22. Wierzę w ciebie.




Rok później.

— Isaac błagam cię, nie jedz tego.

Podbiegłam do malucha, zabierając mu z rączki papierek po batonie. Odpowiedział mi głośnym piskiem, na co wywróciłam oczami. Wyrzuciłam papier do śmietnika, opierając się o blat skąd miałam idealny widok na mojego raczkującego po całym salonie synka.

Był tak ruchliwy, że ledwo za nim nadążałam, bo co chwilę pojawiał się w innym miejscu. Właśnie przez to cały mój dom wyglądał jak jedno, wielkie więzienie. Musiałam zagrodzić przejście z salonu do przedpokoju i na taras, bo nigdy nie wiadomo co uderzy do głowy temu maluchowi.

Zauważyłam, że zatrzymał się w jednym miejscu i siedział w nim od dłuższej chwili. Zmarszczyłam brwi, wchodząc wgłąb salonu, by sprawdzić co przykuło uwagę Issaca. Przyglądał się ramce na zdjęcia w której było zdjęcie Shawna, zrobione w dniu naszego ślubu. Mały siedział z przekrzywioną na bok głową, uśmiechając się od ucha do ucha.

— Co tam widzisz, maluchu? — Ukucnęłam tuż przy nim, czochrając jego krótkie, brązowe włoski.

— Ta-ta! - Wskazał rączką na zdjęcie, a ja powoli pokiwałam głową. — Ta-ta!

- Tęsknisz za tatusiem? - Podniosłam się, biorąc chłopca na ręce, tak jak najbardziej lubił. - Mamusia też tęskni.

— Ta-ta! Ta-ta! Tata! — krzyczał płaczliwym głosem i przysięgam, że mi też zachciało się płakać.

— Nie płacz, mały. — Zaczęłam go podrzucać, ale to nic nie dawało. Może oprócz bólu mojego kręgosłupa, bo jak na dziewięciomiesięczne dziecko, Issac był naprawdę duży.

Moje uspokajanie go nie miało żadnego sensu, bo już po chwili cały dom wypełnił odgłos dziecięcego płaczu, który był dla mnie czymś zdecydowanie najgorszym.

— Co to za krzyki?

Usłyszałam głos przyjaciela, który po chwili wszedł do salonu. Luke posłał mi uśmiech, kierując wzrok na mojego synka.

— Luke Dunne, chodź tu i uratuj mnie przed śmiercią. — Westchnęłam, nadal podrzucając malucha.

— Tatatatatatatatatata! — Przerwał mi kolejny, głośny krzyk.

— Chodź do wujka, zostawmy tą paskudną mamę w spokoju. — Blondyn zbliżył się do nas, wyciągając dłonie w kierunku chłopca, a on od razu się zaśmiał, chcąc, żebym oddała go jego ulubionemu wujkowi.

— Chociaż chwila spokoju — mruknęłam, kierując się do kuchni, gdzie mogłabym wypić w końcu swoją ulubioną kawę. W tej samej chwili złapałam się za brzuch, bo poczułam dziwne osłabienie, a zaraz po tym zrobiło mi się niedobrze, więc biegiem ruszyłam do łazienki, gdzie zwymiotowałam całą zawartość swojego żołądka.

***

— Ja się chyba zabije — burknęłam do Luke'a i Melissy, którzy siedzieli razem ze mną w pokoju. Mieliśmy chwilę wolnego, bo w końcu trzyosobową drużyną udało nam się położyć małego do łóżka. — Znowu mam rezygnować z kawy? Dopiero zaczęłam ją pić.

Naszą rozmowę przerwał dźwięk otwieranych drzwi i po chwili w przedpokoju ukazała się dobrze znana mi sylwetka. Na dworzu wyjątkowo mocno padało, więc jego ciemne włosy przykleiły się do twarzy, a koszulka z krótkim rękawem cała zmokła, uwydatniając jego wszystkie mięśnie.

- Wróciłem. - Po domu rozbrzmiał mój ulubiony głos, więc od razu poczułam się lepiej. Chwilę później Shawn pojawił się w salonie, lustrując wzrokiem naszych przyjaciół. - Cześć wam.

— Shawn, słyszałem, że macie bardzo aktywne życie seksualne z Maddie, no nie? — wtrącił Luke, a ja walczyłam z ochotą na zamordowanie go.

— Yyy-co? — Shawn zmarszczył brwi, patrząc raz na mnie, raz na blondyna.

Gdy jego wzrok znowu zatrzymał się na mojej osobie, postanowiłam wyjaśnić mu tę sytuację. Uniosłam do góry plastikowy przedmiot, który z daleka wyglądał jak termometr.

— Jesteś chora? — Ruszył w moją stronę, wyglądając na zmartwionego.

— Tak, ta choroba to bardzo rzadki przypadek. Trwa dziewięć miesięcy. — Luke zachichotał, poruszając brwiami.

