#7

Dwóch graczy przeciwnej drużyny podało sobie piłkę. Szybkimi podaniami przybliżali się do bramki. Jako środkowy napastnik miałem mało możliwości, więc cofałem się bliżej naszej bramki i obserwowałem świetne odebranie piłki naszego obrońcy. Wysokim podaniem podał piłkę do lewego pomocnika, który przebiegł trochę boiska, po czym, kiedy zorientował się, że nie ma szans iść dalej podał do mnie między nogami jednego z przeciwników. Przyjąłem i zacząłem biec w stronę bramki. Widziałem, że jestem o wiele szybszy i wyższy od obrońców drużyny przeciwnej, więc postanowiłem to wykorzystać. Szybkim zwodem wyminąłem obrońcę, który od razu zaczął mnie gonić tym samym wywierając na mnie presję. Lewy obrońca wybiegł naprzeciwko mnie więc zrobiłem zwód i wyprzedziłem go. Sprintem pobiegłem w stronę bramki. Kopnąłem piłkę w prawy górny róg bramki, ale niestety odbiła się od słupka. Jakby ktoś podgłośnił wcześniej wyciszony przez adrenalinę film usłyszałem jęk tłumu. Zamknąłem oczy. No, zmarnowałem ładną okazję. Nie ważne. Ważne. Nie! Teraz już nie ważne! To dopiero początek meczu, okazji będzie wiele! Wziąłem głęboki oddech i zacząłem się cofać.

Bramkarz wykopał piłkę do gracza przeciwnej drużyny, który był blisko mnie. Podskoczyłem i starałem się uderzyć piłkę głową w stronę jednego z kolegów z drużyny. Mój wysoki wzrost był po mojej stronie. Piłka odbiła się od mojego czoła i powędrowała do Alexa Lee. Fajny z niego chłopak, świetnie panuje nad piłką, ale z szybkością jest u niego słabo.

Alex szybko podał do pomocnika, który nerwowo rozglądnął się, by wiedzieć do kogo może podać. Nie widząc zbytnio okazji podania do żadnego z napastników podał do kolejnego pomocnika, z kolei ten wymienił szybkie podania z obrońcą i kopnął piłkę do Harry'ego, prawego napastnika. Ten brawurowo wyminął napastnika z Veetors i podał do mnie. Rozejrzałem się... 

Zdecydowanie za dużo było tam obrońców, nie było co ryzykować. Zmyliłem przeciwnika udając, że chcę go wyminąć, po czym podałem do Harry'ego. Uniósł prawą rękę czym zasygnalizował Oliverowi, który gra na lewym skrzydle, by podbiegł trochę dalej. Ten zrobił to, a gdy biegł Harry wykonał w miarę celne podanie górą, które Oliver przyjął i zaczął lekko się cofać, próbując wyminąć jednego z najlepszych obrońców Veetors.

W chwili kiedy miał dośrodkować jego przeciwnik zrobił wślizg i niestety nie trafił w piłkę. Niestety, ponieważ Oliver dostał po nogach. Ze szczerym bólem wymalowanym na twarzy przewrócił się i przetoczył się na lewy bok. Zakrył rękami twarz. Obrońca najpierw chciał kontynuować akcję, ale kiedy usłyszał gwizdek sędziego uklęknął przy Olivierze. Sędzia tego spotkania podbiegł do naszego lewego napastnika. Chwilę nad nim klęczał, zapewne pytając o to, czy może dalej grać czy potrzebuje pomocy medycznej. Po paru sekundach podniósł rękę wzywając lekarzy. Stojąc bezradnie na środku boiska obserwowałem całą scenę z przerażeniem.

Na szczęście skończyło się tylko na lodzie w spray'u. Po krótkim czasie Oliver podniósł się i usłyszałem burzę oklasków. Obrońca poklepał go po ramieniu i zapewne przeprosił. Oliver kiwnął głową  i uśmiechnął się najmilej, na ile go było w tej chwili stać. Podczas, gdy przeciwnicy ustawiali się w murek większa cześć mojej drużyny ustawiała się na pozycjach, z których można strzelić. Oliver popatrzył krótko na nas i kopnął piłkę, którą szybko przyjął Harry i wykonał strzał, a ja starając nie cieszyć się za wcześnie podążałem wzorkiem za piłką.

