08. Nigdy nie pozwoliłam ci z niego odejść.
Tydzień później siedziałam w samochodzie Luke'a, który miał mnie zawieźć do domu. Wypuścili mnie ze szpitala, gdy lekarze mieli pewność, że nic nie grozi mi ani mojemu maleństwu.
— Jak się czujesz? — zapytał mój przyjaciel, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
— A jak mam się czuć? Shawn mnie zostawił.
— Wróci, zobaczysz.
— Może wróci, ale czy będę go chciała?
Parsknęłam na swoje słowa, bo były tak idiotyczne. Jasne, że będę go chciała.
Był moją pierwszą, prawdziwą miłością. Spędziliśmy razem pięć lat i wszystko było tak cudownie, bez żadnej skazy. Wszystko co pięknie kiedyś się kończy.
Ale czemu akurat my? Przecież to nie miało żadnego sensu. Przecież Shawn i ja, ja i Shawn, my byliśmy idealnie nieidealni.
Nawet nie próbował się ze mną kontaktować, ja także nie podjęłam próby. Czemu zawsze coś musi stanąć nam na drodze do szczęścia?
Kilkanaście minut później blondyn zatrzymał samochód pod apartamentowcem w który mieszkałam razem ze swoim narzeczonym- a może już byłym.
Miałam milion pytań i nie miałam nikogo, komu mogłabym je zadać.
— Chcesz żebym poszedł z tobą? — zapytał, wskazując głową wejście.
— Nie, nie trzeba. Dam radę, potem się zobaczymy. — Ucałowałam jego policzek, wyskakując z samochodu.
— Dzwoń jakbyś czegoś potrzebowała!
Potrzebuje mojego Shawna, załatwisz mi go?
Wzięłam głęboki oddech, kierując się razem z moją torbą do windy. Kilka minut zajęło mi wjechanie na dziewiąte piętro.
Z mocno bijącym sercem chwyciłam za klamkę od drzwi, które były zamknięte. Przekręciłam klucz w zamku, a one ustąpiły posłusznie. Nie chciałam tu być, naprawdę. Rzuciłam bagaż na ziemię, pozbywając się swojej bluzy. Była końcówka lata i dni robiły się coraz chłodniejsze, a ja nie mogłam narażać się na choroby w moim stanie. Gdy odwieszałam ubranie na wieszak, moja dłoń zetknęła się z jedną z kurtek Shawna. Poczułam jego zapach i niemal się rozpłynęłam, zanim uświadomiłam sobie, że go tu nie ma.
Mimo to jego buty nadal stały w tym samym miejscu co pamiętałam, a gdy weszłam do sypialni wszystkie jego rzeczy nadal tu były. Zmarszczyłam brwi widząc to wszystko. Nie zabrał swoich ubrań? Miał zamiar wrócić?
Moje serce momentalnie przyspieszyło, a ja poczułam suchość w ustach. Skierowałam się do kuchni po szklankę wody i oparłam się o blat, popijając napój.
Usłyszałam jakiś hałas dochodzący z salonu i bez zastanowienia ruszyłam w tamtą stronę. Ktoś się włamał?
Tak szybko jak weszłam do pomieszczenia, zastygłam w bezruchu. Zamrugałam oczami i kilkakrotnie zamknęłam je, otwierając zaraz po tym. Shawn siedział na białej, skórzanej kanapie z głową między dłońmi. Siedział tu, ale wyglądał na nieobecnego.
Nie musiałam nawet widzieć jego twarzy by wiedzieć, że jest w kiepskim stanie. Jego postawa idealnie o tym świadczyła.
W końcu uniósł głowę i wtedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ja jeszcze bardziej zamarłam, nie dowierzając w to, co widzę. Jego oczy były czerwone i skóra wokół nich także. Skóra straciła cały blask, a usta były mocno napuchnięte. Zauważyłam rozcięcie na jego brwi i policzku, na które zmarszczyłam brwi.
Patrzeliśmy na siebie w ciszy i żadne z nas nie wiedziało co mogłoby powiedzieć.
Czułam jednocześnie ulgę, jednocześnie cholerny ból, widząc go tutaj.
W mojej głowie zrobiło się jeszcze większe zamieszanie, a ja już nic nie rozumiałam.
— Co ty tu robisz? — wychrypiałam w końcu.
— Um-mieszkam? — Jego głos był przepełniony sarkazmem i wiedziałam, że znowu tworzy wokół siebie mur obronny. Uniosłam brwi, czekając na wyjaśnienia. — Chciałem poczekać aż wrócisz, żeby wyjechać.
