23. Nas to nie spotka.
Pięć lat później.
Shawn:
— Issac, pilnuj siostry. Emma! Gdzie ty znowu polazłaś?!
Biegałem po całym domu, szukając dwójki małych szkrabów.
Coś mignęło mi przed oczami, więc od razu ruszyłem w tamtą stronę. Dotarłem do łazienki, w której była dwójka moich dzieci.
Pięcioletni Issac Mendes i jego czteroletnia siostra Emma Mendes. Mówiąc w skrócie: dwa diabły.
Dziewczynka stała na krześle, które było ustawione przed lustrem. Cała umywalka upaprana była przeróżnymi kosmetykami, tak samo jak twarz Emmy. Pomalowała usta - jeśli można to tak nazwać - czerwoną szminką, na twarz nałożyła zbyt jasny puder, a oczy objechała niebieskim cieniem.
Jej starszy brat stał obok, przyglądając jej się z uwagą, a na jego twarzy nałożona była pianka do golenia, która oblepiała dosłownie całą jego twarz, łącznie z brwiami. W rączce trzymał moją maszynkę do golenia.
Zesztywniał momentalnie, gdy tylko zobaczył mnie w odbiciu lustra i upuścił przyrząd do golenia na podłogę, odwracając się w moją stronę.
— Co wy wyprawiacie? — Założyłem ramiona na piersi, próbując wyglądać groźnie. — Wiecie, że mama was pozabija? Emma, wypaprałaś jej całe kosmetyki.
Dziewczynka rzuciła szminkę, którą trzymała w dłoni do zlewu, a jej oczy momentalnie wypełniły się łzami.
Moje serce zacisnęło się boleśnie, bo nie znosiłem kiedy któreś z moich dzieci płakało. Ruszyłem w jej stronę i wziąłem ją na ręce, nie zwracając uwagi na to, że cały się ubrudzę.
— Nie płacz księżniczko — wyszeptałem, gdy owinęła małe rączki wokół mojej szyi.
— Ma-ma-mamusia p-przestanie mnie-kochać? — Zaczęła się jąkać, a jej dolna warga drżała z nerwów.
— Co? Nie kochanie, mamusia nigdy nie przestanie cię kochać. — Uspokoiłem ją, kołysząc się z nią na boki. — Nigdy, jasne?
— A-aa t-ty? — spytała cichutko, chowając główkę w mojej szyi.
— Ja też nie przestanę, bo jesteś moją księżniczką, a swoich księżniczek nie można nie kochać — wyjaśniłem, przez co na twarzy mojej córki pojawił się mały uśmiech.
— A Issaca?
— Issaca też kocham, malutka. — Zapewniłem, wychodząc razem z dziewczynką z pomieszczenia. — Poszukamy go, hm?
Pokiwała wesoło głową, na co cicho się zaśmiałem, bo to było naprawdę urocze.
Nadal nie mogłem uwierzyć w to, że mam dwójkę cudownych dzieci i najlepszą żonę na świecie. Wydawało mi się to nierealne, że kiedyś będę aż tak szczęśliwy.
Gdyby ktoś powiedział mi piętnaście lat temu, że w wieku trzydziestu jeden lat, będę miał własną rodzinę, którą będę kochał nad życie, to bym go wyśmiał.
Mieszkaliśmy w Toronto, choć gdy zaczynaliśmy być razem, to widzieliśmy siebie tylko w Londynie.
Nawet w jakimś stopniu udało nam się zwalczyć moją chorobę. Nie mogłem być pewny tego, że dożyje późnego wieku, ale tak długo jak byłem tu z nimi- niczego więcej nie potrzebowałem do szczęścia.
Weszliśmy razem do pokoju dzieci, w którym na łóżku siedział Issac. Wzrok miał wlepiony w okno, a głowę opierał na dłoniach. Razem z Emmą usiedliśmy na materacu, ściągając na siebie wzrok chłopca.
— Co jest, młody? — Ukułem go palcem w brzuch, przez co zaśmiał się pod nosem, a my razem z nim.
— Będziecie na mnie teraz źli? — spytał cicho, wlepiając we mnie jasnobrązowe tęczówki.
— Jasne, że nie.
Pokręciłem głową, rozkładając ramiona by się do mnie przytulił, a on zrobił to od razu. Teraz w trójkę leżeliśmy na o wiele za małym łóżku, przytulając się do siebie.
***
— Cześć kochanie.
Madison weszła do kuchni, zsuwając płaszcz ze swoich ramion. Pochyliła się nade mną, by pocałować mój policzek, ale odwróciłem głowę i jej wargi zatrzymały się na moich.
