17. Nie mam zamiaru cię pocieszać.
Usiadłam na łóżku, cały czas ściskając papier w dłoni. Jeszcze nic do mnie nie dotarło i tak naprawdę nie wiedziałam o co chodzi. Nie było żadnego wyjaśnienia.
Ale to nie brzmiało dobrze. Guz, rokowania, przerzuty?
Shawn... miał raka?
Nienienienie.
To niemożliwe. Prawda?
Ręce zaczęły mi drżeć i nie mogłam nad tym zapanować. Chciałam wszystko wiedzieć, już, w tej chwili, ale nie mogłam się nawet ruszyć.
Czy jego dziwne zachowanie było spowodowane tym, że był chory?
Nie, nie wierzę.
Nie byłam w stanie nawet płakać, bo najzwyczajniej w świecie byłam zszokowana.
Od razu przypomniałam sobie wczorajszą rozmowę z jego mamą, gdy mówiła o chorobie jego taty. Kiedy tłumaczyła, że wolałaby wiedzieć od razu... Ona miała na myśli Shawna, a nie Manuela... i to, że mi nie powiedział.
— O mój Boże — wyszeptałam sama do siebie, zakrywając usta dłonią.
Szybko chwyciłam telefon i w pierwszym odruchu chciałam zadzwonić do Shawna, ale wpadł mi do głowy pomysł, żeby to sprawdzić. W liście była podana nazwa, więc w internecie muszą być jakieś informacje.
Wpisałam w wyszukiwarkę ESFT i kliknęłam w pierwszy lepszy link.
"Mięsak Ewinga także guz Ewinga (łac. sarcoma Ewingi, ang. Ewing's sarcoma, Ewing's tumor) – pierwotny, złośliwy nowotwór kości, dotykający najczęściej dzieci i młodych dorosłych.
Według badania European Intergroup Cooperative Ewing's Sarcoma Study (EICESS), przeprowadzonego na 369 pacjentach, 3-letnie przeżycie odnotowano w 66% przypadków chorych ze zlokalizowanym guzem, w 43% przypadków chorych z przerzutami do płuc w momencie postawienia diagnozy oraz w 29% przypadków chorych z licznymi przerzutami odległymi.
Mięsak Ewinga jest agresywnym nowotworem złośliwym i wymaga intensywnego leczenia trwającego od 9 miesięcy do jednego roku. Jeżeli ESFT nie reaguje na chemioterapię "pierwszego rzutu", należy zastosować leczenie oparte na innych cytostatykach lub zaproponować choremu udział w badaniu klinicznym."
Wszystkie moje obawy potwierdziły się w jednym momencie. To był nowotwór. I to złośliwy. I szanse na to, że Shawn będzie żył po leczeniu wynosiły około sześćdziesiąt procent dopóki choroba nie dosięgnie jego innych narządów. A jeśli tak...
Nie mogłam o tym myśleć, to było dla mnie zdecydowanie zbyt wiele w tym momencie. Nagle wszystko zrozumiałam.
To, że Shawn chciał tak szybko wziąć ślub. Robił to ze względu na mnie i dziecko.
Zerknęłam jeszcze raz na list i zauważyłam, że został wysłany ponad dwa miesiące temu.
Czyli równie dobrze mogło się mu pogorszyć, prawda? Nawet nie wiem, czy był z tym u lekarza.
Poczułam się oszukana, choć nie wiedziałam, czy mam do tego podstawy. Odsunął mnie od tak ważnej sprawy, jaką jest jego życie. Dlaczego?
Skuliłam się na łóżku, chcąc zasnąć i najlepiej już nigdy się nie obudzić. Albo, żeby to wszystko okazało się snem.
Wolałabym, żeby całe moje życie z Shawnem okazało się być nieprawdą. Wolałabym, żeby to wszystko -zaczynając od dnia w którym się poznaliśmy - okazało się być snem, niż żeby on był śmiertelnie chory.
Tu nie chodziło o mnie i o to, że stracę kogoś, kogo kocham z całego serca.
Chodziło tylko i wyłącznie o Shawna, który był młody i miał całe życie przed sobą. Miał tyle planów i marzeń.
Czemu złe rzeczy zawsze przytrafiają się tak dobrym ludziom?
Zacisnęłam palce na kartce, którą nadal trzymałam w dłoni, czując że powoli zasypiam, bo moje oczy nagle zrobiły się ciężkie.
***
Shawn:
— Odwiozłam ją do domu, bo naprawdę kiepsko się czuła — powiedziała nagle, a ja pokiwałem głową. Bawiłem się kubkiem od kawy, przewracając go co jakiś czas.
— Dzięki — burknąłem do dziewczyny, nie wiedząc co więcej mogę powiedzieć.
— Zamierzasz jej w końcu powiedzieć? — Uniosłem wzrok po raz pierwszy, marszcząc brwi.
