13. Wolałabym wiedzieć od razu.
— Shawn! Możesz mnie łaskawie postawić?! — krzyknęłam, próbując udawać oburzoną jego zachowaniem, ale niezbyt mi to wychodziło.
— Nie, nie mogę. Jesteś moją żoną, chce to zrobić tak jak trzeba. Zamknij się już.
Posłał mi wściekłe spojrzenie, a ja momentalnie się uciszyłam.
Trzymałam kurczowo szyję bruneta, gdy tak jak pannę młodą wnosił mnie do naszego mieszkania. Uparł się, że to zrobi, bo jego zdaniem to była "tradycja". Niezbyt podobał się ten pomysł, biorąc pod uwagę to, że z powodu mojego stanu nie jestem już najlżejsza. Mimo to ostatecznie pozwoliłam mu to zrobić i kilka minut później siedzielismy razem na naszej białej, skórzanej kanapie.
Ułożyłam się na jego kolanach, głowę wtulając w szyję, której zapachem się zaciągnęłam i który tak jak zawsze był nieziemski.
— Uhm-Maddie — mruknął cicho, ściągając na siebie mój wzrok. — Nadal chyba muszę... no wiesz, wyjechać.
— Yhm.
Pokiwałam powoli głową, zagryzając wargę. Przecież nie mogłam go tu zatrzymywać.
— Nie musisz się o mnie mart...
— Ostatnim razem też tak mówiłeś — burknęłam tak cicho, że z pewnością mnie nie usłyszał.
— Co mówiłaś?
— Nic, nieważne. Wiem, że musisz tam jechać Shawn, to oczywiste. Tylko kiedy?
— Hm... właściwie to chciałem, żebyś poleciała ze mną. Jest jedno miejsce w które chcę cię zabrać, moglibyśmy spędzić tam kilka dni.
Jedną dłonią przeczesał swoje ciemne włosy, drugą układając na moim udzie.
— Coś w rodzaju miesiąca miodowego? — Zmrużyłam oczy, czekając na odpowiedź.
— Możemy to nazwać i tak.
Wzruszył ramionami, nachylając się do pocałunku, ale zakryłam jego usta dłonią.
— Podoba mi się ten pomysł.
— Naprawdę?
— Tak i to bardzo. Mogę iść się pakować?
— Nawet jeszcze nie powiedziałem kiedy to miałoby być, Madison. — Roześmiał się cicho, a ja posłałam mu groźne spojrzenie.
— No i co z tego? — Wysunęłam dolną wargę do przodu, udając smutną. — Mogę?
— Ogh-możesz. Pomogę ci.
Zaczął się podnosić razem ze mną, ale zatrzymałam go dłonią.
— Poradzę sobie kochanie. — Uspokoiłam go, wstając powoli z jego kolan.
— Jakby coś się działo, to jestem tutaj.
Pokiwałam głową i puściłam mu oczko, wychodząc z salonu.
***
Dwa dni później staliśmy już na lotnisku w Toronto i nagle spłynęły na mnie wszystkie wspomnienia ostatnich lat.
To, jak pierwszy raz wyjeżdżałam do Londynu, myśląc, że tym samym wyrzucam Shawna ze swojego życia. To, jak kilka miesięcy później wróciłam tutaj, do niego, by tylko go zobaczyć. To wtedy tak naprawdę zaczęła się nasza historia, pełna przeszkód, kłótni, nieporozumień, łez, smutku, złości ale też szczęścia, radości, szczerości, zaufania i przede wszystkim miłości.
Ale teraz byłam tutaj – i już nie byłam zwykłą, przeciętną Madison Meester, która szuka swojego miejsca na świecie. Zmieniło się nie tylko moje nazwisko ale też podejście do życia i innych, bardziej przyziemnych spraw.
— ...do domu moich rodziców. Madison, słuchasz mnie?
Z zamyślenia wyrwał mnie głos bruneta.
— Uhm-nie. Zamyśliłam się. — Zagryzłam wargę, obejmując dłońmi jego tors, przez co na jego twarz wpłynął uśmiech.
— Jak zawsze rozkojarzona.
Wywrócił oczami z rozbawieniem, całując czubek mojego nosa.
— Po prostu myślałam o swoim życiu. O tym jak bardzo się zmieniło. — Uśmiechnęłam się, zadzierając głowę, by móc patrzeć prosto w moje ulubione-bursztynowe oczy.
— Wiesz – życie ma to do siebie, że z biegiem czasu się zmienia — mruknął ze śmiechem, obrywając ode mnie groźnym spojrzeniem. — No już, żartowałem przecież.
— Twoje poczucie humoru spada na dno z wiekiem — burknęłam, powstrzymując się przed roześmianiem.
Czy to normalne, że dwójka dorosłych ludzi po ślubie, dogryza sobie na każdym kroku?
