11. Pomyliły ci się nazwiska.
— Proszę wszystkich o uwagę!
Taylor zastukał widelcem w kieliszek, podnosząc się z krzesła. Wszyscy momentalnie zwrócili swoje spojrzenia na niego. Posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił i poczułam jak Shawn chwyta moją dłoń pod stołem.
— Chciałbym powiedzieć kilka słów, bo myślę, że wszyscy zasługują na to, żeby to usłyszeć. Shawn, Madison. Jestem z was dumny. — Wskazał na nas kieliszkiem, nie tracąc uśmiechu nawet na moment. — Jestem dumny, że daliście sobie radę z tymi wszystkimi przeszkodami, które stanęły na waszej drodze, a sami najlepiej wiecie jak dużo ich było. Nie ukrywam Shawn, nie byłeś moim ulubieńcem gdy dowiedziałem się o tym, że rozmawiasz z moją kuzynką. Byłem na nią wściekły bo byłeś jedyną osobą, którą chciałem trzymać z daleka od niej, ale ona musiała być uparta i w to wchodzić. Nie ma się co oszukiwać, długo się nie lubiliśmy i nie mogliśmy na siebie patrzeć. Nie mogłem zrozumieć tego, że jesteście razem. Miałem o tobie wyrobione zdanie i ona zdecydowanie mi do ciebie nie pasowała. Bałem się, że zostawisz ją ze złamanym sercem, a wiedziałem, że mogłaby tego nie znieść. I potem działy się te wszystkie rzeczy, o których nie będę wspominał bo każdy nas chce to wyprzeć z pamięci, ale wiecie o co chodzi. Ona w ciebie nie zwątpiła, nigdy. Zawsze uważała, że jesteś dobrym człowiekiem o wielkim sercu i szczerze przyznam, że po długim czasie ja też w końcu to zobaczyłem. Zauważyłem, że jesteście dla siebie stworzeni i że musicie być razem. Więc wybaczcie mi każdą próbę rozdzielenia was i tak bardzo się cieszę, że byłem w błędzie. Nie zmieniajcie się, kochani.
Taylor mówił z łzami w oczach, a wszyscy uważnie go słuchali. Na koniec po sali rozeszły się głośne brawa, a ja musiałam kilka razy zamrugać by się nie rozpłakać.
Poczułam wargi Shawna przy swoim uchu i od razu się uśmiechnęłam.
— Zaraz będzie moja kolej na wzruszającą przemowę.
Zaśmiał się cicho, a ja razem z nim.
— W takim razie teraz ja, ja też mam parę słów do powiedzenia. — Melissa podniosła się, patrząc na nas z czułością. — Jako jedyna i najlepsza przyjaciółka panny młodej chyba mam do tego prawo, racja?
Kilka osób się zaśmiało, kiwając twierdząco głowami. Oparłam głowę na dłoni, wlepiając wzrok w stojącą naprzeciwko mnie brunetkę.
— Kochani moi, pierwsze co chcę powiedzieć to, to... że Luke Dunne wisi mi pięćset dolców. — Wskazała dłonią na chłopaka, a on udawał, że nie wie o co chodzi. Zmarszczyłam brwi, zerkając kątem oka na Shawna. — Sześć lat temu na jednej imprezie i nie powiem, że byliśmy wtedy trzeźwi... Luke nawiązał wasz temat, na co ja stwierdziłam, że jeszcze spotkamy się na waszym ślubie. Wyśmiał mnie tak głośno, że wszyscy zwrócili wtedy na nas uwagę, ale się ze mną założył. Więc dziś, jestem najszczęśliwsza na świecie, bo od momentu gdy pierwszy raz was razem zobaczyłam – Mads, ty wiesz kiedy dokładnie – czułam, że to nie jest przelotna znajomość. Życzę wam wszystkiego co najlepsze i dziękuje za to, że pozwoliliście zarobić mi pięć stówek.
Roześmiałam się na jej słowa, a dziewczyna podbiegła do nas by uściskać każdego z osobna. Usłyszałam jak szepcze do Shawna "dbaj o nią", na co on pokiwał głową.
Goście się rozeszli, bo niektórzy poszli tańczyć, niektórzy się przewietrzyć. Ja z Shawnem siedzieliśmy przez większość czasu na swoich miejscach, bawiąc się swoimi dłońmi. Mój wzrok powędrował na złoty pierścionek, który teraz zdobił mój palec i był identyczny, jak ten, który miał Shawn.
Shawn Mendes – mój mąż.
Czy to nie brzmi absurdalnie?
— To najszczęśliwszy dzień w twoim życiu?
Usłyszałam jego szept przy swoim uchu i od razu odwróciłam głowę w jego stronę.
— Nie Shawn, każdy przy tobie taki jest.