Od razu rozpoznałam kłamstwo przez sposób w jaki jego usta się zacisnęły w cienką linię.
— Kłamiesz, Shawn... — mruknęłam, odwracając się na pięcie i gdy chciałam odejść, usłyszałam jedno zdanie, które zdecydowało o tym, że zostałam w tym samym miejscu.
— Nie mogę znieść myśli, że mnie nienawidzisz.
Spojrzałam w jego kierunku, ciężko wzdychając. Pokręciłam głową z rozczarowaniem, ruszając w jego stronę. Usiadłam na kanapie, a nasze kolana się zetknęły.
— Nie nienawidzę cię, Shawn...
— Bo mnie nie znasz, prawda? I nigdy nie chciałabyś poznać — wyznał na jednym tchu, a ja zerknęłam na niego ze zdziwieniem.
To było prawie sześć lat temu.
— Um-pamiętasz to?
— Pamiętam wszystko, co do mnie mówiłaś.
— Właśnie chodzi o to, że znam cię aż zbyt dobrze i to chyba największy problem, bo ja wiem, że nie chcesz tego wszystkiego. — Ułożyłam jedną dłoń na swoim brzuchu, nie odwracając od niego wzroku. — Nie chcesz, żeby nasza rodzina się rozpadła.
Powoli pokręcił głową, a ja cicho odetchnęłam. Między nami zapanowała cisza, a ja tak cholernie chciałam się do niego przytulić.
— Nie pocałowałem jej — wyznał w końcu.
— Och-co-czekaj. Nie zrobiłeś tego? — zająknęłam się, marszcząc czoło.
— Nigdy bym tego nie zrobił. Zmyśliłem to.
Westchnęłam z ulgą, słysząc te wszystkie słowa wychodzące z jego ust. Wierzyłam mu i nie - nie byłam naiwna. Po prostu dobrze znałam Shawna i wiedziałam, że nie jest tym typem.
Nie myśląc zbyt wiele, wtuliłam się w jego bok, a on potrzebował chwili, by zrozumieć ten gest. Objął mnie ramieniem, przyciągając tak blisko siebie jak to było możliwe. Trzymał mnie w swoich ramionach, przyciskając do piersi, gdy usiadłam okrakiem na jego kolanach. Czułam ciepło bijące z jego ciała i nie mogłam się nie uśmiechnąć, bo wiedziałam, że on - mój Shawn - do mnie wraca.
— Pozwolisz mi wrócić do twoje-waszego życia?
Spojrzał na mnie, a jego spojrzenie nieco złagodniało.
— Nigdy nie pozwoliłam ci z niego odejść. — Złożyłam krótki pocałunek na jego nosie, na co parsknął śmiechem, roztapiając cały lód na moim sercu.
Wtuliłam głowę w jego szyję, zaciągając się moim ulubionym zapachem.
Nie wiem ile czasu spędziliśmy w tej pozycji, ale zaczęłam robić się naprawdę senna, gdy Shawn zaczął kołysać mnie w swoich ramionach jak małe dziecko.
— Jesteś głodna? — zapytał, a ja pokiwałam głową, czując jak podnosi się ze mną na swoich kolanach.
Dotarliśmy do kuchni, gdzie usiadłam na blacie, obserwując jak brunet przygotowuje dla nas makaron z serem. Uwielbiałam przyglądać się mu, gdy gotował. Był wtedy tak okropnie skupiony na tym, co robi, zupełnie jakby cały świat dookoła nie istniał.
Pół godziny pózniej znów siedzieliśmy w salonie, zajadając się kolacją. Dźgałam widelcem jego dłoń, gdy chciał podkraść moją porcję i naprawdę cicho się śmiałam, bo wszystko tak szybko zaczęło wracać do normalności.
— Pobierzmy się jeszcze w tym roku — mruknął, powodując, że zakrztusiłam się sokiem.
— Co-ale-co? Jak? — wykrztusiłam, patrząc na niego oniemiała. Shawn wyglądał jakby mówił śmiertelnie poważnie.
— Proszę, chcę to zrobić jak najszybciej. — Jego oczy były przepełnione smutkiem i nie mogłam domyśleć się czemu.
— Dobrze, Shawn, zgadzam się — odpowiedziałam spokojnie i na moment zobaczyłam jak znów jest wesoły. — Ale dlaczego tak nagle na to wpadłeś?
— Powiem ci, Madison. — Westchnął, wtulając się w moje ramię, którym odruchowo go objęłam. — Tylko daj mi na to trochę czasu i absolutnie niczym się nie martw. Chcę, żebyś została moją żoną jeszcze w tym miesiącu.
~~~~~
Buziaki, L.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top