02. Nie zostawię cię w takim stanie.

— Na... kilka tygodni? — wychrypiałam, gdy w końcu udało mi się odezwać.

Słowa Shawna cały czas brzmiały w mojej głowie. Pozbyłam się już łez, które zebrały się w moich oczach, ale cały czas czułam, jak próbują wrócić.

Oderwałam się od ciała bruneta, nieznacznie się odsuwając. Shawn od razu chwycił moje dłonie i czule ucałował wierzch każdej z nich.

— Mój tata jest w szpitalu... sama rozumiesz, Maddie. Nie mogę tak zostawić mamy i Aaliyah. One są załamane, mama nic nie je, nie chce rozmawiać z młodą. Aaliyah dzwoni do mnie co kilkanaście minut, cała zapłakana i...

— Dobrze Shawn, rozumiem to. Spokojnie...

Teraz to ja ściskałam uspokajająco jego dłonie, bo widziałam jak jego oczy lśnią od łez.

Dla niego rodzina zawsze była czymś najważniejszym na świecie, nie mogłabym się na niego złościć przez to, że chce ich wspierać w tak trudnym czasie. Sama uważałam, że to by tam jechał to dobry pomysł.

— Mogłabyś jechać ze mną... — Zaczął powoli, zwracając na siebie mój wzrok. — Tylko pewnie praca ci na to nie pozwoli.

— Masz rację — westchnęłam ciężko.

Nagle zakręciło mi się w głowie i zachciało wymiotować. Szybko zeskoczyłam z biurka, odpychając od siebie Shawna i wybiegłam z pomieszczenia, kierując się do łazienki.

Pochyliłam się nad toaletą i po chwili zwróciłam całą zawartość mojego żołądka. Ohyda. Tkwiłam przez dłuższą chwilę w tej samej pozycji, czując ból w gardle. Nienawidziłam tego stanu z całego serca, ale nic nie mogłam na to poradzić.

— Maddie? — Usłyszałam ten dobrze znany mi głos i dopiero wtedy się ocknęłam. Wstałam powoli, kierując się do umywalki, gdzie dokładnie przemyłam twarz i wypłukałam usta. Shawn cały czas stał obok mnie, posyłając mi zmartwione spojrzenie. — Co się stało? Madison?

— To nic takiego Shawn... chyba zaszkodziło mi śniadanie — mruknęłam wymijająco. — Kiedy wyjeżdżasz?

Zmrużyłam oczy, odganiając napływające łzy. To był najgorszy moment na to, żeby mnie zostawił tu całkiem samą, ale nie mogłam go trzymać na siłę.

— Jutro rano — odpowiedział cicho, jakby bał się to powiedzieć.

Momentalnie zamarłam, po dłuższej chwili posyłając mu rozwścieczone spojrzenie.

— Serio Shawn? Akurat jutro? W naszą piątą rocznicę?

— Maddie, posłuchaj...

— Nie, nie chce słuchać! — krzyknęłam, odtrącając jego dłoń. — Jak możesz mi to robić?!

— Madison co się z tobą dzieje?

Brunet złapał moje nadgarstki, ale wyszarpałam je z jego uścisku, ruszając do drzwi.

— Gówno! — wydarłam się, nie zwracając nawet uwagi na to, że nie jestem już w łazience. W tym momencie wszystko dookoła ucichło i pracownicy przyglądali się mi i Shawnowi, który był tuż za mną ze zdziwieniem.

— Maddie...

Poczułam jego dłoń na plecach, a zaraz po tym popchnął mnie delikatnie w stronę mojego gabinetu. Ale nie chciałam żeby mnie teraz dotykał, nie chciałam żeby tu był. Skoro nie mógł mnie zrozumieć, to lepiej żeby zostawił mnie samą.

— Zostaw mnie, Mendes. — Odwróciłam się gwałtownie w jego stronę ze łzami w oczach. — Mam dużo pracy.

— Nie zostawię cię w takim stanie — wyszeptał, nadal trzymając rękę w tym samym miejscu.

— Nie chcę teraz z tobą być — powiedziałam poważnie, będąc pewną swoich słów. Naprawdę nie chciałam. — Zobaczymy się w domu.

To były ostatnie słowa jakie do niego wypowiedziałam, bo zaraz po tym odwróciłam się i ruszyłam szybko do swojego biura, zostawiając chłopaka w osłupieniu. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, niemalże od razu kładąc się na kanapę. Zaczęłam płakać jak małe dziecko i byłam pewna, że z mojego makijażu nic nie zostało.

Nigdy nie zatrzymałabym go, skoro jego rodzina była w takim stanie. Ale nie mógł poczekać i wyjechać dzień później? Prosiłam tylko o jeden, cholerny dzień. Miałam mu tyle do powiedzenia, a on nawet nie mógł ze mną zostać.