Przez jego twarz przemknął cień uśmiechu, gdy gładził palcami mój policzek.
— Mama powiedziała mi, że ślub nie zmieni tego co jest między nami. Że wcale nie będzie inaczej, niż było do tej pory.
— Myślę, że miała rację.
— Więc mamy szczęście, że jesteśmy idealni.
***
Staliśmy z Shawnem po środku parkietu i musiałam szczerze przyznać – on naprawdę nie potrafił tańczyć. Zarzuciłam dłonie na jego szyję, a on swoimi objął moją talię. Ruszaliśmy się na boki w rytm muzyki, stojąc ciasno przy sobie. Tak właśnie wyglądał nasz taniec.
Mimo wszystko, nie wyobrażałam sobie, żeby to mogło wyglądać inaczej, lepiej. Wszystko było na swoim miejscu i pomimo tego, że ja uwielbiałam tańczyć to nigdy nie zamieniłabym mojego nietańczącego chłopca na żadnego innego.
Dochodziła pierwsza w nocy i po każdym było widać, że zabawa trwa w najlepsze. Większość osób była nieźle pijana, ale nie przeszkadzało mi to.
Shawn towarzyszył mi dziś i uparł się, że nie będzie pił. Zdecydował się tylko na jeden kieliszek szampana.
— Naprawdę sądzisz, że jesteśmy idealni? — spytałam nagle, unosząc głowę by na niego spojrzeć.
— W nieidealny sposób, owszem. Uważam tak, pani Mendes. — Zachichotałam na jego słowa, a on skradł mi krótki pocałunek.
— Nie uważasz, że to piękne? Kilka godzin temu złożyliśmy sobie obietnicę, że już zawsze będziemy razem. Nie opuszczę cię aż do śmierci — powtórzyłam moje wcześniejsze słowa. — Ani po niej.
Przez twarz Shawna przebiegł grymas, ale szybko go zatuszował. Odwrócił na moment wzrok od mojej twarzy i mogłam przysiąc, że jego ramiona się spięły.
— Mogę do was dołączyć?
Przy naszym boku wyrósł nagle Luke, który był już nieźle pijany.
— Może odprowadzić cię do hotelu? — spytał Shawn, obejmując mnie jednym ramieniem.
— Njeeie, chce tuuu zosta...
— Dunne, daj im spokój.
Taylor złapał jego ramię, a ja razem z Shawnem się zaśmialiśmy. Po chwili dołączyła do nas Melissa razem z Aly.
Zmierzyłam siostrę Shawna wzrokiem i byłam w szoku, jak pięknie wygląda. Czas tak szybko uciekał, że nie zorientowałam się nawet kiedy zmieniła się w kobietę. W końcu miała już prawie osiemnaście lat. Czyli tyle co Shawn, kiedy go poznałam.
— Jak się bawicie? — Shawn przeniósł wzrok ze mnie na czwórkę osób stojących przed nami.
— To najlepsze wesele na jakim byłam! — zapiszczała Aly, wywołując u mnie napad śmiechu.
— To jedyne wesele, na jakim kiedykolwiek byłaś, siostro.
Machnęła na niego ręką i odbiegła od nas, szukając swojego chłopaka.
— Madison. — Usłyszałam głos mojego przyjaciela, Luke'a, który stanął przy moim wolnym boku. Miał zmartwiony wyraz twarzy i marszczył brwi. — Ktoś bardzo chce się z tobą zobaczyć. Nalegał na rozmowę, chociaż przez chwilę. Próbowałem go spławić, ale to nic nie dało, to jakiś desperat.
— Dajcie mi chwilę — mruknęłam do przyjaciół i Shawna, ruszając za Lukiem. Nie miałam zielonego pojęcia, kto mógł chcieć się ze mną zobaczyć, przecież wszyscy moi znajomi byli razem ze mną.
Zignorowałam słowa Shawna, chcąc jak najszybciej mieć to z głowy, więc kiedy razem z przyjacielem wyszliśmy z restauracji, ja zaczęłam rozglądać się na boki i wtedy usłyszałam znajomy głos.
— Madison Meester, jak dobrze widzieć cię po tylu latach.
Spięłam się momentalnie, powoli odwracając w stronę tej osoby. Zmarszczyłam brwi, patrząc na nikogo innego jak na Liama Bookera - największego śmiecia na świecie. Poczułam się jakby sparaliżowana i nie mogłam zupełnie nic powiedzieć, ale poczułam znajomy zapach i dotyk, więc Shawn zdecydowanie musiał stanąć za mną, obejmując mnie ramieniem.
— Pomyliły ci się nazwiska chłopcze, ona teraz nazywa się Mendes.
~~~
Żeby nie było tak słodko i kolorowo, musiałam wprowadzić kogoś- kogo nie lubimy,
Buziaki, L.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top