— I jak ty sobie to wyobrażasz? "Hej kochanie, jest taka sprawa, bo mam raka i prawdopodobnie umrę w ciągu roku, ale ej, kocham cię, chodźmy na pizzę" — mruknąłem z sarkazmem, zaciskając szczękę. — Poważnie?
— Więc wolisz, żeby dowiedziała się w dniu twojej śmierci, czy jak? — Na jej słowa wzdrygnąłem się. — Shawn. Dobrze wiesz, że to realny temat i musisz zacząć o tym myśleć. Nie możesz odkładać tego w nieskończoność, bo nie będziesz żył wiecznie. Ba, nie wiadomo nawet czy dożyjesz narodzin waszego dziecka.
— Pocieszasz.
— Nie mam zamiaru cię pocieszać. Ale pomyśl o tym. Pomyśl o Madison i waszym dziecku. Nie lepiej ją przygotować na najgorsze? Pomyślałeś o tym, co może się stać, gdy nagle umrzesz? Jak ona zareaguje? Co się stanie z maleństwem?
— Kurwa. — Przetarłem twarz dłonią, bo miała cholerną rację. — Muszę jej powiedzieć.
Przełknąłem głośno ślinę, denerwując się coraz bardziej. Odkładam tę rozmowę od prawie dwóch miesięcy i naprawdę miałem coraz mniej czasu. Lekarz wyraźnie mi powiedział, że zaczyna się przerzucać na inne narządy, co sprawia, że mam tylko trzydzieści procent szans na dożycie do przyszłego roku.
— Powinieneś też zacząć się leczyć; taka wskazówka.
Parsknąłem śmiechem, kręcąc przy tym głową.
— To nie ma sensu.
— Czemu ty to robisz?! — Uniosła się, co naprawdę mnie zdziwiło.
— O czym ty teraz pieprzysz?
— O tym, że gadasz jak to bardzo ją kochasz i inne pierdoły, a nawet nie próbujesz o siebie walczyć. Nie podejmujesz próby, by tu zostać. Jesteś tchórzem Mendes — syknęła, wstając i zostawiając mnie całkiem samego. Uderzyłem dłonią w stół, ściągając na siebie zaciekawione spojrzenia kilku osób.
Opuściłem szpital, nie mówiąc nic nikomu i wsiadłem do samochodu, ruszając w dobrze znanym mi kierunku.
Nie jestem tchórzem. Powiem jej. Teraz.
Pod dom dojechałem w około godzinę, przeklinając korki i tak duży ruch. Gdzie oni wszyscy do cholery jeździli?
Otworzyłem drzwi, zastając w domu całkowitą ciszę. Odetchnąłem cicho, widząc buty Madison, które zostawiła przy wejściu.
Zahaczyłem jeszcze o kuchnię, w której wypiłem szklankę soku, ruszając po schodach, do pokoju, w którym prawdopodobnie była dziewczyna. Nie zdziwiłem się, gdy zobaczyłem ją skuloną na łóżku. Spała, oddychając nierówno, co znaczyło, że się denerwowała.
Miała na sobie moją bluzę, ale nie trudno było się domyślić, że marznie. Chwyciłem koc, żeby ją okryć i kiedy podszedłem bliżej by to zrobić nagle zesztywniałem.
W jednej z jej dłoni znajdowała się pognieciona kartka i dopiero teraz zauważyłem zaschnięte łzy na jej policzkach.
Nie, nie mogła dowiedzieć się w taki sposób.
To jakiś cholerny żart.
Delikatnie wyrwałem kawałek papieru, przekonując się, że to naprawdę jest list ze szpitala. Opadłem na łóżko tuż obok niej, chowając twarz w dłoniach.
Miałem ochotę krzyczeć i rozwalić wszystko, co stanie mi na drodze. Zamknąłem oczy, nie mogąc się uspokoić.
To nie miało tak wyglądać. Nie w ten sposób, błagam.
Wstrzymałem oddech, gdy poczułem na swoim ramieniu krótki dotyk, a zaraz po tym brunetka usiadła po mojej lewej stronie.
Patrzyła na mnie, czułem to doskonale, ale ja nie potrafiłem patrzeć na nią.
— Dlaczego? — Tylko to jedno pytanie wydobyło się z jej ust. Ton jej głosu był przepełniony żalem, który na pewno do mnie miała.
Nie mogłem się odezwać, bo żadne wytłumaczenie nie przychodziło mi do głowy. Nie mogłem się ruszyć, bo czułem jak bardzo straciłem w jej oczach.
~~~~~
Kochani, chcę Wam tylko powiedzieć, że jeszcze jakieś osiem rozdziałów przed nami, bo chcę to zamknąć w dwudziestu pięciu częściach,
Buziaki, L.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top