawiające – odezwała się Ayano, ignorując zaciśnięte wymownie usta Lady. – Nie przypadkiem bardziej jak coś mięsnego? Kurczak?

– Nieee – zameczała degustatorka. 

– To tak nie działa – dało się słyszeć surowy szept.

– Ale o co wam chodzi? Lady?

– O nic – odparła krótko, chowając z powrotem ręce za plecy. – Smacznego.

– Lady! – roześmiała się Ayano i jej wzrok głównie zatrzymał się na Piotrku, który jedynie gwałtownie zażądał od swojej twarzy wywołanie nieznacznego skurczu przypominającego uśmiech. – Powiedz jej!

– Niby co? Czy ja ci wyglądam na jakiegoś zoologa? Skąd mam wiedzieć, co to za gatunek, którego skórę ona w tej chwili połyka?

Rita splunęła, wygięła się na tysiąc różnych sposobów, po czym odchrząknęła.

– Co?

– Wybacz – zreflektowała się księżniczka. – Taki żarcik.

– Nieśmieszny – podsumował obiekt kpin. – Co się stało? Zachowujesz się całkiem inaczej niż przedtem. Spoważniałaś.

– Broń – odpowiedziała. – Musimy ją zdobyć i średniawo mi się to widzi, choć mamy farta, że nic jej nie strzeże, bo to specjalna skrytka. Gaster nigdy się nie mylił w tej kwestii, jest... jasnowidzem. 

– Raczej ciemnowidzem – zauważył Piotrek. – Wywróżył nam bitwę. Lecz z kim...?

– Może z nimi? – zasugerowała Rita z palcem uniesionym ku zalepionej stadem wielkouchych nietoperzy bocznej bramie za rogiem, które na dźwięk obcej rozmowy załypały zgodnie po sobie żółtymi ślepiami.

– Nie – zaprzeczyła stanowczo Lady. – Są zbyt słabe. Ale tak czy siak trzeba jakoś przejść, a jesteśmy goli i weseli, więc pozostaje pomachać na wszystkie strony rękami, może odlecą. Jak dobrze było rozgrzać się herbatką na taką okazję! Ayano, co proponujesz zrobić, zanim nas zobaczą?

– Proponuję krzyknąć chórkiem, by wyrazić swoją wyższość nad tymi podrzędnymi istotami.

– Kocham cię, dziewczyno, jednak czasem mnie przerażasz – skomentowała Lady z autentyczną dumą. – Podoba mi się, do dzieła!

– Właśnie dlatego jesteś wybrańcem, złośnico – zabrzmiała zgoda.

– Beleth... – wydobyło się samoistnie z księżniczki i zatrzymało ją w pół kroku. – Beleth, ja...

– Lady? – zaniepokoiła się nastoletnia doradczyni jakby zupełnie zbita z tropu. – Halo? Spójrz! – Pomachała delikatnie z niewinnym uśmieszkiem.

– Zbliżmy się – wydała rozkaz księżniczka zaraz po głębokim wydechu, omijając szeroko wzrokiem sylwetkę Ayano, co wywołało kilka słów szeptu krążących pomiędzy Parsifalem a Ritą.

Potem grupa jednocześnie krzyknęła.

 Wrzask.

Wezwanie do walki.

To ten czas!

Podłużne źrenice żółtych oczek zwężyły się momentalnie do kształtu cienkiej kreski i ciałka porażonych zwierzątek w akompaniamencie przeraźliwego pisku poderwały się do lotu, wirując najpierw wokół własnej osi. Następnie cała niebieska chmura ruszyła przed siebie, prosto do źródła hałasu, lecz teraz nie był to wyłącznie jednostajny krzyk, a raczej świst uciekającego koronnie z Rity zaduszonego strachu.

Piotrek zdołał jedynie zrobić zdziwioną minę, jednak nie dał nóg za pas, bo tu chodziło o życie jego przyjaciółki! Wbrew temu, jak ze swoją odwagą zdążył przedstawić się były król, wskoczył przed driadę, by na oślep walić zaciśniętymi kurczowo pięściami w przeciwników, którzy postanowili wybrać rudowłosą na idealny obiad rodem z najlepszej restauracji. 

– Ała, gryzą! – postękiwał posiłek oraz przestał, gdy Parsifalowi omsknęła się ręka, ładując skumulowaną energię z impetem w nos driady. 

Tymczasem Lady... stała. Tylko stała. Nie próbowała strzepywać z siebie stworzeń, bo każda mniejsza rana zasklepiała się całkowicie już po niecałej minucie nawet prawie bez bólu. Nawet wraz z ubraniem.

Przeklęta nieśmiertelność; żadnej frajdy. 

Miały się spłoszyć, pomyślała wcześniej szczerze zaskoczona, jeszcze zanim Ayano bohatersko napadła na któregoś ze smakujących damską łydkę nietoperzy, żeby rozerwać mu boleśnie skrzydło. 

– Biedactwo – szepnął głos Lady, gdy drapieżna główka głodomora roztrzaskała się za karę pod naciskiem buta. – Przecież ja nie zginę, ich ratuj.

Czarne oczy Ayano rozejrzały się prędko, żeby ocenić sytuację, zetknęły się utęsknionym spojrzeniem na dosłownie pół sekundy ze wzrokiem księżniczki, rozprysnęły się iskry i coś bardzo odległego mimowolnie rzuciło:

– Racja.

*

– Oho! – zawołał szef wszystkich szefów. – Czyżby przypadkowo nasze Serce Światów nie składało się z pięknie błyszczących kryształów?

– Owszem – ucieszyła się Monika. – Składa się.

– Czy nie mają one soczyście czerwonego zabarwienia ukazującego nasze przyszłe zwycięstwo? – kontynuował, pozwalając sobie zostawić kompanów w tyle.

– Mają – rzekła i oblizała się ochoczo.

– Więc oto on.

– Nasz pierwszy kawałeczek... – westchnął X-Hektor wgapiony w świecidełko. – Mogę dotknąć?

– Lepiej brnij dalej! Sporo ich czeka na odkrycie, przeszukuj zatem skały bez pogaduszek. 

– Na szczęście macie ze sobą kogoś wiedzącego doskonale, gdzie należało zacząć małe zbieranie – przypomniała zdrajczyni.

– Cudowna Monika – zachwyciły się oba Dzieciopłody naraz. 

– Och, nie przesadzajcie!

– Nie, nie przesadzamy. Dzisiejszy dzień przejdzie do historii jako odzyskanie naszej chwały! Wystarczy zaledwie kilka kawałeczków!

Na to stwierdzenie dziewczyna zachichotała niemal bezdźwięcznie oraz poprawiła włosy, zarzucając je sobie na plecy.

– Tam jest jeszcze jeden. – Podpowiedziała ruchem ręki.

*

Podniesiono zakurzony sztylet wysadzany na rękojeści barwnymi szklanymi kulkami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top