#16
Niepewnie wszedłem do środka pokoju, w którym przebywała Kamila. Dziewczyna drzemała. Wyglądała lepiej, niż kiedy byłem tu ostatnio. Usiadłem koło jej łóżka i czekałem, aż się obudzi.
Kiedy otworzyła swoje oczy, zaskoczyła się moją obecnością. Uśmiechnąłem się do niej.
- Hej i co tam?
- Fajnie, że przyszedłeś.
- Wybacz, wcześniej nie mogłem przyjść, bo też utknąłem w tym szpitalu.
- Jasne.
Pogadaliśmy jeszcze chwilę, a następnie wyszedłem. W drodze do swojej sali przypomniałem sobie, że chciałem spytać Kamilę, co się stało w tamtym lesie i czy pamięta łysego kolesia bez oka. Wróciłem się do jej pokoju. Nacisnąłem klamkę i o mało nie dostałem zawału. Zobaczyłem jak moja była połyka garść tabletek i zaczyna nierówno oddychać. Podbiegłem do niej. Z jej oczu spływały łzy. Spojrzałem w nie z przestrachem.
- Lecę po pomoc. Wytrzymaj.
- Nie... Przepraszam...
Wpadła mi w ramiona i zemdlała. Jakaś maszyna zaczęła wariować, a ja położyłem dziewczynę na łóżku. Przystąpiłem do reanimacji. Wnet do środka wbiegli profesjonaliści. Ustąpiłem im miejsca. Obserwowałem jak walczą o jej życie. Któryś z lekarzy spytał, czy coś widziałem. Opowiedziałem mu wszystko, co zobaczyłem zanim straciła przytomność. Od razu zarządził on płukanie żołądka, ale drugi lekarz stwierdził, że już za późno. W tamtym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że wciąż ją kocham. Wraz z jej śmiercią, umarła cząstka mnie. A w mojej głowie pojawiło się poczucie winy. Okazało się, że połknęła jakąś truciznę, którą musiał jej dać ktoś z zewnątrz. Rodzina zmarłej zarządziła śledztwo. Nie wierzyli, że Kamila sama z siebie chciała się zabić. Ktoś musiał ją zastraszyć i dostarczyć trujących tabletek, które wyglądały jak Apap. Od razu skreślili mnie z listy po przesłuchaniu, które odbyło się kilka godzin po śmierci dziewczyny. Tamto wydarzenie rozwaliło mi psychikę. Dostałem jakiejś paranoi. Może dostarczył jej te tabletki tamten łysy koleś bez oka? Czy byłby on w stanie wrócić i pozbyć się i mnie? Raczej najpierw chciałby mi zadać okropny, psychiczny ból. Kto będzie następny? Ja czy Monika? Postanowiłem na własną prośbę opuścić szpital. Złożyłem do tego papiery. Niestety dostałem odpowiedź, że będzę mógł wyjść dopiero jutro. Wkurzyło mnie to.
W nocy nie mogłem spać. Dręczyły mnie koszmary. Budziłem się, co chwilę zdyszany i spocony. Jedynym plusem był fakt, że nie miałem współlokatora. Wtedy prawdopodobnie rano dostałbym od niego skargę o tym, że przeze mnie nie mógł spać. Natomiast ja zlekceważyłbym i tak go, ale to by doprowadziło do niepotrzebnego konfliktu między nami. Kiedy nastała siódma rano, mozolnie wstałem. Wziąłem swoją torbę z ubraniami i wolnym krokiem udałem się do łazienki. Po drodze spotkałem kilka pielęgniarek, które zwróciły mi uwagę. Odpowiadałem, że wychodzę już ze szpitala i nie potrzebuje ich pomocy. Kręciły tylko głową i zostawiały mnie w spokoju. Będąc w łazience, umyłem się i przebrałem. Następnie wróciłem wraz ze swoją torbą do pokoju. Tam pozbierałem wszystkie swoje rzeczy, posprzątałem po sobie, a później poszedłem w stronę recepcji. Stanąłem w kolejce.
Nagle głównymi drzwiami do holu wparowali ratownicy. Wieźli na noszach ranną dziewczynę. Wszyscy wnet ustąpili im miejsca. W ułamku sekundy dostrzegłem, że poszkodowaną jest Monika. Choć niedowierzałem w to, wraz ze swoimi rzeczami popędziłem za ratownikami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top