#14

Natalia

Siedziałyśmy z dziewczynami na trybunach. Przyszła też do nas nowa, Monika. Tosia uśmiechnęła się do niej i po chwili zaczęły o czymś rozmawiać. Obie miały dużo wspólnych tematów, aczkolwiek ja skupiłam się na obserwowaniu poczynań siatkarzy, tak samo jak Hanka. Przyszli już wszyscy oprócz Szymona i Marcina. Po chwili podszedł do nas Kewin.

- Hej dziewczyny. Macie może lepszy kontakt z Szymkiem? Dzwoniłem do niego ostatnio, ale nie odebrał. Mógł obrazić się na mnie za coś, ale Graban i Anastasi rozmyślają, czy lepiej go wyrzucić z drużyny, czy po prostu zawiesić. Innymi słowy - lepiej, by zjawił się zaraz w drzwiach wejściowych.

- Nie widziałam się z nim ostatnio. - przyznałam.

- My z Tosią w ogóle z nim nie gadamy. - odparła Hania.

- A ty? - spojrzał z nadzieją w stronę Mońki.

- Ostatnio też rzadziej gadamy, ale mogę zadzwonić.

Nie powiem, ale poczułam nikłą iskierkę zazdrości. Znam się z Szymonem dłużej i nadal nie mam jego numeru. Jednak szybko uspokoiłam się, by po chwili spojrzeć w stronę Muzaja. Postanowiłam kiedyś do niego zagadać, ale nie teraz. Może jak będziemy wychodzić z hali? Moje rozmyślania przerwała Monika.

- Poczta głosowa.

- No dobra, dzięki.

Odszedł od nas zasmucony. Poszedł w stronę trenerów. Wnet chłopaki rozpoczęli swój trening, a my mogłyśmy podziwiać. Kewin podszedł do Hanki i wyciągnął ją na boisko. Po chwili jednak już wszystkie trenowałyśmy wraz z chłopakami. To było po prostu niesamowite. Dobrze jest mieć kuzyna siatkarza. Do tego tak znanego i uwielbionego. Poczułam się z niego dumna. Może nie jest tak znany jak Kubiak, ale mimo wszystko cieszę się, że go mam. Po półgodzinie na boisko wszedł Janusz. Nie był jednak w swoim stroju treningowym, a jego twarz wyrażała niepokój.

- Szymon jest w szpitalu. - oznajmił wszystkim, ale w stronę trenerów.

Graban przetłumaczył te słowa trenerowi z zagranicy. Natomiast same owe zdanie wywołało na sali niepokój i poruszenie.

- Co się stało? - spytał Grzyb.

- Nie jestem pewien, ale dzwonili ze szpitala do mnie na komórkę, bo Szymek ma mnie w kontaktach jako braciszek Januszek.

Mimo, iż w pewnym stopniu to, co powiedział było zabawne, nikt się nie zaśmiał. Wszyscy czekali na jakąkolwiek relację trenerów.

- To jest coś poważnego? - spytał wreszcie Graban.

- Wyjdzie z tego, ale nie będzie mógł przez jakiś czas grać w meczach.

- Szkoda. Dobra chłopaki musimy dzisiaj trenować mimo wszystko, by nie zawieść siebie ani kibiców w następnym meczu. Musimy go wygrać, dlatego trenujemy dalej. Jakubiszaka odwiedzicie po treningu.

- Ale...

- Żadnych "ale". Sam Szymon pewnie woli, byście dla niego wygrali, aniżeli marnowali czas na niego. Odwiedzimy go jutro, gdy chłopak nabierze sił i będzie mógł opowiedzieć nam, co się stało. W końcu pewnie tylko zżera was ta ciekawość. Musimy ćwiczyć, by wygrać. By nie zawieść ani siebie, ani Jakubiszaka, ani kibiców. Jasne?

Niechętnie zgodzili się z nim. Wzięli do rąk piłki i trenowali dalej z chęcią zobaczenia Szymona. Dowiedzenia się czegoś więcej. Jednak trener w pewnym stopniu miał rację. Natomiast my postanowiłyśmy odwiedzić go jutro z samego rana. Na razie musiałyśmy wspierać trenera w jego rozkazie, by chłopaki nie pomyśleli sobie, że skoro dziewczyny mogą to oni też. W końcu Trefl potrzebował wygranej, żeby nie odpaść z gry.