— Ale-co. Jak-co? Co? — Zatrzymał się nagle, wyglądając jakby nic nie rozumiał.

— Jestem w ciąży, Shawn. Będziemy mieli dziecko, kolejne. Nie wiem jak to przeżyje — mruknęłam, wstając. Zbliżyłam się do bruneta, a on od razu owinął moją talię dłońmi, mocno mnie do siebie przyciągając.

— To najlepsza wiadomość jaką dzisiaj usłyszałem.

***

— Naprawdę będziemy mieli drugie dziecko. — Shawn mruknął z niedowierzaniem, układając moje nogi na swoich. Siedzieliśmy przytuleni do siebie na kanapie, a w telewizorze leciał jakiś dziwny program.

— Myślisz, że damy sobie radę? — spytałam cicho, zagryzając nerwowo wargę.

— My byśmy nie mieli dać rady? Kochanie, jesteśmy silni, razem. — Ucałował czubek mojej głowy, okrywając nasze ciała ciepłym kocem.

— Issac dzisiaj strasznie płakał, bo za tobą tęsknił — wtrąciłam, chowając twarz w zagłębienie jego szyi. Zaciągnęłam się moim ulubionym zapachem, cicho wzdychając.

— Ja też za nim tęskniłem. I za tobą. Najchętniej wcale nie wychodziłbym z domu, ale muszę pracować. W końcu mieliśmy wrócić do normalności.

Uśmiechnęłam się mimowolnie przez jego słowa. To prawda, powrót do zdrowia Shawna kosztował nas wiele wyrzeczeń i trudności, ale było warto. Nadal nie mieliśmy stuprocentowej pewności, że w przyszłości wszystko będzie dobrze, ale tak długo, jak nie było żadnych komplikacji- cieszyliśmy się z tego.

Ciągle musiał jeździć na wizyty kontrolne, przyjmować leki i uważać na siebie bardziej niż kiedykolwiek. Ale był tu ze mną; z nami. I byliśmy naprawdę najszczęśliwszą rodziną na świecie.

— Miałam wszystko zaplanowane Shawn... — burknęłam cicho. — Chciałam zacząć pracować w banku, który otwiera się za pół roku. I co ja teraz zrobię? Z brzuchem, a potem noworodkiem niezbyt sobie poradzę.

— Kochanie, dramatyzujesz. Przecież masz mnie. Masz Melissę, Luke'a i Taylora. Jest moja mama, która na pewno zajmie się maluchami. Damy radę, jestem tego pewny.

— Skąd możesz mieć co do tego pewność? — zapytałam cicho, unosząc głowę by na niego spojrzeć. Przyglądał mi się z delikatnym uśmiechem na ustach, a jego włosy były cudownie rozczochrane.

— Pamiętasz, jak uważałem, że nie warto się leczyć bo pewnie i tak nie dożyje następnego miesiąca? Albo narodzin Issaca? Byłaś wtedy pewna, że sobie poradzimy, bo w to wierzyłaś. Teraz przyszła kolej na mnie i to ja wierzę w ciebie i w nas. — Gładził dłonią moje plecy, przyciągając mnie jeszcze bliżej swojego gorącego ciała.

— Gdy o tym mówisz, to wydaje mi się, że wszystko będzie dobrze — wyznałam, zagryzając nerwowo dolną wargę, którą po chwili Shawn uwolnił z uścisku moich zębów.

— Bo będzie dobrze. Chyba na świecie nie ma niczego, co mogłoby nas zniszczyć.

Przymknął powieki, próbując chociaż na chwilę się zrelaksować po ciężkim dniu.

Usłyszałam płacz dochodzący z pokoju obok i już wiedziałam, że Issac się obudził. Wysunęłam się z uścisku chłopaka, ruszając w stronę dochodzącego dźwięku. Wzięłam płaczącego malucha na ręce i wróciłam z nim do salonu, gdzie na kanapie cały czas leżał rozłożony Shawn.

— Ta-ta! — Mały krzyknął, gdy tylko zobaczył sylwetkę bruneta. Zaśmiałam się cicho, bo ta dwójka naprawdę za sobą przepadała i byli prawie nierozłączni.

— Chodź do taty. — Wyciągnął do niego ręce, a chłopiec od razu krzyknął z entuzjazmem. Po chwili obaj leżeli pod dużym kocem, patrząc na mnie takimi samymi, bursztynowymi tęczówkami. — Mama do nas nie dołączy?

Wywróciłam oczami, ale kilka sekund później znalazłam się na kanapie, przygnieciona przez ciałko mojego synka. Shawn obejmował naszą dwójkę ramionami, co chwilę całując czubek mojej głowy.

To był zdecydowanie nasz ulubiony sposób na spędzanie wolnego czasu.

~~~~

Kochani, zostały trzy rozdziały!

Buziaki, L.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top