— Tęskniłem — mruknąłem cicho, owijając dłonie wokół jej bioder, by móc przyciągnąć ją do siebie. Stanęła między moimi nogami, dłonie zarzucając na moją szyję.
Czułem jak jej palce drażnią skórę na karku, a przez moje całe ciało przechodzą dreszcze. Swoje dłonie wsunąłem pod koszulkę dziewczyny, zmniejszając odległość między nami do minimum.
— Gdzie dzieci? — wyszeptała do moich ust, co chwilę składając na nich czułe pocałunki.
— Śpią — odpowiedziałem zgodnie z prawdą, otrzymując w zamian szeroki uśmiech od brunetki.
— Wspaniale.
Wspięła się na moje kolana, na których usiadła okrakiem i wróciła do przerwanej czynności, układając przy tym dłonie na skórze moich pleców.
***
Madison:
— Tata powiedział, że dostaniemy frytki i pizzę — jęknął Issac, siadając z niezadowoloną miną obok siostry.
— A widzisz tu gdzieś tatę? — Wskazałam na pomieszczenie, unosząc przy tym brwi. Mały pokręcił głową, robiąc naburmuszoną minę. — A więc zjecie to, co ugotowałam ja.
Przygotowałam się już na krzyki i płacz, kiedy usłyszałam jak drzwi wejściowe się otwierają.
Ktoś bardzo mocno trzasnął, więc to na pewno nie był Shawn. Zmarszczyłam czoło, wstając z miejsca by zobaczyć, kto postanowił nas odwiedzić. Kilka sekund później w progu pojawił się Taylor. Był zgarbiony, a wyraz jego twarzy wskazywał na to, że musiał płakać. Przy jego nodze stała średnich rozmiarów walizka.
Spojrzał na mnie i od razu zachciało mi się płakać przez jego minę. Otworzył usta, ale po chwili je zamknął, kręcąc głową na boki.
— Melissa... o-ona... ona chce rozwodu — wychrypiał, powodując swoimi słowami, że z dłoni wypadła mi łyżka, którą trzymałam.
— Dzieci, idźcie do pokoju, zaraz przyniosę wam pizzę — mruknęłam, czekając aż dwa maluchy opuszczą kuchnie. Pobiegły do siebie, krzycząc wesoło.
Ruszyłam w stronę kuzyna i rozłożyłam ramiona, a on mocno mnie przytulił. Chyba zaczął płakać, bo słyszałam jak pociąga nosem, a jego dłonie drżały.
— Co się stało?
— Mogę tu na trochę zostać? — spytał szeptem, a ja bez zastanowienia pokiwałam głową. Był częścią mojej rodziny, więc mógł zostać tak długo, jak tylko będzie chciał.
— A więc? — Zaczęłam temat, odchylając głowę by na niego spojrzeć. — Czemu?
— Ma kogoś innego — powiedział twardo, jakby nie chciał, żebym rozwijała temat.
Ale dla mnie to było niemożliwe. Byli małżeństwem od prawie pięciu lat i nic nie wskazywało na to, że coś jest nie tak. Jasne, kłócili się, mieli problemy. Ale kto nie miał? Ja z Shawnem też nie narzekaliśmy na brak spięć, ale mimo to zawsze jesteśmy przy sobie.
Melissa bardzo kochała Taylora, od zawsze byłam tego pewna. A mój kuzyn był w niej zakochany po uszy.
Więc co poszło źle?
— Zamówię im tę pizzę, a potem pogadamy — mruknęłam, sięgając po telefon i w tym samym momencie do domu wrócił Shawn, który trzymał w dłoniach dwa ogromne kartony.
— Pizza już dostarczona. — Posłał mi uśmiech, po chwili zauważając Taylora siedzącego w kącie. — Cześć Tay.
— Hej — mruknął oschle.
Shawn podszedł do mnie i owinął dłonie wokół mojej talii, mocno mnie do siebie przytulając.
— Co się dzieje? — wyszeptał tak, że tylko ja go usłyszałam.
— Rozstają się. Melissa ma kogoś innego — mruknęłam, chowając głowę w zagłębienie jego szyi i zaciągając się moim ulubionym zapachem.
— Jak dobrze, że nas to nie spotka. — Odetchnął, gdy zostaliśmy na moment sami. — Prawda?
Kiwnęłam głową, zatrzymując spojrzenie na jego bursztynowych tęczówkach.
— Nigdy.
~~~~~
Dwa do końca.
Buziaki, L.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top