Bramkarz drużyny przeciwnej, Carol Bistan rzucił się i DO TERAZ NIE WIERZĘ, ŻE TO OBRONIŁ! W ostatniej chwili dotknął piłki końcami palców, tak, że pozostała w polu. Większość przeciwników pobiegła w stronę piłki lub udała się na wygodniejsze pozycje. Harry podał do mnie, a ja nie zastanawiając się zbytnio, nad tym co robię zrobiłem przewrotkę i kopnąłem piłkę w światło bramki. Nawet niezbyt boleśnie upadłem i szybko przewróciłem się na brzuch. Piłka... Była w bramce... Bramkarz nie obronił... Strzeliłem gola... STRZELIŁEM GOLA! Na wielkim wyświetlaczu nad stadionem ukazała się powtórka, na której widniałem ja kopiący piłkę i Carol, który tym razem nie dosięgnął piłki. Chwilę potem pokazał się tam nasz herb, a obok niego piękna cyfra "1", natomiast obok herbu Veetors wyświetlało się "0".

Przyłożyłem dłonie do ust po czym wzniosłem ręce do cudownie niebieskiego nieba. Po krótkiej chwili wypełnionej moją nieskończoną radością, rykiem tłumu i szybkim biciem serca moja drużyna rzuciła się na mnie. Wszyscy spoceni, krzyczący i szczęśliwi. Cieszyłem się z nimi. Po chwili emocje trochę się uspokoiły i wróciliśmy na swoje pozycje. "Zachowaj czujność... Staraj się do przodu, nie myśl o tym, co było wcześniej... Nie rozpraszaj się... Dawaj z siebie wszystko..." myślałem, po czym chłodne powietrze rozdarł odgłos gwizdka.

Minuta przed zakończeniem pierwszej połowy meczu. (zapis taki jak godziny, bo właśnie o to chodzi, przesuwamy się trochę w czasie)

Pot, zmęczenie i pragnienie o czymś do picia. To wszystko o czym teraz myślę. Wybawczy dźwięk gwizdka rozbrzmiewa akurat wtedy, kiedy pomocnicy podają do siebie piłkę. Lekki uśmiech pojawia się na mojej twarzy. Wszyscy zawodnicy powoli schodzą z boiska. Do tego czasu jedyna zmiana zawodników jaka zaszła, to wymiana jednego z napastników Veetors. Ten, który zszedł, niefortunnie się poślizgnął i nie był zdolny do dalszej gry. Paru rezerwowych klepnęło mnie w plecy i powiedziało jakiś komplement, ale trudno mi było się na czymkolwiek skupić. Odpowiedziałem tylko "dzięki wielkie".

Wszedłem do szatni. O Boże, jak tu jest cudownie chłodno! Usiadłem na ławce. Zaraz ktoś podał mi jakiś schłodzony napój. Zacząłem pić, i wydawało mi się, że mógłbym to robić w nieskończoność, ale po chwili zaspokoiłem pragnienie.

- Świetna połowa panowie, świetny gol i świetne obrony, ale nie odpuszczajcie! Teraz szybko omówię z wami jak macie grać... - powiedział nasz trener kiedy zacząłem się wycierać ręcznikiem.

Po wysłuchaniu nowej techniki mieliśmy chwilkę na odpoczęcie.

- Świetnie broniłeś - powiedziałem do Toma - Gdyby nie ty to wynik mógłby wyglądać inaczej.

- Dzięki - odpowiedział uśmiechnięty Tom - Gdyby nie ty to wynik także mógłby wyglądać inaczej. Szkoda, że nie mogłem tego zobaczyć z bliska, ale ten ekran u góry też dużo daje - podsumował i przybyliśmy sobie piątkę.

- Nie gorąco ci, tak stoisz i prawie się nie ruszasz? - zapytałem go patrząc bezmyślnie w ścianę.

- Przynajmniej jak się już ruszam, to porządnie - westchnął z uśmiechem i oparł się o ścianę.

Reszta przerwy upłynęła nam w milczeniu. Wszyscy byliśmy zmęczeni.

- No, już czas na was - usłyszałem głos trenera i bardzo niechętnie wstałem z ławki.

---

Ponad 1000 słów! Ja! Ja tyle napisałam! Ale się cieszę! Jestem bardzo dumna z tego rozdziału :D A wam się podoba? Bardzo docenię każdy komentarz, każdą gwiazdkę... :)
Shadow_Stories

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top