Gdy już wszyscy oprócz mnie, Muzaja i Nowakowskiego opuścili halę, postanowiłam wreszcie odezwać się do chłopaka, którego podziwiałam. Piotrek z Maćkiem dzisiaj odpowiadali za czystość szatni i boiska. Halę natomiast, jak zwykle, niewiadomo kto zamykał. Pewnie jacyś ludzie do tego przeznaczeni. Piotrek po skończeniu porządków obiecał poczekać na mnie w samochodzie. Ja natomiast czekałam na wyjście Maćka przed szatnią. Wreszcie się doczekałam. Chłopak uśmiechnął się do mnie i gestem zaprosił do pójścia razem z nim.

- Cześć, Natka. Chciałaś coś?

- No w sumie to nie wiem...

Naprawdę nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Przeklnęłam siebie w myślach, że tak nieumyślnie to rozegrałam. Przecież mogłam wcześniej zastanowić się nad pytaniami czy nad tym, co chciałam mu powiedzieć. On tylko się zaśmiał. Swoją drogą naprawdę lubiłam jego śmiech.

- Po prostu chciałam...

- Spytać czy jestem wolny? - zabawnie poruszył brwiami.

- Tak... Nie... Nie wiem... - wypaliłam bez zastanowienia.

- A no chwilowo jestem. - nie stracił pogody ducha i zaśmiał się powtórnie.

- Przepraszam...

- Nie przepraszaj. Jest spoko. Tylko nie wiem czy Piotrek, no wiesz, spojrzałby na nas przychylnie. W końcu w maju kończę dwadzieścia pięć lat, a ty masz?

- Dziewiętnaście, ale dziesiątego stycznia dwadzieścia.

- Ciekawe. Może pogadamy o nas jutro? Wiesz, po wizycie u Szymka. Pójdziemy do kawiarenki i dowiemy się czegoś o sobie, chociaż pewnie znasz mnie lepiej niż ja sam siebie.

Uśmiechnęłam się lekko. Nawet dobrze się nam rozmawiało, a ja obawiałam się zagadać.

- Dobrze.

- Pozwól siebie odprowadzić albo chociaż odwieźć.

- Piotrek na mnie czeka w samochodzie.

- W takim razie, droga Natalio, pozwól odprowadzić siebie do samochodu Piotrka - uśmiechnął się i złapał mnie za rękę. - Zróbmy mu na złość. - szepnął mi nad uchem, poczym puścił oczko.

Nie miałam pojęcia, co miał na myśli, ale się zgodziłam. Przerzucił torbę treningową na lewe ramię. Wyszliśmy z hali, trzymając się za ręce i opowiadając sobie żarty. Przed samochodem Nowakowskiego, Maciek chwycił mnie i podniósł. Zarzucił mnie na plecy, a ja nie wiedziałam po co. Speszyłam się nieco, bo wyglądało to dziwnie. Zaczęłam domagać się, by postawił mnie na ziemię, ale on nic sobie z tego nie robił. Walenie w jego plecy też nic nie dało. Może dlatego, bo cały czas się śmiałam. Dopiero postawił mnie przy mercedesie kuzyna. Pocałowałam chłopaka w policzek i podziękowałam za odprowadzenie mnie. Ten tylko głupkowato się uśmiechnął i pożegnał się ze mną przytulaniem. Dopiero, gdy odszedł do swojego samochodu, odwróciłam się i wsiadłam do środka. Zniesmaczona mina Piotrka mówiła wszystko.

- Jak zrobi ci coś złego, osobiście skopię mu tyłek. - oświadczył, ruszając z parkingu.

- Daj spokój, to tylko żarty. Jeszcze nic pomiędzy nami nie zaistniało.

- Jeszcze? - uniósł pytająco brew.

Zaśmiałam się tylko i nic już nie odpowiedziałam. Wiedziałam, czemu kuzyn się tak o mnie martwi, ale czasem robi się to denerwujące. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że ta jego opiekuńczość wiąże się z przeszłością. Jednak mimo wszystko cieszę się, że idę jutro z Maćkiem na randkę, co prawda nie nazwał tak tego, ale oboje wiemy, o co tak naprawdę mu chodziło. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Całą drogę do domu rozmyślałam o wspólnej przyszłości. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że może pójść coś nie tak.

Fajny rozdział?
Jak są jakieś błędy to raczcie mi wybaczyć.

PaniFornal twoja postać żyje :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top