Byłam zła, smutna i zrozpaczona jednocześnie. Chciałam krzyczeć i płakać, ale momentalnie też poczułam się winna. Nie powinnam była wybuchać i krzyczeć na Shawna. Powinnam go przeprosić.

Nie, nie powinnam. Zasłużył sobie. Ugh!

— Madison, słoneczko. Mogę wejść?

Usłyszałam głos wujka za drzwiami i momentalnie podniosłam się do pionu, ocierając łzy z policzków.

— Tak wujku — wychrypiałam, wycierając twarz mokrą chusteczką.

Wysoki mężczyzna pojawił się w pomieszczeniu i gdy tylko mnie zauważył, jego usta opuściło ciche westchnienie. Zajął miejsce przy moim boku, uważnie obserwując całą moją sylwetkę.

— Co się stało z Shawnem? — zapytał delikatnie, jakby bał się poruszyć ten temat.

— Skąd wiesz? — mruknęłam, opadając w miękkim materiale kanapy. Zamknęłam oczy, czując nieprzyjemny ból w brzuchu, za który od razu się złapałam.

— Słyszałem. Jak chyba całe biuro...

Nie mógł powstrzymać śmiechu, ale szybko się opanował.

— Uhm... przepraszam — wyszeptałam, zerkając na niego ze skruchą. Ostatnie czego chciałam to, to żeby teraz w firmie powstawały jakieś plotki na mój temat.

— Nie przejmuj się, tylko lepiej mów szybko o co chodzi. — Krewny uspokoił mnie ruchem ręki.

— Shawn musi wyjechać do Toronto, jego tata jest w szpitalu... i wyjeżdża akurat jutro, jakby nie mógł zrobić tego w sobotę. Tak mi zależało na jutrzejszym dniu... — Wyżaliłam się, czując kolejne łzy, które napływały do moich oczu.

— Och, strasznie mi przykro... powiedziałaś mu już? — Powoli pokręciłam głową, zagryzając swoją dolną wargę.

— Nie... i  nie mam pojęcia kiedy to zrobię. Nie będzie go kilka tygodni... — Uświadamiając sobie to, poczułam się jeszcze gorzej niż przed chwilą.

— Madison... musisz mu powiedzieć. Przecież jak wróci za miesiąc... On cię zabije jak się dowie, że wiedziałaś wcześniej.

— Wujku... — Zaczęłam, ale szybko mi przerwał.

— Posłuchaj mnie. — Złapał moje dłonie, wlepiając wzrok w moje oczy. — Shawn to twój narzeczony. Jesteście zaręczeni od trzech lat, planujecie wspólne życie, ślub, macie już nawet wybrany termin... jak myślisz, jakby się poczuł gdyby dowiedział się, że ukrywałaś przed nim taki fakt? Poczułby się oszukany, Madison...

Słuchałam uważnie co ma mi do powiedzenia i z przykrością musiałam stwierdzić, że ma rację. Ma cholerną rację. A kolejna kłótnia z Shawnem to coś, czego nigdy w życiu bym nie chciała.

To, co koniecznie chciałam przekazać Shawnowi w dniu naszej piątej rocznicy...

Dokładnie tydzień temu dowiedziałam się, że jestem w szóstym tygodniu ciąży. Pod moim serduszkiem rosło maleństwo moje i Shawna. Nasze ukochane maleństwo, tylko i wyłącznie nasze. Gdy się dowiedziałam, na początku byłam zrozpaczona. Przecież mam dopiero dwadzieścia trzy lata i wszystko było jeszcze przed nami. Zarówno Shawn jak i ja, chcieliśmy się teraz skupić na karierze, na rozwijaniu naszego związku jeszcze bardziej.

O dziecku do tej pory nawet nie rozmawialiśmy. To oczywiste, że chcieliśmy mieć maleństwo, ale nie teraz, nie w taki sposób...

Przez całe siedem dni zbierałam się do tego, by mu powiedzieć i podjęłam decyzję, że zrobię to właśnie jutro. Stresowałam się okropnie, ale wgłębi serca wiedziałam, że mój narzeczony się ucieszy. Tak samo jak ja.

Wiadomość o tym, że chce wyjechać i to jeszcze jutro, zepsuła cały mój plan, który tak idealnie wymyśliłam. Zezłościłam się, ale wiedziałam, że to też kwestia moich szalejących hormonów.

Teraz, skoro został nam tak naprawdę ostatni wieczór...

Muszę wrócić do domu, przeprosić Shawna i na spokojnie mu wszystko powiedzieć.

Oby tylko nie dostał zawału.

~~~~

Mamy kolejny rozdział!

Jak Wam się podoba?

Buziaki, L.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top