Nie, my zdecydowanie nie byliśmy normalni.
— Więc co tam mówiłeś, zanim przerwałeś mi moje rozmyślania?
— Że najpierw pojedziemy do domu moich rodziców. Zatrzymamy się tam na noc, jutro wezmę samochód i pojedziemy.
— Okej, pasuje mi. Ale przed wyjazdem koniecznie chcę odwiedzić ciocię i Taylora z Mel.
Przejechałam palcem po jego policzku, na którym widniała mała blizna, zaraz po tym czule muskając to miejsce wargami.
— Co tylko zechcesz.
***
— Tak się cieszę, że nas odwiedziliście! Maddie, kochanie! Jak ty wspaniale wyglądasz!
Mama Shawna uścisnęła mnie tak mocno, że ledwo mogłam oddychać, ale to było miłe.
— Mamo, bo ją udusisz — Usłyszałam cichy śmiech i po chwili kobieta trzymała w ramionach swojego syna tak, jakby miał dziesięć lat i wrócił po długim dniu spędzonym poza domem. — Też cię kocham.
— Maddie, hej!
Przy moim boku wyrosła wysoka dziewczyna, którą mocno przytuliłam na powitanie.
— Aly, słońce, dobrze cię widzieć — mruknęłam zgodnie z prawdą, a ona wprowadziła mnie wgłąb mieszkania, zasypując różnymi opowieściami. Posłałam Shawnowi rozbawione spojrzenie, ruszając za nią.
— Mam ci tyyyyyyle do opowiedzenia, Boże. I ty też musisz mi wszystko opowiedzieć, koniecznie. Tak się cieszę, że przyjechaliście. To okropne, że dzieli nas tyle kilometrów, nie sądzisz? No-nieważne. Opowiadaj-albo nie. Ja zacznę. Mogę? No to słuchaj...
Parsknęłam śmiechem, widząc tyle radości w tej dziewczynie. Dopiero teraz zauważyłam tyle podobieństw między nią a moim Shawnem, że to było aż dziwne – ale w miły sposób.
Pierwsze dwie godziny zleciały nam na rozmowach – bardziej na opowiadaniach Aly, a ja nawet nie zauważyłam upływu czasu.
Ruszyłam do kuchni, by napić się wody, bo od mówienia naprawdę zaschło mi w gardle. W pomieszczeniu zastałam Shawna razem z jego mamą i nie wyglądali na szczęśliwych. Wbrew przeciwnie - chłopak stał oparty o blat, a jego twarz wyrażała zmartwienie. Podeszłam do niego i odruchowo objęłam jego ciało ramionami, przytulając się mocno. Od razu odwzajemnił gest, jakby tylko na to czekał, całując czule moją głowę.
— Jak się czuje Manuel? — spytałam cicho, nie chcąc poruszać nieprzyjemnego tematu.
— Jest stabilnie, ale lekarze nie obiecują niczego. To rak, może go wykończyć w każdej, najmniej oczekiwanej chwili. Potworne cholerstwo, odbiera całą chęć do życia, zabierając z niego najważniejsze osoby — odpowiedziała mi ze smutkiem, przez cały czas jednak utrzymując kontakt wzrokowy z synem.
— Od jak dawna wiecie?
— Ja wiedziałam od początku, sama byłam z nim na badaniach diagnozujących. Uważam, że to niedojrzałe, ukrywać przed swoją drugą połówką tak ważny fakt. Przecież lepiej jest ją przygotować na najgorsze. Nie wyobrażam sobie, tak nagle dowiedzieć się o jego śmierci, nie mając wcześniej pojęcia o chorobie. Nie uważasz, że to byłoby niesprawiedliwe, Madison?
Pod koniec wypowiedzi spojrzała na mnie, a ja zauważyłam okropne emocje w jej oczach, przez które momentalnie posmutniałam.
— Tak, to byłoby niesprawiedliwe. Ja też wolałabym wiedzieć od razu-chociaż... nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić, to mimo wszystko wolałabym wiedzieć. — Westchnęłam, zerkając na Shawna, który stał sztywno, jakby nagle ogarnął go paraliż. W końcu potrząsnął głową, posyłając mi słaby uśmiech.
— Pojadę z mamą do szpitala, zostaniesz z Aly? — spytał cicho, a ja pokiwałam głową.
— Nie ma najmniejszego problemu, pozdrówcie ode mnie twojego tatę.
Ucałowałam szybko jego usta, wracając do salonu, gdzie czekała na mnie brunetka, która nie mogła się doczekać, by dokończyć swoją opowieść.
~~~~~
Jejku, dziękuje Wam za 3K wyświetleń w tak krótkim czasie, jesteście najlepsi!
Buziaki, L.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top